Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tego popołudnia dzwonek rozbrzmiał w mieszkaniu Cathcartów wyjątkowo głośno. Jill zostawiła mokrą ścierkę na blacie kuchennym, który wyglądem przypominał marmur. Opłukała dłonie, po czym wytarła je w niebieski ręcznik kuchenny wiszący na uchwycie jednej z szafek. W międzyczasie dzwonek jeszcze raz dał o sobie znać, ale Jill wcale się nie spieszyło. Nie spodziewała się gości i uważała, że jeśli to coś ważnego, to ten ktoś, kto ją niepokoi, zaczeka jeszcze chwilę. Gdy położyła dłoń na klamce, drzwiami wstrząsnęło pukanie. Zaciekawiona najpierw spojrzała przez wizjer. Po drugiej stronie stała trójka nieznajomych ludzi. Nie wyglądali na groźnych, więc bez wahania otworzyła drzwi.

– Pani Jill Cathcart?

Jill skupiła swoją uwagę na mężczyźnie, mimo że to wysoka blondynka zadała jej pytanie. Kogoś jej przypominał, ale potrafiła sobie przypomnieć kogo. Takie połączenie jasnoniebieskich oczu z brązową skórą nie trafiało się często. Kilkusekundową ciszę przerwało odchrząknięcie. Jill przeniosła spojrzenie na kobietę, która właśnie przestąpiła z nogi na nogę.

– Tak. A państwo to kto?

Vivien wyćwiczonym ruchem wyjęła z kieszeni odznakę i zaprezentowała ją żonie Ralpha Cathcarta. Kątem oka zauważyła, że Chayse robi to samo. Kobieta uniosła brwi, a na jej wysokim czole pojawiło się kilka płytkich zmarszczek, które nie zniknęły, nawet gdy wyraz jej twarzy wrócił do normy. Poza tym ciężko było zauważyć u niej jakiekolwiek oznaki starzenia się. Vivien szybko doszła do wniosku, że są w podobnym wieku.

– Detektyw Clyne, śledczy Woodard. – Vivien kilka sekund za późno zorientowała się, że zapomniała o przedstawieniu stojącej za nimi Daisy. Jill pokiwała głową i o nic nie zapytała, więc pani detektyw postanowiła po prostu przejść do rzeczy. – Może pani pokazać jakiś dokument tożsamości?

– Prawo jazdy się nada?

– Nada się.

Jill zniknęła w mieszkaniu, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Jedynie dla detektyw Clyne stanowiło to jasne zaproszenie do środka, ale pozostała dwójka i tak poszła za nią bez słowa sprzeciwu. Daisy była przyzwyczajona do tego, że jej koleżanka robi to, co chce, a Chayse nie miał ochoty na kolejną sprzeczkę. Dopiero wdrażał się do pracy w tym wydziale, więc rozróżnienie dziwactw Vivien od tego, co rzeczywiście się robi, stanowiło dla niego wyzwanie.

Jill ani trochę nie zdziwiło, że zastała ich w przedsionku. Podała Vivien swoje prawo jazdy, ale pani detektyw od razu przekazała je koledze. Robienie notatek zazwyczaj zostawiała komuś innemu, sama wolała zajmować się rozmową. W tej kwestii prawie nigdy nie robiła wyjątków.

– Mamy nakaz przeszukania mieszkania – oznajmiła, pokazując pani Cathcart dokument podpisany przez prokuratora. Jill uniosła jasne brwi i szerzej otworzyła oczy, ale znów nie zadała żadnego dodatkowego pytania. Vivien wydało się to dziwne, więc postanowiła wyjaśnić kilka kwestii. – Wie pani, że wczoraj zatrzymaliśmy pani męża?

– Wiem. Przecież zauważyłam, że nie ma go w domu.

– To, że go nie ma, to jedno – wtrącił Chayse. – To, że jest u nas, to drugie.

– Pozwolono mu do mnie zadzwonić – odparła Jill takim tonem, jakby to było oczywiste, że ten jeden telefon wykona akurat do niej. Gdyby nie jego romans, również dla pozostałych byłoby to oczywiste. – Zamierzacie przeszukać całe mieszkanie?

– Tak. To jakiś problem?

– Zależy, czy zostawicie po sobie bałagan.

Uśmiech zakołysał w kącikach ust Vivien, ale tym razem postanowiła darować sobie uszczypliwy komentarz. Od razu po przekroczeniu progu zauważyła, że nawet jasne kafelki w przedsionku lśnią. Nie dostrzegła nigdzie ani odrobiny piasku czy kurzu, a wszystkie buty były schowane. Nawet powieszone na ścianie ramki ze zdjęciami wyglądały tak, jakby ktoś kupił je tego ranka. Nigdy nie zgadłaby, że mieszka tu małżeństwo z dwójką dzieci.

– Postaramy się zostawić wszystko w takim stanie, w jakim jest teraz – po raz pierwszy odezwała się Daisy, czym dała znać gospodyni o swoim istnieniu. Dotychczas Jill ani na moment nie zawiesiła na niej wzroku.

– Czego właściwie szukacie?

– Spokojnie, przecież nie wyniesiemy pani połowy mieszkania. – Vivien nie zamierzała dać kobiecie okazji do schowania czegoś. – Zresztą byłoby dobrze, gdyby patrzyła nam pani na ręce.

– Dobrze, zaczynajcie już. Niedługo muszę wyjść.

– Możemy zacząć od kuchni?

Te słowa Chayse'a w pierwszej chwili zbiły z tropu detektyw Clyne. W drugiej przypomniała sobie narzędzie zbrodni – nóż kuchenny. Co prawda ustalili, że pochodził on z mieszkania Reginy Appleton, ale nie znaleźli go na miejscu. Schowanie go wśród własnych sztućców nie było wcale takie głupie, za to jak najbardziej prawdopodobne.

Pani Cathcart zgodziła się na tę propozycję. Ruszyła przodem, żeby zaprowadzić ich w odpowiednie miejsce, a Vivien w tym czasie zrównała swój krok z Daisy. Odwróciła głowę w jej stronę i pomachała jej przed nosem nakazem.

– Schowasz to do swojej magicznej walizki? – zapytała, dopiero gdy Daisy odsunęła jej rękę.

– Zastanowię się – mruknęła, nawet nie zerkając na koleżankę.

– Proszę?

Tym razem Daisy zawiesiła wzrok na Vivien. Wyciągnęła rękę po nakaz, który detektyw Clyne wręczyła jej z szerokim uśmiechem. Moment później Daisy rozłożyła walizkę na stole w kuchni, co pani Cathcart skomentowała cichym westchnieniem. Wyjęła trzy pary lateksowych rękawiczek i podała po jednej śledczym. Chwyciła miarkę, schowała nakaz i na chwilę zamknęła srebrną walizkę. Dokładnie pamiętała wymiary noża, którym dźgnięto Reginę kilkanaście razy, więc od razu zabrała się za poszukiwanie sztućców. Chayse i Vivien zajęli się szafkami, a Jill Cathcart usiadła przy stole w takim sposób, że widziała plecy całej trójki. Bardziej jednak interesowała ją leżąca na blacie walizka. Nie chodziło o jej zawartość, lecz o to, że znajdujący się pod nią błękitny obrus wyraźnie się zagiął i nie dało się go wyprostować.

Na szczęście Cathcartowie nie posiadali wielu noży, które na pierwszy rzut oka odpowiadały wymiarom narzędzia zbrodni. Daisy ostatecznie zapakowała dwa do woreczków strunowych, a potem do walizki. Jill obserwowała to bez słowa z obojętnym wyrazem twarzy. Opierała brodę na dłoni i co chwilę zerkała na duży zegar wiszący wysoko nad zlewem.

– Trochę dziwne, że o nic nie pyta – Vivien szepnęła do Chayse'a, gdy ten stanął obok niej. Zgodził się z nią poprzez kiwnięcie głową, co skłoniło ją, by ruszyć w stronę stołu. Usiadła na krześle naprzeciwko Jill, która od razu spojrzała jej w oczy. – Wie pani, dlaczego aresztowaliśmy pani męża?

– Myślicie, że zabił naszą sąsiadkę – odpowiedziała nad wyraz spokojnie.

– Tak – bąknęła Vivien. Chłodny ton Jill wprawił ją w zakłopotanie. Najpierw niewzruszony mąż brutalnie zamordowanej Reginy, a teraz beznamiętna żona głównego podejrzanego. Od obcowania z takimi ludźmi wolała użeranie się z nadpobudliwym Jettem, który przynajmniej okazywał jakieś emocje. On podawał wszystko jak na tacy, a tutaj musiała się domyślać, czy Jill jest taka z natury, czy coś ukrywa, czy może tak broni się przed trudnymi informacjami. – Pojedzie pani z nami na komendę po przesłuchaniu?

– Jestem umówiona z koleżanką.

– Nie może pani tego przełożyć?

– Pewnie mogę – powiedziała Jill po dłuższej chwili i wyciągnęła z kieszeni telefon.

– To niech pani spróbuje. Co pani myśli na temat naszych podejrzeń? – Vivien nie potrafiła poczekać z tym pytaniem do przesłuchania. Bliscy podejrzanych zazwyczaj zaprzeczali ich winie. Tymczasem Jill Cathcart zdawała się ignorować to, co się wydarzyło.

– Są absurdalne – odparła, po raz pierwszy nieco się ożywiając. Jej palce kilkanaście razy szybko uderzyły w ekran smartfona, po czym odłożyła urządzenie na stół. – Minie kilkadziesiąt godzin i go wypuścicie. Nic specjalnego.

– Jest pani tego taka pewna?

– Znam swojego męża. Wiem też, że lubicie pakować ludzi do więzienia bez większego powodu.

– Pani mąż nie jest w więzieniu – wciął się Chayse. Nie miał pojęcia, że w ten sposób powstrzymał partnerkę przed zasugerowaniem, że Jill wcale nie wie wszystkiego o swoim małżonku. – Nie jest aresztowany, na razie jest tylko zatrzymany.

– A co to za różnica? – żachnęła się. Nie było już śladu po jej początkowej obojętności. – Tak czy siak, nie ma go w domu, a ja sama muszę radzić sobie z dwójką dzieci. Musiałam specjalnie wziąć wolne.

– Dlatego powinno zależeć pani na szybkim złożeniu zeznań.

– Skończyliśmy tutaj. – Daisy ściągnęła walizkę ze stołu, co znów wywołało u Jill westchnienie. Podążyła za wzrokiem gospodyni i zauważyła zagniecenia na obrusie. – Zaprowadzi nas pani do sypialni?

– A czego chcecie szukać w sypialni?

– Różnych rzeczy. – Vivien nie miała pomysłu, jak wyjaśnić Jill, że będą szperać nawet w szufladach z bielizną. Nie sądziła, żeby Cathcart schował bieliznę ofiary w szufladzie swojej żony, ale mógł ją ukryć we własnej. Już na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że obie kobiety nie nosiły tego samego rozmiaru, więc ewentualna pomyłka nie wchodziła w grę. – Zresztą sama pani zobaczy.

Jill nie zadawała więcej pytań. Wstała z krzesła i wolnym krokiem minęła całą trójkę, żeby przejść do drzwi znajdujących się naprzeciwko kuchni. Bez wahania nacisnęła klamkę. Wkroczyła do niewielkiego pomieszczenia, nie oglądając się za siebie. Przysiadła na zaścielonym łóżku i oparła się plecami o zagłówek. Zamiast obserwować, czy śledczy nie podrzucają czegoś do szaf, patrzyła na to, czy robią brudne ślady na białym dywanie. W kuchni każde z nich zostawiło tyle piasku, jakby chwilę przed przyjściem tutaj spacerowali po plaży.

– Czyj to laptop? – Chayse wskazał na urządzenie leżące na niskiej komodzie. Od razu zauważył, że w pomieszczeniu nie było żadnego biurka ani stolika.

– Mój i męża.

– Będziemy musieli go zabrać.

– Na długo?

– To zależy – odpowiedziała Vivien, gdy jej partner zamilkł na chwilę. Nie przerwała przeszukiwania szafy z ubraniami, więc nawet nie zerknęła w stronę gospodyni. – Korzystacie państwo z tego samego konta?

– Tak. Nie ma hasła – Jill bezbłędnie wyczuła, o co w następnej kolejności zapyta detektyw Clyne.

– Dzięki temu laptop na pewno szybciej do pani wróci. – Chayse pozwolił sobie na otwarcie walizki Daisy, z której wyjął jeden z największych woreczków strunowych. Gdy umieszczał laptop w środku, pierwszy raz od wejścia do mieszkania nawiązał kontakt wzrokowy z panią Cathcart. Znów wyglądała na znudzoną, co wydało mu się podejrzane. Spodziewał się, że będzie próbowała ich przekonać, by nie zabierali urządzenia. – Mąż korzysta jeszcze z jakiegoś komputera?

– Nie.

Podczas gdy Chayse i Vivien pobieżnie przeglądali kolejne szafy, Daisy co jakiś czas odrywała się od swoich obowiązków, by sprawdzić, czy aby na pewno śledczy zajrzeli w każdy kąt. Mimo że spędzili w sypialni blisko godzinę, jedyne, co udało im się znaleźć, to brązowa koszulka, która według etykiety była wykonana z modalu. Włókna tego materiału znaleziono pod paznokciami ofiary. Ubranie na pierwszy rzut oka wyglądało na zupełnie czyste, a plamy krwi nie były łatwe do usunięcia. Dopiero dokładna ekspertyza mogła wyjaśnić, czy to tę koszulkę miał na sobie morderca Reginy, ale Daisy już teraz była sceptyczna. Jill potwierdziła, że ubranie należy do jej męża.

Przeszukanie łazienki również zajęło im dłuższą chwilę, a najwięcej czasu poświęcili koszowi na pranie. Nie znaleźli jednak nic interesującego. Upewnili się, że w pomieszczeniu na pewno nie ma żadnych skrytek, a między kosmetykami nie kryje się nic podejrzanego. Jill obserwowała to wszystko bez słowa, ale wystarczyło jedno spojrzenie na nią, żeby zauważyć na jej pyzatej twarzy pierwsze oznaki zniecierpliwienia.

– Możemy zajrzeć do pokoju dzieci? – zapytał Chayse, gdy znów znaleźli się na korytarzu, chociaż nie musiał tego robić. Mieli nakaz, mogli wejść wszędzie.

– Jeśli musicie. – Jill jako pierwsza przekroczyła próg pomieszczenia. Widok niezasłanych łóżek zirytował ją bardziej niż wizyta policji. – Naprawdę muszę tu stać i na was patrzeć?

– Tak, bo inaczej pani powie, że coś podrzuciliśmy – odparowała Vivien.

– Ja nie robię takich rzeczy.

– Wszyscy tak mówią.

Do przeszukania tego pokoju przyłożyli się najmniej. Co prawda przejrzeli szafki, zajrzeli pod łóżka i upewnili się, że żaden z paneli zanadto nie odstaje, ale żadne z nich nie wierzyło, że Cathcart ukryłby nóż albo bieliznę ofiary w pokoju dzieci. Takie rozwiązanie nie dość, że było skazane na porażkę, to jeszcze niebezpieczne.

Gdy po kilkunastu minutach przechodzili do salonu, Vivien przypomniała sobie, co zapisała na kartce podczas przesłuchiwania Ruby Robbins. Zrobiła to, żeby zadać jedno pytanie Williamowi Appletonowi, ale skoro Cathcart był ich głównym podejrzanym, to jego żona mogła wiedzieć coś na ten temat.

– Dostała pani od męża ostatnio jakąś biżuterię?

– Biżuterię? Od Ralpha?

Nie musiała mówić nic więcej. Sposób, w jaki potrząsnęła głową i wygięła kąciki ust, wyjaśnił to za nią. Detektyw Clyne nie potrafiła wyobrazić się, w jaki sposób siedząca na kanapie stonowana Jill jest w stanie dogadać się z agresywnym Ralphem. To, że ten związek trwał od co najmniej kilku lat, nie mieściło jej się w głowie. Jeszcze bardziej niepojęte było dla niej to, że mężczyzna nawiązał romans z naprawdę atrakcyjną i dobrze sytuowaną sąsiadką, która nie tylko sama była zamężna, ale na dodatek doskonale wiedziała o małżeństwie i dzieciach kochanka.

Vivien oparła dłonie na biodrach i powiodła wzrokiem po salonie. Daisy otwierała właśnie przeszkloną witrynę sięgającą niemal sufitu, a Chayse upewniał się, że nic nie zostało przyklejone do siedzenia szerokiego fotela. Z trudem włożył rękę pod żółty mebel. Vivien uznała, że radzą sobie sami tak doskonale, że ona może zająć się czymś innym.

– Mam dla pani propozycję.

Jill odwróciła głowę w stronę detektyw Clyne stojącej obok kanapy. Na dłuższą chwilę zawiesiła wzrok na jej ramionach, które przez krótki rękaw koszulki były dobrze widoczne. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać, jak często pani detektyw odwiedza siłownię i czy stosuje jakąś specjalną dietę. Sama też kiedyś miała podobną figurę, jednak bez specjalnych starań. Po dwóch ciążach wiele się zmieniło, szczególnie odkąd zaczęła zajadać stres w pracy, którego z uwagi na niedawny awans miała coraz więcej. Dopiero gdy Vivien odchrząknęła, Jill przestała pogrążać się we własnych myślach i spojrzała w jej jasne oczy.

– Jaką?

– Mówiła pani, że się spieszy. – Vivien usiadła na kanapie, ale w takiej odległości od pani Cathcart, że ktoś spokojnie by się między nimi zmieścił. – Przeszukanie salonu na pewno zajmie nam jeszcze trochę czasu, więc mogę już teraz zadać pani kilka pytań. Tylko później na komendzie będziemy musieli spisać zeznania.

– Dobrze – odparła bez zastanowienia. To bezmyślne patrzenie na działania policji jedynie ją znużyło.

– Jak układa się pani z mężem?

Jill momentalnie się wyprostowała, jednak zaraz znów przycisnęła plecy do oparcia. Splotła ramiona na piersi i wbiła spojrzenie w ścianę przed sobą.

– To przesłuchanie czy terapia?

Vivien parsknęła śmiechem, ale szybko zakryła usta. Od razu zerknęła na Daisy i Chayse'a – żadne z nich się nie odwróciło, ale jej nowy partner na chwilę zastygł w bezruchu. Na szczęście szybko wrócił do przeglądania zawartości drewnianego kredensu, który wyglądał tak, jakby był starszy niż wszystkie osoby razem wzięte w pomieszczeniu. Vivien znów skupiła swoją uwagę na Jill, której dotychczas bardzo łagodne rysy twarzy nagle nabrały ostrości. Momentalnie przybyło jej pięć lat.

– Niech pani po prostu odpowie.

– Raz lepiej, raz gorzej, jak to w małżeństwie – oznajmiła Jill, znacznie ostrożniej dobierając słowa niż wcześniej.

– A ostatnio?

– Odkąd awansowałam, mamy mniej czasu dla siebie.

– Czyli od kiedy?

– Od pół roku. – Jill znów się wyprostowała. Ostry ton detektyw Clyne zaczynał ją irytować. – Dlaczego pani o to pyta?

– Bo to ważne. Zresztą to ja zadaję pytania, nie pani.

– Ale chyba mogę wiedzieć, o co chodzi.

Vivien na moment zamilkła. W głosie Jill pobrzmiewało coraz więcej nerwowości, a jednocześnie kobieta coraz bardziej odbiegała od tematu. Detektyw Clyne nie wiedziała, czy powinna ją uspokoić, czy może sprowokować. O nic jej nie podejrzewała, a jednocześnie zadawanie ofensywnych pytań leżało w jej naturze.

– No i się pani dowie – rzuciła wciąż niezdecydowana. – W swoim czasie. Wracając do tematu, czy mąż zachowywał się ostatnio dziwnie?

– W jakim sensie dziwnie?

– Ogólnie.

Vivien kątem oka zauważyła, że Chayse odwrócił głowę w jej stronę. Od razu pomyślała, że chce się przyłączyć do przesłuchania, ale on tylko zapytał, czy mogą wstać, bo chce sprawdzić kanapę. Taki obrót spraw bardziej jej się podobał. Wolała samodzielnie zadawać pytania.

– Jest trochę bardziej nerwowy niż kiedyś – oznajmiła Jill, gdy odeszły dwa kroki od kanapy. Zacisnęła usta, gdy pani detektyw oparła się ramieniem o szarą ścianę.

– Czyli co robi?

– Mam pani opisać nasze kłótnie czy o co pani chodzi?

Vivien chętnie wysłuchałaby, jak dokładnie wyglądają sprzeczki tej dwójki, ale niekoniecznie w czasie pracy. Wolałaby zrobić to przy dobrej kawie. Myśl o kofeinie przypomniała jej, jak bardzo zmęczona była tego ranka, a to natychmiast wybiło ją z rytmu. Wyprostowała się i oparła dłonie na biodrach. Musiała się wysilić, żeby przypomnieć sobie ostatnią wypowiedź Jill.

– Czy pani mąż jest agresywny? – zapytała, darując sobie dalsze podchody.

– Jest nerwowy – powtórzyła twardo.

– Nie odpowiedziała pani.

– Ralph ma trudny charakter.

– Nadal pani nie odpowiedziała.

Jill ciężko westchnęła. Potarła dłońmi ramiona skryte pod półprzezroczystym materiałem eleganckiej bluzki. Gdy zauważyła, że pani detektyw uważnie śledzi jej ruchy, prychnęła z niedowierzaniem. W głowie jej się nie mieściło, że ktoś obcy po prostu wchodzi do jej mieszkania i bez powodu pyta, czy w jej rodzinie panuje przemoc. Gdyby coś takiego miało miejsce, przecież by odeszła. Była tego tak pewna, że ta niewypowiedziana sugestia detektyw Clyne naprawdę ją zirytowała.

– Nie podniósł ręki ani na mnie, ani na dzieci, jeśli już musi pani wiedzieć.

– Okej, na was nie podniósł, a ogólnie jest skory do bójek?

– Raczej nie.

– Raczej? – Vivien nie zadowalały te półsłówka, a wyciągnięcie informacji od Jill stawało się coraz trudniejsze. Im bardziej naciskała, tym jej rozmówczyni bardziej się broniła.

– Czasem zdarzy mu się na kogoś naskoczyć – oznajmiła po dłuższej chwili.

– Ma pani na myśli, że czasem zdarzy mu się komuś przyłożyć?

– Tak, to mam na myśli – przyznała, po raz kolejny dając się wyprowadzić z równowagi.

– A jak państwo dogadywaliście się z panią Appleton?

To pytanie zbiło Jill z tropu. Zmierzyła wzrokiem detektyw Clyne. Wiedziała, że to Regina została zamordowana i że Ralph jest o to podejrzany, ale to wciąż było dla niej abstrakcyjne. Nie miała pojęcia, w jaki sposób policja doszła do wniosku, że jej mąż mógł mieć coś wspólnego ze śmiercią sąsiadki. To było takie niepojęte, że nawet się nad tym nie zastanawiała. Uznała, że to po prostu pomyłka.

– Nijak – odparła niemrawo. – Witaliśmy się ze sobą na korytarzu i tyle.

– Pani mąż wykonywał u niej remont.

– To służbowy kontakt.

Vivien zerknęła w stronę Chayse'a, który dopiero co przestał sprawdzać, czy w schowanej w kanapie pościeli nie kryje się coś podejrzanego. Zdawał się nie słuchać przebiegu rozmowy, ale Vivien miała nadzieję, że to tylko pozory. Obejrzała się na Daisy i od razu natrafiła na jej wzrok. Akurat zamykała srebrną walizkę. Najwidoczniej przeszukanie dobiegało końca.

– Co robiła pani rano trzydziestego pierwszego lipca? – Vivien znów skupiła całą swoją uwagę na Jill.

– Od ósmej byłam w pracy. Jestem o coś podejrzana?

– Jak długo pani jedzie do pracy?

– Rano ponad pół godziny – odparła szybko, jednak nie zamierzała udawać, że nie zauważyła zachowania detektyw Clyne. – Odpowie pani czy nie?

– Wiedziała pani, że mąż miał romans z Reginą Appleton? – Vivien po raz kolejny zignorowała panią Cathcart. Już wcześniej powiedziała, co myśli o jej pytaniach. Nic w tej kwestii się nie zmieniło.

– Co miał? – Jill szerzej otworzyła oczy, ale grymas, który pojawił się na jej twarzy, wyrażał rozbawienie, a nie zdenerwowanie. Pokręciła głową, a krzywy uśmiech zamarł na jej ustach. Detektyw Clyne nadal nie uraczyła jej żadnym nieprzyjemnym komentarzem. – Niech sobie pani nie żartuje.

– Nie żartuję, tylko pytam.

– Skąd wam przyszło do głowy, że miał z nią romans? Regina mieszkała z mężem.

– A Ralph z żoną i dziećmi, i jakoś go to nie powstrzymało. – Vivien tym razem nie ugryzła się w język, ale świst, z którym Jill wciągnęła powietrze, uświadomił jej, że jednak powinna była to zrobić. Mimo wszystko i tak nie zrobiło jej się głupio.

– Jest pani bezczelna.

Wszystkie oczy skupiły się na Vivien, ale ta jedynie wzruszyła ramionami. Szybciej by się uśmiechnęła, niż zaczęłaby się kajać. Nawet nie przeszło jej przez myśl, że mogłaby spróbować załagodzić sytuację.

– Ja tylko pytam.

– Ralph mnie nie zdradza – warknęła Jill, podchodząc o krok bliżej do Vivien.

– Już nie.

– Przecież...

– Jego kochanka nie żyje – stwierdziła takim tonem, jakby znów wzruszała ramionami.

– No chyba nie myślicie, że to ja ją zabiłam.

– A zrobiła to pani?

– Nie! – Ten krzyk bardziej zaskoczył samą Jill niż detektyw Clyne. Wzięła kilka głębokich oddechów, ale nie rozluźniła zaciśniętych pięści. – Czego pani nie rozumie? Ralph mnie nie zdradza i nie zdradzał.

– Niech się pani zastanowi, niby po co miałabym kłamać. – Vivien obejrzała się na Chayse'a, który stał już obok Daisy. – Skończyliście?

– Tak. – To Daisy zabrała głos. – Chciałabym jeszcze zobaczyć samochód, ale musielibyśmy go wziąć do siebie. Mąż jeździ tym samym samochodem co pani?

– Tak, mamy jeden.

– Możemy go pożyczyć? – Vivien przemilczała fakt, że nakaz, który dostali, dotyczył przeszukania mieszkania. Nie było w nim ani słowa o samochodzie.

– Na jak długo?

– Postaramy się uporać z tym jak najszybciej i oddać go pani jutro, może pojutrze.

– Niech już będzie – mruknęła, nie siląc się na żadne protesty. – Komu mam dać kluczyki?

– Mnie – kontynuowała Daisy. Cieszyła się, że chociaż na chwilę uciszyła Vivien.– Ale nie weźmiemy go teraz. Laweta po niego przyjedzie. Gdy będzie do odebrania, ktoś do pani zadzwoni.

– Dobrze, tylko dajcie mi już spokój.

– Musimy spisać zeznania, pamięta pani?

– Boże... – jęknęła Jill i niechętnie spojrzała na detektyw Clyne, która znów przypomniała o swojej obecności. Nagle przypomniała sobie, że przecież w pomieszczeniu był ktoś jeszcze. Odnalazła wzrokiem mężczyznę, który z całej tej trójki wydawał się najmniej rozmowny. – Może pan je spisze?

– Mogę – odparł bez wahania.

Vivien uśmiechnęła się pod nosem. Wcale nie dziwiła się Jill, że ta już nie może na nią patrzeć. Ważniejsze było dla niej to, czego się dowiedziała. Żona Ralpha wyglądała na naprawdę zdziwioną, a teraz nawet zdenerwowaną. Albo doskonale grała, albo naprawdę nie miała pojęcia, że mąż zdradza ją z sąsiadką. Vivien wierzyła w tę drugą wersję. Żywiołowa reakcja dotychczas wyważonej Jill była dla niej wystarczającym dowodem. Poza tym wyglądało na to, że kobieta miała doskonałe alibi na czas morderstwa. Wychodząc z mieszkania Cathcartów, Vivien w myślach skreśliła Jill z grona podejrzanych, do którego kobieta tak naprawdę nawet nie zdążyła trafić.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiem, że ostatnio rozdziały pojawiają się wyjątkowo nieregularnie, ale mam teraz ciężki czas na studiach i jak już piszę, to raczej raporty i opinie, a nie rozdziały. Jeszcze niedługo sesja, podobno najtrudniejsza w przeciągu całych studiów. W lipcu wszystko wróci do normy, a do tego czasu będę starać się wrzucać rozdziały, kiedy tylko jestem w stanie :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro