Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Loki spojrzał na Alessię, jakby ta postradała zmysły.

- To niemożliwe - oświadczył, lecz podniósł głowę, zwracając wzrok w kierunku Asgardu. - Odyn w życiu nie wpuściłby tu człowieka, ma was za zwierzęta albo i gorzej.

- Was?

- Teraz chcesz się o to kłócić? - zapytał, podnosząc ton głosu. - Posłuchaj, to jest nasza jedyna szansa na ucieczkę. TWOJA jedyna szansa - oświadczył, ale Alessia i tak patrzyła na niego z niezdecydowaniem.

Wciąż czuła przerażenie nieznajomego. Co więcej, była coraz bardziej świadoma otoczenia, a przez to zaczynała rozumieć więcej niżeli w momencie wydostania się z celi. Pierwszy skok adrenaliny minął, a razem z nim nadzieja na ucieczkę i determinacja by ratować własną skórę. Alessia obróciła się przez ramię, wpatrując się w miasto pogrążone w chaosie. Nawet tutaj, stojąc na Bifroście, słyszała krzyki Asgardczyków, które przebijały się przez odgłosy latających maszyn i huk wystrzałów. Ci ludzie nikomu nie zawinili. Byli bezbronni. Tak samo jak nowojorczycy zaledwie kilka miesięcy temu.

- Co my właściwie robimy, Loki? - zapytała, patrząc ponownie na boga.

- Uciekamy w cholerę - oznajmił, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Ale ci ludzie...

- Odyn i Thor sobie poradzą - powiedział twardo, marszcząc brwi. - Naprawdę masz zamiar ryzykować własne życie dla jakiegoś nieznajomego Midgardczyka?

Alessia zacisnęła usta w przypływie determinacji. Może i wciąż czuła się słabo, ale wiedziała, że jeśli teraz ucieknie, już nigdy sobie nie wybaczy.

- Dla niego - potwierdziła, twardo odwzajemniając spojrzenie Lokiego. - I dla każdego innego Asgardczyka.

Loki prychnął szyderczo.

- Pieprzona Avenger - mruknął, kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Pieprzone książątko - warknęła w odpowiedzi. - To są twoi poddani. Naprawdę nie obchodzi cię ich los?

- Thor przywlekł mnie w łańcuchach i ciągnął mnie w nich przez całe miasto aż do pałacu. Myślisz, że mi wtedy współczuli?

- A ty myślisz, że współczuli mnie, kiedy w ten sam sposób szłam otoczona strażnikami, razem z Thorem i Odynem?

- Tym bardziej cię nie rozumiem - odparł, obracając się w kierunku przejścia do innych krain. Alessia również spojrzała w tamtą stronę. W kierunku drogi do domu.

- A ja nie rozumiem ciebie - powiedziała cicho. - Ale wiem, że jeśli teraz ucieknę, to z czasem się znienawidzę - dodała, po czym ściągnęła wodze i pokierowała konia ku miastu. - Możesz jechać ze mną lub uciec. Twoja decyzja.

Zaraz po tych słowach popędziła prosto na pałac, kierując się tam gdzie wyczuwała umysł człowieka.

Miała wrażenie, że Sinnsro popierał jej decyzję, bo zdawał się pędzić jeszcze szybciej niż wcześniej, choć nie sądziła, żeby to było możliwe. Jedyny problem polegał na tym, że musiała uważniej pilnować drogi, bo nie było przed nią przewodnika. Na szczęście, jej koń reagował nawet na najsubtelniejsze znaki, a w dodatku sam wiedział które uliczki ominąć ze względu na ich zatłoczenie. Podejmował decyzje jeszcze zanim do Alessi docierało, że nie dadzą rady przejechać daną trasą.

Nie przejmowała się nawet tym, że nie posiadała żadnej broni. Miała cel i zamierzała go spełnić bez względu na cenę.

Kiedy na jej drodze pojawił się pierwszy przeciwnik, gwałtownie szarpnęła za wodze. Sinnsro stanął dęba i zarżał przeraźliwie, zaskakując ją nagłym ruchem. Zdołała przytrzymać się jego grzywy, lecz gdy ponownie uderzył przednimi kopytami o ziemię, poczuła jak jej ciało przeszywa ból. Zobaczyła uśmiech na ustach wroga, który z pewnością był świadomy słabości kobiety. Na ciele Alessi pojawiła się gęsia skórka, lecz nie dała sobie ani sekundy na panikę. Odważnie spojrzała w oczy stworzenia, z łatwością nawiązując kontakt z jego umysłem, który sprawiał wrażenie przegniłego. Nie było w nim jednak ani krztyny strachu, więc Alessia z wysiłkiem wcisnęła w niego własne emocje, potęgując je do takiego stopnia, że przeciwnik skulił się na ziemi, płacząc.

Kiedy to się stało, kobieta przerwała połączenie i pognała dalej w kierunku pałacu. Ta mała interwencja zabrała więcej z jej sił niż się spodziewała, przez co nie miała zamiaru marnować energii na dobijanie przeciwnika. Dla niej bitwa dopiero się rozpoczęła.

- Szybciej, Sinnsro - szepnęła i z radością odnotowała, że koń w rzeczywistości nabrał prędkości.

Zatrzymała się tuż przed wejściem do pałacu, czując jak serce mocno łomocze w jej piersi po tym szaleńczym zrywie.

- Dziękuję - powiedziała do konia, klepiąc go po szyi.

- Lepiej się rusz, jeśli chcesz, żeby ta gonitwa miała jakiś sens - usłyszała przed sobą, na co zaskoczona podniosła wzrok.

- Loki? - zapytała zdziwiona, obserwując jak mężczyzna odwraca własnego konia w kierunku wejścia.

- Prowadź - powiedział tylko, z czym Alessia nie miała zamiaru się kłócić.

Ignorując absurdalność tej chwili, pokierowała Sinnsro w głąb pałacu wykonanego ze złota. Była pod wielkim wrażeniem sposobu poruszania się zwierzęcia po gładkich posadzkach, a nawet po schodach. Nie sądziła, że będzie to dla niego tak bezproblemowe. Nawet przez chwilę rozważała zejście z grzbietu rumaka, ale szybko przypomniała sobie o swoich drżących nogach i jeszcze podziękowała w myślach Lokiemu za jego pomysł na transport.

Kierując się ludzkim umysłem, instynktownie wskazywała drogę, próbując jednocześnie ominąć wrogów. Nie było to łatwe, ale razem z księciem udało im się trafić na odpowiedni korytarz względnie szybko. Jego dokładna znajomość wszelkich dróg po pałacu była niezwykle pomocna.

Loki otworzył dla nich drzwi do komnaty za pomocą magii, kiedy znaleźli się wystarczająco blisko i galopem wpadli do środka, zatrzymując swoje konie na wejściu. Scena jaką zastali zmroziła krew w żyłach Alessi. 

Potwór, który wcześniej uwolnił więźniów, trzymał jakąś kobietę za gardło i przyciskał do jej pleców ostrze miecza. Niedaleko od nich stała kolejna obca istota, znacznie niższa od tamtego stwora, ale równie przerażająca przez bliźniaczo podobne, błękitne spojrzenie. Natomiast w rogu pomieszczenia znajdowała się kobieta, którą Alessia już gdzieś widziała. Nie była tylko pewna gdzie.

Swoim wtargnięciem narobili sporo hałasu, bo teraz spojrzenia wszystkich w pomieszczeniu skierowały się na nich.

- Matko! - krzyknął Loki. W jego głosie pobrzmiewało przerażenie.

To było wszystko czego Alessia potrzebowała. Tak jak wcześniej, teraz również z łatwością wyodrębniła dwa stęchłe umysły, należące do potworów znajdujących się w pomieszczeniu. Tym razem wypełniła je jednak wspomnieniem emocji, które towarzyszyły jej gdy zwijała się z bólu w więzieniach Asgardu. Obie istoty padły z krzykiem na posadzkę.

Loki natychmiast zeskoczył z Sleipnira i podbiegł do kobiety, którą wcześniej trzymał potwór. Alessia jednak, widząc że nieznajomej nic nie grozi, nie poświęciła im dużo uwagi. Była zbyt zajęta dręczeniem dwójki wrogów, których krzyki odbijały się echem od ścian komnat. Trwało to tak długo, aż Loki nie postanowił zakończyć ich męk. Podniósł z posadzki ostrze i przebił nim gardła obu stworów.

Alessia podniosła na mężczyznę spojrzenie, chcąc mu podziękować za pomoc, lecz w tej samej chwili poczuła jak opuszczają ją wszystkie siły. W jednej sekundzie zrobiło jej się ciemno przed oczami, a w drugiej znalazła się na podłodze, o którą nie uderzyła głową tylko dlatego, że Loki zdołał złapać ją za ramiona.

- To jeszcze nie koniec - mruknęła, choć ledwo miała siły by utrzymać świadomość. - Te istoty wciąż są w Asgardzie.

- Niedobitków załatwią strażnicy, ty masz już dość - oświadczył stanowczo Loki, siłą przytrzymując ją za ramiona, kiedy próbowała się podnieść.

- Mój syn ma rację, moja droga - usłyszała łagodny, kobiecy głos po swojej drugiej stronie. Sennie spojrzała w kierunku nieznajomej.

- Nie jesteś człowiekiem, którego chciałam uratować - mruknęła Alessia, marszcząc brwi z niezrozumieniem. Była pewna, że w Asgardzie był człowiek.

Matka Lokiego, Frigga, jeśli ziemskie książki o mitologii nordyckiej się nie myliły, uśmiechnęła się do niej wyrozumiale.

- Nie, ale Jane jest dzięki tobie cała i zdrowa - oświadczyła, na co kobieta pokiwała z ulgą głową.

W tej chwili nie wiedziała kim jest Jane. Zapomniała też o znajomej twarzy, którą wcześniej widziała w pomieszczeniu. Była po prostu wyczerpana. Słyszała jak wolno bije jej serce, jakby ono również dawało za wygraną mimo wcześniejszej adrenaliny. Nawet płuca odmówiły jej współpracy. Oddychała coraz ciężej, walcząc o każdy haust powietrza.

- Odpocznij teraz. Muszę z tobą porozmawiać jak nabierzesz sił - powiedziała Frigga, ale Alessia pokręciła głową. Nie była bezpieczna. Nie mogła zasnąć.

Zobaczyła nad sobą pysk Sinnsro i z wysiłkiem uniosła dłoń by pogłaskać zwierzę.

- Dobrze się spisałeś - powiedziała cicho.

- Ty! - usłyszała nagle krzyk wypełniony nienawiścią, po którym nastąpiła seria szybkich kroków.

Alessia poczuła jak po pomieszczeniu rozchodzi się energia elektryczna.

- Thor, nie!  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro