Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jest gotowa?

- Wie kim jest, a to ważniejsze - oświadczyła zagadkowo kobieta. - Po prostu na chwilę o tym zapomniała.

Nick Fury miał ochotę parsknąć z pobłażaniem na te słowa. Czyżby McBerry była aż tak głupia lub ślepa? Bibliotekarka pracowała jako psycholożka TARCZY jeszcze zanim został dyrektorem. Pamiętał ją jako osobę bardzo wnikliwą i bystrą, co było podstawą do zaufania jej kiedy chodziło o Alessię, ale teraz nie był taki pewny osądu kobiety. Może lata spędzone na emeryturze pozbawiły ją niektórych zdolności? Przecież ciężko było nazwać wszystko co zrobiła jego podopieczna „chwilową amnezją".

Odcięła się od świata, przyjaciół i rodziny by wieść życie samotniczki. Pozbawiła się mocy, przez którą samodzielnie zabiła dziesiątki agentów Hydry zaledwie jedną emocją - bólem tak intensywnym, że żaden z ludzi, którzy go odczuli nie wrócił do zdrowych zmysłów. Niektórzy doznali śmiertelnych obrażeń wewnętrznych, inni popełnili samobójstwo. Nikt nie wyszedł z tamtego magazynu żywy. Nikt oprócz Natashy, Clinta, Barnesa, no i samej Alessi. 

Chociaż ciężko było uznać kobietę za żywą, kiedy zobaczył jej ciało w rękach agenta Bartona. To on ją wyniósł bredząc coś o śmiercionośnym krzyku, który z siebie wydała po śmierci Liama. Była całkiem blada, biała niczym kreda, przy czym jej długie włosy miały tak mocny odcień purpury jakiego w życiu nie widział. Zwykle pastelowe kolory całkiem ustąpiły miejsca intensywnej barwie oznaczającej ból psychiczny. Smutek nie zdążył jeszcze wtargnąć do jej serca, choć pojawił się w nim ledwo dziewczyna naprawdę zrozumiała, że agent Reddy odszedł na zawsze.

I, mimo że Fury rozumiał dlaczego podświadomie uchroniła tamtego dnia przed samą sobą własnych przyjaciół, to ocalenie Barnesa stanowiło dla niego niemałą zagadkę. Mężczyzna był nieprzytomny, ale wciąż oddychał, tak jakby Alessia dopiero po krótkiej chwili postanowiła go również oszczędzić. Wiedział, że teraz darzy go silną nienawiścią, lecz co wydarzyło się w magazynie? To miało pozostać tajemnicą.

- Widzę, że gardzisz moimi słowami - powiedziała McBerry z kpiącym uśmiechem. - Powiedz mi w takim razie co ty o niej myślisz?

Fury milczał przez długą chwilę, wpatrując się w kobietę siedzącą na wygodnym fotelu. Sam wolał stać, za bardzo zdenerwowany by choć przez chwilę się zrelaksować. Czekały go ciężkie, a nawet bardzo ciężkie dni. Musiał odzyskać Tesseract, a do tego niewątpliwie będzie potrzebował pomocy Alessi. Powinien skupić się na szukaniu Lokiego i Bartona, do tego wreszcie zwołać Avengers i liczyć, że jakoś się dogadają. Miał ochotę skrzywić się na samą myśl o Barnesie i Alessi w jednym pomieszczeniu. To mogło pójść bardzo źle, ale cel był zdecydowanie wart ryzyka.

- Popełniłem błąd lata temu. Gdybym nie słuchał ciebie i Coulsona kiedy mówiliście, że relacje z rówieśnikami będą dla niej dobre... - powiedział wreszcie. - Pokochała tego agenta tak mocno, że zatraciła samą siebie. To właśnie myślę - Fury potarł nerwowo czoło, czując jak kolejne troski zalewają jego już i tak zmęczony umysł.

- Więc dlaczego brniesz w to jeszcze raz? - twarz McBerry po raz pierwszy wydawała mu się gniewna. Mężczyzna uśmiechnął się w duchu. Wiedział, że jego podopieczna posiadała dar zjednawania sobie ludzi i właśnie to zrobiła z psycholożką mającą znacznie dłuższy staż niż on sam. Z resztą, jego sympatię również zdobyła w zaledwie kilka dni. - Dlaczego ukantowałeś jej spotkanie z agentem Andersonem?

- To akurat ponownie nie mój pomysł, ale może nam się opłacić.

- Alessia to nie jakaś rzecz, którą możesz manipulować. Już jednego ojca miała za potwora - te słowa sprawiły, że krew Fury'ego niemal zawrzała. - Nie bądź kolejnym, w bardziej wężowatej postaci.

- Potrzebuję jej tylko jako w pełni sprawnej i zdrowej psychicznie agentki - oznajmił, kładąc dłoń na klamce by wyjść wreszcie z tego pomieszczenia. Musiał pojechał do domu Alessi i sprawdzić czy udało jej się wszystko spakować. - Nie jest w moim interesie dbać o jej relacje z innymi.

- I to właśnie sobie wmawiaj. Ale nie waż się do mnie przychodzić, kiedy pewnego dnia zniszczy samą siebie przez twoje kretyńskie intrygi, słyszysz mnie? Ta kobieta jest znacznie lepsza od ciebie i powinieneś uważać się za szczęściarza, że wtedy ją znalazłeś. W żadnym wypadku to nie ona jest winna ci wdzięczność. I nie płacz kiedy kopnie cię w ten uparty tyłek i odejdzie. Ba! Może wreszcie twoje knucie obróci się przeciwko tobie a Alessia razem z Andersonem...

Fury nie usłyszał jednak co dalej chciała powiedzieć McBerry, gdyż zamknął za sobą drzwi. Żałował tylko, że nie były dźwiękoszczelne, bo do jego uszu doszły kolejna słowa kobiety:

- Przeklęty, żałosny głupiec.

Niestety, nie mógł się nie zgodzić.

~*~

Maszyna wzbiła się do lotu w chwilę po tym jak Alessia weszła na pokład. Fury ani słowem nie miał zamiaru komentować jej skromnego bagażu. Od razu zauważył, że nie spakowała wszystkiego, jakby wciąż pozostawiała sobie otwarte drzwi ewakuacyjne. Oczywiście, nie miał zamiaru jej na to pozwolić. Kiedy tylko wszystko dobiegnie końca, musiał wysłać kogoś do spakowania reszty rzeczy i przewiezienia ich do którejś bazy TARCZY, w której Alessia miała swoją kwaterę. A miała ich całkiem sporo, niemal w każdym obiekcie.

Po wzniesieniu się na odpowiednią wysokość, ustawił autopilota i wreszcie zwrócił się prosto ku kobiecie. Jej mina była zacięta, a postawa wskazywała na skrajne zamknięcie w sobie. Tylko tyle mógł z niej wyczytać. Z resztą, pokazywała wyłącznie to, co nie było żadną tajemnicą. Fury miał ochotę się uśmiechnąć. Wyszkolił ją doskonale.

- Kim mam być po wylądowaniu? - zapytała Alessia, wreszcie poświęcając mu uwagę. 

Jej spojrzenie było chłodne i ostrożne. Mógł się tylko domyślać, że zignorowanie otrzymanych życzeń świątecznych powiększyło przepaść między nimi, która stworzyła się po śmierci agenta Reddy'ego. Ale co miał w zasadzie zrobić? Udawać, że nic się nie wydarzyło? Na pewno nie miał zamiaru.

- Empatią. Ale jeśli chcesz mieć chwile wytchnienia, to Alessia może również wrócić z urlopu. Twoja decyzja. Na wszelki wypadek przydzieliłem ci dwa pokoje. Spodobają ci się.

Alessia zmarszczyła brwi na słowie "urlop" co nie umknęło uwadze Fury'ego. Całkiem zapomniał, że tak naprawdę nie znała oficjalnej wersji wydarzeń, którą ustalili wraz z Coulsonem jeszcze przed odejściem kobiety. Nikt nie mógł powiązać zniknięcia Empatii z Alessią, dlatego cała sytuacja była bardziej skomplikowana niż można było przypuszczać.

- Alessia miała urlop, Empatia wyruszyła sama w pogoń za Hydrą. Po śmierci jednego z waszej drużyny TARCZA doszła do wniosku, że mniej ryzykujemy, wysyłając cię samą. Agenci Barton i Romanoff podrzucają nam co jakiś czas zbiegów, dzięki czemu historia jest wiarygodna.

- Widzę, że nic się nie zmieniło - Alessia uśmiechnęła się sarkastycznie. - Twoje kłamstwa wciąż gonią się wzajemnie, ale żadne nie wychodzi na jaw. Ciekawa jestem jak długo to jeszcze potrwa. 

- W twoim interesie jest dbanie o to by jak najdłużej - Fury skrzyżował ramiona na piersi. - Masz być Empatią zaraz po wylądowaniu. Zrozumieliśmy się?

- Oczywiście - kobieta parsknęła, po czym odwróciła się na pięcie.

- Gdzie idziesz?

- Do łazienki. Muszę zdjąć soczewki - odparła, jakby to była najbardziej oczywista z rzeczy.

Ulga, która zalała Fury'ego była niedoopisania. Wszak Coulson zapewnił go, że moc Alessi zaczęła wracać, sądząc po kolorze jej włosów, ale ani słowem nie wspomniał by wróciła również do noszenia soczewek. Jeżeli jej słowa miały jakiekolwiek przeniesienie na rzeczywistość, to nie tylko mogła z łatwością czytać innych. Jej zdolności powróciły już do wcześniejszego poziomu, który pozwalał na wpływanie na emocje ludzi na skalę, której być może nigdy nie miał zrozumieć.

Była groźna. Całkiem możliwe, że Alessia stanowiła największe niebezpieczeństwo dla świata, jednak nie bał się jej. Odkąd się spotkali, kiedy była małym, przestraszonym dzieckiem, nigdy nie zwątpił w jej intencje. Nawet teraz, gdy spojrzenie jego agentki zmieniło się w bryły lodu, wierzył, że w środku wciąż bije wielkie serce, gotowe do poświęceń dla dobra innych. 

Najlepszym potwierdzeniem tych wniosków był fakt, że jej ojciec wciąż żył, a Alessia doskonale wiedziała gdzie mieszka. Ani razu nie próbowała kontaktu, zaniechała zemsty. Po prostu żyła dalej, jakby całe dzieciństwo odeszło w niepamięć.

- Czekaj! - krzyknął za nią, wyjmując ze schowka spakowany strój, po czym rzucił jej całą paczkę, którą Alessia umiejętnie złapała. - Przy okazji możesz się przebrać.

Kobieta zniknęła w małym pomieszczeniu, dając Fury'emu czas na wyjęcie jeszcze jednej niespodzianki. Była nią oczywiście charakterystyczna broń Empatii. Kobiecie nie wystarczał zwyczajny pistolet przeciętnego agenta TARCZY, ani elektrowstrząsy Natashy czy broń Clinta. Nie, strzelanie z łuku nigdy nie przychodziło Alessi z taką samą łatwością jak walka wręcz czy muzyka. Używanie broni palnej również wyćwiczyła niemal do perfekcji ze względu na konieczność, ale nigdy tego nie lubiła. Sztylety - to jej przyszło znacznie szybciej i łatwiej, jednak najlepiej walczyła mieczem. Klasycznym ostrzem, unowocześnionym dzięki uprzejmości techników TARCZY. 

To, które wziął teraz ze sobą, zaprojektował Stark. Było piękne i niebezpieczne. Tak samo jak jego przyszła właścicielka. Zostało wykonane z najtwardszego dostępnego metalu a w samym rdzeniu znajdowała się toksyna paraliżująca ofiary. Dzięki strukturze umocowanego tam pojemnika przeciekała na ostrze, dlatego każde celnie zadane draśnięcie eliminowało przeciwnika na dobre kilka godzin. Projekt rękojeści stanowił zwieńczenie gustu Starka i jego upodobania do dobrego stylu. Była skromna, surowa, ale jej barwa zmieniająca się pod wpływem padającego światła sprawiała, że wyglądała niczym broń prawdziwej księżniczki.

Wreszcie drzwi do malutkiej łazienki na pokładzie otworzyły się szeroko, a ze środka wyszła Empatia w pełnej krasie. Jej włosy, znacznie krótsze niż wcześniej i krzywo przycięte, od cebulek były wciąż całkiem czarne, ale od połowy przecinała je barwa chłodnego błękitu. Mógł przypuszczać, że właśnie taki kolor przybiorą. Alessia czuła teraz tylko i wyłącznie chęć utrzymania dystansu - chłód.

Jej czarny obcisły strój, ozdobiony niebieskimi wstawkami, pasował idealnie. Nie był za duży, choć Fury obawiał się, że sylwetka kobiety znacznie się zmieniła. Może i tak było, ale to już nie miało znaczenia. Alessia wróciła do pełni sił, a teraz mogła dalej walczyć. To było najważniejsze. A przynajmniej tak ciągle sobie powtarzał.

Zwieńczeniem wyglądu kobiety była czarna maska, zakrywająca jej dolną połowę twarzy, a drugą nieznacznie zmieniając. Dzięki użyciu odpowiedniego materiału nie utrudniała oddychania ani nie zmniejszała pola widzenia.

Nikt nie mógł rozpoznać w niej agentki Alessi. Teraz stała przed nim Empatia.

- Fryzjerka z ciebie żadna - oświadczył, po czym podał jej broń.

Kobieta chwyciła miecz wprawnym ruchem, od razu sprawdzając jego wyważenie i robiąc kilka ćwiczebnych ruchów nadgarstka. Fury skrzyżował ramiona, przyglądając się jak jego podopieczna chowa miecz do pochwy przymocowanej do pasa.

- Może być - oświadczyła podnosząc czujne spojrzenie na mężczyznę.

- Witaj z powrotem, Alessio.

W brązowych oczach kobiety zapłonęły błyskawice. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro