Dzień jedenasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Słów: tylko 2308, wybaczcie brak weny i rozdział kiepski

Decyduje się zejść z posłania pomimo tego, że Tomlinson od godziny jest na nogach i majstruje coś przy tym stoliku do którego nie pozwala podchodzić i popala fajki. Dalej czuje upokarzający wstyd za wczoraj ale nie może wiecznie tu siedzieć. Czuł się jak gówno.

Chce tylko pokręcić się po celi i dojść do zlewu by dostać trochę wody. Delikatnie, wciąż zaspany się rozciąga na boki zanim kładzie stopy na drabince i schylając głowę w dół by nie walnąć się w niski sufit zeskakuje z łóżka.
To błąd bo krzywi się na ból i lekko podtrzymuje ramy. Zerka na szatyna ale ten najwyraźniej ma go głęboko w dupie.
Mógł się tego spodziewać. W końcu co to dla niego obciąganie.
Pewnie codziennie pare osób mu obciąga i to pewnie z o wiele większym doświadczeniem i lepszym i finiszem i w ogóle wszystko. Powinien się cieszyć, że do tego nie wrócą i nie będzie miał sposobności by z nowu zrobić coś tak okropnego Nickowi. Niby to jeszcze nie seks i nie zdrada i robił to by przetrwać ale jednak czuł taki ucisk w klatce piersiowej, że jednak przecież mógł się bez tego obejść i mógł znaleźć inną drogę.

Nie wie jak później kiedy będzie się przemieszczał zachowa się współwięzień który wczoraj pieprzył jego usta i wydawał się być całkiem łaskawy ale musi przemyć te rany, nawet jeśli ten na niego warknie i każe spierdalać do łóżka.

Na knykciach miał zaschniętą krew już nie mówiąc o twarzy. A do tego po ziole czuł jak jest przesuszony i jak napierdziela mu głowa.
W tym momencie nie chciał wiedzieć jak okropnie musi wyglądać. Odgarnia włosy w tył i cichutko drepcze na przód by odkręcić kurek. Robi to i w momencie kiedy chłodna woda styka się z jego dłońmi syczy na ból. Obdarte miejsca mocno pieką. Schyla się lekko i przykłada wargi do wody by je zmoczyć i zaczerpnąć wody. Nawet woli nie myśleć z jakich rur, ścieków ona pochodzi i jak niezdrowe jest to, że ją pije. Jego paroletnie picie wody z szklanych butelek z fiordów szlak trafił. Przez ostatni czas jego organizm był już tak zanieczyszczony, że właściwie już nie miał po co się starać i czekać do śniadania w stołówce zanim się napije, bo woda tam była, pewnie nie wiele lepsza, jak nie taka sama jak ta.

Potem ochlapuje kilkakrotnie swoją twarz pozwalając by zimna woda pozwoliła mu się zregenerować. Mruga rzęsami rozglądając się za jakąś ścierką czy ręcznikiem ale oczywiście nie ma na co liczyć. Dostrzega jakiś biały w miarę czysty materiał na stoliku obok łóżka jego współwięźnia. Zerka na niego przeczesując palcami włosy ale ten wciąż zdaje się nie zwracać na niego uwagi siedząc na krześle tylko w bokserkach i przeglądając jakieś kartki. W porządku. Zrobi to cicho i zwinnie, a potem odłoży na miejsce jak gdyby nigdy nic. To tylko szmata, a on chce wytrzeć twarz.

Było w porządku. Chwycił ścierkę do rąk i już chciał wytrzeć twarz ale poczuł, że chyba coś jest nią owinięte. Odwija to i wydaje z siebie pisk kiedy trzyma w rękach średniej wielkości ostrze na dodatek zaplamione krwią. Od razu zakrywa swoje usta dłonią ale Tomlinson jest już przy nim popychając go mocno i boleśnie na ścianę i zabierając mu gwałtownie z rąk swoją własność.

Jest podparty o ścianę, a mężczyzna przed nim z irytacją na twarzy przykłada mu ostrze do szyi. Oddycha głośno niespeszony, a całe życie mimochodem przechodzi mu przed oczami.

– Ktoś pozwolił ci kurwa dotykać? – słyszy wściekły głos skierowany prosto w swoją twarz. Jego klatka piersiowa unosi się i opada on stara się stać w bezruchu bo nóż przyciska się już do jego skóry. Co on najlepszego zrobił. Przecież ten facet go zabije. To morderca do cholery. Co on sobie myślał. Nie powinien nawet zbliżać się do jego rzeczy.

– Przepraszam – On cały się trzęsie pod dotykiem Tomlinsona który jakby ocieka jadem, a jego tęczówki są czarne przepełnione gniewem.

– Niewychowany i wyrachowany by grzebać w moich rzeczach. Czego szukałeś co?Niepotrzebny mi nieposłuszny współlokator – mówi lodowato i jeszcze mocniej przyciska do niego ostrze. Czuje jak to prawie przecina jego delikatną skórę i w tym momencie jego oczy wilgotnieją, a on już jest nastawiony na to, że ten zaraz przeciągnie ostrze przez jego krtań.

– Proszę..Na prawdę przepraszam, nie chciałem, proszę..chciałem tylko czymś wytrzeć twarz – jego głos się załamuje i on czuje jak jego warga wydyma się lekko do przodu i mocno drga.

– Wytrzeć twarz – powtarza Tomlinson z kpiącym półuśmiechem przypatrując się jego twarzy z tak samo chłodnym wzrokiem. Harry przymyka powieki by nie płakać. To była taka beznadziejna sytuacja. Był przyparty siłą do ściany i miał nóż przy gardle. Jego piękne a raczej paskudne życie dobiegało końca – Twarz – znów powtórzył szatyn i opuścił rękę z ostrzem luźno w dół w dalszym ciągu trzymając jego ciało silnie przy ścianie. – Wierze ci

Harry uniósł wzrok i ujrzał politowanie na twarzy współwięźnia.

– Więcej tego nie rób Styles. Bo pożałujesz. Zrozumiano? – słyszy przy swoim uchu i niewielki zarost drażni chwile jego policzek. On wypuszcza głośny świst z pomiędzy warg i lekko się wygina i odwraca głowę w inną stronę. Oczywiście, że nadal jest przerażony. Jego serce chyba jeszcze nigdy nie biło z taką szybkością jak teraz. – Pytam czy zrozumiano – warczy Tomlinson łapiąc za kołnierz jego kombinezonu i szarpiąc.

– Tak tak tak. Zrozumiano – mówi w dalszym ciągu ze złamanym głosem i przestraszonymi szeroko otwartymi oczami. Kiedy facet go puszcza, on lekko uderzając ciałem o ścianę dłuższą chwile jeszcze stoi w tym samym miejscu trzymając się jej kurczowo. Bo Tomlinson dalej stoi blisko i wyciąga ku niemu nóż.

– Twoi poprzednicy nie rozumieli – uśmiecha się wrednie i chyba nawet nie można tego klasyfikować jako uśmiech. To był raczej grymas emitujący rozbawienie. Przy jego oczach pojawiły się kurze łapki jak pokazywał mu dookoła nóż – Na nim jest krew ich wszystkich. Tych którzy nie słuchali i tych którzy zasłużyli na smierć. Nigdy go nie czyszczę. Żeby byli tu wszyscy – dodaje, a on czuje ciarki które przechodzą umu po plecach. To co słyszał było chore. Ten facet był nienormalny. W tym momencie zachowywał się jak jakiś pieprzony psychopata.
Znowu się pochylił ku niemu, a Harry starał się miarowo oddychać. Mężczyzna chyba był zadowolony, że go przestraszył bo przejechał dłonią po jego ciele sprawiając, że wciągnął brzuch i jeszcze bardziej plecami przytulił się do ściany. – Tym razem nie spróbujesz mnie ułaskawić? – szatyn zmienił tor wzrokiem obejmując jego ciało i pierwszy raz miał wrażenie, że ten dokładnie przygląda się jego ciału. Zadrżał na to pytanie i właściwie nie wiedział co ma zrobić. Zaproponować coś? Klęknąć? Spogląda w dół na bokserki swojego oprawcy, a ten uśmiecha się jeszcze bardziej kpiąco i wtedy odchodzi bawiąc się nożem w dłoni i wraca do stolika z dziwnymi rysunkami kobiet.

Harry po kilku minutach stania bez ruchu i zagryzania do krwi wargi żeby się uspokoić, oddycha z ulgą bo do krat podchodzą strażnicy i ich zakuwają prowadząc na stołówkę.

                                ~*~

– Wyglądasz fatalnie stary – rechocze Matt, a on wywraca oczami siadając razem ze swoją tacą na przeciwko niego.

– Spierdalaj – zerka na jedzenie i nie jego wina, że w dalszym ciągu się trzęsie. Dalej czuje nóż przy swojej szyi i to wszystko, że na prawdę mógł umrzeć. To nie były przelewki. Ci na prawdę sobie nie robili jaj mówiąc, że ten kto go posadził w celi z Tomlinsonem chciał jego śmierci. I Zayn. I Matthew. Obaj mu powiedzieli to samo. Ale kto chciał by umarł? Przecież nie miał wrogów. Nawet nie zrobił nic tej dziewczynie. Co i komu zawinił. Cholera. Był niewinny przecież.

– Kotek pokazuje pazurki. A myślałem, że to tylko tak po ziole. Podoba mi się  – znów się śmieje, a wtóruje mu pare jego kumpli. On się krzywo uśmiecha i zastanawia czy im powiedzieć o tym co chciał zrobić mu Tomlinson. Grzebie plastikowym widelcem w jedzeniu i decyduje, że nie.

– Nie jestem w nastroju. Głowa mi napierdziela – w połowie to kłamstwo a z drugiej strony na prawdę czuł lekkie bóle głowy. Ten kiwa współczująco i je swoje jedzenie nawet nie patrząc co wkłada do ust i gapi się na niego

– Nieźle ci przyrąbali. Dobrze, że ci nosa nie złamali. Szkoda by było oszpecić taką ładna buźkę.

– Mhm – mruczy dziobiąc w groszku i wkładając go do ust. Nic nie poradzi, że nie mógł go słuchać. Chce już zobaczyć Nicka. Albo adwokata. Musi się naradzić. I im powiedzieć, że temu kto go wrobił nie wystarczy jego kara w postaci więzienia. Że ktoś czycha na jego życie. Może to coś wniesie do sprawy.

– Słyszałem, że Tommo wyszedł z izolatki – parszywy uśmieszek znowu pojawia się na twarzy łysego, a on unosi na niego wzrok.

– Owszem. – przytakuje

– I? Jak wrażenia?

– O co ci chodzi Matt? – pyta wkurzony unosząc lekko głos. Ten głupawo się śmieje, a on ma ochotę rzucić w niego swoim jedzeniem. Oczywiście, że tego nie zrobi. Byłby stracony gdyby jego jedyny kumpel się na niego wkurzył i go olał, albo co gorsza mu przywalił.

– Skoro jeszcze żyjesz musi mieć z ciebie jakiś pożytek. – mówi bez skrupułów z bezczelnym uśmieszkiem – Mnie nie oszukasz. Znam Tomlinsona od lat. A ty trzymasz się wciąż całkiem nieźle. Nie do wiary – kręci głową zadowolony – Ty jesteś strzałem w dziesiątkę. Nie chciałem w to wierzyć ale rzeczywiście w końcu znalazł się ktoś kto mu się spodobał.

– Przecież mówiłeś, że wystarczy nie wchodzić mu w drogę – Harry mówi zimno patrząc na mężczyznę który wysłał znaczące spojrzenia do reszty przy stoliku.

– Jasne. To była bujda kochanie. Nie ma szans by nie wiedział, że zgwałciłeś tę dziewczynę. A wciąż żyjesz. Wiedziałem, że inwestowanie w ciebie się opłaci

– Chyba nie rozumiem – mówi z niezadowoleniem. Znów poprawia włosy i słyszy jak ci się podśmiewają zerkając między siebie.

– Od dzisiaj będziemy zarabiać na siebie Hazz. A raczej ty będziesz. Pora dorosnąć skarbie. Za bezpieczeństwo i komfort się płaci – patrzy na niego z tym brudnym i żałosnym uśmieszkiem. On drugi raz w ciągu dnia przeżywa wewnętrzny zawał bo co oni dzisiaj wszyscy od niego chcieli. Patrzy na niego lekko pobladły ale stara się zachować kamienną twarz.

– W sensie? – pyta mając nadzieje, że udaje mu się trzymać emocje na wodzy wyglądając na wyluzowanego mimo sponiewieranej twarzy, a jeden z jego kumpli przysuwa mu słoik. Zostaje zachęcony spojrzeniem by go otworzyć co robi. – Och. Co to? – pyta wkładając bez zapytania do środka palec, a po chwili zlizując z palca przetworzony truskawkowy dżem. Jego zmysły świrują. Nie. On świruje. Boże. Jak dawno nie czuł na języku czegoś tak dobrego – Jezu skąd?

– Cicho – Matthew szturcha do niedelikatnie w ramię tak, że się krzywi, a jego kumpel się rozgląda czy nikt na pewno na nich nie patrzy – Możesz dostawać coś dobrego nawet raz w tygodniu jak będziesz ładnie i efektywnie na siebie pracować. Trzymaj – słyszy i czuje jak do kieszeni jego kombinezonu mężczyzna mu coś wkłada – Za gram bierzmy piętnaście dolarów. Jak zarobimy pięć tysięcy dolarów w ciągu tygodnia dostajemy tu dostawę. Fajki, jedzenie jakieś sprzęty.
Najważniejsze by trójka którą wymienie nie złapała cię na gorącym uczynku. Tomlinson. Malik i Horan. Wtedy fama idzie do tego pierwszego. Pamiętasz Boba tak? I dlaczego zginął?

– Mam handlować? – pyta mrugając szybciej rzęsami w dalszym ciągu zanurzając i oblizując palce w dobrej konfiturze. – Dlaczego ja?

– Bo cele Tomlinsona rzadko kiedy przeszukują. – mówi Matt uśmiechając się chytrze – Po za tym wdałeś się w jego łaski. Nie będzie cię podejrzewał.

– Myślałem, że nienawidzi gwałcicieli, a nie dilerów?

– On jest nieobliczalny kochanie. Kiedyś załatwiał tylko gwałcicieli. Ostatnio zabrał się także za dilerów. Sam nie wie o co mu chodzi. Widzisz co zrobił z Bobem. Ale ty będziesz bezpieczny. Nie nakryje cię. Mówiłeś, że masz łóżko na górze. Towar chowaj pod prześcieradłem. Nie daj się przyłapać. I zachowuj się dalej w ten kochany i niewinny sposób. Jeszcze będziesz mi wdzięczny za te propozycje.

– Nie sądzę bym „wdał się w jego łaski". – Harry mówi krzywiąc się ale jednak w dalszym ciągu przypatrując się Mattowi. Oczywiście, że nie chciał tego robić. Najchętniej by odmówił. Ale wątpi, że ma wybór.

– Zaufaj mi. To wypali. A ty będziesz mi dziękować – mówi mężczyzna pokazując swoje zżółkłe zęby, a on przełyka gorzko ślinę i kiwa głową. Szczerze w to wątpi. Nie chce umrzeć z rąk wkurwionego Tomlinsona. Ale nie chce stracić też kilku kolegów którzy sprawiali, że czuł pozorne bezpieczeństwo.

                               ~*~

Jak wszedł do swojej celi czuł jak palą go policzki. Jak tylko został rozkuty, trzymał kurczowo swoją kieszeń mając wrażenie, że wszyscy których minął doskonale wiedzieli co on tam chowa. Podchodząc do łóżka rozpina pare guzików kombinezonu bo było mu strasznie gorąco i duszno ale wtedy widzi jak Tomlinson mierzy go wzrokiem, opierając się o ścianę i wypuszczając dym z ust. Cholera. On nawet nie zauważył kiedy ten wyciągnął fajki i je odpalił.

Znów się zakrywa chowając czarny tusz motyla którego mimowolnie przed chwilą mu pokazał  i odwraca się tyłem do mężczyzny. Słyszy jego drwiące parsknięcie ale nie reaguje tylko wspina się na łóżko i odwraca plecami. (To było trochę śmieszne zważając na fakt, że ten już widział go nagiego ale był po prostu przerażony)
Cały drży. To jeszcze gorsze uczucie niż być przyłapanym na wzięciu do rąk tej ścierki bo przynajmniej wtedy nie miał nic na sumieniu tylko zwyczajne chciał przetrzeć twarz.
A jak teraz by się wytłumaczył?

W kieszeni ma nie zwykle zioło, bo aż heroinę i to dużo i ma wrażenie, że współwięzień się gapi i coś podejrzewa i zaraz go stąd ściągnie i zabije. Wiec jednak najpierw będzie zabity a później zgwałcony.
Nawet nie wyjmuje tego z kieszeni tylko przytula się do poduszki mając nadzieje, że to wszystko to tylko jakiś straszliwy koszmar.
Myśli o Nicku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro