Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W rozdziale występują dialogi użyte w filmie "Avengers".
~~~

Coulson nie pozwolił Alessi na długie rozpamiętywanie przeszłości. Jak to powiedział, później będą mieli sporo czasu na przeprowadzenie tej rozmowy i miał rację. Kapitan, Natasha i Zimowy mogli wrócić w każdej chwili, więc nadszedł czas by poznali Empatię. Wystarczająco długo zwlekała.

Alessia wzięła głęboki wdech, patrząc na siebie w lustrze. Wcześniej nie zwróciła uwagi na drobne detale zarówno maski, jak i całego kostiumu, świadczące o tym, że zaprojektowano je od nowa. Strój był całkiem czarny, z wyjątkiem dwóch ciemnoniebieskich pasów po bokach, ciągnących się od nogawek aż po wewnętrzną stronę rękawów. Materiał idealnie przylegał do jej ciała, rozciągając się na zgięciach nóg i rąk. Został wzmocniony we wszystkich strategicznych punktach, łącznie z twardą powierzchnią przedramion, którą mogła wykorzystywać do blokowania ataków. Nawet dłonie zasłonięto materiałem. Niektóre elementy wskazywały na to, że projektant uwzględnił również jej styl walki - lewa strona była znacznie lepiej chroniona, podczas gdy prawa miała mniej usztywnień, zapewniając większą swobodę ataku. Czarne buty, podobne do kozaków, kończyły się na wysokości kolan zapewniając dodatkową ochronę, a także wygodę, dzięki użyciu oddychającego materiału.

Natomiast maska była prawdziwym arcydziełem. Może nie z wyglądu, bo w zasadzie sprawiała wrażenie najzwyklejszej, ale w rzeczywistości zapewniała Alessi taką wygodę, jakiej nigdy nie czuła z zasłoniętą twarzą. Obsydianowy materiał sięgał oczu, był niewiarygodnie cienki, przylegający do skóry, dzięki czemu w żaden sposób nie ograniczał pola widzenia. W dodatku maska była tak skonstruowana w miejscu nosa i ust, aby nie ruszała się mimo oddychania czy mówienia. Alessia mogła z łatwością zapomnieć, że w ogóle ma ją ubraną. Tam, gdzie kończył się koloryzowany materiał, rozpoczynał się przezroczysty, wyposażony w technologię zapewniającą zmiany w wyglądzie twarzy. W ten sposób jej oczy stały się odrobinę większe, mniej opuchnięte, a brwi przybrały bardziej wyrazisty kształt. Użyteczny był również zmieniacz głosu zamontowany tuż przy wargach. Dzięki temu miała barwę o ton niższą, więc nikt nie mógł jej powiązać z Alessią Black.

Dopiero teraz zdjęła z włosów czarną perukę i rozpuściła włosy, pozwalając by spłynęły jej na ramiona. Nie wiedziała czy kwestią była jej zdolność regeneracji czy rosły tak szybko same z siebie, ale sięgały już za łopatki. Nawet odzyskały lekkie fale i blask, a ich kolor był niecodzienny - czarny przechodzący w śnieżnobiały odcień, oznaczający wyciszenie.

Tak właśnie się czuła. Po rozmowie z Coulsonem przestała się denerwować czy użalać nad własnym losem. Wszystkie emocje wyciszyła do minimum, pozwalając by jej umysłem zawładnął spokój.

Alessia wyjęła soczewki z oczu i ostatni raz spojrzała w lustro. Tak jak się spodziewała, błyskawice wciąż tańczyły w jej tęczówkach. Nie przecinały brązu skrzącym srebrem, tak jak kiedy wpływała na czyjś umysł, ale przypominały cieniutkie siwe niteczki, po których raz po raz przemykała iskierka.

Wyglądała przerażająco. I dobrze. Dokładnie takie miała sprawiać wrażenie. Była niebezpieczna i lepiej by wszyscy o tym pamiętali. Zwłaszcza Zimowy Żołnierz.

Przed wyjściem wyposażyła się we wszelką możliwą broń, uzupełniając pas o pistolet, magazynki, kilka gadżetów, a także nieodzowny miecz. Był piękny, czego nie ośmieliła się przyznać Fury'emu. Doskonale wyważony, a do tego pozwalał jej na paraliżowanie ofiar bez potrzeby ich zabijania. Choć to też potrafił. Wystarczyło spojrzeć na krawędź by ocenić jej niewątpliwą ostrość.

Do buta włożyła jeszcze jeden, najzwyklejszy sztylet. Zawsze wolała nosić broń na czarną godzinę.

Idąc do centrum dowodzenia, gdzie zgodnie ze słowami Coulsona, Fury postanowił przeprowadzić naradę z Avengers (bo przecież lepiej to zrobić na oczach wszystkich agentów, zamknięte sale są dla mięczaków), Alessia wyczuwała zarówno wzgardę mijanych osób, jaki i strach oraz respekt. Musiała przyznać, że to było znacznie lepsze od wysłuchiwania sztucznych kondolencji, na które musiała odpowiadać podziękowaniami z szerokim uśmiechem. Chyba jednak większość czasu miała spędzić jako Empatia.

Zbliżając się do szerszego korytarza, który prowadził prosto do centrum dowodzenia, usłyszała kroki dwóch osób. Jedną z nich był bez wątpienia Coulson - spędziła z nim wystarczająco dużo czasu by bez problemu odgadnąć sposób jego chodzenia. Druga natomiast stawiała kroki znacznie swobodniej i bardziej niedbale niż agenci mający za sobą pracę w terenie.

- Mieszka w Portland - powiedział Coulson, tonem wskazującym na powściągliwość.

- Często tam bywasz? - tego głosu, a raczej obecnego w nim przekonania o własnej wspaniałości nie można było pomylić z nikim innym.

Alessia wyszła na korytarz, odwracając głowę w prawo. Tak jak się spodziewała, zobaczyła przed sobą Phila, a także samego Tony'ego Starka. O ile pierwszy z mężczyzn spojrzał na nią z czymś na kształt dumy, a jego oczy na moment zabłysły, o tyle z drugiego wręcz biło rozbawienie.

- Kopciuszek! - krzyknął z pełnym uśmiechem, prezentując światu swoje nieskazitelnie białe i proste zęby. Ani trochę się nie zmienił. Jego brązowe włosy wciąż były postawione w górę, a twarz zdobiła idealnie przycięta broda. Bystre, ciemne oczy dokładnie zmierzyły jej sylwetkę zatrzymując się na dłużej na mieczu wyprodukowanym przez niego samego. - Wciąż nosisz maskę z balu? Minęły dobre cztery lata, pomyślałby ktoś, że północ wybiła już wystarczającą ilość razy.

Alessia skrzyżowała ramiona na piersi, wyczuwając wypełniające Starka rozluźnienie, a także lekkie zaciekawienie. Uśmiechnęła się pod maską. Jego obecność mogła mieć znacznie więcej zalet niż wcześniej przypuszczała. Osoba o tak wyluzowanym podejściu jawiła jej się teraz jako wytchnienie od wszystkich agentów pełnych strachu i pogardy. Fakt, że Tony kompletnie się nie przejmował mocami kobiety był dodatkowym plusem.

- Ktoś mógłby też pomyśleć, że w ciągu tych czterech lat nauczysz się podchodzić do życia trochę poważniej, ale tu też czekałby go zawód - odparowała, dołączając do mężczyzn. Nie miała wątpliwości, że kierowali się w tę samą stronę. - Kiedy przyleciałeś?

- Dołączyłem do reszty wesołej, niczym Wednesday Addams, gromadki w Berlinie. Jestem zdziwiony, że ciebie tam nie zastałem - powiedział, rzucając Alessi kolejne spojrzenie.

- Empatia miała inne zlecenie w tym samym czasie - odpowiedział Coulson zanim kobieta zdążyła zabrać głos.

- Ważniejsze od schwytania Lokiego? Myślałem, że w tej chwili niebieska kostka jest priorytetem. 

- Czułeś się beze mnie słabszy? A może jednak twoje ego trochę upadło. 

- To mi nie grozi, ale przyznam, że przydałby się ktoś kto utemperowałby kilku samców alfa. Prawie się pozabijaliśmy z Gromowładnym, Mrożonką i Śnieżynką. Rogers, mimo tej całej aury bohatera wojennego albo właśnie przez nią, nie widzi mi się w tej roli. Tym bardziej Barnes - razem z tym zdaniem Alessia wyczuła bijącą od mężczyzny głęboko zakorzenione wściekłość, ból i tęsknotę. 

Dopiero teraz przypomniała sobie, że nie tylko ona w tej zbieraninie ludzi nazwanej Avengers żywiła szczerą nienawiść do Zimowego Żołnierza. Jej odebrał chłopaka, ale to co zrobił Starkowi... Strata rodziców musiała boleć go jeszcze bardziej, choć Alessia nie znała więzi, która powinna łączyć dziecko z matką i ojcem.

Zimowy zamordował Starków wiele lat temu, ale zgodnie z tym co usłyszała od Fury'ego w drodze na Helicarrier, Tony dowiedział się, że to jego sprawka dopiero tuż przed uniewinnieniem Barnesa. Rana, choć już dawno zabliźniona, została na nowo rozdrapana.

- Stark... - zaczął Coulson, ale Tony machnął ręką.

- Wiem, wiem. Pranie mózgu i tak dalej. Naprawdę potrafię to sobie zracjonalizować - Alessia wiedziała, że nie potrafił, a przynajmniej nie do końca. Czuła to. - Ale to nie zmienia faktu, że te dziadki powinny już dawno przejść na emeryturę. Sam zapewnię im miejsce w domu spokojnej starości. Kilka z nich finansuję!

Mina Starka wyrażała tak fałszywą niewinność, że w połączeniu z prawą ręką ułożoną na sercu prezentowała się wprost komicznie. Alessia nie powstrzymała parsknięcia śmiechem, zyskując sobie zaskoczone spojrzenia obu mężczyzn. Tony szybko uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Pasuje ci taki blond. Powinnaś coś zrobić z tym czarnym odrostem. Nie chcę cię martwić, ale to ombre strasznie się gryzie.

Alessia przewróciła oczami, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że na jej włosach zagościł słomkowy odcień rozbawienia. Musiała się uspokoić, żeby do centrum wejść z wyciszeniem, które miała wcześniej. Nie powinna była ujawniać swojego prawdziwego ja przed Starkiem, ale w tej chwili tego nie żałowała. Już cztery lata temu zauważył, że tylko gra rolę przerażającej pupilki Fury'ego. Może dlatego, że od początku ich znajomości nie potrafiła zachować obojętności na jego docinki. To nie było w jej stylu. Dużo bardziej wolała odpowiedzieć tym samym, choć nie używając przy tym całego zestawu wymyślnych przezwisk.

- Rozumiem, że mam twoją zgodę by użyć na tobie mocy w celu uspokojenia cię, kiedy zaczniesz zachowywać się jak typowy samiec alfa? - zapytała, na co Tony zaśmiał się głośno i pokręcił głową.

- Na to nie licz, bo już ja wiem jak to zinterpretujesz - odparł, po czym mrugnął do niej. - Ale masz na to moją zgodę jeśli zniżę się do poziomu Latającego Talerza lub Metalowej Rączki.

- Ta drużyna rozpadnie się szybciej niż zbierze - mruknął Coulson, posyłając w sufit zrozpaczone spojrzenie.

- Marudzisz - zaśmiał się Stark.

Już zbliżali się do centrum, przez co usłyszeli dobiegające ze środka głosy. Wraz z nimi do Alessi dotarła atmosfera napięcia, które wręcz wymusiło na niej powrót do poprzedniego spokoju.

- Skupmy się na technologii - powiedział jakiś mężczyzna, którego kobieta nigdy wcześniej nie słyszała. - Szukają irydu. Do czego?

- To stabilizator - odparł Stark, ledwo weszli do pomieszczenia.

Alessia od razu wyczuła na nich spojrzenia wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu. Wzięła głęboki oddech. Na środku, przy szklanym, podświetlanym stole w kształcie trójkąta, przy którego ramionach stały krzesła, siedziała trójka osób: po stronie bliżej Alessi - Natasha, natomiast po drugiej Steve Rogers razem z Zimowym Żołnierzem. Kobieta ledwo spojrzała na blondyna, od razu skupiając wzrok na lodowato zimnym spojrzeniu Barnesa. Patrzył prosto na nią niczym zabójca na ofiarę. Zupełnie jakby jednym spojrzeniem chciał wyłapać wszystkie jej słabości. Odpowiedziała uniesieniem wyżej głowy. Nie była ofiarą i nie miała zamiaru sprawiać takiego wrażenia.

Szybko zerwała kontakt wzrokowy, patrząc na mężczyznę ubranego we fioletową koszulę, który stał przy jednym z krzeseł u szczytu stołu, tuż przed ogromnym podświetlanym logiem TARCZY. Trzymał w dłoniach okulary i bawił się nimi nieustannie. Nawet teraz, kiedy pozornie był całkiem skupiony na Starku. Alessia zmrużyła lekko oczy. Nie musiała się wysilać by wyłapać jego umysł z chmary wszystkich innych. Był przesycony zainteresowaniem i skupieniem, ale u podstawy buzowała nieposkromiona wściekłość. Hulk we własnej osobie, czy raczej w osobie Bruce'a Bannera.

- Polecimy do Portland, kiedy zechcesz - oświadczył Stark, ignorując spojrzenia wszystkich zebranych i odwracając się w kierunku Coulsona, który uśmiechnął się nieznacznie wskazując mu dłonią na Avengers. - Walcz o tę miłość - oznajmił na odchodne, po czym wreszcie odwrócił się ku reszcie by poświęcić im całą uwagę i wrócić do tematu Lokiego. - Proste. Chcą uniknąć kolejnej implozji portalu.

Zanim Phil odszedł do pozostałych agentów by pełnić swoje obowiązki, ostatni raz spojrzał na Alessię. Chciał mieć pewność, że ta nie zrobi nic głupiego przez obecność Zimowego co kobieta doskonale rozumiała. Wyłapała jego w tej chwili zaniepokojone myśli, po czym bez trudu przesłała w nie wiązkę własnego spokoju. Wystarczająco krótkiego by wiedział, że pochodził od niej. Coulson skinął głową z uśmiechem, odchodząc.

- Nie gniewam się, Panzerfaust. Masz dobrą lewą.

Alessia usłyszała słowa Starka i odwróciła się w jego kierunku. Zdążyła zobaczyć jak klepie w biceps umięśnionego mężczyznę wyższego od siebie, o blond włosach sięgających ramion. Od razu go rozpoznała, choć nigdy się nie poznali. Nawet mimo unikania wszelkich mediów, jego wizerunek został tak rozpowszechniony w przeciągu ostatniego roku, że i tak trafiła na niego wiele razy. Choćby w trakcie pracy w bibliotece, kiedy mignęła jej tapeta komórki jakiegoś dzieciaka zapatrzonego w nowego superbohatera - nordyckiego boga piorunów. 

Miała wrażenie, że ziemia usuwa jej się spod nóg, kiedy spojrzenie Thora Odinsona spoczęło prosto na niej. Jak na ironię, jego oczy przypominały kolorem niebo w blasku słońca, ale czuła się jakby ciskał w nią gromy. Z tego co wiedziała, jego obecność nie była zaplanowana.

- Ty - warknął, a jego głos przetoczył się niczym mruk grzmotu po całej sali i sprawił, że poczuła jak włoski na karku stanęły jej dęba.

Nie zdążyła choćby mrugnąć, kiedy potężny mężczyzna znalazł się tuż przy niej i chwycił jej gardło, unosząc ją kilka centymetrów nad ziemię. Spanikowała. Strach przysłonił jej zmysły do tego stopnia, że nie rozróżniała własnych emocji od tych otaczających ją ludzi. Ostatnimi resztkami sił zablokowała własne zmysły by nie przedarły się na nikogo innego. Jedyne co mogła zrobić to chwycenie obiema rękami silnej dłoni mężczyzny, którą zaciskał na jej odsłoniętej szyi i próba kopnięcia go w klatkę zakrytą asgardzkim pancerzem. Miał odsłonięte wyłącznie ramiona.

- Skąd się tu wzięłaś?! - krzyknął Thor, ściskając jej gardło jeszcze mocniej, o ile to w ogóle było możliwe. Alessia czuła jak jej szyja pali bólem, a ciało powoli zaczyna się poddawać. - Skąd?! - Thor wciąż żądał odpowiedzi, jakby zapomniał, że aby jej udzielić potrzebowała powietrza. - Może byś zdjęła tę głupią maskę i pokazała kim naprawdę jesteś?!

Alessia poczuła, że kilka osób próbowało odciągnąć od niej nordyckiego boga, ale bezskutecznie. Twarz mężczyzny nie wykrzywiała wściekłość. To była czystej postaci żądza mordu.

W przebłysku świadomości, a może instynktu przetrwania, sięgnęła dłonią do buta. Była za blisko by skorzystać z miecza, ale sztylet nadawał się idealnie. Błyskawicznym ruchem rozcięła skórę napastnika na przedramieniu, dzięki czemu ten syknął z zaskoczeniem, upuszczając ją na podłogę. Alessia od razu skorzystała i wzięła kilka głębokich wdechów, ciesząc się ambrozją, która wypełniła jej płuca. 

Poczuła, że czyjeś ramiona próbują odciągnąć ją od Thora i jak przez mgłę zobaczyła kilka osób zgromadzonych wokół niego. Nie udało im się go jednak zatrzymać. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, mężczyzna znowu znalazł się tuż przed nią, odepchnął kogoś kto wcześniej próbował jej pomóc i ponownie złapał ją za gardło. Alessia czuła napływające łzy do oczu. Była zbyt słaba by utrzymać sztylet w dłoni, przez co ten upadł na podłogę jak tylko dotknęła ziemi. Desperacko sięgnęła do rękojeści miecza, ale w tej samej chwili Thor rzucił ją przez cały stół, trafiając nią prosto w logo TARCZY. Alessia najpierw usłyszała, a dopiero później poczuła kilka łamiących się kości w jej ciele.

Zewsząd dobiegły ją strzały pistoletów, lecz ewidentnie to nie powstrzymało nordyckiego boga. Albo uchylił się od kul, albo wszystkie trafiły w pancerz, Alessia nie miała pojęcia. Jedyne co widziała, to że Thor stanął tuż nad nią, a w dłoni trzymał swój ciężki młot.

- Wreszcie pozbędę się ciebie raz na zawsze - warknął, wznosząc broń do uderzenia. Wokół niego zatańczyły błyskawice, odcinając ich od wszystkich zebranych w pomieszczeniu.

Wszystkich, oprócz Natashy. Kobieta zdołała przedostać się bliżej nich zanim bóg piorunów dał popis swojej mocy i bez zawahania wskoczyła na jego plecy, obdarzając szyję mężczyzny porządną dawką elektrowstrząsów. Thor krzyknął z bólu lub zaskoczenia, po czym sięgnął za siebie, chwycił Romanoff za ramię i zrzucił ją na podłogę.

To przywróciło Alessi zdrowy rozsądek.

Choć ledwo mogła się ruszyć, spojrzała prosto w pełne nienawiści oczy Thora i ponownie otworzyła zmysły. Nie mogła wiecznie bać się swojej najlepszej linii obrony przez to jak skończyło się to ostatnim razem. Tym bardziej, że teraz nie mierzyła się ze zwykłymi agentami Hydry. To był nordycki bóg.

Wyczuła wszechogarniającą wiązankę emocji, składającą się na jedno, bardzo konkretne uczucie - nienawiść. Zanim młot zdążył opaść na nią, przelała w Thora własne wyciszenie, z którym weszła na tę salę. Wiedziała, że nie udało jej się to w stu procentach. Nie potrafiła całkowicie wyzwolić w sobie wcześniejszego uczucia, wyzbywając się odczuwanego teraz przerażenia, przez co i w oczach Thora zobaczyła błysk strachu. Jej strachu.

Choć nie mogła podnieść prawej ręki, to lewą chwyciła rękojeść miecza i szybkim ruchem drasnęła ostrzem ramię mężczyzny. Młot momentalnie wypadł z jego dłoni, robiąc wgniecenie w posadzce, a sam Thor runął sparaliżowany obok niego. Dopiero wtedy Alessia rozłączyła ich umysły i opuściła rękę. Miecz momentalnie wysunął jej się z palców. Czuła się jak pogruchotany worek kości, mięsa i krwi. Nic więcej. Moc jakby samoistnie schowała się przed nią samą, przez co nawet nie wyczuwała teraz emocji ludzi, którzy znikąd pojawili się przed jej twarzą.

- Empatia! - znała ten zachrypnięty głos, ale w tej chwili nie miała siły by się na nim skupić. - Empatia, do cholery!

- Trzeba ją zanieść do pokoju szpitalnego - Coulson. Tak. To bez wątpienia był Phil.

- Nie ma potrzeby - powiedziała, choć jej przerażająco słaby głos mówił coś zupełnie innego. Poczuła jednak, że ktoś próbuje ją podnieść, a na to nie mogła pozwolić. Nadszedł czas by wreszcie skupić się na tym, po co tu przyjechała. Obrażenia mogły poczekać. - Sprawa tej błękitnej kostki, tak? Trzeba ją znaleźć - mruczała, otwierając oczy. Adrenalina w jej żyłach wręcz buzowała, wypierając z myśli niebezpieczeństwo jakiego dopiero co uniknęła. Tuż przed twarzą zobaczyła zaniepokojone zielone oczy Natashy, a obok niej Phila. - Nic wam nie jest? - zapytała w pierwszej kolejności, na co oboje posłali jej pełne politowania spojrzenia. - Zaraz mi przejdzie. Kontynuujcie spotkanie.

Alessia machnęła dłonią by dali jej trochę przestrzeni, ale ci nie posłuchali. Zamiast tego pomogli jej się podnieść tak, by usiadła na podwyższeniu przed, już zrujnowanym przez nią samą, logiem TARCZY i oparła o ścianę. Jeden rzut oka na wszystkich zgromadzonych powiedział kobiecie wystarczająco o urządzonym przed chwilą przedstawieniu. Nawet zauważyła kilka wygiętych barierek, świadczących o tym, że nie tylko ona oberwała w tej potyczce, choć była jedynym celem napastnika.

- Stark, mówiłeś coś o irydzie czy czymś takim - szybko poszukała wzrokiem bruneta, który stał po drugiej stronie stołu w rozdartej marynarce i pogniecionej koszuli - pewnie też wziął udział w potyczce. 

Mężczyzna wyczuwając nieme błaganie kobiety, skinął głową.

- Tak, o czym to ja? Ach, tak - podrapał się po głowie. - Portal otworzy się tak szeroko i na tak długo, jak chce Loki...

Alessia odetchnęła z ulgą, czując jak spojrzenia większości osób odwracają się w kierunku Tony'ego. Tylko Natasha usiadła tuż obok niej, jakby chcąc się upewnić, że gdyby tylko poczuła się gorzej, będzie obok. Coulson szybko zebrał kilkoro agentów, w tym Hill, którzy zajęli się przetransportowaniem Thora do innej sali i wyszedł razem z nimi, co prawie umknęło uwadze Alessi.

Dopiero po dłuższej chwili odzyskała zdolność trzeźwej oceny sytuacji. Pomieszczenie wyglądało na nieźle zniszczone. Kilka barierek zostało wygiętych, znak TARCZY odpadł od ściany, nie wspominając o łuskach kulających się po podłodze razem ze szkłami od niektórych żarówek. Na dodatek Kapitan wciąż trzymał w swojej dłoni tarczę, z jego wargi ciekła strużka krwi, a Natasha chwytała się za bark. Tylko Banner nie wyglądał jakby wziął udział w potyczce, za co Alessia była mu niezmiernie wdzięczna. Wolała mierzyć się z jednym Thorem i nie musieć martwić jeszcze o rozszalałego Hulka.

Lecz kiedy kobieta jeszcze raz obrzuciła pomieszczenie wzrokiem zrozumiała, że nie tylko Banner nie wziął udziału. Zimowy Żołnierz siedział dokładnie w tym samym miejscu, z uwagą słuchając słów Starka. Nie miał przyspieszonego oddechu jak reszta, na jego ciuchach nie było śladu po walce, włosy wciąż były ułożone tak samo jak wcześniej, a twarz pozostała nieskazitelna.

Z resztą, czego innego mogła się po nim spodziewać.

~*~

Po wielu wygłupach Starka, objawiających się przeplataniem ważnych z informacji z zabawą w kapitana statku, udawaniem Fury'ego i przyłapaniem jednego z agentów na graniu w "Galagę", spotkanie wreszcie dobiegło końca. Nie żeby ktoś to oficjalnie powiedział. Wystarczyło by Tony zawarł braterskie przymierze z Bruce'em, po którym wspólnie udali się do laboratorium w celu namierzenia Tesseractu. Poza nimi nikt inny nie znał się na technicznych aspektach niebieskiego sześcianu lub hipotetycznego źródła energii o wysokiej gęstości mocy, którego ponoć potrzebuje Loki, toteż nikt nie miał zamiaru o tym dyskutować.

Alessia skrzywiła się mimowolnie pod maską, widząc, że spojrzenie Zimowego Żołnierza znowu było utkwione w jej osobie. Aktualnie nie miała siły by nawet o nim myśleć, więc odwróciła się do Natashy chcąc powiedzieć, że idzie odpocząć. Nie zdążyła jednak nawet otworzyć ust, kiedy usłyszała obok siebie niski, męski głos:

- Chyba nie zostaliśmy sobie przedstawieni.

Wymowny wzrok Romanoff kazał Alessi porzucić wszelkie nadzieje, że intruz zwracał się do jej, bądź co bądź, przyjaciółki. Niechętnie odwróciła się w kierunku mężczyzny, zbierając w sobie siły na jeszcze kilka chwil opanowania. Ledwie to zrobiła, a jej wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem samego Kapitana Ameryki, który stał tuż przed nią z wyciągniętą dłonią w geście powitania. Jego oczy miały barwę nieskazitelnego błękitu, pogłębioną przez niebieski kolor kombinezonu. Pan idealny w każdym calu. Nic dziwnego, że Coulson był nim wprost zauroczony. 

Mimo wcześniejszego zapewnienia Phila, Alessia wciąż nie potrafiła zwalczyć zazdrości.

- Steve Rogers - przedstawił się mężczyzna, cierpliwie czekając aż Alessia chwyci jego rękę.

- Taa, choć normalnie zrobiłabym wszystko by dostąpić zaszczytu uściśnięcia dłoni Kapitana Ameryki i później już nigdy bym jej nie umyła, to jednak spasuję - powiedziała złośliwie czym zasłużyła sobie na jego zaskoczone spojrzenie. Zauważyła jak wyciągnięte ramię Rogersa zadrżało z wahaniem. - Mam złamaną rękę, geniuszu - wyjaśniła. 

Dopiero to sprawiło, że na twarz mężczyzny wpłynęło zażenowanie i zrozumienie, które ledwo odczuła. Jej zmysły pozostały przyćmione po niespodziewanej walce. Nie zmieniło to jednak faktu, że wśród tamtych emocji Kapitana przewinęła się jeszcze jedna - niechęć. Alessia miała ochotę uśmiechnąć się szeroko. Wciąż potrafiła utrzymać swój wizerunek.

- Ale duma najwidoczniej nienaruszona - warknął Barnes. Jego głos był tak zimny, że przypominał kobiecie o temperaturze panującej w najsroższe zimy. - Użyłaś na Thorze swoich mocy, prawda? Sprawiłaś żeby poczuł się słaby i przerażony by uratować własną skórę?

Choć Alessia nie chciała tego przyznać sama przed sobą, jego słowa w pewien sposób ją ubodły. Nie powinna przejmować się niczym co padnie z jego ust, a jednak obrzydzenie, które rozbrzmiewało w słowach mężczyzny wywołało w niej jednocześnie złość i wstyd. Pierwsze, bo ktoś taki jak on ważył się ją oceniać, a drugie, ponieważ mimo wszystkiego co sam zrobił wciąż uważał, że jej moc jest czymś znacznie gorszym. Nie mogła się dziwić wszystkim naokoło, którzy czuli obrzydzenie na sam jej widok, skoro sam Zimowy Żołnierz ma ją za potwora nie zważając na lata, które spędził z psychopatami pracującymi dla Hydry.

- Tak, dokładnie to zrobiłam - powiedziała cicho, kryjąc w swoim głosie groźbę. Czuła palący ból w całym ciele, ale mimo to wstała i wyprostowała plecy by hardo spojrzeć w oczy Zimowego Żołnierza. - Wkurzaj mnie dalej to zobaczymy co zrobię tobie.

W pomieszczeniu natychmiast zapanowała cisza. Nikt nie śmiał się odezwać, nawet Natasha i Steve. Alessia czuła na sobie ich rozbiegane spojrzenia, skaczące między nią a Barnesem, ale była zbyt zajęta stojącym przed nią mężczyzną.

- Naprawdę mi grozisz? - zapytał ją Barnes, unosząc brew. - Woda sodowa uderzyła do głowy czy mało ci jeszcze przelanej krwi?

Alessia wzięła głęboki oddech, zaciskając dłonie w pięści. Doskonale wiedziała do czego nawiązuje.

- Zasłużyli na śmierć - wysyczała.

- A kimże ty jesteś by wydać ten wyrok? - ton Zimowego wydawał się neutralny, choć w rzeczywistości był przepełniony jadem, który wkradł się do jej sumienia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro