Rozdział 38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

{Toki}

Następnego dnia przeczytałam gazetę w której była opisana akcja kiedy uratowałam bladyna. >Już wiem skąd go kojarzę.< dzień był jak co dzień no po za tym że wszyscy się mnie o to wypytywali.
Następnego dni później.
Poszłam do gildi. Usłyszałam Lucy.
-Gdzie Natsu i Gray?- Zapytała
-2 dni temu poszli na misję i jeszcze nie wrócili.- powiedziała zmartwiona Mira.
-Lucy idziemy ich poszukać?- zapytałam
-Dobra.- powiedziała. Poszły z nami jeszcze Wendy, Erza i Carla. Kiedy dotarliśmy na miejsce zobaczyliśmy potwora który leżał już 2 dni. Nagle z za krzaków wyszedł w opłakanym stanie Happy.
-Gdzie Natsu i Gray?- spytała Erza.
-Tam.- powiedział przerażony i wskazał miejsce. Pobiegliśmy tam. Kiedy dobiegliśmy na polane zobaczyłam jak walczą.
-Erza daj mi minute.- powiedziałam bo wiedziałam co chce im zrobić (Ukatrupić).
-Chłopaki spokój bo zaraz Erza się wkurzy.- powiedziałam kiedy do nich podeszłam
-ZAMKNIJ SIĘ!!!- krzykneli i zasadzili mi pięścią w twarz.
-OOOOOO nie. Tak się bawić nie Będę.- zmieniłam miecz w yoyo z metalową żyłką. Związałam ich i przerzuciłam za siebie. A ci przelecieli nade mną i z impetem przywalili w drzewo. I następne.
-Starałam się aby wam się nie dostało ale nie musiało mi sie dostać. JEŻELI CHOCIAŻ  BRZYDKO SIĘ DO SIEBIE ODEZWIECIE LUB KRZYWO NAWET WEŹMIECIĘ ODDECH DO PUKI MI SIĘ CHUMOR NIE POPRAWI TO ZOBACZYCIE JAKIE TORTURY ISTNIEJĄ!!! I NOWO STWORZONE PRZEZE MNIE TEŻ!!!- Warknęłam a ci odrazu zaczęli się przytulać. Krzycząc
-Aye!!!- następnie oni poszli do zleceniodawcy załatwić formalności. Po tym związałam ich yoyem i szli za mną. Kiedy wróciliśmy do gildii okazało się że jest dla nich kolejna wspólna misja.
-Odmówić nie możecie. Prośbę składa jeden z Bogów Ishgaru. I nie będę tolerować porażki.- powiedział Macarov
-Mistrzu idę z nimi. Jeśli nikt ich nie przypilnuje to skończy się to bardzo niekorzystnie dla misji jak i dla nich.- powiedziałam a do mnie dołączyła Titania, Lucy, Wendy i Carla.
-Dobrze. Wyruszajcie natychmiast.- powiedział mistrz. Wrzyscy poszli szybko do domu się spakować i wsiedliśmy do pociągu. Ruszyliśmy. Patrzyłam za okno

>-Toki a dlaczego ty niemasz choroby lokomocyjnej?- Spytała Lucy.
-Niemam pojęcia a ty Icea?-
-To nie istotne.-
-No weź powiec- dalej prosiłam.
-Nie moge kłamać tak samo jak ty a prawdy powiedzieć nie mogę.-
-Ale o co chodzi z tym że nie możecie kłamać?-spytał się Gray
-Zasady zabójców smoków lodu.
Musimy też dotrzymywać obietnic i takie tam.-
-Nie dokońca tak to działa.-
-Mówiłaś coś Icea?-
-Jeszcze nie ta pora bym ci powiedziała.-

-I mi wcale nie powiesz.<
po policzku spłyneła mi łza.
-Nic ci nie jest Toki-neesan?- Zapytała zmartwiona Wendy.
-Nic. Po prostu przypomniałam coś sobie. Nie chce o tym gadać.- powiedziałam. Po chwili zasnęłam.

{Erza}

Kiedy Toki zasnęła mogłam z Wendy porozmawiać.
-Wendy. Toki nie chce nas martwić ale tak naprawdę bardzo trudno jest jej się pogodzić z śmiercią Icea'y.- powiedziałam
-Zwłaszcza po tamtym wyznaniu.- dodał Gray pod nosem.
-Jakim?- spytała Lucy.
-Icea to była jej matka. Ale nikomu ani słowa.- powiedział
-Czemu wcześniej nie mówiłeś?- spytałam.
-Nikt nie może o tym wiedzieć. Ale jeśli mamy jej pomóc to powinniście wiedzieć.- powiedział.
-Ale też nie możemy się z nią obchodzić jak z jajkiem bo to ja dobije.- Dodała Lucy.
-Ale powinniśmy ją bardzo mocno wspierać.- dodała Wendy.
-Wystarczy że będziemy ją uważnie obserwować tak żeby niewidziała. Zachowywać się normalnie i pokazać że ma w nas wsparcie.- powiedziałam. Po godzinie dotarliśmy na miejsce.
-Gray nie budź jej bo pewnie nie śpi zadobrze od tamtego zdarzenia.- zażądałam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro