Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaraz po wylądowaniu na Helicarrierze, Alessia rozejrzała się wokół siebie. Ogromna maszyna, a w zasadzie baza powietrzna, wciąż znajdowała się na ziemi, przez co po pokładzie kręciło się pełno agentów. Byli tak zajęci przygotowaniami do startu, że większość nie zwróciła uwagi na lądowanie quinjeta. Tylko paru z nich od razu podbiegło bliżej, nie wątpliwie czekając na dyrektora by przekazać mu najnowsze raporty.

Wychodząc z maszyny, Alessia obdarzyła ich lodowatym spojrzeniem, po czym zatrzymała się obok. Strach, a także niechęć agentów zaatakowały jej zmysły, przez co niemal się zachwiała. Tak dawno nie znajdowała się w dużej grupie, że zapomniała jak ogłuszające potrafią być emocje innych. Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej, z uwagi na wzmocnienie mocy. Kobieta skupiła się na oddzieleniu uczuć agentów od swoich własnych i postawieniu między nimi grubego muru, by nie wpływały na siebie. Przejęcie cudzej emocji nie jest niczym przyjemnym, a tym bardziej, kiedy jest ona tak nieprzyjemna jak strach. Już nieraz zdarzyło się Alessi przeżyć atak paniki tylko dlatego, że wyczuła czyjeś przerażenie, niechcący wpuściła je do siebie, a jej wzmocniona wrażliwość jeszcze je spotęgowała.

Gdyby mogła, skierowałaby się teraz prosto do przydzielonego jej pokoju, lecz kompletnie zapomniała zapytać Fury'ego o numer. Potrzebowała chwili czasu na ponowne przystosowanie się do zewsząd atakujących mentalnych bodźców.

- Dajcie nam chwilę - powiedział Nick do swoich agentów, na co Alessia miała ochotę odetchnąć z ulgą.

Wszyscy od razu postąpili kilka kroków w tył, z niecierpliwością czekając aż Fury poświęci im choć chwilę czasu. Nie sprzeciwiali się jednak, doskonale pamiętając, że Empatia od chwili pojawienia się w TARCZY była "pupilką" mężczyzny, czyli jedną z najbardziej zaufanych agentek.

- Który pokój? - zapytała od razu.

- Sto trzydzieści cztery - odparł, a błysk w jego oku sprawił, że Alessia skupiła swoją moc na nim. Wyczuła coś dziwnego, co mogła nazwać wyłącznie podstępnym rozbawieniem. - Agent Anderson wskaże ci drogę.

Ciało kobiety spięło się na dźwięk nazwiska, a umysł starał sobie wmówić, że na pewno był tu inny Anderson. W końcu to było całkiem popularne nazwisko.

- Nie zgrywaj się.

Fury wzruszył z obojętnością ramionami, jakby chciał jej powiedzieć, że nie obchodzi go jak sobie poradzi z sytuacją, w której ją postawił.

- Mam sporo spraw do ogarnięcia przed wylotem. Niedługo powinna się pojawić agentka Romanoff z doktorem Bannerem, a także Coulson z Kapitanem Rogersem.

- Oraz, jak mniemam, Zimowym Żołnierzem? - krew zawrzała w żyłach kobiety, ale nie pozwoliła by to ukazało się na jej twarzy. Wciąż nie pogodziła się z tym, że walczyli o jego całkowite uniewinnienie. W zasadzie pewnie nigdy im tego nie wybaczy.

- Sądzę, że woli tytuł sierżant albo agent.

Alessia prychnęła szyderczo.

- Z pewnością.

W czasie lotu na Helicarrier Fury zdążył wprowadzić ją w ogólny zarys całej kryzysowej sytuacji, która zmusiła go do szybkiego zwołania Avengers. Zgodnie z jego słowami, niejaki Tesserakt, niezwykle niebezpieczny przedmiot będący od wielu lat obiektem badań TARCZY został skradziony przez Lokiego - brata Thora. Alessia nigdy wcześniej nie widziała sześcianu, o którym opowiadał Nick na własne oczy, ale nie miała zamiaru się kłócić, kiedy powiedział, że ma niemal nieograniczoną moc. Znała parę faktów na temat Tesseraktu z historii TARCZY, którą niegdyś zgłębiła z ciekawością. Zniknięcie tak potężnego artefaktu, w dodatku w rękach szaleńca, budziło grozę.

Zgadzała się, że było to zagrożenie warte powołania tej wymyślnej grupy superbohaterów, którą sobie kiedyś wyobrazili razem z Coulsonem. A przynajmniej podjęcia próby, bo w samą realizację planu mocno wątpiła. Zwłaszcza, że miała być jedną z nich, co teraz było śmiechu warte. Nigdy więcej nie miała zamiaru stać się częścią jakiejkolwiek drużyny. A już zwłaszcza z kimś tak podłym jak Zimowy Żołnierz.

W dodatku garstka zróżnicowanych jednostek o silnych charakterach, ale niewątpliwie odmiennych spojrzeniach na różne sprawy, miała bardzo małe szanse na dojście do jakiegokolwiek porozumienia. Byli wśród nich:

Doktor Banner aka Hulk. Genialny naukowiec, z którego pomocą Fury miał nadzieję namierzyć Tesserakt. Alessia jeszcze nie miała okazji go poznać, ale słyszała wiele historii na temat jego potężnego alterego. Nie ma jak wprowadzić między agentów niekontrolowanego potwora wyzwalanego gniewem. Przynajmniej nie tylko ona będzie wzbudzać przerażenie.

Tony Stark, którego nikomu na świecie nie trzeba przedstawiać. Reputacja tego mężczyzny wyprzedza go o całe lata świetlne, a jego ego jest tak wielkie, że wypełnia każde pomieszczenie, w którym się znajduje. Z nim Alessia zdążyła wymienić już kilka słów (w większości sarkastycznych) zaledwie trzy lata temu, kiedy razem z Coulsonem sprzątali zrobiony przez mężczyznę bałagan. Oczywiście, nic nie robił sobie z ich działań, ogłaszając całemu światu, że jest Iron Manem.

Natasha i Clint - Czarna Wdowa oraz Hawkeye. Dwójka najwybitniejszych agentów jakich Alessia kiedykolwiek poznała, jeśli miała ocenić ich całkiem obiektywnie. Oboje działali ze stuprocentową skutecznością, nie wahali się gdy zadawali ciosy, a ich instynkty nigdy nie zawodziły. Może i nie mieli żadnych nadprzyrodzonych zdolności, ale doskonale wypracowany styl walki Natashy, a także celność Clinta zasługiwały na nazwę supermocy.

Steve Rogers stanowił dla Alessi zagadkę, przez co jeszcze nie miała o nim żadnego zdania. Był bohaterem wojennym, podobno o złotym sercu, chociaż w to kobieta wątpiła. Nikt na tym świecie nie jest bez skazy. Nawet ktoś taki jak Kapitan Ameryka, choć jego rola, bez wątpienia mająca polegać na dowodzeniu Avengers, wymagała niezwykle silnego charakteru oraz niezachwianego sumienia. Oby posiadał obie te cechy.

A także największa pomyłka TARCZY - Zimowy Żołnierz. Morderca pozbawiony skrupułów o wręcz lodowatym spojrzeniu, niezwykle mocnych ciosach i chwytach. Alessia ledwie hamowała odruch wzdrygnięcia na myśl o metalowej dłoni ściskającej jej szyję, kiedy jednocześnie, gdzieś poza jej zasięgiem, traciła kontakt umysłowy z Liamem...

Była też ona. Niestabilna emocjonalnie, ledwo podnosząca się z kolan, Empatia. Mała dziewczynka, która uciekła z domu, a w zasadzie piwnicy, w wieku siedmiu lat.

- Czekaj! - zatrzymał ją Fury zanim zdążyła się odwrócić. - Błyskawice w twoich oczach nie gasną. Panujesz nad tym? - jego ton był cichy, przypominający szept. Nie chciał aby usłyszał ich którykolwiek z agentów.

Racja. Niekontrolująca swoich mocy agentka stanowiła zagrożenie dla wszystkich wokół. Zwłaszcza, że historia o zamordowaniu z zimną krwią agentów Hydry rozeszła się błyskawicznie. Zabiła wrogów, ale to nie miało znaczenia. Od tamtego czasu budziła we wszystkich jeszcze większy strach, bo niby jak można walczyć z kimś kto może zabić zaledwie myślą? Gdyby rozeszła się plotka, że Empatia nad sobą nie panuje... Cóż, atmosfera na Helicarrierze z pewnością byłaby cudowna.

- Panuję - zapewniła go równie cicho, ale nieustępliwe spojrzenie Fury'ego kazało jej wyjaśnić to dokładniej. - Po prostu coś się zmieniło. Nie potrafię już tego całkiem wyłączyć. Czuję umysły innych niemal cały czas, ale wciąż potrafię to oddzielić od własnych myśli. - Alessia zobaczyła pogłębiającą się zmarszczkę na czole mężczyzny, która zaalarmowała ją o toczącej się w jego umyśle wojnie. Nie musiała wysilać mocy by wyczuć, że i w nim budzi się strach. - Idę - oznajmiła, zabierając z ziemi dwie torby na ramiona.

Nie miała zamiaru zmieniać planu teraz. Już za późno. Postanowiła walczyć u boku Avengers by uratować Bartona. Tesserakt tak naprawdę wcale jej nie obchodził. Musiała jedynie ocalić przyjaciela, bo ani przez chwilę nie uwierzyła, że zdradził TARCZĘ.

Z lekkim zaskoczeniem zauważyła, że Fury rzeczywiście przywołał jednego z agentów skinieniem ręki, po czym bez słowa pożegnania podszedł do reszty by odebrać raporty. Alessia podniosła spojrzenie na nieszczęśnika, który został zmuszony do zaprowadzenia jej do pokoju i niemal przeklęła na głos. Tuż obok niej, ubrany w klasyczny mundur agenta TARCZY z naszywką przedstawiającą ptaka z rozłożonymi skrzydłami, stał Ethan Anderson we własnej osobie. Twarz miał poważną, a włosy znacznie dokładniej ułożone niż zazwyczaj, przez co miała wrażenie, że jest kimś zupełnie innym niż mężczyzną, z którym naprawiała mostek nad jeziorem i oglądała filmy do późna. Na próżno mogłaby szukać w jego ciemnych oczach choć błysku rozpoznania lub codziennego rozluźnienia z jakim zwykle go widywała. Teraz był agentem, a ona Empatią. Nie mogła się zdradzić nawet przed nim.

Jednak zanim między nimi padło jakiekolwiek słowo, Alessia wyczuła jego emocje - niezwykłą mieszankę zaciekawienia, podejrzliwości, zawsze obecnego żalu i smutku, a ponad to wszystko wstydu oraz wstrętu. Niemal pokiwała z zawodem głową, orientując się w sytuacji. Może Anderson nie bał się jej jak wszyscy inni (nie było w nim ani odrobiny strachu), ale brzydził się nią. Pod tym względem niczym się nie różnił. Nigdy nie poznał Empatii, a już miał wyrobioną opinię. Tylko Liam na jej widok poczuł wyłącznie ciekawość i podziw.

- Ethan Anderson - przedstawił się, wyciągając przed siebie dłoń w geście powitania. - Jeśli pani pozwoli, pomogę z bagażem i zaprowadzę panią do pokoju - powiedział, usilnie starając się zabrzmieć najkulturalniej jak potrafił, mimo ewidentnie negatywnych uczuć skierowanych na rozmówczynię.

Może Alessia odpowiedziałaby tym samym, aby choć w małym stopniu poprawić wizerunek Empatii w oczach przyja... Ethana, ale, niestety, czuła jak pozostali agenci czujnie przyglądają się tej scenie. Nie mogła ich zawieść. W końcu wredny charakter Empatii to również część maski.

- TARCZA zaczęła zatrudniać lokajów? - zapytała, unosząc brew w górę. Zamiast wymienić z mężczyzną uścisk dłoni, wepchnęła w jego otwartą rękę pasek od torby. - Więc prowadź, Ethanie Andersonie, świeżaku, który jeszcze nie wie, że gówno obchodzą mnie imiona podrzędnych agentów.

Szczęka Ethana zacisnęła się lekko, a jego umysł zapłonął gniewem. Dobrze, lepiej by unikał Empatii niż szukał w niej jakiegokolwiek podobieństwa do kobiety z Blue Fields.

Mężczyzna, chcąc nie chcąc, przerzucił sobie torbę kobiety na ramię i skierował się do jednego z zejść pod pokład. Alessia parsknęła z niedowierzaniem, kiedy otworzył przed nią drzwi, choć tak naprawdę nie mogła powstrzymać rosnącego podziwu. Dopiero co wyśmiała go na oczach pozostałych agentów, a on wciąż w gestach potrafił zachować się niczym dżentelmen.

Szybko poprowadził ją wąskimi korytarzami, omijając główne pomieszczenia, aż wreszcie zatrzymał się przy pokoju sto trzydzieści cztery.

- To tutaj - powiedział chłodno, wskazując dłonią drzwi, po czym rzucił torbę obok wejścia. - Jak mniemam taka dzielna dziewczynka jak ty da radę samodzielnie się rozpakować i nie potrzebuje lokaja.

Sarkazm w jego głosie był niemal namacalny. Przypominał jej o tonie Andersona w noc rocznicy śmierci Liama, kiedy za wszelką cenę chciał utrzymać między nimi dystans. Teraz również planował to zrobić, ale bez wątpienia z zupełnie innego względu.

- Jesteś inny - wymsknęło się Alessi zanim mężczyzna zdążył odejść.

- Proszę? - zapytał zaskoczony, odwracając się w kierunku kobiety. Jego gniew ani trochę nie przygasł. Był niczym lodowaty płomień, grożący wybuchem.

- Nie boisz się mnie tak jak inni. Dlaczego? - zapytała, szczerze ciekawa odpowiedzi. Może i opuściła na moment gardę, ale prawdopodobnie ostatni raz rozmawiała z nim jako Empatia.

- Skąd wiesz? - ledwo pytanie opuściło jego usta, a gniew zamienił się we wściekłość, wykrzywiającą przystojną twarz Ethana. - Trzymaj się z daleka od mojej głowy - warknął, na co Alessia prychnęła z pobłażaniem i weszła do środka.

Chciałaby. Nawet nie wiedział jak bardzo chciałaby wyciszyć emocje wszystkich wokół, nie narażając ich prywatności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro