7. ᴇᴡɪᴅᴇɴᴛɴɪᴇ ᴄᴏś ᴊᴇsᴛ ɴᴀ ʀᴢᴇᴄᴢʏ.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~I wzywaj mnie w dniu niedoli. Wybawię cię, a ty mnie uwielbisz~

Jego włosów nie można było określić. Gdybym powiedziała, że to brąz zdecydowanie byłoby to kłamstwo. Były bardzo ciemne, ale jednocześnie kolor czarny zdawał się być za mocnym słowem. Tak, jakby był jakimś przekleństwem lub po prostu słowem, którego nie wypada wymówić praktycznie w każdej sytuacji, bo tyczy się w pewnym sensie jakiegoś tematu tabu.

Jego oczy różniły się od siebie kolorem. Jedno z nich było zielone, a drugie niebieskie. Wiedziałam, że je znam, ale nie teraz do mojej głowy wpadł również obraz z tamtej felernej nocy.

To on uciekał wtedy ze sklepu. Był tam z Kevinem. To stawiało słowa chłopca pod dużym znakiem zapytania.

Och, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam? Czy chodziło o te włosy? Naprawdę? Wystarczyło, że ostatnio założył czapkę, a to tak bardzo zaciemniło mi umysł. Skoro byłam tak bardzo podatna na tak łatwe ruchy z jego strony to równocześnie jego synek mógł zrobić coś, czego nie zauważyłam we własnym domu.

Spuściłam wzrok z twarzy tego chłopaka, a następnie zaczęłam wpatrywać się w rękaw jego skórzanej kurtki. Chciałam choć na chwilę wziąć głęboki oddech i uspokoić się chociażby w najmniejszym stopniu, jaki mogłam uzyskać w tak bardzo zagmatwanej sytuacji. I pomyśleć, że sama się w to wpakowałam, nawet nie wiedząc, jakie to wszystko może mieć skutki na moją i tak już mocno zniszczoną psychikę.

Nagle czerń kurtki zaczęła się rozlewać. W jednej chwili miałam przed oczami jedynie ciemność i czułam, że upadam w przód. Tak jakby z ciemnego i zamkniętego pomieszczenia dobiegł mnie roztrzęsiony głos Molly, który spowodował, że od razu otworzyłam oczy. Popatrzyłam na nią i zaczęłam rozglądać się wokół siebie. Ian szukał właśnie czegoś w jednej z szuflad starej komody, Molly siedziała obok mnie, Tony wyglądał na lekko oszołomionego widokiem gościa swojego kuzyna, a sam chłopak z heterochromią patrzył prosto na mnie.

W momencie, w którym już czułam, że czerń i otępienie znów mnie pochłania, Ian wyciągnął rękę z białą teczką w stronę chłopaka w skórzanej kurtce, ale ten dalej tępo na mnie patrzył. Niepokoiło mnie to tak bardzo, że aż czułam, jak powoli zaczyna brakować mi tlenu, ale z tego stanu wyrwał mnie stanowczy, ale jednocześnie pogodny głos Iana.

- Gavin. - powiedział, wyjawiając swoim tonem odrobinę troski, jaką musiał w sobie kryć. Chyba wyczuł, że odsłonił tym samym rąbek swojej słabej strony w nowym towarzystwie, ale zdawał się nie zwracać na to większej uwagi. Być może zależało mu na chłopaku z heterochromią lub po prostu nie spodziewał się po obecnym tu towarzystwie nawet czegoś tak bardzo banalnego. Nie docenił nas. Nie docenił mnie.

W końcu poczułam się wolna od tego elektryzującego wzroku, więc obserwowałam wszystko, co się działo bez dłuższego dyskomfortu. Gavin przyjął teczkę i po prostu wyszedł z pomieszczenia bez żadnego słowa. Po chwili usłyszałam głośny trzask drzwi, ale nie zamierzałam nic z tym robić. Wstrzymałam przez chwilę oddech i wypuściłam go dopiero, gdy ciszę przerwał Tony.

- Skąd znasz Reida? - zapytał z lekkim wyrzutem, a ja stwierdziłam, że pora na uspokojenie lekko trzęsącej się obok mnie blondynki.

- Źle się czuję. - mruknęłam w jej stronę, a następnie delikatnie ścisnęłam jej dłoń. Dziewczyna przyjęła moje słowa na ogół spokojnie, a później nawet nie odezwała się do chłopaków w pomieszczeniu i wyprowadziła mnie troskliwie z pomieszczenia, szukając pospiesznie łazienki.

Kiedy już znalazłyśmy się w małej, zaciemnionej i generalnie dosyć klimatycznie urządzonej łazience, mogłam na spokojnie wytłumaczyć dziewczynie, dlaczego właśnie tak zareagowałam na pojawienie się w tym domu niejakiego Gavina Reida. Kiedy już skończyłam, Molly stała przy mnie, nie oddychając. Zdecydowanie była jeszcze bardziej przerażona niż ja, a to jeszcze bardziej wzmożyło we mnie uczucie bieznadziejności, bo przecież gdyby nie tamten spacer nawet nie byłabym teraz w tym domu.

Poczułam nudności i szybko zwróciłam się w stronę toalety. Zwymiotowałam praktycznie całą zawartość mojego żołądka, czując, że Molly cały czas stara się podtrzymywać mi włosy. Zakaszlałam jeszcze parę razy, a później wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym usiadłam na podłodze przy toalecie. Molly spuściła wodę i złapała się za kark obydwiema rękoma.

- Pójdę po Tony'ego. - powiedziała po chwili, ale ja wcale nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a tym bardziej na wyjaśnienianie mu mojej obecnej sytuacji.

- Co? Nie. - wyszeptałam choć wcale nie miałam zamiaru niczego powiedzieć. Słowa same opuszczały moje gardło, a ja tego nie umiałam kontrolować - Chcę tylko wrócić do domu.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że Molly jeszcze bardziej się zmartwiła tym, co dzieje się w mojej głowie, ale nie tylko i było mi jeszcze gorzej z myślą, że faktycznie sprawiam jej ból. Dziewczyna miała już w oczach łzy, ale zachowywała się tak, jakby wcale tak nie było. Jakby właśnie zajmowała się czymś zupełnie normalnym, niezwiązanym z psychiczną, zrujnowaną i zagubioną, biedną dziewczynką, która nie potrafi sobie z niczym poradzić. Nawet ze samą sobą.

- Zabiorę cię do domu. Poczekaj tu - odrzekła moja przyjaciółka i wyszła z łazienki Iana. Później słyszałam już tylko jej krzyki. Rozkazywała coś komuś i kłóciła się z nim. Była roztrzęsiona i wybuchnęła płaczem. Chciałam do niej iść. Pocieszyć ją, przytulić, ale zanim zdążyłam wykonać chociażby jeden mały ruch straciłam jakąkolwiek świadomość.

Drogi do domu zupełnie nie pamiętałam. Dopiero, gdy zobaczyłam ściany własnego mieszkania, zaczęłam orientować się w przestrzeni oraz tym, co dzieje się wokół mnie. Słyszałam z pomieszczenia obok głos Molly i Tony'ego, ale nie potrafiłam zrozumieć z ich rozmowy ani słowa. W końcu Molly do mnie przyszła, a wtedy wydawała się bardziej opanowana niż podczas kłótni ze swoim niedoszłym chłopakiem, który, jak mi się wydawało, już nie przebywał w moim mieszkaniu.

- Naprawdę tak źle wyglądam, jak sobie to właśnie wyobraziłam? - zapytałam Molly, która wydawała mi się być odpowiednią osobą do rozmów o mojej wyobraźni.

- To znaczy, że masz podkrążone oczy, okropnie schudłaś i wypadła ci połowa włosów? - uśmiechnęła się smutno dziewczyna, a ja bez żadnego zastanowienia, kiwnęłam głową, będąc w lekkim szoku. Molly jeszcze nigdy nie dostała się do mojego umysłu. Najwyraźniej to ćwiczyła.

- Nie jest tak źle. - powiedziała, jak do dziecka, a ja od razu przypomniałam sobie o Kevinie i tej całej sytuacji, która jeszcze kilka dni temu była dla mnie czymś, co dzieje się jedynie w filmach. Zupełnie beznadziejnych i dennych filmach.

Jak mogłam być tak głupia? Oczywiście wiedziałam, że Kevin nie jest dzieckiem tego chłopaka, ale jednak nic z tym nie zrobiłam. Z drugiej strony chłopaczek wydawał się szczęśliwy. Wcale nie zareagował tak, jak wtedy. Sam mi się wymknął do tego całego Reida.

Ale co on robił w domu Iana? Kręcił z nim interesy? Ta teczka kojarzyła się mi jedynie z tym. Nie wiem tylko co mogło się w niej znajdować. Nie wyglądała na mocno zapełnioną. Być może były w niej trzy lub dwie kartki. Nawet jedna.

I dlaczego Tony nie był zadowolony z obecności tego chłopaka w domu jego kuzyna? Tak jakby miał mu za złe, że choćby go zna, a tym bardziej, iż odważył się zaprosić go do domu. Mogło chodzić o coś błahego, ale tak właściwie to nie znałam na tyle Anthonego, żeby wiedzieć, jak zachowałby się w danej sytuacji.

Nowe pytania nawarstwiały się z każdą najmniejszą sekundą w mojej głowie i wcale mi to nie pomagało. Wręcz bałam się, że od tego natłoku myśli w końcu głowa postanowi mi eksplodować. Było to bardziej prawdopodobne niż fakt, że dostanę na te wszystkie pytania jakąś jednoznaczną i konkretną odpowiedź.

- Byłam w pokoju twojego taty. - zaczęła Molly, zapewne widząc, że coraz bardziej pogrążam się w jakiejś czarnej dziurze - Wygląda trochę lepiej. Jest chyba silniejszy niż ostatnio.

Westchnęłam. Wszyscy to powtarzali, nawet czasami ja, a lekarze mówili swoje. Gdyby tylko przestał tak bardzo patrzeć na mnie i w końcu się zgodzić. Wystarczyłoby, że zrobiłby to już w dniu diagnozy, ale duma mu na to nie pozwala. Nienawidzi być słabszy od kogokolwiek.

- Tak. Wiem. - skłamałam i nagle zorientowałam się, że powinnam się nim jakkolwiek zająć skoro nie było mnie tyle czasu w domu, może dać coś do jedzenia, poprawić poduszkę albo przykryć kołdrą.

Molly chyba zauważyła, że właśnie zmagam się z bliżej nieokreślonymi wyrzutami sumienia i to w dodatku poniekąd przez nią. Złapała mnie za ręce, a ja szybko poczułam, jak otrzymuję od niej ciepło, które ta dziewczyna zawsze w sobie ma.

- Mogę u ciebie dzisiaj spać, bo przydałby ci się porządny odpoczynek. Zajmę się twoim ojcem, tobą i trochę tutaj posprzątam. Zresztą chyba nie chcesz zostać w domu tej nocy sama po tym, co przeżyłaś. - zaproponowała, a ja bez namysłu się zgodziłam poprzez delikatnie błąkający się po mojej twarzy uśmiech. Dziewczyna go odwzajemniła, a później wyszła z mojego pokoju, co zrozumiałam jako zajmowanie się moim ojcem, mną i sprzątanie.

Zamknęłam oczy, aby choć na chwilę zasnąć, ale zamiast przyjemnego uczucia odpoczywania, przeniosłam do kompletnych ciemności. Bardzo przypominały mi te, które już dzisiaj widziałam w pewnej skórzanej kurtce. Rozglądałam się nerwowo wkoło, ale nie mogłam niczego rozpoznać. Wiedziałam, że coś mnie otacza. Jakieś meble lub cokolwiek innego. Czułam to i bałam się znacznie poruszyć, żeby na nic nie wpaść.

Nagle wyczułam obecność jakiejś osoby. Zdecydowanie ktoś mnie znalazł. Dołączył do mojej ciemności. Znów się rozglądnęłam, ale nie mogłam nikogo dostrzec. Ta osoba zdawała się być zbyt mroczna, jak na te ciemności. W jakiś dziwny sposób się z nimi zlewała.

Na mojej ręce spoczęła czyjaś dłoń. To wytworzyło nad nami barierę ochronną. Oczywiście znajdował się w niej mrok, był naszą nieodłączną częścią i nie dało się go usunąć, ale czysta i piękna biel zdecydowanie dominowała. Uniosłam głowę i spojrzałam w oczy Gavina Reida. Nie wyrażał żadnych emocji, więc robiłam to samo. Chwilę tkwiliśmy w czystości razem, ale on postanowił mnie puścić. A potem zostaliśmy zbrudzeni na nowo. I znajdowaliśmy się osobno. Umierałam.

Otworzyłam spocona oczy i zaczęłam bardzo szybko oddychać. Molly już była przy mnie, a ja z łatwością nawet w takim stanie mogłam zauważyć, że niemiłosiernie trzęsą się jej ręce. Byłam pewna, że zanim ocknęłam się z tego koszmaru, musiałam krzyczeć. Być może skolidowało się to z krzykami mojego ojca. Boże, błagam. Nie pozwól przechodzić Molly przez to, co już przypisałeś mnie. Po prostu mi tego nie rób.

- To był tylko koszmar. Dobrze, że jednak zostałam. - powiedziała, jakby do siebie, a następnie chciała wyjść już z mojego pokoju, aby dać mi się uspokoić, ale ja nie chciałam jej na to pozwolić.

- Zostań. - powiedziałam bardzo cicho, lecz to wcale nie było niewystarczające. Molly idealnie mnie usłyszała i zatrzymała się w drzwiach, po czym powoli odwróciła się w moją stronę, a ja zrobiłam jej miejsce na moim łóżku. Weszła na nie lekko niepewna, a później przykryła się kołdrą, której ledwo nam starczało.

Nie było nam zbyt wygodnie, ale wcale tego nie potrzebowałyśmy. Wystarczało nam w zupełności właśnie to. Nie narzekałyśmy, bo nie miałyśmy na to ani odwagi, ani siły. Miałam nadzieję, że dosyć szybko uda nam się zasnąć, a tym samym odpocząć po tak ciężkim dniu.

Gdy już prawie udawało mi się przenieść w krainę, gdzie nie było żadnych problemów, zmartwień ani ludzi, usłyszałam bardzo głośny, przeszywający uszy krzyk mężczyzny z pokoju obok. Molly również to obudziło, bo zaczęła szybciej oddychać. Zdałam sobie sprawę z tego, że faktycznie mój ojciec ma tak samo koszmary, jak ja. Nie jestem w tym sama. On też.

Następnego dnia byłyśmy mocno niewyspane. Ledwo zwlokłyśmy się z mojego łóżka i poszłyśmy zrobić sobie coś na śniadanie. Później zjadłyśmy je powolnie przy stoliku w kącie, popijając wszystko wyjątkowo słodką herbatą. Odłożyłyśmy brudne naczynia do zlewu, zostawiając umycie ich na później. Pożyczyłam Molly moje ubrania i czystą bieliznę, a potem znalazłam sobie coś do założenia w ten raczej pochmurny i nieciekawy dzień.

Gdy doszłyśmy do szkoły, byłyśmy już lekko spóźnione, ale nie zwracałyśmy na to zbytniej uwagi. Zdecydowanie mierzyłyśmy się wczoraj obydwie z gorszymi problemami.

- Tak właściwie to czemu nie zadzwoniłaś do Tonego, żeby nas podwiózł? - zapytałam przyjaciółkę w momencie siadania w ławce, którą zwykle zajmowałyśmy w klasie historycznej, w której roiło się od starych map i obrazów na ścianach. Były klimatyczne, ale często dosyć niewyraźne z perspektywy ucznia, co naprawdę było przykre przy pisaniu przeróżnych sprawdzianów.

Molly spojrzała na mnie w sposób, który mówił, że chyba oszalałam, a ja nie mogłam jej zrozumieć. Przecież wiedziała, że może liczyć na tego swojego kochasia i zazwyczaj z tego korzystała.

- Żartujesz sobie? - zapytała, a ja pokręciłam głową - Mam prosić go o jakąkolwiek przysługę po tym, jak wczoraj chciał wystawić nas do wiatru, widząc w jakim jesteś stanie?

Nie wiedziałam, że Tony tak się wczoraj zachował. Szczerze, nie spodziewałam się tego po nim. Szczególnie, że w pewnym sensie chodziło o Molly. Musiał mieć jakiś powód, bo inaczej w to nie uwierzę.

- Wykręcał się tym, że jest po alkoholu. - dziewczyna postanowiła pociągnąć temat, co bardzo mi pasowało, ponieważ chciałam wiedzieć, co zaszło, jednocześnie nie wypytując jej o to natrętnie - Wszyscy byliśmy. Oczywiście oprócz ciebie. Mogło stać się coś o wiele gorszego niż to, że zwymiotowałaś. Byłaś w zupełnym szoku i bałaś się. Czułam ogromną złość, bo to właśnie on nas w to wkręcił, a później nie chciał nas odwieźć.

Miałam ochotę głośno westchnąć, ale wiedziałam, że jeżeli to zrobię, nauczycielka przesadzi mnie do innej ławki przez przeszkadzanie w jej lekcji. Och, miałam dość jej paplaniny, ale wiedziałam, że nie mogę rozdzielać się z Molly. Szczególnie teraz.

- Może on też się bał. - powiedziałam, a Molly momentalnie zwróciła głowę w moją stronę, nie kryjąc się przed panią Gomez, że bezczelnie rozmawiamy na jej zajęciach - Zauważyłaś, że bardzo źle zareagował na widok tego całego Reida? Nie w takim stopniu, jak ja, ale jednak. Miał pretensje do Iana, że w ogóle zna tego chłopaka.

- Cholera. - westchnęła Molly - Ewidentnie coś jest na rzeczy. A my jeszcze nie wiemy co.

Przyznałam jej niemo rację, ponieważ pani Gomez już patrzyła na nas w bardzo jednoznaczny sposób, a my naprawdę nie chciałyśmy sobie z nią dalej igrać.

Razem starałyśmy się wraz z Molly przetrwać ten cały dzień. Na jego początku, po lekcji z panią Gomez, Phelps próbował do nas podejść. Molly jednak zdecydowała się go ominąć, a ja ją w tym wsparłam, podążając prosto za nią.

- Później nawet nie raczył zadzwonić, żeby dowiedzieć się, czy wszystko u nas w porządku. - prychnęła blondynka, gdy znalazłyśmy się już za zakrętem.

Później dzień był zupełnie typowy. Nie wyróżniał się niczym specjalnym spośród innych zupełnie typowych dni. Komuś zadzwonił na lekcji telefon, jakaś dziewczyna z młodszej klasy dostała uwagę za wulgarny naszyjnik, a później groziła nauczycielom, że rozpęta strajk na całą szkołę i jest pewna, że wszyscy staną po jej stronie.

Gdy już przyszło mi i Molly kończyć lekcje, wiedziałam, że dziewczyna da mi podjąć decyzję. Przekonałam się, że się nie myliłam od razu po tym, jak wyszłyśmy ze szkoły.

- Chcesz, żebym dzisiaj też u ciebie została? - zapytała, a ja popatrzyłam na nią z pewnego rodzaju niepewnością, ale też smutkiem - Moja mama nie powinna się gniewać. Bardzo cię lubi i...

- Nie. - przerwałam jej - Już dosyć dla mnie poświęciłaś. Dzisiaj daję ci wolne. - uśmiechnęłam się przymusowo, ale na szczęście wyszło mi to w miarę naturalnie. Lata praktyki.

- W porządku, ale jeśli tylko będziesz potrzebowała pomocy...

- To zwrócę się do ciebie. - znowu jej przerwałam, co chyba powoli stawało się irytujące - Nie mam nikogo innego, Molly.

Blondynka dobrze wiedziała, że kiedyś był ktoś jeszcze. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nawet teraz dla tej jednej osoby byłabym w stanie zrobić wszystko, aby tylko znaleźć się w Los Angeles. I wcale nie byłabym w stanie zrobić tego dla nikogo innego. Tak już działałam, a zmiany nie wchodziły w grę. Przynajmniej na razie.

Molly głośno westchnęła na moje słowa, po czym delikatnie zacisnęła pięści. Była lekko wybita z rytmu, ale szybko powróciła do jego pierwotnej konfiguracji. Bardzo chciałam ją za to przeprosić chociaż chyba nawet nie miałam za co. Zanim jednak zdążyłam to zrobić już znajdowałyśmy się w miejscu, gdzie nasze drogi się dzieliły.

- Też nie mam nikogo innego, Mackenzie. - powiedziała na pożegnanie i poszła w swoją stronę. Chwilę stałam w miejscu, bo nie miałam siły poruszyć jakimkolwiek mięśniem. Znowu sprawiłam komuś ból. Nawet nieumyślnie. Nawet kiedy rozmowa wcale nie zmierzała w tym bolesnym i delikatnym kierunku.

Przygryzłam mocno dolną wargę, a następnie ruszyłam w swoją stronę. Całą drogę patrzyłam się na swoje nogi. Nie potrafiłam wymienić żadnej konkretnej przyczyny, ale tak było lepiej. Pasował mi taki układ rzeczy.

W końcu znalazłam się pod drzwiami własnego mieszkania. Wyciągnęłam klucz i wsadziłam go do zamka, który wydał charakterystyczny dźwięk przy przekręcaniu małego narzędzia w mojej dłoni. Weszłam do środka i od razu ściągnęłam z ramion plecak, a także kurtkę. Bez zastanowienia skierowałam się do mojego pokoju, w którym zastałam niezasłane łóżko.

Nie mogłam na to patrzeć. Ten nieład wprawiał mnie w mocny dyskomfort, więc zatarłam ręce i zajęłam się przywróceniem wszystkiego do porządku. Uniosłam w rękach dosyć ciężką kołdrę, a później zajęłam się jej układaniem. Potem stwierdziłam, że prześcieradło z tym nie współgra. Nie poprawiałam go i wygląda to nieestetycznie. Zadbałam o to, aby białe prześcieradło ładnie dopasowywało się do całego materaca, jakby miało jego idealne wymiary. Potem ułożyłam na nim kołdrę, dbając o to, aby nie znalazło się na niej ani jedno wgłębienie po moich dłoniach. Już miałam zburzyć wszystko, co powstało, kiedy usłyszałam odgłos tłuczonego szkła z pokoju mojego ojca.

Szybko zerwałam się z miejsca, w którym stałam i wpadłam do jego pokoju. Małe kawałki szkła leżały na podłodze, a tata miał przy nich stopy.

- Dlaczego wstałeś? - zapytałam, szybko zbierając z ziemi kawałki szkła i wyrzucając je do stojącego niedaleko kosza na śmieci. Z jednej strony cieszyłam się, że ojciec miał siłę na to, aby podnieść się z łóżka, ale z drugiej mógł mocno pokaleczyć sobie stopy, strącając ze swojej szafki tą przeklętą szklankę. Pewnie Molly ją tutaj zostawiła, nie myśląc o konsekwencjach, jakie by to za sobą pociągnęło.

- Uznałem, że przydałoby się coś w końcu zrobić. Nie możesz zostać ze wszystkim sama. - zaskrzeczał swoim słabym już głosem, którego bardzo długo już nie słyszałam.

I naprawdę chciałam mu powiedzieć, że jego choroba to w zupełności jego wina. Wygarnąć mu, że niszczy przez to moje najlepsze lata młodości. Wykrzyczeć prosto w twarz, że gdyby nie on, to mama dalej by żyła. Że gdyby wtedy nie poruszył tego tematu to wszyscy dojechalibyśmy na te okropne urodziny jego siostry w całości. Że tamtego dnia zniszczył mamę, mnie i przy okazji ciocię, która zachorowała na głęboką depresję, obwiniając się o to, co się stało.

- Już zostałam ze wszystkim sama, a ty w takim stanie nic z tym nie zrobisz. - uświadomiłam mu i pomogałam usiąść, bo mężczyzna nie chciał się położyć. Najwyraźniej miał już tego dość. Cóż, ja też.

Podejrzewałam, że jest na mnie zły, ale nie zamierzałam tego sprawdzać po wyrazie jego twarzy. Po prostu opuściłam jego pokój, decydując się na pozmywanie naczyń, które czekają na mnie już od rana. Gdy już się tym zajęłam ogarnęły mnie nieopisane wyrzuty sumienia. Tata nie miał wpływu na to wszystko. Po prostu mieliśmy pecha.

Głośno odetchnęłam i poszłam do jego pokoju. Okazało się, że jednak się położył. Najprawdopodobniej spał, ale i tak chciałam to powiedzieć. Czułam się, jak najgorsza córka na całej planecie.

- Przepraszam. - wyszeptałam i szybko wycofałam się z pola rażenia, zamykając drzwi. Zamknęłam na chwilę oczy, trzymając na klamce swoją dłoń. Później powoli wróciłam do kuchni i postanowiłam zabrać się za zadania domowe i naukę.

Nad książkami spędziłam cały wieczór i drobny kawałek nocy. Byłam już bardzo zmęczona, więc poszłam się umyć, a potem ruszyłam do mojego pokoju z telefonem w ręce. Wzięłam z blatu mojej szafki nocnej słuchawki i nałożyłam je na uszy. Puściłam swoją ulubioną playlistę i już prawie czułam się wypoczęta pod względem psychicznym przez wylewające się spod moich powiek łzy, ale coś musiało to przerwać. A raczej ktoś, kto dzwonił do mnie o tej godzinie z nieznanego numeru.

Na samym początku od razu pomyślałam o Kevinie i jego ojcu, ale później przypomniałam sobie, że ta sprawa jest oficjalnie zakończona. Przynajmniej tak mi się wydawało, więc odebrałam. Bałam się, bo w końcu nie widziałam tego numeru nigdy w życiu, a moje życie stawało się coraz bardziej skomplikowane właśnie przez nie. Za każdym razem inne.

- Halo? - odezwałam się pierwsza drżącym głosem, a moje obawy poniekąd się potwierdziły.

* * * * *

No, rozpieszczam Was. Dokładnie po dwóch tygodniach od ostatniego rozdziału dodaję ten. Raczej jest to w miarę dobry wynik, przynajmniej na mnie.

Mam nadzieję, że jest w porządku, chociaż mam wrażenie, że strasznie mało się tutaj dzieje. Być może to potrzebne, ale i tak trochę dziwnie się z tym czuję.

Dla tych, którzy czekają na więcej akcji: spokojnie, jeszcze się rozkręcę.

~ ps 50, 15

Kocham i do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro