Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zmarszczka na czole Nicka Fury'ego pogłębiła się, kiedy zobaczył przed sobą kontury drewnianego domku, częściowo schowanego za koronami drzew. Nie podobało mu się, że są coraz bliżej celu. Ba! Gdyby nie natarczywy Coulson, uparcie strzegący temperamentu dyrektora TARCZY, samochód już dawno byłby w drodze powrotnej do najbliższej kwatery.

Chrzęst piachu i kamieni pod oponami stopniowo ucichł, aż w końcu całkiem zanikł, gdy mężczyzna zatrzymał terenowe auto przed skromnym budynkiem. Okolica wydawała się niezwykle spokojna. W promieniu dwudziestu kilometrów nie było tu żadnych miejscowości, poza małym miasteczkiem, do którego prowadziła dwukilometrowa leśna ścieżynka. Tylko cisza, spokój i beznadziejny sposób na ucieczkę od życia.

- Alessio, może jednak...

Trzask drzwi przeciął panującą wokół ciszę niczym wystrzał pistoletu. Przez wielu uważany za niewzruszonego i pozbawionego ludzkich uczuć, Nick Fury uderzył z wściekłością kierownicę. Nie było już nic co mógłby zrobić. Wypróbował każdy znany mu sposób: zatrudnił najlepszych psychiatrów, sprowadził najmocniejsze leki, posunął się nawet do kroków, których nigdy nie miał sobie wybaczyć, ale to wszystko okazało się niewystarczające. Nic nie przyniosło choć najmniejszego skutku.

- Agenci zameldowali mi, że jej rzeczy dotarły tu godzinę temu. Wszystko czego potrzebuje ma na miejscu.

- Doskonale wiem, Coulson, co i kiedy zrobili MOI agenci z MOJEGO rozkazu - warknął Fury, odwracając się w kierunku tymczasowego domku Alessi. 

Młoda kobieta, która dopiero co wyskoczyła z samochodu, już pokonała niskie, drewniane stopnie i stanęła na werandzie. Jej długie, falowane włosy wyglądały jakby pochłaniały każdy padający na nie promień słońca. Były całkowicie czarne. Ciemniejsze od piór kruków lub nawet przeklętej otchłani. Jeszcze wczoraj przebijały się w nich granatowe pasma, ale dzisiaj zniknęły bez śladu.

Fury już złapał za klamkę by jeszcze raz spróbować przemówić do rozsądku swojej podopiecznej. Rozluźnił jednak uścisk widząc jak kobieta powoli wyciąga dłoń by wejść do środka. Ostatnia iskra nadziei zgasła natychmiast na dźwięk zamykanych drzwi do domku. W otoczeniu nie rozbrzmiał głośny trzask. Do uszu Fury'ego dotarł zaledwie cichy szczęk zamka, który oznaczał odcięcie się Alessi od wszystkiego co zostawiła po drugiej stronie. Łącznie z nim samym.

- Zostaw ją - mężczyzna usłyszał cichy, choć pewny głos swojego przyjaciela. - Zostaw ją, Nick.

Na piętrze rozbłysło światło, potwierdzające, że Alessia zwiedzała nowe lokum. Nie było duże. Z tego co Fury pamiętał, składało się wyłącznie z małego salonu, kuchni i łazienki na parterze, a także skromnej sypialni na poddaszu. Zwykłe miejsce na odpoczynek dla agentów, którzy potrzebowali chwili na złapanie oddechu po ciężkich misjach.

Cień kobiety pojawił się w oknie, po czym rolety zostały opuszczone.

- Ona nie wróci za tydzień czy za miesiąc - mruknął Nick, mimowolnie poprawiając swoją opaskę, zasłaniającą lewe oko. - To nie jest zwykły odpoczynek po misji, tylko ucieczka.

- Nie - zaprzeczył od razu Coulson. - To jej jedyna szansa na zaczęcie od nowa. Wiesz o tym, Fury.

Wiedział, ale za nic nie powiedziałby tego głośno. Jedyne o czym mógł teraz myśleć to ostatnie tygodnie, w trakcie których pewna siebie, niezwykle bystra i utalentowana agentka zmieniła się w ducha. Nie było słów mogących odpowiednio opisać jak bardzo tęsknił za jej codzienną obecnością. Nigdy nie pomyślałby, że tak bardzo może się do kogokolwiek przywiązać.

Ostatni tydzień był prawdziwą udręką, w trakcie której nie odezwała się do nikogo ani razu. Fury był zmuszony obserwować jak gaśnie, z dnia na dzień, odmawiając przyjęcia pomocy od innych, nawet od swoich przyjaciół. Złamała żelazne postanowienie milczenia tylko raz: prosząc o możliwość wyjazdu i odpoczynku w samotności.

- W dodatku ten widok. Musisz przyznać, że jest znacznie lepszy od pustych ścian kwater.

Fury niechętnie oderwał wzrok od zasłoniętych okien i spojrzał w tym samym kierunku co jego przyjaciel. Naprzeciwko budynku znajdowało się całkiem spore jezioro, pokryte warstwą lodu. Na taflę wychodził tylko jeden mostek, wyglądający jakby najlepsze lata miał już dawno za sobą. Ciemne deski były nierówne w kilku miejscach, a nawet pęknięte. Nick jak na dłoni zobaczył szerokie szpary, choć samochód stał w odległości kilku metrów. Wszystko razem sprawiało, że całe otoczenie wydawało się opuszczone i dawno zapomniane przez ludzi. Chyba nie dostrzegał tego samego, co Coulson.

- Myślisz, że na siebie trafią? - zapytał Phil z zamyśleniem.

- Wbrew temu co sugerujecie z Hill, mam nadzieję, że nie - mruknął Fury, ponownie włączając silnik. Nie miał zamiaru przechodzić przez to bagno ponownie. Nigdy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro