Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Mam już dosyć!

Pełne irytacji westchnienie wymknęło się przez okno małego, dobrze oświetlonego pokoiku, aby zagubić się gdzieś w powietrzu. Chyba każdy tak czasem ma, że rzeczywistość przygniata mu klatkę piersową, utrudniając oddech. Wtedy trzeba popchnąć ją z całej siły i oderwać się od niej. Tak więc zrobiła Poppy, odpychając się na fotelu na kółkach od biurka i wymykając się z pokoju przez pomalowane na biało drzwi.

Poppy Strife była w Magnolii od dwóch tygodni. Przekonała się na własnej skórze, że miasto ma już lata świetności daleko za sobą. Ulice pełne były głośnych aut, ludzie pozamykali się w biurowcach i tylko huligani pałętali się w mniej uczęszczanych uliczkach.

Blondynka przechadzała się główną ulicą, przy której stał też jej blok. Kiedy rodzice powiedzieli jej, że przeprowadzają się właśnie tu, nie mogła pohamować radości. Miasto magii i miejsce, gdzie znajdowała się niegdyś osławiona gildia magów, Fairy Tail! Teraz nie pozostało po niej nic, co zabiło entuzjazm dziewczyny.

Marzeniem Poppy od zawsze było zostać magiem. Chciała pomagać innym i żyć ze swojej pasji. Schody zobaczyła jednak od razu po obraniu tej ścieżki.

Nikt nie kwapił się, aby nauczyć ją tak wymarłej dziedziny, jaką była magia. Jedni się brzydzili, inni zwyczajnie sami nic nie umieli. Oprócz tej przeszkody, na jej drodze stanęli także jej rodzice. "Będziesz prawnikiem!": mówili. "To taka świetna praca." Czasami jej zielone oczy wręcz napełniały się łzami. Chyba tak już musiało być...

Kiedy tak spacerowała wzdłuż obudowanej betonem rzeki, udało jej się znaleźć mały kamyczek. Kiedy tylko go trącała, umykał przed nią, balansując na granicy, jakby w każdej chwili mógł spaść do wody.

Chlup! Gdzieś w okolicy rozległ się zduszony krzyk. Potem tłuczone szkło, którego lśniące w świetle księżyca odpryski odbijały się od ścian. Świecąca ścieżka wysypała się z bocznej uliczki.

Poppy nie miała pojęcia co nią wtedy kierowało, ale pognała w tamtą stronę w ułamku sekundy. Odłamki szkła wskazywały jej drogę, zagęszczając się w kierunku centrum. Odnajdując bez trudu wyjście z labiryntu uliczek, ujrzała źródło hałasu.

Dwóch mężczyzn znęcało się nad trzecim. Tamci nosili dość zniszczone ubrania, podczas gdy ich ofiara prawdopodobnie miała śliczny garnitur i śnieżnobiałą koszulę. To jest przed pobiciem. Jego dolna warga krwawiła, a teczka, zawierająca zapewne jakieś papiery, leżała na ziemi, otoczona odłamkami szkła z butelki po alkoholu.

-Hej! Zostawcie go!- dziewczyna krzyknęła, stając w obronie mężczyzny. Z pewnością nie mogła pozwolić, żeby dalej był kaleczony przez tamtych gangsterów. Mężczyźni zwrócili na nią uwagę, co trzeci facet wykorzystał, uciekając wdrugą stronę. Poppy dostała ich całe zainteresowanie, poczym przypomniała sobie jedną rzecz. Ona też się nie obroni.

Na jej twarz wpełzł przepełniony zakłopotaniem uśmieszek, poczym wzięła nogi za pas, tym razem śledząc odłamki szkła, aby umknąć huliganom.

Mężczyźni zdecydowanie ją gonili, gdyż słyszała za plecami człapanie, które wskazywało na ich znikomą trzeźwość. Pościg nie skończył się bynajmniej na dotarciu do głównej ulicy, gdyż była zupełnie opustoszała. Nic nie stanowiło przeszkody dla mężczyzn, aby dalej próbowali ją złapać.

"No i po co Ci to było, Poppy? Najpierw robisz, a potem myślisz! Baka!": karciła samą siebie w myślach, mijając miejsce, gdzie mały kamycek wpadł do wody. Blondynka nia miała jednak czasu, aby się zatrzymać i pokontemlować zjawisko. Biegła ile sił w nogach.

W ciemnościach zamajaczyły dwie sylwetki, co napełniło serce dziewczyny zarówno ulgą, jak i niepokojem. Mogli to być inni ludzie, co zdecydowanie odstraszyłoby prześladujących ją huliganów. Niestety, istaniało też spore prawdopodobieństwo, że to ich koledzy z osiedla obok, którzy chętnie pomogliby im ją złapać. Gdyby miała chwilkę, poobgryzałaby paznokcie ze strachu.

Mimo wszystko, kiedy światło ulicznej latarni oblało tajemnicze postaci, Poppy zawładnęła ulga. W jej kierunku szło dwóch chłopców, którzy nie mogli być wiele starsi od niej.

Jeden z nich, ten niższy, miał szkarłatne włosy i pomięty podkoszulek, który zwisał z jego ramion. Cały czas trzymał dłonie w kieszeniach.

Drugi, chudy i przewyższający kolegę o dobre dwadzieścia centymetrów, nie wyróżniał się zbytnio, choć jego jasne włosy i okulary odbijały mocno światło.

To był jej jedyny ratunek.

Podbiegła do nich, a widzac zaskoczone miny chłopców, pokazała palcem za siebie.

-Gonią mnie jacyś gangsterzy! Błagam, pomóżcie!- wydyszała, zdając sobie sprawę jaka była zmęczona. Chłopcy jedynie popatrzyli po sobie. Rudzielec wzruszył ramionami.

-Nie widzę problemu.- stwierdził niższy chłopak, prostując nadgarstki, które trzasnęły głucho. Blondyn zdawał się niepocieszony odpowiedzią kolegi.

Poppy odetchnęła z ulgą, poczym schowała się za plecami swoich wybawicieli. "Teraz ich nastraszą i będę wolna.": tłumaczyła sobie w myślach, kiwając głową na każde słowo. Obserwowała bignących pijaków, którzy stopniowo zwalniali. Kiedy byli już blisko, w zasięgu światła latarni, z ich ust wydobywały się przekleństwa. Widocznie mieli ochotę kogoś pobić, a Poppy pokrzyżowała im plany.

Chłopcy znowu popatrzyli po sobie porozumiewawczo, poczym rudowłosy kiwnął głową i powiedział pewnie:

-Ja biorę tego po prawej. Zostawiam Ci drugą szumowinę, Matt.

I wtedy zaczęła się jatka...

Niższy chłopak krzyknął coś w stylu "Podmiana: Włócznia treningowa", a w jego rękach pojawił się długi kij. Przyjął jakąś dziwną pozycję, poczym zaczął okładać faceta z różnych stron, unikając jednocześnie pękniętej butelki, jaką tamten chciał rozbić mu na głowie. Jego ruchy były szybkie oraz płynne, przez co sprawiał wrażenie, jakby był dobrze naoliwioną maszyną, a nie człowiekiem. Jego znajomość władania włócznią również należała do zaskakujących w obecnych realiach Fiore.

Blondyn natomiast stał dość spokojnie, kiedy pijaczyna zaszarżował na niego. Ten jedynie wystawił pięść przed siebie, czekając na kontakt z przeciwnikiem. Światło z latarni zdawało się być ciemne w porównaniu do energii, jaka emanowała wokół ręki okularnika. Wiła się, jako żółtawa wiązka światła, przypominająca małe, żmijowate pioruny. Kiedy facet był już blisko, prawy sierpowy chłopaka wylądował w jego brzuchu z głośnym skwierczeniem elektryczności. Można było pomyśleć, że go usmażył.

Ułamek sekundy później obaj faceci padli nieprzytomni na chodnik, a ich oczy wypełniały tylko białka. Hałas ucichł.

-Ha! Mój upadł pierwszy!- ucieszył się rudowłosy.

-Wcale nie. Znokautowałem gościa. Jeden cios.- mruknął drugi chłopak, poprawiając okulary na swoim nosie.

-Pfff... Niedoczekanie twoje! Ja zadałem mojemu przeciwnikowi dwadzieścia jeden ciosów w kilka sekund.

Pewnie dalej by się sprzeczali, gdyby nie pisk podekscytowania, który wydobył sie z ust Poppy.

-Blyskawice! I podmiana! I...- jej oczy powędrowały na bark niższego chłopaka.- Fairy Tail... Znak Fairy Tail! To wy! To naprawdę wy! Nadal...

Blondynka zawiesiła się na kilka sekund, poczym niemal ze łzami w oczach upadła na kolana i spojrzała na chłopców błagalnie.

-Mogę do was dołączyć?

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Witam serdecznie w pierwszym rozdziale naszej przygody z potomkami bohaterów Fairy Tail
Mam nadzieję, że wszyscy będziemy się tu dobrze bawić
ENJOY ❤
🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro