Rozdział 2 - I ship it

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło trochę od mojego czasu nastolatki, a jak mnie nie było, tak mnie nie ma. Do dzisiaj. Stoję przed drzwiami gildii, i nie mam odwagi wejść,... Nie było mnie trochę więcej niż siedem lat. Nie było mnie aż dziesięć. Trochę mi wstyd.. i, boję się, że mnie wyrzucą. Chciałam wejść niepostrzeżenie i zgadnąć do najbardziej zaufanej mi osoby. Tak, więc zmieniłam się w cień, i pognałam po podłodze. Było wiele osób i wszyscy patrzyli na to „coś", czym byłam ja, atualnie sunąca po drewnianej powłoce. Gdy zauważyłam Minervę, wyciągnęłam ją do cienia i zabrałam oddalając się trochę od gildii.

- Minerva... To ja, Kitsu. Wróciłam - Powiedziałam przejęta, tym jak zareaguje.

Jej oczy momentalnie zabłysły i powiększyły się do rozmiaru pięcio-złotówek.

- Kitsu-chan... Tak bardzo tęskniłam. - Wypowiedziała przez łzy szczęścia mocno mnie przytulając.

Odwzajemniłam uścisk.

- Mina-chan... Czy?.. Czy mnie wyrzucą? - Zapytałam prawie szeptem słabym głosem.

- Czemu mieliby to zrobić?

- Bo... Poszłam na misję siedmio-letnią,... A.. A minęło dziesięć lat. - Mój głos drżał a łzy lekko spływały po moich bladych policzkach. Płakałam ze wzruszenia i z strachu. Łez nie było zbyt dużo, także szybko się opanowałam, nie zostawiając ani jednego śladu po tym, że ukazałam przed chwilą słabość.

- Nie dopuszczę do tego - Powiedziała jeszcze raz mnie przytulając.

Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wielkich drzwi.

- Kopnij. Tylko mocno. - Rozkazała Orlando.

Popatrzyłam na nią, po czym przytaknęłam i zrobiłam, co chciała. Z miejsca kopnęłam drzwi. Niestety na tyle mocno, że wyleciały z zawiasów w, za przeproszeniem - pizdu daleko. Wszyscy patrzyli na mnie i Minerevę.

- Z dumą ogłaszam, iż nasza najsilniejsza kobieta z Sabertooth wróciła! - Krzyknęła uradowana dziewczyna.

Wszyscy spojrzeli w naszą stronę, przez co zgryzłam wargi i bardziej naciągam kaptur na twarz. Zawsze towarzyszył mi stres i teraz oczywiście także do mnie przyszedł. Orlando jakby nigdy nic złapała mnie znowu za rękaw i pociągła do stolika, przy którym siedziało kilka osób. Usiadłam razem z czarnowłosą.

- Ymm, panienko,... Kto to jest? - Zapytał blondyn.

- Ach no tak! Przecież się nie znacie. Więc tak to jest Sting, Rogue i Yukino. - Pokazywała po kolei na różne osoby przy stole.

Sting - Blond włosy, wysoki chłopak z blizną na brwi. Niebieskie oczy. Smoczy zabójca. Wyczułam to po jego zapachu. Drugi - Rogue, także wysoki, czarnowłosy chłopak. Jego oczy były w kolorze pięknej krwistej czerwieni. Na nosie znajdowała się blizna. Automatycznie złapałam się za mój nos. I ostatnia Yukino, także wysoka białowłosa dziewczyna. Oczy w kolorze brązu.

- A to Kitsune. - Dokończyła dziewczyna.

- Miło mi - powiedziałam zza kaptura.

- Jaką magią dysponujesz? - Zapytała się białowłosa. Wewnętrznie westchnęłam, niezbyt paląc się by odpowiedzieć na jej pytanie.

- Nie ważne. - Zaczęłam lekko oschle, i chcąc zmienić temat zaczęłam mówić o ich magii. - Ale za to widzę, że jesteś magiem gwiezdnych duchów, natomiast ci dwaj to smoczy zabójcy. - Powiedziałam pokazując palcem na Stinga i Rouge.

- Skąd to wiesz?! - Zapytał zszokowany blondyn.

- Magia - powiedziałam z rozbawieniem w głosie, po czym dodałam. - Smok smoka wyczuje. - Już chciałam ściągnąć kaptur, ale ostatecznie dałam sobie na wstrzymanie.

- Jesteś zabójcą smoków? - Zapytał z niedowierzaniem Rogue.

Nie chętnie przytaknęłam.

I po co się zdradzałam?

- W a takim razie, jaki jest typ twojej magii? - Ponownie nie miałam ochoty im odpowiadać.

- Dowiesz się w swoim czasie. - Z tej jakże nie ciekawej sytuacji wyciągnął mnie mistrz.

Chwała ci.

- ZAMKNĄĆ RYJE! - Wszyscy zrobili to, co chciał a w sali powstała grobowa cisza.

- Na tegoroczne igrzyska jadą: Sting, Rogue, Yukino, Rufus i Kitsune. Minerva, jako zapasowy uczestnik. - Po wypowiedzianych słowach, zwyczajnie odszedł.

- A co ze mną?!?! - Rozpaczał jakiś koleś.

- Orga po prostu tym razem nie pojedziesz. - Wciął się w rozmowę Sting.

- Kiedy igrzyska? - Zadałam pytanie grupie.

- Za kilka dni.

- Git, to ja idę. - Mówiąc to podniosłam się od stołu, kierując swoje kroki w stronę wyjścia.

- A masz gdzie spać? - Zapytała z troską Yukino.

-Nie? Prześpię się na trawie. - Tym razem opuściłam gildię.

Znalazłam jakieś dogodne miejsce na drzewie i poszłam spać.

《《 Rano 》》

Obudziłam się z bólem pleców. Leżałam na trawie, co mnie nie za bardzo zdziwiło. Już wcześniej przed zaśnięciem przewidziałam to, a i tak spałam na wysokości.

- Pora iść do gildii. - Szepnęłam do samej siebie.

Zaciągnęłam kaptur na twarz i sio. Szłam sobie w spokoju, dopóki nie przerwały mi czyjeś krzyki. Poszłam w stronę odgłosu, to, co zobaczyłam było straszne. Mały exeed atakowany przez inne koty. Szybko tam pobiegłam.

- Sio! Już. Won mi z stąd! - Przepłoszyłam napastników.

Wzięłam kotka na ręce przypatrując mu się.

- Dziękuję. - Powiedział bez silnie nie dokańczając swojej wypowiedzi, niestety zemdlał.

Ruszyłam, więc znowu w stronę Sabertooth. Tylko szybciej z exeedem na rękach. Była to kotka o czarnym futerku. Było strasznie miłe w dotyku.

Trzeba pomagać, a więc idziemy kruszynko.

Doszłam do drzwi.

- Gdzie jest skrzydło szpitalne? - Krzyknęłam na całą gildie.

- Na górze i w lewo - ktoś mi odpowiedział, ale nawet nie wiem, kto?

Popędziłam po schodach i pobiegłam do drzwi. Weszłam bez pukania.

- Co się stało? - Zapytała pielęgniarka.

- Znalazłam exeeda, który był atakowany przez inne koty. Proszę zaopiekuj się nim. - Położyłam istotkę na łożu.

- Oczywiście, tylko go opatrzę. - Po czym zaczęła się przyglądać kotu.

- Obrażenia są małe, zabandażuje je i gotowe. - Jak powiedziała, tak zrobiła.

Podziękowałam i wyszłam z pomieszczenia. Żyje, więc dalej da sobie radę już sam, beze mnie. Schodząc po schodach zaczepiła mnie Yukino.

- Kitsu wszystko w porządku? - Zapytała z lekka zmartwiona.

- Tak, tylko znalazłam rannego exeeda, musiałam mu pomóc. - Odpowiedziałam mrawo.

- Rozumiem - białowłosa uśmiechnęła się szeroko.

Podeszłam do stolika, przy którym siedziała wczorajsza brygada.

- Ohayo. - Powiedziałam lekko martwym głosem.

- Ah! Kitsu. - Zaczęła Minerva. - Jesteśmy jedną drużyną na igrzyska, za niedługo mamy pociąg. Dobrze, że przyszłaś.- Pokiwałam głową.

Przy Sting'u i Rogue były dwa kotki, również exeedy. Zafascynowana zielonym kotkiem w różowym stroju żabki przysłowiowo „odleciałam".

- Ymm , to Frosch i Lector. Exxedy Rogue'a i Sting'a - Odparła biało włosa.

- Który to Frosch, a który to Lector? - Zapytałam, w owej chwili bardzo ciekawa, kim była ta urocza żabka.

- Jestem Lector a to Fro. - Przedstawił się bordowy kot pokazując na towarzysza.

- Mój. Boże.. - Wypowiedziałam z maślanymi oczami, których i tak nie było widać. - Fro,... Mogę Cię przytulić? - Sama w siebie zwątpiłam. Jednak Frosch miał w sobie cos takiego, że nie mogłam się oprzeć...

- Fro myśli, że tak! - Odpowiedziała żabka.

Wzięłam kotka na ręce i przytuliłam go mocno jednak nie za mocno, aby nie zrobić mu krzywdy.

- Jesteś cudny! - Wręcz piszczałam słodkim głosikiem. A całe moje udawanie twardej poszło w cholerę. - Fro, który to twój partner? - Zapytałam kotka.

- Rogue! - Krzyknął Frosch.

Popatrzyłam na czarnowłosego, a mój uśmiech trochę zbladł. Już chciałam się zmienić w cień i uciec, ale jednak się powstrzymałam. Nie mogłam ot tak ujawnić mojej magii.

Złapałam kota mocniej i wybiegłam z gildii.

- Moje! - Momentalnie zerwał się za mną Rogue.

Wybiegłam na jakąś polankę. Wszystko było by super gdyby nie pech i moja gleba. Oczywiście nie mogłam dopuścić, aby Fro się coś stało, więc obróciłam się na plecy przed upadkiem.

Uff Rogue by mnie zabił.

Leżąc wiedziałam, że nie mam jak uciec wiec dalej leżałam na wybawiciela exeeda. W końcu przybiegł, rzucając się na mnie i mocno przypierając do ziemi.

- Oddaj Fro. - Powiedział zdenerwowany.

-... Hmm, ani mi się śni. - Wyszczerbiłam swoje białe ząbki i jeszcze bardziej przycisnęłam kota do biustu.

- Oddaj Fro albo...

- Albo, co? - Przerwałam mu z szatańskim uśmiechem.

Zrobił się czerwony z złości, teraz wyglądał jak wiśnia, a mnie oświeciło.

- Twoje nazwisko kojarzy mi się z Wiśnią. Dlatego będę na ciebie wołać Wiśnia! - Jeszcze bardziej się zdenerwował i mocniej naparł swoim ciałem na moje.

- Kitsu oddaj mu Fro. - Teraz nalegała Yukino.

Popatrzyłam na nią z nie chęcią.

- Musze?

- Musisz. - Nie chciałam oddawać czegoś tak pięknego i uroczego takiemu gburowi, no, ale cóż...

Puściłam kotka wolno. Rouge nie ruszył się ani trochę z miejsca patrząc teraz na mnie z wzrokiem mordu.

- Będziesz się tak gapił czy co? - Parsknęłam już lekko podirytowana.

Mógłby łaskawie zabrać swoje dupsko z mojej osoby. Ciężko mi się oddycha.

- Twoja blizna na nosie...- Powiedział zamyślony.

Automatycznie wyrwałam rękę. Gdy dotknęłam głowy trochę mi ułożyło, ponieważ kaptur wciąż był na swoim miejscu.

Widział tylko nos.

Wewnętrznie odetchnęłam z ulgą.

- N-nie ważne. Możesz już ze mnie zejść? - Zapytałam, ale pewnie mnie nawet nie słyszał, dalej przeszywał mnie swoimi czerwono-krwistymi oczami.

- Ooooo i ship it. - Tak, to była blondyneczka o imieniu Sting.

Po chwili jakże domyślny Cheney się zorientował, o co chodzi jemu przyjacielowi. Czarnowłosy siedział na mnie okrakiem. Do tego jego twarz była strasznie blisko mojej, można by powiedzieć, że na mnie leżał. Zrobił się po raz kolejny czerwony, tym razem ze wstydu. Szybko ze mnie zszedł, siadając po turecku na trawie obok.

- Musimy iść, za pół godziny pociąg. - Poinformowała nas Minerva.

O nie tylko nie pociąg...

--------------
Ohayo!
Oto kolejny rozdział, do tego jest o wiele dłuższy. Mam nadzieje, że się spodoba. Dziękuję @Nilorcia za miły komentarz. Dziękuję za motywację :) kolejny rozdział niedługo.
Miałam jakieś dziwne problemy z publikacją tego rozdziału. Wattpad wtf? Nie rób tak więcej ಠ~ಠ

Bay!
Muszę iść spać bo jutro szkoła :c
Niech lisy będą z wami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro