4. ʀᴀᴄᴢᴇᴊ ɴɪᴇ ɴᴀᴘɪsᴀᴌ ᴅᴏ ᴍɴɪᴇ ʙᴇᴢ ᴘᴏᴡᴏᴅᴜ.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Powiodę ślepych drogą, której nie znali, poprowadzę ich ścieżkami, o których nie wiedzieli. Ciemność zamienię w światłość przed nimi, a miejsca nierówne w równinę~

Spojrzałam po raz kolejny na wyświetlacz swojego telefonu. Pokazywał mi niezmiennie, że już za cztery minuty dobiegnie północ. Godzina, w której będzie mogło zdarzyć się wszystko.

- Nie wyglądasz za dobrze - odezwał się mój ojciec, a ja wyrwałam się z wnętrza swojej głowy do rzeczywistości.

Popatrzyłam na jego twarz, która ani trochę nie opisywała tego, co musiał przejść. Nie wyrażała już nawet bólu. A najgorsze było to, że taka postawa była efektem zamierzonym. Mój ojciec był dumny z podjętej przez siebie decyzji, a ja miałam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że tchórzył.

- I kto to mówi - prychnęłam, bo w końcu zaczynałam odczuwać gniew, który przecież musiał mieć gdzieś swoje ujście.

Patrzyliśmy w ten okrutny sposób na swoje zniszczone oblicza. Krzyżowaliśmy ze sobą swój wzrok i pożeraliśmy nawzajem wszystkie swoje emocje, które unosiły się w powietrzu. Nie byłam w stanie odwrócić głowy lub wyjść z pokoju. Nie potrafiłam zająć się czymś innym, bo znowu pochłonęła mnie ta bolesna sprawa. Wspomnienie tego wszystkiego obudziło we mnie na nowo inny rodzaj rozpaczy.

- Wiesz, że nie mogłem postąpić inaczej - powiedział w końcu, a to mocno ułatwiło mi stracenie z nim kontaktu wzrokowego i skupienie się na wykręcaniu sobie w każdą stronę palców.

Po chwili stało się coś dziwnego. Coś, na co nie mogłabym wpaść. Coś, co wcale nie było żadnym pokazem odwagi ani bohaterskim czynem, który kiedyś będzie zasługiwał na swój własny akapit w podręczniku od historii. Nie był to nawet dobry uczynek, a jednak dał mi dużo do przemyślenia.

- Przecież zaraz się spóźnimy - Usłyszałam głos Kevina, a moje serce poczęło wystukiwać zupełnie inny rytm, który mimo wszystko nadal był poprawny.

Wiedziałam, że te słowa mało znaczyły. Nie były mądre i nie przekazywały ważnych wartości. Istniały we wszechświecie tylko jako pospolite kilka słów. A dla mnie były chwilowym wybawieniem.

Kevin mnie upomniał. Zwrócił mi uwagę. Przypomniał o czymś, co miało się za chwilę zdarzyć. Nie mówił wcale o niczym przyjemnym ani łatwym, a jednak na swój sposób wybawił mnie z opresji. Pomógł zapanować nad kotłującym się w moim sercu żarem, który potrafił być prawdziwie destrukcyjny.

Nie odpowiedziałam mu. Zwyczajnie chwyciłam go za rękę i wyprowadziłam z pokoju mojego ojca, a następnie z mieszkania i całego bloku. Usadziłam go na pobliskiej ławeczce zupełnie tak, jak oczekiwał tego jego ojciec. Nie zamierzałam się narażać, bo przecież nie o to mi chodziło. Miałam tylko odstawić bachora i mieć ten problem z głowy. Załatwić tę sprawę raz na zawsze i już nigdy więcej nie wplątywać się w nic podobnego. Potrzebowałam spokoju, a chłopak nie mógł mi go zapewnić.

Zerknęłam na wyświetlacz swojego smartfona, a następnie kliknęłam w nowe powiadomienie, czyli jakąś wiadomość od Molly.

Molly:

Nie wiem, czy to był dobry pomysł.

Pomrugałam kilka razy i jeszcze raz przeczytałam treść wiadomości. Z moich ust wydobyło się głośne westchnięcie. Serce zabiło mi trochę mocniej.

Dziewczyna nie chciała, abym oddawała Kevina. Wiedziałam, że go polubiła, ale przecież sama mnie do tego namawiała. To właśnie dzięki niej się na to zdecydowałam. Sama nie podjęłabym takiej decyzji. Prawda jest taka, że nie podjęłabym żadnej decyzji, bo byłam na to zbyt słaba. Ojciec o niczym nie wiedział, więc nie mógł mi doradzić. Nie chciałam go tym zadręczać. Dziwne, że nawet nie spytał, co robi u nas w domu obcy chłopiec. Czy naprawdę było z nim aż tak źle, że tego nie zauważył?

A może nie chciał tego zauważyć?

- Kiedy on przyjdzie? - zapytał już zniecierpliwiony i jakby zrezygnowany chłopiec.

Schowałam telefon do kieszeni spodni i położyłam dłonie na udach, po czym usiadłam obok niego, znów wzdychając. Nie miałam pojęcia, jak dopasować słowa, aby spróbować mu przekazać, że wszystko się ułoży. Docierało do mnie nawet zbyt wyraźnie, że ten chłopiec nie miał łatwego życia, a ja tylko utrudniłam mu jego część. Zamieszałam, myśląc, że robię dobrze.

- Raczej nie napisał do mnie bez powodu - odpowiedziałam trochę tajemniczo, więc gdy Kevin zdawał się nie rozumieć, musiałam bardziej dosadnie uciszyć jego obawy. - Przyjdzie. To twój ojciec. Przecież cię kocha - dodałam, ale wcale nie spotkałam się z żadnym uśmiechem ze strony mojego towarzysza. Wręcz przeciwnie. Był jeszcze bardziej zdenerwowany i niepewny. Wyglądał jak spłoszone zwierzę, a ja wiedziałam, że chciał to ukryć, więc nie powiedziałam już nic więcej.

Z każdą kolejną sekundą czułam się coraz bardziej niezręcznie. Miałam wrażenie, że zrobiłam coś bardzo nietaktownego, choć nie wiedziałam co. Analizowałam w głowie swoje słowa i nie mogłam się w nich dopatrzeć żadnego błędu, lecz to nie oznaczało, że go tam nie było. Chłopiec dalej był spięty, a ja zaczynałam się coraz bardziej stresować.

Co zrobię, kiedy on przyjdzie? Co mam mu powiedzieć? To nie będzie naturalne, jeśli zacznę z nim rozmawiać, jak ze starym znajomym, a później zwyczajnie oddam mu syna. Nie wiedziałam nawet, czy go rozpoznam. Przecież wyraźnie dał mi do zrozumienia, że ktoś będzie próbował mnie oszukać. Że też byłam taka głupia i wtedy nie pomyślałam o konsekwencjach przyjęcia chłopca do siebie. Co ja sobie myślałam? Zgrywałam bohaterkę, a teraz musiałam za to płacić.

Czekaliśmy jeszcze dosyć długo, ale ja nie miałam odwagi, by spojrzeć na godzinę i w ogóle zrobić jakikolwiek ruch. Byłam roztrzęsiona i rozgoryczona, chociaż nie chciałam się denerwować. Naważyłam sobie piwa, więc przyszło mi je wypić.

Zaczęłam rozglądać się za czyjąś sylwetką. Obracałam głowę prawie w każdą stronę i mimo że bardzo mnie to krępowało, nie przestawałam. Musiałam wiedzieć, czy miałam się już przygotowywać na to tak mocno stresujące wydarzenie.

Długi czas nie widziałam w okolicy żadnej żywej duszy. Nie miałam się co dziwić. Wszyscy normalni ludzie już dawno byli w łóżkach lub na nocnej zmianie w pracy. Nikt z tych okolic nie imprezował ani nie bawił się po nocach. Ważne dla nich były tylko obowiązki. Zresztą tak samo, jak dla mnie. W pewnym sensie do nich pasowałam. Oczywiście się z tego cieszyłam, ale z drugiej strony nic się tutaj nie działo.

Cisza i pustka.

Być może dlatego dzisiejsze nocne wyjście i ta cała akcja budziła we mnie aż tyle emocji. Coś się zaczynało dziać. Coś definitywnie złego, choć nie miałam podstaw, by wyciągać takie wnioski. A może i miałam. Może moja intuicja wcale się nie myliła.
Może jednak wmawiałam sobie wiele rzeczy.

Znów zaczęłam się rozglądać, by przestać o tym myśleć. Nie mogłam stchórzyć, a moja wyobraźnia, która potrafiła tworzyć jedynie czarne scenariusze była już jedynie o krok od nakłonienia mnie do wrócenia do mieszkania. Ale nie mogłam tego zrobić. Nie teraz.

Z nerwów zaczęłam bawić się swoimi przemrożonymi palcami. Kark mnie już bolał od ciągłego poruszania nim, więc dałam mu chwilę na odpoczynek. Wykręcałam sobie właśnie palec wskazujący, kiedy usłyszałam czyjeś kroki. Szybko podniosłam głowę, a mój wzrok od razu padł na postawnego, dosyć wysokiego, młodego mężczyznę w szarej bluzie nakładanej przez głowę oraz tego samego koloru dresowych spodniach.

Nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku, a on zbliżał się do mnie coraz szybciej, a przynajmniej tak mi się zdawało. Po chwili stanął nade mną i mogłam mu się dokładniej przyjrzeć, więc zaczęłam przyglądać się jego twarzy.

Był zupełnie łysy, ale lecz wytatuowany na całej głowie. Pod oczami miał jakieś napisy, których nie umiałam odczytać. Jego oczy były bardzo błękitne. Tak błękitne, że aż wydawało mi się, że chłopak nosi soczewki.

- Michael - przedstawił się lekko skrzeczącym głosem, a następnie wyciągnął swoją prawą rękę w swoją stronę, więc uścisnęłam jego dłoń i nawet nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo on już mówił dalej. - Bardzo się cieszę, że zaopiekowałaś się moim chłopcem przez tak trudny dla mnie czas.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, a kiedy zorientowałam się, że on dalej trzymał moją dłoń, po prostu ją wyrwałam, a ten gest z mojej strony spotkał się z cichym warknięciem, które po chwili zostało stłumione przez sztuczny śmiech. Spojrzałam na Kevina, który był tak bardzo przerażony, że aż nieświadomie cofał się do oparcia ławeczki, na której siedzieliśmy.

Wstałam i przekonałam się tym samym, że ten cały Michael był ode mnie dużo wyższy. Patrzył wprost na mnie, a ja zorientowałam się, że nawet raz nie spojrzał na Kevina. Gdyby naprawdę był jego ojcem, to choć na chwilę zawiesiłby na nim wzrok. To dało mi do myślenia, a w mojej głowie zaczął tworzyć się nowy plan na ewentualną ucieczkę.

- Nie ma sprawy - odpowiedziałam w końcu i postanowiłam się przedstawić oraz zacząć grać w swoją nieczystą grę, której zasady ustalałam w trakcie. - Mackenzie. Widzę, że jest pan bardzo młodym ojcem. Ile ma pan lat, jeśli mogę wiedzieć? - zapytałam, siejąc ziarenko, z którego mogło wyrosnąć coś naprawdę dużego.

Mężczyzna wydawał mi się odrobinę niepewny, ale ja nie miałam odwagi, by jakoś to skomentować. Wystarczyło mi oczekiwanie na odpowiedź, żeby zdobyć jeszcze trochę czasu. Choć kilka sekund, które mogło być zbawienne dla tego, co wymyśliłam dosłownie przed kilkoma sekundami.

- Dwadzieścia siedem - odpowiedział niebyt chętnie, a ja przytaknęłam głową na znak, że rozumiem. Później zaczęłam wprowadzać swój plan w życie i może nie do końca wiedziałam, jak się za to zabrać, lecz musiałam to zrobić.

Mężczyzna nieznacznie się do mnie uśmiechnął, a ja nie wyczułam w tym ani grama prawdy. W końcu jednak niezręczna cisza, jaka nastała pomiędzy nami, została przerwana, bo mężczyzna złapał Kevina za rękę i już chciał odchodzić, lecz ja nie mogłam do tego dopuścić. Nie wtedy, gdy Kevin oglądał się za mną, a w jego oczach kłębiły się łzy.

- Przepraszam! - zawołałam za nimi, więc Michael odwrócił się powolnie, mocno zaciskając rękę na małej dłoni chłopca. - Kevin zapomniał swojego pluszaka! - krzyknęłam, choć nie było takiej potrzeby, a facet zmarszczył brwi, po czym zaczął się nad czymś zastanawiać. Po chwili głośno westchnął i puścił dłoń chłopaka, a ja miałam ochotę na głośne odetchnięcie z ulgi, na które niestety nie mogłam sobie pozwolić.

Jeszcze nie.

Kiedy Kevin do mnie doszedł, lekko się do niego uśmiechnęłam, więc to odwzajemnił. Złapałam go za rękę i oznajmiłam wkurzonemu mężczyźnie, że za chwilę wrócimy, lecz on zamierzał się znów odezwać. Nie wiedział, że swoimi słowami właśnie potwierdził wszystkie moje przypuszczenia i obawy.

- Mówiłem ci milion razy, że masz stać się w końcu mężczyzną, a nie nosić przy sobie tego miśka! - krzyknął na Kevina, gdy już wchodziliśmy z powrotem do mojego bloku.

Gdy tylko nie było nas już widać, musiałam powiedzieć Kevinowi, co ma robić. Mogłam go uratować, a to dawało mi siłę na każdy kolejny krok.

- Biegnij - powiedziałam w miarę cicho. Chłopaka nie trzeba było prosić o nic więcej. Ruszył pędem pod drzwi mojego mieszkania, a ja zrobiłam to samo.

Bo nigdy nie nosił przy sobie żadnego miśka.

Spotkaliśmy się pod drzwiami mojego mieszkania. Chłopak tam na mnie czekał, a ja rzuciłam mu przepraszające spojrzenie, bo przez moją kondycją ten facet mógł nas złapać. Kevin to zignorował, więc uznałam, że nie miał mi tego za złe.

Otworzyłam drzwi i wraz z chłopakiem weszliśmy do środku. Zatrzasnęłam za nami drzwi najciszej, jak tylko potrafiłam i gdy już zamknęłam je na klucz, zaczęłam sięgać dłonią do włącznika światła, lecz dziwnie ożywiony chłopiec mnie przed tym powstrzymał. Chwycił mój nadgarstek i opuścił z niemałą siłą moją dłoń. Miałam szczęście, że choć on nad tym wtedy pomyślał.

- Zobaczy, że pali się światło. Przyjdzie tutaj - ostrzegł mnie, a ja bez zastanowienia go posłuchałam. Miał rację. W tych ciemnościach obydwoje byliśmy zagubieni, a on mimo to potrafił zachować zimną krew. Był bardziej opanowany, niż ja i musiałam mu to przyznać.

I może nie powinnam była tego robić, ale po prostu przytuliłam go tak mocno, jak tylko potrafiłam. Nie protestował. Wtulał się w moje ramiona tak, jakbym była jego matką. Lwicą, która postanowiła walczyć tylko po to, by uchronić swoje młode przed niebezpieczeństwem.

*****

Cóż, zapewne wszyscy obecni tutaj wiedzą, że u mnie z dodawaniem rozdziałów jest różnie. Jednak obok dzisiejszego dnia nie mogłam przejść obojętnie.

Dokładnie rok temu około godziny czternastej wydarzyło się coś, co w dużej mierze ukształtowało mój teraźniejszy charakter. Założyłam konto na wattpadzie i do teraz uważam, że to była jedna z najważniejszych decyzji w moim życiu.

Z tej okazji postanowiłam dodać do każdego rozdziału po cytacie z Biblii. Do tego zmieniłam okładkę, którą o dziwo udało mi się stworzyć samodzielnie. Macie również nowy rozdział, który powinien się Wam spodobać.

Dodatkowo chciałabym wspomnieć, że bardzo doceniam wszystko, co mnie tutaj spotkało. Każdą pieprzoną sekundę spędzoną na tej platformie. Gdybym tylko miała możliwość to podziękowałabym każdemu z Was osobiście.

~ iz 42, 16

Kocham i do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro