3. ᴘʀᴏʙʟᴇᴍ ᴡᴌᴀśɴɪᴇ ᴘʀóʙᴜᴊᴇ ʀᴏᴢᴡɪąᴢᴀć sɪę sᴀᴍ.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie~

Przekręciłam się na drugi bok i głośno warknęłam. Przez chwilę byłam przestraszona myślą, że kogoś obudziłam, ale gdy po dłuższej chwili nikt na mnie nie nakrzyczał, po prostu przestałam się tym przejmować. Przetarłam rękoma swoje zmęczone oczy, które powinny być już o tej porze zamknięte i podniosłam się do siadu. Wstałam z niewygodnej kanapy, na której leżałam przez cały ten czas, a następnie usiadłam przy małym stoliku w rogu pomieszczenia. Zaczęłam nerwowo stukać palcami o jego blat i na nowo przypominać sobie wszystko, co stało się dzisiejszego dnia. A stało się zdecydowanie za dużo.

Przeczesałam włosy palcami i wypuściłam z płuc powietrze. Nie mogłam zajmować się takimi myślami, kiedy mój świat dosłownie się walił, choć była to bardzo kusząca propozycja. Musiałam się ruszyć i zająć czymś pożytecznym.

Wstałam z krzesła i od razu ruszyłam do pokoju ojca. Powolnie otworzyłam skrzypiące drzwi, aby przypadkiem go nie obudzić, a następnie wsadziłam głowę do środka. Mizernie wyglądający mężczyzna miał zamknięte oczy i miarowo oddychał. Wiedziałam, że śpi, ale i tak nie mogłam się powstrzymać przed wypowiedzeniem tych kilku słów, które miały być dla mnie jakimś źródłem pocieszenia.

- Wszystko się ułoży - wyszeptałam sama do siebie i jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w twarz ojca, który nie reagował na mój dziwnie brzmiący głos.

Jego lekko pomarszczona twarz wyrażała obojętność i chłód, ale jednocześnie miała w sobie jakąś malutką cząstkę spokoju. Wiedziałam, że sen był dla niego jak najbardziej wskazany, ale nie chciałam niczego mu nakazywać. I tak zawsze robił wszystko wedle swojego zdania. Nigdy nikogo nie słuchał. Mnie nie posłuchał nawet wczoraj, kiedy jego decyzja okazała się tak przykra.

Z mdłym wyrazem twarzy zamknęłam drzwi, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam przed sobą małego Kevina, który wyglądał, jakby dotąd nie zasnął ani na chwilę

- Czemu nie śpisz o tej godzinie? - zapytałam i wyminęłam go, jednocześnie wsadzając sobie wszystkie niesforne kosmyki włosów za uszy. Odwróciłam się i uniosłam brwi.

Widziałam w jego oczach malutką iskierkę współczucia, lecz ta bardzo szybko zniknęła. Myśli chłopaka najwidoczniej zajęły jego własne problemy i zmartwienia. Z pewnością miał ich niemało.

- Czasami śnią mi się bardzo złe rzeczy - odpowiedział i utkwił spojrzenie w swoich skarpetkach. Musiał już dawno ściągnąć buty, a ja nawet tego nie zauważyłam.

Postanowiłam chwilę pomilczeć, bo wiedziałam, bo wiedziałam, że żadne słowa mu w niczym nie pomogą. Takim czymś mogłam go tylko jeszcze bardziej zniszczyć.

Słowa rujnowały, a ja dobrze o tym wiedziałam.

- W porządku - rzuciłam pogodnie i zignorowałam to, że chłopiec chciał powiedzieć coś jeszcze, po czym ruszyłam do kuchennej części mojego mieszkania.

Z szafki wyciągnęłam dwie szklanki i nalałam do nich wody. Po chwili zrobiłam jeszcze kanapki z małą ilością masła orzechowego, a później wszystko położyłam na stoliczku w rogu. Usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stał Kevin. Teraz chłopak zmierzał w moją stronę i wyglądał na bardzo zadowolonego.

Chłopak się przysiadł i z prędkością światła zjadł swoje wszystkie kanapki. Po chwili wypił całą zawartość swojej szklanki i charakterystycznie odetchnął. Patrzyłam na niego z osłupieniem, a gdy on skrzyżował spojrzenie z moim, spuściłam wzrok. Zaczęłam jeść i kątem oka widziałam, że chłopak skierował się do łazienki. Nie zamierzałam go powstrzymywać.

Kiedy już zjadłam, usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Skierowałam się za tym odgłosem do kanapy, na której dzisiaj spałam, a później wzięłam do ręki małe urządzenie. Na ekranie pojawił się nieznany numer, a moje serce na chwilę przestało bić. Do mojej głowy wróciła treść tamtej wiadomości. Oddychałam coraz szybciej. Złapałam się wolną ręką za lewą stronę klatki piersiowej, w której zaczęłam czuć kłucie, a następnie bez żadnego zastanowienia odebrałam połączenie.

Przyłożyłam komórkę do ucha, lecz się nie odezwałam. Czekałam aż osoba, która do mnie zadzwoniła to zrobi, lecz w słuchawce chwilowo panowała cisza. W pewnym momencie usłyszałam znajomy głos.

- Halo? Słyszysz mnie, Mackenzie? - zapytał Tony. Odetchnęłam.

Mój puls się uspokoił. To samo z oddechem. Mózg przestał wymyślać niestworzone historie, które mogły się wydarzyć przez ojca Kevina. Człowieka, którego dziecko trzymałam w mieszkaniu. Niepotrzebnie się w to angażowałam.

Boże. Co ja wyprawiałam?

- Tak. Przepraszam - odpowiedziałam zmieszana. W oczach innych musiałam naprawdę wyglądać bardzo dziwnie.

Mogłam tylko wyobrażać sobie, co właśnie pomyślał sobie o mnie Anthony, który zapewne nie miał żadnych problemów. Bo niby jakie zmartwienia mógłby mieć właśnie on.

- Dzwonię, bo chciałem zapytać o twojego tatę. Jak się czuje?

Głos chłopaka nie był inny, niż zazwyczaj. Brzmiał kompletnie tak samo, jakby nic się nie stało. Jakby wcale mi nie pomógł w tak znaczący sposób. Znałam go od ponad czterech lat, ale dopiero teraz bardziej się do niego zbliżyłam. Wszystko dzięki Molly. I nadal zostawał dla mnie głupim Phelpsem, choć patrzyłam na niego kompletnie inaczej.

- Tak właściwie to nie wiem, ale chyba jest dalej tak samo - westchnęłam, siadając na starej kanapie, na której do niedawna nikt nie siedział ani nawet nie spał.

Chłopak z początku nic nie odpowiedział. Usłyszałam tylko, że sam westchnął, a następnie czekał cicho na rozwój wydarzeń. Nie mógł się jednak spodziewać, że tym razem to ja będę utrzymywać rozmowę. Mógł mówić ile chciał, oby nie sprowadzał cały czas tematu do moich problemów.

- Zmienił decyzję? - zapytał niepewny, czy mógł to zrobić.

Właśnie czegoś takiego chciałam uniknąć, bo nienawidziłam rozmawiać o delikatnych ranach, które można było rozdrapać w każdej chwili. Byłam na to zbyt słaba, a to właśnie tej cechy w sobie nie znosiłam. Przypominała mi o mojej bezradności i beznadziejności.

- Jeszcze z nim nie rozmawiałam - powiedziałam, starając się nie wyrażać swoimi słowami żadnych zbędnych emocji.

Po co to było?

Znowu nastała cisza. Zaczynałam mieć jej powoli dość, więc wstałam z kanapy i zaczęłam sprzątać brudne naczynia po mnie i po Kevinie. Tony się nie odzywał, a ja zdążyłam w tym czasie wszystko pozmywać. Nie byłam zbyt zadowolona z tego, że musiałam to zrobić, ale po prostu się rozłączyłam. Nie miałam siły na kolejne pytania lub beznadziejne słowa pocieszenia.

Odwróciłam się tyłem do zlewu i przyłożyłam trzęsące się ręce do ust, bo chłopak, który przebywał w moim mieszkaniu od wczoraj znów mnie przestraszył.

- Mógłbyś przestać to robić? - zapytałam zdenerwowana, a chłopiec posmutniał i usiadł przy stoliku w kącie, po czym zaczął bawić się swoimi palcami.

Musiałam przyznać, że to było trochę bardziej normalne, niż ciągłe podkradanie się i wprowadzenie mnie w stan przedzawałowy. Mini wszystko postanowiłam to zignorować.

Przez jakieś następne dwie godziny miałam zupełny spokój, który wykorzystywałam na sprzątanie mieszkania, bo tylko to mogło tak naprawdę mnie zająć. Niestety każdy spokój musiał się kiedyś skończyć.

- Cześć! - krzyknęła Molly i zatrzasnęła za sobą drzwi z głośnym hukiem, który obudziłby nawet zmarłego.

Zwróciłam w jej kierunku głowę i uniosłam brwi, po czym głośno westchnęłam. Czy naprawdę nie mogłam chociaż w jedną sobotę mieć detoks od wszystkiego i od wszystkich? Nie prosiłam o tak wiele, a ta przeklęta dziewczyna nie mogła tego uszanować.

- To nie jest dobry moment - warknęłam i przetarłam dłonią swoje spocone czoło.

Dziewczyna wykrzywiła twarz w grymasie niezrozumienia, po czym utkwiła swój wzrok w chłopcu, który dalej bawił się swoimi palcami, lecz teraz patrzył prosto na nią. Blondynka pomrugała kilka razy i tym razem popatrzyła się na mnie. Zbliżyła się do mojej twarzy i zaczęła szeptać mi coś do ucha.

- Kto to jest? - zapytała, a ja pociągnęłam ją za nadgarstki do swojego pokoju, żeby Kevin nie słyszał tego, co miałam zamiar powiedzieć.

Gdy byłyśmy już w małym pomieszczeniu, a blondynka zamknęła za nami drzwi, zaczęłam się wahać. W końcu Molly mogła nie mieć o tej sprawie takiego samego zdania, jak ja i zadzwonić na policję. W końcu jednak przypomniałam sobie, że to Molly. Była moją przyjaciółką i mogłam jej zaufać.

- Wczoraj znalazłam go przestraszonego przy sklepie, który ktoś okradł. To Kevin miał go obrabować, żeby pomóc ojcu, ale w środku był inny złodziej z bronią. Postanowiłam mu pomóc. Jego ojciec już mnie znalazł i chce, żebym się z nim spotkała dzisiaj o północy i oddała mu dziecko.

Wszystkie słowa, jakie z siebie wyplułam, były tak naprawdę opisem mojego nowego problemu.

Malutkim płomykiem, który będzie potrafił w przyszłości rozsiać się po całym piekle i jeszcze dalej.

Dziewczyna zamiast jakoś zareagować po prostu stała przede mną w ciszy i głęboko nad czymś rozmyślała, zagryzając przy tym dolną wargę. Po chwili odważyła się przerwać panującą między nami ciszę, a ja zaczęłam żałować, że to zrobiła.

- No to w czym problem? - zapytała tak, jakbyśmy rozmawiały właśnie o czymś na tyle mało ważnym, że nawet nie powinnam była jej o tym wspominać.

Prychnęłam. Molly zdecydowanie nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Ojciec chłopca, którego trzymałam w mieszkaniu, nagle znalazł mnie i mój numer telefonu, a dodatkowo chciał się ze mną spotkać. W nocy.

- Pójdziesz tam, oddasz mu dzieciaka i po sprawie - Dziewczyna wzruszyła ramionami i dziwiło mnie to, że nadal nie rozumiała tego, co do mnie mówiła.

Wyglądała na nieprzejętą, a to najbardziej mnie denerwowało. Nie mogłam nie wybuchnąć.

- Czy ty siebie słyszysz?! - krzyknęłam bardzo głośno, po czym poczułam w gardle nieprzyjemny ścisk, który mówił mi, że wyraziłam się zbyt dosadnie. Szkoda, że mnie to nie obchodziło.

Blondynka była zdziwiona i zupełnie zdezorientowana moją postawą, bo przecież doradziła mi w tak wspaniały sposób. Jakbym usłyszała przed chwilą z jej ust naprawdę niesamowite i wartościowe słowa.

- O co ci chodzi? - zapytała, a to podjudziło mnie jeszcze bardziej.

Molly zawsze była dla mnie wsparciem. Pomagała mi samą swoją obecnością i uśmiechem. Niestety czasami postanawiała mi doradzać, a to nigdy nie kończyło się dobrze. Bo przecież osoba bez problemów nie mogła powiedzieć niczego mądrego człowiekowi, który nosił na swoich plecach tak ogromny ciężar. To było niemożliwe.

- O twoje bezsensowne rady - westchnęłam zgodnie z prawdą. Nie miałam już siły na to wszystko, z czym musiałam się mierzyć w tak młodym wieku.

Dziewczyna również westchnęła, ale bardzo przeciągle, a później cicho warknęła. Nienawidziła, gdy ktokolwiek mówił o niej coś, czego ona nie chciała słyszeć. A tym bardziej, gdy robił to ktoś bliski. Bardzo bliski. Ktoś podobny do mnie.

- Posłuchaj mnie chociaż raz! - krzyknęła piskliwie. - Problem właśnie próbuje się rozwiązać sam. Mogłabyś postawić na łatwe wyjście, ale nawet nie próbujesz. Bo Mackenzie Margott nigdy nie wybiera najłatwiejszych rozwiązań - dokończyła już spokojnie.

Po chwili zastanowienia przyznałam jej rację. Powinnam oddać temu facetowi Kevina i zamknąć tę sprawę raz na zawsze. On i jego ojciec będą żyli tak, jak dawniej, a ja wrócę do swojego życia codziennego. Będę się zajmować ojcem, modlić i uczyć. Bez żadnych obłąkanych chłopców, złodziei ani innych niebezpiecznych ludzi.

- Chyba masz rację - powiedziałam cicho i powstrzymałam napływające do oczu łzy.

Blondynka uśmiechnęła się do mnie pogodnie, a później zwyczajnie mnie przytuliła. Mocno, ale też bardzo spokojnie i harmonijnie. Czułam ją bardzo blisko siebie i wiedziałam, że w istocie na nią nie zasłużyłam. Nawet przez chwilę nie byłam na tyle dobra, aby dostać kogoś takiego. Kogoś, kto mimo swojej głupoty, zawsze będzie chciał mi pomóc poskładać się do kupy.

- Jeżeli masz ochotę, to możemy zaraz zamówić jakieś jedzenie - powiedziała mi do ucha, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.

Molly naprawdę wiedziała, kiedy potrzebowałam jedzenia, które mogło naprawdę poprawić mi w jakimś stopniu humor. Do tego dochodził jeszcze jakiś napój gazowany i malutka dawka żałosnych żartów Tonego.

- Mogę się do was przyłączyć? - Usłyszałam obok siebie cieniutki głosik. Razem z Molly spojrzałyśmy na dziwnie przerażonego Kevina.

Przez jedno spojrzenie wiedziałyśmy, co mu odpowiemy. Tak po prostu działała nasza przyjaźń. Potrafiłyśmy się zrozumieć bez słów i to zawsze przychodziło nam bardzo prosto. Było jedyną rzeczą w moim życiu, której byłam kompletnie pewna. Wiedziałam, że to nigdy się nie zmieni. Molly również to wiedziała.

- Jasne - powiedziałyśmy jednocześnie, a chłopiec się rozchmurzył.

W trójkę skierowaliśmy się do kuchni. Molly i Kevin usiedli na kanapie, a ja zaczęłam szukać swojego telefonu, czego blondynka nawet nie zauważyła. Zazwyczaj w takich sytuacjach szukała swojej komórki i robiłyśmy sobie małe wyścigi na to, kto pierwszy znajdzie swojego smartfona. Teraz dziewczyna była zupełnie pochłonięta rozmową z małym brunetem. W pewnym stopniu ją rozumiałam, ale jakaś cząstka mnie była o to zazdrosna. Wszystko wytłumaczyłam sobie jednak jej zamiłowaniem do dzieci oraz nową sytuacją. W końcu znalazłam telefon, który znajdował się obok zlewu.

Odblokowałam urządzenie i już miałam szukać numeru do naszej ulubionej pizzerii, ale przeszkodziło mi w tym nowe powiadomienie, w które bez zastanowienia kliknęłam.

Nieznany:

Wystarczy, że wyjdziesz z młodym przed swój blok. Możesz stać obok tej starej ławeczki. Powinienem się nie spóźnić, ale na wszelki wypadek czekaj na mnie do momentu, aż się pojawię. Chłopak musi mnie rozpoznać. Nie oddawaj go w ręce, których nigdy wcześniej nie widział. To bardzo ważne.

Przełknęłam głośno ślinę, a następnie sprawdziłam numer, z którego wczoraj dostałam wiadomość o Kevinie. Została wysłana z innego numeru, niż ta dzisiejsza. Czy to mogło wróżyć cokolwiek dobrego? Ten człowiek wiedział, gdzie mieszkam i jednocześnie mnie przed czymś ostrzegał. Odłożyłam telefon i wpadłam do łazienki, po czym zatrzasnęłam za sobą drzwi. Wiedziałam, że Molly i Kevin mogli pójść za mną, ale w tej chwili kompletnie o to nie dbałam, mając nadzieję, że obydwoje byli zbyt zajęci rozmową. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro.

Nie wyglądałam przecież na winną, więc dlaczego się tak czułam?

* * * * *

Kochani, chciałabym bardzo, bardzo podziękować za to, że tak ciepło odebraliście tę powieść. Ogromnie się cieszę, widząc gwiazdki oraz tak miłe, a jednocześnie kochane komentarze i wiadomości prywatne. Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się jeszcze szybciej i uda mi się wyrobić z nim w przeciągu tygodnia. Mogę zdradzić, że już niedługo będziemy wchodzić w tą właściwą akcję.

~ mt 6, 34

Kocham i do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro