Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny poranek okazał się dla Alessi koszmarem. Miała wrażenie, że w ciągu nocy zyskała wzmocnione zmysły wampira, bo każdy, nawet najcichszy dźwięk docierał do jej uszu a następnie rozsadzał głowę. Rzadko miała kaca i nienawidziła go ze wszystkich sił. Dlaczego trzeba płacić tak wysoką cenę za zaledwie kilka chwil oderwania od rzeczywistości? W dodatku gardło piekło ją zupełnie jakby zeszłego wieczoru połknęła garść rozżarzonych węgli. 

Alessia machnęła dłonią w bok, szukając butelki z wodą, którą zawsze stawiała na stoliku nocnym przed snem. Tym razem poczuła jednak pod palcami gładką, porcelanową powierzchnię kubka. Nie miała zamiaru wybrzydzać. Najwidoczniej wypita razem z Andersonem wódka weszła jej do głowy bardziej niż by wczoraj chciała przyznać skoro zamieniła naczynie i kompletnie o tym zapomniała. Z cierpiącym jękiem usiadła by wreszcie napić się wody z kubka. Dopiero wtedy otworzyła oczy aby zmierzyć się z oślepiającym blaskiem porannego słońca. Przez dłuższą chwilę mrużyła powieki aż w końcu zdołała pokonać ból wywołany przeraźliwie jasnymi promieniami, wdzierającymi się do środka przez cienkie zasłony.

Już na pierwszy rzut oka coś w wyglądzie pokoju nie dawało jej spokoju. Nie mogła skupić się wystarczająco aby zauważyć co to takiego, ale instynkt obudził w niej niepokój. Jakiś element uległ zmianie. Wiedziała o tym nawet pomimo słabego światła... Właśnie. A od kiedy to zasłaniała na noc okna? Na pewno tego nie zrobiła. Tym bardziej po alkoholu. Alessia nie mogła sobie wyobrazić by miała dość chęci na przykrycie się kołdrą a co dopiero podchodzenie do okna i naciągnie głupich firanek. A jednak długi do ziemi, idealnie dopasowany do kształtu okna, pudrowy materiał zasłonił całą szybę.

W kilku krokach Alessia odsłoniła okno po stronie lasu, niemal przewracając się o własne stopy. W tej chwili wydawało jej się, że ma niewiele więcej siły niż malutki kociak. Nogi sprawiały wrażenie wykonanych z waty. Przy każdym poruszeniu się kobieta czuła jakby miały się pod nią zapaść kolana. Już dawno nie było jej tak źle i w duchu podziękowała sobie za ominięcie rozbitego szkła z wczoraj. 

Na tą myśl rozejrzała się po podłodze, ale nigdzie nie znalazła ani śladu rozbitych odłamków butelki lub czerwonych plam własnej krwi. Drewniana nawierzchnia okazała się czysta.

Całkowicie skołowana, podeszła do szyby od strony jeziora by je również odsłonić. Słońce natychmiast uderzyło jej oczy, na chwilę odbierając wzrok i powodując nawrót silnego bólu głowy. Po omacku zaczęła szukać uchwytu okna by wpuścić do środka trochę świeżego powietrza. Kiedy wreszcie się udało, od razu syknęła przez hałas rozsadzający bębenki słuchowe. Ktoś wybrał sobie fantastyczny dzień na używanie szlifierki.

Moment. Przecież nie miała żadnych sąsiadów.

Alessia ledwo uchyliła powieki, skupiając spojrzenie na jedynym ruchu za oknem. Trudno było nie zauważyć mężczyzny otoczonego całym zapasem desek, belek, a także bali o różnej wielkości. Właśnie pochylał się nad grubym kawałkiem drewna przyciskając do jego powierzchni szlifierkę. Urządzenie wydawało z siebie nieprzyjemne dźwięki, jednak Alessia, zbyt zajęta rozwiązaniem mętliku w głowie, przestała zwracać na nie uwagę. Znacznie bardziej interesowało ją co takiego robił tu Anderson. W dodatku tak wcześnie.

Jeszcze raz omiotła spojrzeniem jezioro. Tym razem dostrzegła brak starego mostka i przypomniała sobie wczorajszy wypadek. Ten, przez który poszła spać w mokrej peruce, bo po przebraniu ciuchów padła zmęczona na łóżko, nie mając siły na zrobienie czegokolwiek więcej.

Alessia wciąż nie wierzyła własnym oczom, więc, postanawiając, że zignoruje to co właśnie zobaczyła, wyjęła z szafy stare, wytarte dresy i poszła do łazienki się przebrać.

Przy zdejmowaniu luźnej bluzki, która służyła jej za piżamę, poczuła ostry ból pleców. Zaskoczona zacisnęła zęby, po czym stanowczym gestem szarpnęła ubraniem, czując jak zaschnięta krew odrywa się od skóry. Kiedy się wczoraj przebierała musiała zdjąć założony przez Andersona opatrunek, a podrażnione na nowo rany przykleiły się do materiału. Alessia przyjrzała się czarnej koszulce, na której widać było malutkie, ciemne kropki, a następnie odwróciła się plecami do lustra i obróciła głowę. Na jej bladej skórze wciąż odznaczały się małe, czerwone pręgi, ale wszystkie zdołały się zasklepić przez noc. Kobieta mogła się założyć, że za jakąś godzinę lub dwie nie będzie ani śladu. Wszystko zależało od tego jak bardzo jej ciało zostało wyniszczone przez ostatni rok. Był taki czas, kiedy takie drobne rany goiły się w przeciągu minut. Teraz minęło wiele godzin, a ona wciąż widziała czerwone ślady zadrapań.

Kobieta wzięła szybki prysznic, ubrała się, a następnie zajęła się myciem oraz suszeniem peruki. Jeżeli na zewnątrz naprawdę był Anderson, to nie mogła pozwolić by zauważył jak jej włosy zmieniają kolor, nawet jeżeli teraz znowu miały kruczoczarny odcień. Był agentem, ale to wciąż za mało by mógł poznać ten sekret. Poza nią znało go zaledwie sześć osób. Teraz już pięć.
Wciąż czując straszną suszę w gardle i ból głowy, Alessia wyszła na zewnątrz.

- Mogę wiedzieć co wyczyniasz? - zapytała, krzyżując ramiona na piersi. Z zaskoczeniem zauważyła, że mężczyzna nie zareagował na dźwięk jej głosu. Zupełnie jakby usłyszał za sobą kroki mimo głośnego hałasu szlifierki, a przecież to było niemożliwe. Musiał mieć doskonale wyczulony słuch by zwrócić uwagę na prawie niesłyszalny odgłos lekkich trampek Alessi.

Anderson wyłączył urządzenie, przejechał dłonią po szlifowanym właśnie fragmencie belki i dopiero kiedy upewnił się, że jest idealnie gładka, odwrócił się.

- A na co ci to wygląda? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Lewy kącik jego ust uniósł się lekko, jakby próbował ukryć rozbawienie. Z tą miną zaczął przypominać mężczyznę, który uchronił ją przed upadkiem w bibliotece, a następnie kupił jej donuta. Alessia przechyliła lekko głowę w wyrazie zamyślenia. Dopiero teraz zwróciła uwagę na to jak bardzo i jemu nie spodobało się odkrycie, że oboje są agentami.

- Dobrze, ale dlaczego próbujesz zbudować jakąś amatorską konstrukcję mostka?

- Obawiam się, że poprzedni wczoraj zarwaliśmy - odpowiedział, wzruszając ramionami. Tak jakby to miało wszystko wyjaśnić.

- Po pierwsze, nie MY zarwaliśmy, tylko TY...

- Jeżeli dobrze pamiętam, ty też tam byłaś, więc... 

- Ja wchodzę na ten mostek prawie codziennie i jakoś nic się nie stało...

- Wiem.

- więc gdyby nie ty... Czekaj, co? - Alessia powstrzymała się przed dokończeniem zdania, zbyt zaskoczona tym co właśnie usłyszała. W dodatku usta Andersona wygięły się już w pełnym uśmiechu, a w jego oczach tańczyło szczere rozbawienie, które bez wątpienia sama wywołała swoim zaskoczeniem.

- Już ci mówiłem, że rano biegam wokół jeziora. Nieraz widziałem jak wychodzisz - wyjaśnił cierpliwie, krzyżując ramiona na piersi podobnie jak Alessia. - A po drugie? - zapytał, odwracając się w kierunku dopiero co wyszlifowanej belki.

Kobieta całkowicie nie zrozumiała co miał na myśli, więc bez słowa przyglądała się jak unosi kawał drewna i ustawia go obok pozostałych. Wszystkie porozstawiał na dwóch długich balach, w małych odległościach od siebie prawdopodobnie przygotowując je do malowania.

- Powiesz mi dziś czy jutro? - przypomniał, ustawiając przed sobą kolejną belkę do szlifowania.

- Dziś, ale... co? - zapytała Alessia rozcierając bolące skronie. Był listopad, ale słońce świeciło tak jasno, jakby chciało dać kobiecie nauczkę by więcej nie piła.

- Zdaje się, że chciałaś wymienić powody, dla których moja dzisiejsza obecność jest nie na miejscu. Cóż, a przynajmniej planowałaś to zrobić zanim wdaliśmy się w dyskusję na temat czyją winą było zarwanie mostka - powiedział swobodnie. - Swoją drogą, w kuchni na blacie zostawiłem ci tabletki na kaca. Nie byłem pewny czy masz jakieś w domu, więc zabrałem od siebie jak byłem się przebrać.

Alessia przeszła już w swoim krótkim życiu bardzo wiele, a przede wszystkim poznała dużo ludzi o całkowicie różnych osobowościach, ale Anderson... Jak to było możliwe, że wciąż mógł ją zaskakiwać zmienianiem swojego nastawienia o sto osiemdziesiąt stopni kiedy mu się chciało?

- Czekaj, coś się zmieniło w ciągu ostatniej nocy o czym nie pamiętam? Coś co sprawiło, że nagle przestało ci przeszkadzać, że jestem agentką? - zapytała, marszcząc brwi. Tym razem to Ethan spojrzał na nią z niezrozumieniem. - Byłeś w moim domu jak spałam. Ba! Byłeś w mojej sypialni jak spałam! Teraz zadowolony bawisz się w Boba Budowniczego przed moim domem i mówisz mi, że przyniosłeś leki na kaca. Jeżeli coś się między nami wydarzyło, po tym jak kazałam ci spieprzać...

- Nie! Nie, nic się nie wydarzyło! - zaprzeczył szybko, na co brwi Alessi powędrowały wysoko do góry. Takiej nagłej reakcji się nie spodziewała, ale musiała przyznać, że poczuła małą ochotę by poznać jej przyczynę. - Źle mnie zrozumiałaś.

- To lepiej to szybko wyjaśnij. 

Alessia patrzyła jak Anderson bierze głęboki wdech i przygląda się jej ze skupieniem. 

Rozbawienie zniknęło z jego brązowych oczu całkowicie, pozostawiając wyłącznie powagę. Chyba wreszcie zrozumiał jak źle cała ta sytuacja wyglądała z perspektywy kobiety. 

- Kiedy poszłaś spać, wróciłem do siebie. Nie miałem dzisiaj nic do zrobienia, więc stwierdziłem, że równie dobrze mogę odbudować ten mostek. Trochę narzędzi znalazłem u siebie, materiały kupiłem w budowlanym, a teraz powoli wszystko składam. - Kobieta uniosła brwi, czekając na dalszą część. Tak jak się spodziewała, to wystarczyło by skłonić mężczyznę do podjęcia historii. - U ciebie też byłem, fakt. Po prostu... chciałem upewnić się, że wszystko dobrze.

Alessia poczuła ukłucie wstydu, widząc w oczach Ethana niewypowiedziane słowa: "Po twojej wczorajszej próbie samobójczej nie miałem pewności".

- Zobaczyłem porozrzucane szkła na podłodze, więc to ogarnąłem, żebyś rano w nie nie weszła. Zamknąłem też okna, bo w nocy było zimno.

- I przyniosłeś wodę i leki - Alessia pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym odchrząknęła, czując jak w jej gardle zbiera się gula, utrudniająca wypowiedzenie słowa, które cisnęło się na usta. - Dziękuję - wyszeptała w końcu. Nie była pewna czy Ethan ją usłyszał, ale ten pokiwał tylko głową.

- Nie ma o czym mówić. Naprawdę - dodał. Musiał zauważyć, że Alessia wprost umierała ze wstydu, słuchając tych wyjaśnień.

Anderson zachował się jak prawdziwy dżentelmen, których aktualnie bardzo mało w świecie, a ona oskarżyła go o coś tak podłego jak wykorzystanie jej wstawienia alkoholem.

- Ale nie ukrywam, przydałaby mi się pomoc, bo jesienna pogoda nie rozpieszcza wiecznie ciepłym słońcem, więc jakbyś mogła zjeść śniadanie, wziąć te leki i przyjść malować belki to poszłoby znacznie szybciej.

Alessia zmarszczyła brwi na tę propozycję. Nie spodziewała się takiej formy spędzania popołudnia. Prawdę mówiąc sądziła, że spędzi je jak każde inne - zwinięta pod kołdrą, odcinając się od świata. Teraz jednak poczuła dziwną pokusę by dołączyć do Ethana. Zwłaszcza, że rozmawianie z nim przychodziło jej bez trudu, więc czemu miałaby nie skorzystać z okazji jednego mniej depresyjnego popołudnia?

- Ty coś jadłeś? - zapytała, na co Anderson skinął głową. Uśmiech powrócił na jego twarz.

- Ale możesz mi przynieść piwo z lodówki.

- Nie mam piwa w lodówce.

- Teraz już masz.

Alessia pokręciła z niedowierzaniem głową, widząc jak do oczu Ethana wracają iskry rozbawienia.

- Ty się nie czujesz już za bardzo jak u siebie?

- Wiesz, oba domki mają to samo rozmieszczenie pomieszczeń i mebli, więc... - nie dokończył, dając tym samym znak Alessi, że sama ma sobie dopowiedzieć resztę.

- Zaraz wracam - powiedziała tylko, po czym odwróciła się w kierunku domu by znaleźć coś na kaca, a potem zabrać się do roboty. W końcu miała w ciągu dnia jakiś cel.

- Black! - usłyszała krzyk Ethana za plecami, na co spojrzała zaskoczona w jego kierunku. - Przynieś może jakieś radio i włącz muzykę.

- Zobaczę co da się zrobić.

~*~

Malowanie desek okazało się znacznie bardziej męczącą pracą niż Alessia się spodziewała. W zasadzie, mogła to uznać za swego rodzaju trening w trudnych warunkach, bo mimo skuteczności tabletek od Andersona, wciąż czuła mdłości, a jej ciało było zmęczone przez brak jedzenia. Nie ryzykowała śniadaniem. Wolała darować sobie wymiotowanie na oczach Ethana.

Kątem oka zerknęła na mężczyznę. Zanim do niego dołączyła, zdołał już samodzielnie wkopać w ziemię cztery grube bale, które stanowiły podstawę konstrukcji. Teraz, przyglądając się jak przymocowuje do nich prostopadle długą belkę, powoli rozumiała w jaki sposób tego dokonał. Był doskonale wytrenowany, o czym świadczyły choćby jego umięśnione przedramiona wystające spod przybrudzonej białej koszuli roboczej w pomarańczową kratę. Napinały się pod wpływem użycia siły i płynnie rozluźniały, kiedy Anderson robił krótkie przerwy. Alessia nie mogła powstrzymać się przed obserwowaniem jak mężczyzna wykorzystuje śmiercionośną broń, jaką bez wątpienia było jego ciało, do tak codziennych czynności jak mocowanie drewnianych belek. Musiał regularnie ćwiczyć mimo bycia na "urlopie". Nikt nie mógłby zarzucić mu lenistwa.

Alessia mimowolnie skrzywiła się na myśl o własnym wątłym, wyniszczonym ciele. A przecież była jedną z najlepiej wytrenowanych agentek! W sztuce walki nie ustępowała żadnemu poznanemu mężczyźnie.

Rok. Ledwie rok wystarczył by z wyjątkowo wysportowanej wojowniczki zmieniła się w słabe chucherko, ledwo łapiące oddech po krótkim wysiłku.

Dość.

Cokolwiek przeszedł Anderson, jego nie złamało. A przynajmniej nie wyglądał na pogrążonego w depresji. Ona również nie mogła pozwolić by przeszłość skreśliła całą jej przyszłość.

Nie wiedziała na jak długo wystarczy to krótkie przebudzenie ducha walki, ale w tej chwili miała zamiar pielęgnować go najlepiej jak umiała.

- Dowiem się w końcu co jeszcze chciałaś powiedzieć? - Głos Andersona wyrwał Alessię z zamyślenia. Kobieta momentalnie potrząsnęła głową, orientując się, że od kilku minut wpatrywała się w Ethana jak idiotka, machając bez celu pędzlem po desce. Całe szczęście mężczyzna wyglądał jakby tego nie zauważył albo postanowił taktownie nie skomentować. - Wiesz, wtedy kiedy zaczęłaś wyliczać te powody, dla których nie powinienem tego robić - wskazał na szkielet postawionego już mostku. Ku zaskoczeniu kobiety całość sprawiała wrażenie dobrze zaplanowanego projektu.

- To już w zasadzie niepotrzebne, biorąc pod uwagę, że ewidentnie wiesz co robisz - powiedziała z przekąsem, wracając do malowania kolejnej deski. Zostały jeszcze dwie, a potem będzie musiała poczekać by wyschły. Niestety, jesienne słońce zdecydowanie opóźniało pracę, bo farba schła zbyt długo.

- No nie daj się prosić - ciągnął Ethan. Alessia podniosła pełne politowania spojrzenie na mężczyznę, ale ten tylko uśmiechnął się niewinnie. - Przez ciebie nie będę mógł spać spokojnie w nocy.

- Chciałam zapytać czy nie spędziłeś za dużo czasu grając w jakieś symulatory budowania skoro uważasz, że możesz skonstruować stabilny most.

- Symulatory budowania? - Alessia uniosła z zaskoczeniem brwi, widząc niezrozumienie na twarzy Andersona.

- Takie gry komputerowe... Nie mów, że nie słyszałeś.

- Jakoś nie jestem fanem gier - przyznał Ethan, drapiąc się po karku z lekkim zażenowaniem. - Skoczę do łazienki - oznajmił, po czym odłożył wiertarkę i odszedł w kierunku domu.

Alessia z zamyśleniem podążyła za nim wzrokiem. Skąd on się urwał? Był inny niż jakikolwiek wcześniej poznany przez nią mężczyzna, choć sama nie wiedziała co go wyróżniało. Wcześniej łatwiej było jej rozpoznać charakter nowo poznanej osoby. Wystarczyło odpowiednio pokierować swoją mocą, jednak ta nie dała o sobie znać już od wielu miesięcy. No, może poza małą zmianą koloru włosów i potwornym bólem głowy dwa dni temu.

Z lekkim uśmiechem Alessia patrzyła jak Anderson wyciera ręcznikiem swoje mokre od wody z jeziora nogi zanim wsunął na stopy minimum o cztery rozmiary za małe klapki i wszedł do środka. Było w nim coś niecodziennego, bez dwóch zdań. Musiała czym prędzej przeczytać akta, które Coulson wysłał jej dwa dni temu. Wolała dowiedzieć się o Ethanie czegoś więcej zanim spotkają się przy kolejnej niespodziewanej okazji.

Było jej dziwnie z tym jak swobodnie przyszło jej porozumieć się z Andersonem. Od kilku godzin pracowali wspólnie przy dźwiękach muzyki z gatunku pop rock co jakiś czas wymieniając między sobą kilka słów. Ale te długie momenty ciszy nie przeszkadzały Alessi. Co więcej, miała wrażenie, że Ethan również czuł się swobodnie. Może oboje nieświadomie potrzebowali milczącej obecności jakiejkolwiek innej osoby. Kogoś, kto nie chciałby rozmawiać o pierdołach albo czymkolwiek poważnym, a po prostu byłby obok. Bez zobowiązań.

Mogła się tego dowiedzieć w prosty sposób, jednak wciąż nie miała w sobie na tyle siły by sprawdzić czy jej moc wróciła. Wiedziała, że jedenaście miesięcy temu całkiem zniknęła, zostawiając za sobą wyłącznie blade kolory na włosach, a potem już zupełnie nic. Teraz, kiedy odcienie znowu zaczęły się zmieniać, jej dar mógł wrócić. Tylko co miałaby począć gdyby tak nie było? Jeżeli moc Alessi już na zawsze opuściła jej ciało to... Sama nie wiedziała jak by się czuła w takiej sytuacji.

- Wiesz, to nic złego, że nie jesteś fanem gier komputerowych. Nawet lepiej. Przynajmniej nie należysz do tych maniaków, którzy wpatrują się w monitor do rana, a potem cały dzień narzekają na to jacy są zmęczeni - powiedziała, słysząc za plecami kroki mężczyzny.

- Potraktuję to jako komplement - parsknął Anderson, po czym zatrzymał się nad głową Alessi. - Kończysz?

- Jeszcze tu do końca i muszę poczekać aż ta strona wyschnie, żebym mogła je obrócić - wyjaśniła, pokazując ostatni fragment deski. Kiedy skończyła, odłożyła pędzel i spojrzała podejrzliwie na Ethana. - Czemu?

- Bo przygotowałem coś na ząb. Stwierdziłem, że obojgu nam przyda się krótka przerwa - oznajmił, wyciągając dłoń w kierunku Alessi, którą ta przyjęła po chwili wahania. Anderson bez trudu pomógł jej się podnieść. Dopiero teraz poczuła jak bardzo bolą ją plecy po tylu godzinach schylania się nad deskami. Na jej twarzy musiało się odbić to cierpienie, bo Ethan się zaśmiał. - Tak jak mówiłem. Przerwa.

- Ciebie nic nie boli, robocie? - zapytała, szturchając go lekko w bok czym zaskoczyła samą siebie. Przecież Anderson nie należał do jej przyjaciół. Nie powinna zapominać o utrzymaniu odpowiedniego dystansu zwłaszcza, że jeszcze wczoraj sam chciał trzymać się z dala od niej. Mężczyzna również musiał być zaskoczony jej gestem, bo na jego twarzy przez moment zagościła pustka szybko zastąpiona słabym uśmiechem.

- Raczej nie - odparł, siadając na pierwszej schodzie prowadzącej na taras. Alessia postanowiła zignorować fakt, że dwa metry dalej stał stolik z trzema pustymi krzesłami i usiadła obok, opierając plecy o drewnianą kolumnę.

Jej wzrok powędrował na stojące na deskach dwa talerze wypełnione jajecznicą i tostami z serem.

- Jestem prawie pewna, że nie miałam w lodówce jajek - zauważyła, patrząc na mężczyznę z niezrozumieniem.

- I masz rację - zgodził się od razu, kładąc sobie jeden z talerzy na kolana i rozpoczynając jedzenie. - Gwoli ścisłości sera też nie miałaś, a chleb nadaje się już tylko na tosty.

Alessia wzruszyła ramionami na dźwięk sarkastycznej nuty w głosie Andersona. Nie obchodziło jej co o niej myśli ani jakie wnioski wyciąga na podstawie ostatnich kilku dni. Wczoraj widział ją już w najgorszym możliwym stanie.

- Więc skąd to jedzenie?

- Kupiłem rano - odparł jakby nigdy nic. - Jedz, bo będzie zimne - oznajmił, po czym podał jej butelkę piwa.

Alessia przyjęła ją bez słowa, a następnie wzięła pierwszy kęs jajecznicy. Nie pamiętała kiedy ostatnio jadła coś tak dobrego. A konkretniej coś co nie było suchym chlebem, kanapką z chudym serem czy szynką, jogurtem albo samym owocem. Tak przygotowane przy użyciu kuchenki jedzenie chyba ostatni raz jadła jeszcze na kwaterze.

- Spałeś w ogóle? - zapytała, próbując nie pokazać po sobie jak bardzo smakuje jej ta prosta potrawa. Już po kilku kęsach poczuła jak żołądek daje o sobie znać. Kompletnie odzwyczaiła się od jedzenia.

- To znaczy? - Anderson przekrzywił lekko głowę, biorąc dużego gryza tosta.

- Poczekaj, wyliczę co zrobiłeś "rano" - Alessia zrobiła cudzysłów na ostatnim słowie. - Pozbierałeś deski ze starego mostku, załatwiłeś materiały na nowy, przyniosłeś narzędzia, zrobiłeś zakupy, posprzątałeś podłogę w mojej sypialni, zostawiłeś mi wodę, zasłoniłeś okna, zostawiłeś leki na kaca, oszlifowałeś dużą część drewna, no i wkopałeś belki podtrzymujące całość. Coś pominęłam?

- Ale nie zdążyłem pobiegać - zaśmiał się. - Choć w zasadzie trochę truchtałem nosząc tu narzędzia i materiały, więc trening był.

- Aż dziwne, że nie zdążyłeś naprawić mi drzwi od łazienki - stwierdziła z sarkazmem Alessia, odkładając talerz na deski. Zjadła całą jajecznicę, ale tosty ledwie tknęła. Jej żołądek już się buntował przed zjedzeniem choćby kęsa więcej.

- Mam to na liście rzeczy do zrobienia - oznajmił, na co kobieta pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Ty tak poważnie? - zapytała, dostrzegając jego skupione spojrzenie na wnętrzu domku. - Wiesz, że nie jesteś mi nic winien ani nic takiego? Raczej ja tobie, więc podaj mi numer konta i kwotę za te wszystkie materiały.

Anderson machnął od niechcenia dłonią.

- Nie ma o czym mówić.

- Ethan - coś w głosie Alessi musiało zdziwić mężczyznę, bo od razu zwrócił ku niej poważne spojrzenie. - Na serio. Jeszcze wczoraj zgadzaliśmy się, że najlepiej zrobimy trzymając się od siebie z daleka. Co się zmieniło?

Przez kilka długich chwil zapadła między nimi cisza, nie przerywana nawet dźwiękami muzyki. Playlista Alessi musiała dobiec końca, na co żadne z nich nie zwróciło wcześniej uwagi. Dopiero teraz brak jakichkolwiek dźwięków okazał się denerwujący. Kobieta była już pewna, że nie uzyska odpowiedzi, więc bez słowa wstała i sięgnęła po telefon, chcąc włączyć kolejną składankę.

- Będziesz jeszcze jadła? - usłyszała, na co podniosła spojrzenie znad urządzenia by zobaczyć Andersona, wskazującego jej tosty.

- Nie, częstuj się - machnęła dłonią i wróciła do przeglądania playlist.

Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy Ethan podniósł się ze swojego miejsca i wyjął z jej dłoni telefon. Naprawdę powinna zadbać o obudzenie swoich instynktów agentki, bo w ostatnich dniach wypadały marnie.

- Ej, oddaj! - powiedziała, ale Anderson tylko pokręcił głową. Nie mógł nic odpowiedzieć przez tosta, którego trzymał w ustach.

Alessia powstrzymała zirytowanie, patrząc jak mężczyzna klika coś w urządzeniu. Nie miał dostępu do większości opcji, gdyż urządzenie było wysoce zabezpieczone. Tylko ona mogła z niego korzystać. Ethan szybko się o tym przekonał, bo z jękiem rezygnacji oddał kobiecie telefon, po czym wyjął z ust tosta.

- Wejdź w kontakty - powiedział, na co Alessia prychnęła z niedowierzaniem. Nie sądziła, że może mu chodzić o coś takiego. - I dodaj mój numer - szybko podyktował jej odpowiednie cyfry, po czym przełknął ostatni kęs tosta.

- Zadowolony?

- Będę, jeśli obiecasz, że następnym razem zadzwonisz kiedy będziesz miała zły humor. To lepsze niż radykalne decyzje - oznajmił, wyciągając z kieszeni spodni pistolet - jej broń. Ta sama, którą wczoraj chciała odebrać sobie życie. - Jeszcze wczoraj uważałem, że najlepiej zrobimy dając sobie przestrzeń, ale może... Może bardzo się myliłem.

Alessia wpatrywała się z uwagą w brązowe oczy Andersona, z których biła szczerość. Mężczyzna włożył pistolet w jej dłoń, uśmiechając się lekko. Dawał tym samym szansę, zaufanie, a także kontrolę. To ona miała zdecydować jak dalej będzie wyglądało jej życie, a także ich znajomość.

Może Anderson miał rację.

A może wcale nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro