Dzień trzydziesty pierwszy; wieczór

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Słów: 4852 (nie wiem jakim cudem)

– Czułem się w tym kurewskim szpitaliku jak na jebanym odwyku. Pierdolony Tomlinson. – spluwa Matt, a chwile później wkłada jeden z silikonowych woreczków w zęby by go rozerwać. Aż się wzdryga na jego cieknący jadem głos i odruchowo ściska ze sobą bardziej uda. Nigdy tego nie robił ale teraz mały ból w dole kręgosłupa krępuje jego ruchy i co chwile się poprawia na miejscu by znaleźć odpowiednią pozycje – Prawie mnie zabił pierdoleniec – kontynuuje – Zero zwalania sobie, dragów. I to za nic kurwa. Widzisz jak teraz wyglądam? Na połamanego – syczy – Zmieniam zdanie. Koniec nie wchodzenia mu w drogę. Ten skurwysyn musi pożałować za to co zrobił. Nie będę dłużej schodzić mu z drogi. Władza się zmienia. I tak jestem o wiele silniejszy – rechocze, a on czuje jak się soczyście rumieni. Nie chciał nawet myśleć o Tomlinsonie. To co się pomiędzy nimi stało wciąż powodowało, że czuł się zawstydzony, a jego ciało wciąż odczuwało skutki z dzisiejszej nocy. Każdy dotyk, pocałunek, otarcie.
Mat nieświadomy niczego mu o nim przypominał sprawiając, że aż opiera się z wrażenia o ścianę modląc się w duchu by rozmowa w końcu zeszła na inny tor.
Ten na szczęście nic nie zauważył z jego emocjonalnej postawy i bezsensownego zamilknięcia, czerwienienia się, oraz chaotycznego poprawiania włosów, bo zaczął wyzywać Tomlinsona od psychopatycznych frajerów i rozrywać jakiś materiał tylko po to by przywiązać go sobie wokół bicepsa.

Harry się gapi wciąż zarumieniony jak ten sobie coś wstrzyka w żyłę i próbuje równomiernie oddychać i zapomnieć o tym mężczyźnie z którym spędził noc. To była przeszłość. Już się nie odstanie. Miał okropną gulę w gardle kiedy mu potakiwał i się zgadzał, że jego współwięzień to niereformowalny sukinsyn którego trzeba sprzątnąć.
Tak właściwie miał to na myśli. Może z innych powodów niż Mat ale jednak. Mężczyzna był bardzo niebezpieczny i Harry najzwyczajniej w świecie się go bał. Na tyle, że mimo bardzo miłej nocy nie czuł się bezpiecznie.

– Kurwa. Chyba ktoś idzie – słyszy Mata który ze strzykawką w ręce lekko go wpycha mocniej w głąb kibelka żeby ich ukryć. On zaskoczony daje się docisnąć do ściany i mruga szybciej rzęsami bo Matt jest bardzo blisko.
Toaleta jest brzydka i ciasna. Śmierdzi grzybem, wilgocią i dałby sobie rękę uciąć, że spłuczka znowu się zepsuła ponieważ czuć ścieki. Wciąga brzuch ponieważ to niekomfortowe być z Matthew aż tak blisko pomimo tego, że jako tako oddziela ich jego gips. Ich klatki praktycznie się stykały. Harry czuł jego oddech który pachniał wciąż śniadaniem z przed godziny i widział jego rozszerzone wgapiające się w niego źrenice i kłębiący się na ustach błaznowaty uśmieszek.
Chciał coś powiedzieć ale ten zatknął mu swoją dużą łapą usta każąc milczeć. W sumie nie ogarniał czemu. Mieli ponad godzinę na prysznic i nawet jak strażnicy ich znajdą to nic im nie grozi. Mają prawo tu być. A inni więźniowie tym bardziej nie mają nic do gadania. Ale niech mu będzie.
Po chwili szmer ucichł, a jego kumpel zamiast się odsunąć przysunął się jeszcze mocniej i bardziej nachalnie. Parsknął kiedy Harry przez przypadek strącił z jego dłoni strzykawkę ale mimo to jeszcze bardziej się przybliżył. Poczuł ślinę na policzku i było to obrzydliwe. Jednak mimo wszystko gorąco bijące od drugiego ciała sprawiło, że jego klatka piersiowa zaczęła niespokojnie się unosić.

Harry to poczuł. Dokładnie na przeciwko siebie pomimo tego, że oboje byli w spodniach. Penisa najwyraźniej w pełnym wzwodzie opierającego się o tego jego. Były na tej samej wysokości, a on przełknął głośno ślinę.
Na pewno jego mina jest bardzo śmieszna. Ma ochotę kaszleć z zażenowania.
Co on myśli, że właśnie robi? Chryste. Ten opuszcza swoją dłoń z jego ust  i Harry musi przyznać ze wstydem, że obślinił mu ją. Ale to nie jego wina. Był tak zdziwiony tym, że Mat próbuje się o niego w takim momencie otrzeć i wywołać coś seksualnego, że otworzył usta i chyba wtedy to się stało, a on dostał jakiegoś cholernego ślinotoku.
Ale można przynajmniej powiedzieć, że już wymieniali się śliną. Mat opluł mu twarz, a Harry mu dłoń.

– Będziemy w tym razem. Załatwimy wspólnie Tomlinsona i będziesz ze mną bezpieczny – mówi dosyć szczeniacko facet ale brzmi na szczerego. Jego wielkie ciało kilka razy się o niego ociera na co reaguje westchnieniem.
Nie powinien być aż tak zdziwiony jego zachowaniem. Przecież ten od początku pokazuje mu, że Harry według niego jest apetyczny. Jak mógł o tym przez te dwa tygodnie zapomnieć. Kiedyś na pewno chciał się do niego dobrać. Ale dlaczego akurat dziś kiedy wciąż jest rozchwiany przez seks z Tomlinsonem. Nawet nie wie jak wyplątać się z uścisku – Dotknij mnie. Jak wtedy. Pamiętasz? Widzisz jak mnie pobudziłeś kruszyno – oblizuje się z mlaskiem

– Oszalałeś Mat. Mam chłopaka – mówi niewinnie nie ruszając się i mimowolnie dając swoją dłoń położyć na wypukłości kolegi. Jak ma walczyć? Z kumplem? – Jak chcesz niby załatwić Tomlinsona? Przecież nikomu się nie udało. To niebezpieczne. Nie chce żeby ci coś zrobił. Znowu. Mam cię z powrotem od godziny, a znów chcesz się narażać – mówi szczerze i smutno z wydętą wargą, ponieważ nie chce znowu zostać sam. Mat był irytujący i zbyt nachalny i znowu chce użyczyć sobie Harry'ego ręki dla własnej przyjemności ale jednak to kumpel. Z nim jakoś łatwiej się tu żyło. Miał z kim pogadać, do kogo się odezwać. Przecież rzucenie się na Tomlinsona w ataku to jak samobójstwo.
Sam tak mówił. I jeszcze w jego stanie.
Ten morderca jest przecież nieobliczalny.
Harry się z nim przespał. Prawda. Ale to nie zmienia faktu, że na myśl o wróceniu do celi wywołuje u niego dreszcz i ogromny strach. Podniecenie ale również niewyobrażalny lęk.
Nigdy nie wiadomo co wpadnie mu do głowy. Seks był znakomity. Lepszy niż myślał. Lepszy niż każde porno które oglądał, a nawet niż jego wizja zrobienia tego z Nickiem.
Ale jak ten się na niego wkurzy i znowu postanowi dusić już nie będzie tak zabawnie. Aż żołądek go ściska na myśl, że będzie trzeba tam iść.

- Coś wymyślę. Ja będę rządzić tym pierdolonym gmachem. A ty będziesz u mojego boku – mruczy facet zatapiając nos w jego szyji. Matthew ma specyficzny zapach. Jest lekko spocony i czuć od niego narkotyki ale jakoś go już to tak nie obrzydza. Te miłe słowa działają na niego bardziej niż powinny. Pewnie jest rozchwiany przez to, że morderca odebrał mu dziewictwo. Bardziej miękki i próżny ponieważ chce by ktoś tak jak tej nocy tulił go do snu i bronił przez tym całym okropieństwem świata do którego został wepchnięty.
Nie podnieca go to, że ten trzepie sobie jego biedną ręką swojego kutasa, albo że jego czarnowłosa głowa opiera się o jego ramię tylko właśnie wizja tego, że nawet jak dostanie ostateczny wyrok piętnastu lat więzienia to może być w jakiś tam sposób szczęśliwy. Takie zabezpieczenie. Z kumplem który go nie zostawi i pozbędzie się dla niego mordercy i sprawi, że Harry będzie czuł się dobrze. To miało dla niego kurozialne znaczenie.

– Nie przeszkadzam? – słyszy syknięcie i dopiero zdaje sobie sprawę, że miał zamknięte oczy myśląc i dając robić ze swoją ręką na co ten ma ochotę. Czuł jak Matthew się mocno wzdryga i puszcza niedelikatnie jego dłoń gwałtownie się obracając w kierunku drzwi. On sam lekko się krzywi bo jego ręka jest teraz lepka i klejąca ale również unosi wzrok na kogoś kto wparował im do kibla.

– Czego chcesz Malik? – pyta bezczelnie Matthew wyraźnie w uldze zgarniając go niedelikatnie w objęcia. Jakby chcąc coś pokazać mulatowi. Tylko ciekawe co, bo przecież ten facet miał go kompletnie w dupie i zapewne nie rusza go co i z kim wyprawia.
On nie będąc w centrum zainteresowania korzysta z okazji i wyciera w koszulkę kumpla to okropieństwo które miał na dłoni. To było obrzydliwe. W duchu jednak dziękuje mu, że im przerwał. Nie wie, czy chciał znowu czuć spermę Mata na swojej ręce. On w ogóle nie chce nic z nim robić. Ma chłopaka. Ile razy jeszcze ma powtarzać.

– Wejść do toalety. To chyba jasne typie – odpowiada zimno ciemnoskóry tasując go spojrzeniem. Nie swojego rozmówcę tylko jego. Dlaczego tak dziwnie na niego patrzył? Jakby strzelał w niego piorunami tak po prostu. Bez powodu.
Przecież Harry nic mu nie zrobił. A ten zawsze wyglądał jakby miał do niego wielki problem. I kiedyś na stołówce nawet powiedział, że Tomlinson go zabije pierwszego dnia ponieważ Harry nie jest w jego typie. Zdziwiłby się. Chyba trochę jest w jego typie skoro uprawiali seks. Co ten od niego chce i z czym ma kurwa problem? I dlaczego patrzy na niego z wyrzutem jak gdyby coś zrobił? Ma przecież prawo przyjaźnić się z kim chce i nie będzie po durnym ostrzeżeniu w prysznicach zrywać znajomości z Matem. Jeśli Zayn myślał, że to zrobi to chyba jest jakiś nienormalny.

– A nie szpiegujesz dla Tomlinsona przypadkiem? Jak zwykle? – prycha Mat i sugestywnie porusza brwiami i jeszcze mocniej przyciska go do siebie. Aż jęczy bo to boli. Nie chce mieć jeszcze więcej siniaków przez głupotę tego głupiego Matthew. Ma już wystarczająco przez zęby Tomlinsona które gryzły w nocy jego skórę. Do tego jeszcze ból w dole pleców który na szczęście po działce amfetaminy nieco mu ulżył i nie chodził już jak nieporadna kaczka. – Przekaż mu, że dobrze się bawię z jego chłopcem z celi. – mówi dumnie na co mulat prycha. On nie reaguje. Ma nadzieje, że ten wie co robi drażniąc byka.

– Nie obchodzi mnie to.

– Ale za pewne to cię obchodzi. Nie mów, że nie masz ochoty. – nagle Mat go puszcza i wyciąga z kieszeni woreczek z działką heroiny. On lekko się drapie bo na myśl znowu o Louisie bierze się to uczucie. Znowu przypomina sobie każdy dotyk i wszystko go piecze i swędzi, a ciało dygocze jakby w tęsknocie. To okropne.

Dostrzega jak Zaynowi oczy zmieniają się w duże czarne spodki i nieporęcznie łapie działkę którą Mat w niego protekcjonalnie rzucił. – No co. Masz. Jestem dobrym kolegą. Dam ci za free. Niech będzie, że po znajomosci – mruga widocznie z siebie zadowolony. Ma na twarzy cwaniacki uśmieszek i jest bardzo pewny siebie. A on jest bardzo zdziwiony. Poprawia swoje loki i zastanawia się co jest u licha grane. Przecież nie mieli mówić Zaynowi, że handlują. Ponoć to niebezpieczne? Bo powie temu mordercy, a ten ich zadźga swoim ostrym sztyletem. Ale najwyraźniej ten się tym nie przejmuje tylko szczerzy jak głupi obserwując reakcję Zayna. On ma ochotę zapytać o co chodzi ale zamiast tego również spogląda na Malika.

Ten wyglada zupełnie inaczej niż zwykle. Nigdy nie widział go w takiej odsłonie. Jest taki. Niewinny? To dobre słowo. I podenerwowany? Trzyma mocno i kurczowo w garści woreczek, a jego wzrok jest rozbiegany. Może nawet się zarumienił? Nie rozumie tego. Wydaje się taki mały i biedny jak gdyby nie wiedział co zrobić. Jak nie Zayn. Zawsze wredny, tajemniczy, mocny w gębie i nieustraszony.

– Nie biorę. – mówi twardo wciąż trzymając heroinę i chyba waha się czy ją oddać ale tego nie robi. On sam zerka na Matthew który wybucha śmiechem.

– Dobrze obaj wiemy, że chcesz. Jeśli nie, możesz oddać. Nie zmuszam. Przynajmniej zarobię. – mówi cwanie – Chyba, że chcesz ale boisz się tego psychopaty z którym trzymasz. Każe ci pościć? Boisz się go kochanie? – dodaje go podpuszczając, a mulat zaciska zęby

– Mogę robić co zechce.

– Tak myślałem, że nie stchórzysz. Fajny z ciebie koleś. U mnie masz zniżkę. Jasne, że mam igłę tak swoją drogą. Nie martw się. Jest czysta – Harry przypatrując się temu ma wrażenie, że tuż przed nim rozgrywa się jakaś chora gra. Coś o czym nie ma pojęcia ale jest bardzo istotne. Powoli mruga rzęsami i przypatruje się temu co robią. Jak Mat odwiązuje ze swojego bicepsa rozerwany wcześniej materiał i przywiązuje do tego mulata.
Widzi też smutny wzrok Zayna który na niego spogląda. Jakby chciał coś powiedzieć ale ostatecznie się poddaje i spuszcza głowę w swoistym wstydzie. To było tak dziwne, że aż sam oparł się o ścianę nie dowierzając o co w tym wszystkim w ogóle chodzi. – Harry średnio jeszcze ogarnia te całą dilerkę. Więc na tobie go nauczymy. Tylko nie zdradź nas. Bo my zdradzimy ciebie i twój koleżka będzie bardzo wkurzony na nas wszystkich – rechocze Matthew.

– Jasne – potakuje poddanie Zayn i patrzy jak ten przy nim pracuje.

– Więc tak Styles, kruszyno. Trzeba zrobić ucisk. A potem naciągnąć skórę i wstrzyknąć w największą żyłę – mówi Mat ochoczo wykonując własne instrukcje, a on może tylko mrugać powoli wachlarzem swoich ciemnych rzęs i przypatrywać się jak jego kumpel wstrzyka w żyłę mulatowi twardy towar. – A jak zaliczy zgona to obrócić na bok by się nie zakrztusił własnymi wymiocinami. I ot cała filozofia.– znów się diabelsko śmieje, a Harry przegryza wargę ponieważ Zayn nie wydaje się szczęśliwy. Tylko poddany temu co się dzieje. Nigdy jeszcze nie widział czyjejś tak szybkiej i bezsensownej metamorfozy. Zachowywał się jak dwie różne osoby. Ale kiwa głową, że oczywiście ogarnia ten cały proces naćpania się drogą dożylną i milczy, żeby nie wyjść na głupka pytając.

Dosłownie parę chwil później, Zayn słania się na nogach i prawie upada. Co ciekawsze Mat nie biegnie mu na pomoc choć przed chwilą nazwał go dobrym kolegą i fajnym facetem. Wrednie rechocze kiedy Harry go łapie bo inaczej ten by spadł jak długi na ziemię. I pewnie nie skończyłoby się na siniakach tylko rozbiciu głowy i nie byłoby za śmiesznie.

– Co mu jest? – pyta przestraszony trzymając Zayna pod pachami. Ten był ciężki jak zwłoki i jego ciało całkowicie odmawiało współpracy. Mimo, że wydawał się dość drobnej budowy to dla Harry'ego był teraz wielkim ciężarem. – Zayn żyjesz? – lekko nim porusza by zobaczyć jego powieki które były zamknięte. Był nieprzytomny. Czuł, że oblatuje go gęsia skórka. Co oni zrobili. Mulat zemdlał po heroinie.

– Zostaw go kruszyno. Chciał się naćpać to ma. – dalej się śmieje mężczyzna naprzeciwko. On nie ma pojęcia co w tym zabawnego ale powoli kuca razem z nim by ułożyć go na ziemi. Robi to we wskazanej wcześniej pozycji pchając go do ściany na bok. Ma nadzieje, że nic mu nie będzie i Mat wie co robić.

– Dlaczego mu to dałeś? Wyglądało jakby nie chciał – pyta głupio obejmując się ramionami. Być może też nie przepadał za mulatem. Ten okropnie go traktował i uważał się za lepszego. Ale to niezmienia faktu, że nie chciał by ten tu teraz zszedł na jego oczach. A jego kumpla jakoś nie wydawało się to obchodzić. On nie ma uczuć czy co?

– To opowieść na więcej czasu, a ja jestem tak trochę pod wpływem i nie chce mi się gadać – śmieje się głupio Mat i patrzy na niego wyzywająco – Streszczając, ten jest uzależniony od dragów. Właśnie złamaliśmy pana nie do złamania dając mu nie jedną ale podwoją działkę po sześciu miesiącach jego czystości. Ciekawe co się stanie. Na pewno Tommo będzie bardzo zły, że jego kolega znowu bierze. To mnie zadowoli. Nie ma nic lepszego niż rozwścieczony Tomlinson. Może w końcu zrobi coś takiego, że skażą go na krzesło elektryczne albo go powieszą i problem sam się rozwiąże.

– Przecież trafiają na nie tylko terroryści i pedofile.. – mówi ze strachem wyobrażając sobie to. To by było nie do pomyślenia, żeby skazać kogokolwiek na smierć. Nie w tych czasach ogromnej ochrony praw człowieka. Przecież równie dobrze on za ten gwałt mógłby być zabity. To okropne odbierać komuś życie. Nawet komuś złemu. – Przecież to bujda. Nie można nikogo wieszać!

– Wiesz kruszyno. W telewizji nie mówią wszystkiego. Nie bądź nie mądry. Niewygodnych więźniów się likwiduje. Wyobraź sobie, że Tomlinson by zabił kilku federalnych lub strażników. Za pewne kierownik chętnie by przystał na propozycje upozorowania samobójstwa kogoś tak problematycznego – szczerzy się rozbawiony ukazując mu małą szparkę pomiędzy jedynkami – A im bardziej nasz Tommo rozwścieczony tym większa szansa, że zrobi coś niewygodnego dla strażników – rechocze, a on czuje jak się spina. To wszystko nie mieściło mu się w głowie. To całe życie więzienne jest chore. Tak pogmatwane i zupełnie pozbawione tego co rzeczywiście ma robić ze skazańcami. To była resocjalizacja? Przecież wiezienie zgarsza jeszcze bardziej. Przynajmniej jego.

– Czy on śpi? – zmienia temat nie mając ochoty już myśleć o mordercy z którym spędził noc i o którym Mat mówi, jakby rzeczywiście w najbliższym czasie miał być zgładzony.

– Powiedzmy – mówi sztucznie Mat i oblizuje ohydnie językiem swoje wargi – Spadamy. Póki nas nikt nie widział.

                              ~*~

Droga do własnych czterech ścian nigdy nie była tak mozolna i długa. Ociągał się i wolał być pchnięty siłą na brudną ziemie niż przyspieszyć. Narkotyki w jego krwi wciąż działały dając mu swoistą rozkosz i powinny uwolnić od zmartwień i strachu jednak tak się nie stało i wciąż czuł ten okropny lęk przed tym co będzie dalej. I jeszcze to, że boli go tyłek sprawia, że czuje ogromne wyrzuty sumienia względem Nicka. Jak on mu spojrzy w oczy.
Przynajmniej się pozbył z łóżka brudnej forsy i już nie musi się tak stresować, że zabójca je znajdzie. Matthew zabrał wszystko i już był prawie czysty.

Pierwszym co widzi kiedy ściana się podnosi jest to, że morderca leży na łóżku. Wiec odruchowo, wstydliwie spuszcza wzrok gapiąc się na swoje buty i daje się zamknąć w celi. Kiedy znów zamykają kraty, a żelazna ściana opada oddzielając ich dwójkę od reszty świata wciąż tam stoi. Nie ma odwagi się ruszyć tylko stoi w miejscu. Jego głowę przelatują tysiące myśli.
Wszystkie sceny jakie miał z mordercą oraz słowa Mata, że jakoś się postara by załatwić jego współwięźnia. Że nikomu innemu się nie udało ale to on będzie tym który zmiecie go z powierzchni ziemi. Nawet nie potrafił trzymać żadnej ze stron. Jednocześnie tak bardzo chciał się pozbyć Tomlinsona. Wreszcie poczuć spokój i brak wiecznego stresu i tego ze ten coś mu zrobi ale jednocześnie na myśl o tym, że coś mu się stanie czuł ucisk w klatce piersiowej. Było im razem tak dobrze. Nigdy nie czuł by było mu równie dobrze z kimś innym lub w jakiejkolwiek innej sytuacji.

– Cały drżysz – czuje na karku i odruchowo łapie się za kraty przed sobą uciekając przestraszony od gorącego oddechu. Jego współwięzień musiał się zainteresować jego bezczynnym staniem dlatego wstał. A teraz śmieje się niezbyt głośno ale wciąż głęboko i przerażająco, widocznie rozbawiony jego reakcją. – Czy to wciąż boli kochanie? Zrobiłem ci krzywdę? – zerka w dół obejmując spojrzeniem jego nogi, a on tylko ciężko przełyka ślinę ponieważ tak ciężko za nim nadążyć. W jednej chwili z siejącego postrach mordercy zmienia się we wrażliwego i współczującego kochanka pytającego czy na pewno nic mu nie zrobił.

– Nie tak bardzo. Chociaż i tak sądzisz, że jestem zbyt boleściwy  – mówi odważnie lekko obracając głowę w stronę mężczyzny. Morderca słysząc to oblizuje koniuszkiem języka dolną wargę i pcha jego ciało mocniej w stalowe kraty. Zapewne sądzi, że jak Harry pyskuje jest to oznaka, że znowu musi pokazać swoją władze. Było to snobistyczne, a jednocześnie sprawiło, że ta chwila nabrała  emocji.

Było inaczej mieć go przed sobą niż Mata. Jakby na zawołanie jego oddech przyspieszał i dostawał palipitacji serca. Nie wie czy to stres i lęk czy to, że morderca z głupim uśmieszkiem przyciska go mocno do krat swoim ciałem pokazując Harry'emu swoje miejsce.

– Przynamniej chodzisz już jak człowiek – jest zadziorny i nonszalancki. Był taki męski i miał to zacięcie wymalowane na twarzy. Powagi dodawał mu jeszcze ten świeży zarost, a tajemniczości wiecznie zmrużone jakby wszystko skanujące oczy. To było podniecające i znów pokazała mu się przed oczami wizja jak ten go tu w tym miejscu brutalnie pieprzy. I to okropne bo przecież był nim przerażony, a jednocześnie odczuwał niesamowitą fascynację. To nie było normalne. Nie może chcieć żeby ktoś zniknął a jednocześnie go pożądać. Nie może czuć czegoś takiego jak w jakiś sposób zgodził się z Matem że trzeba usunąć Louisa jako zagrożenie.

– A nie chodziłem? – uśmiecha się słodko, lekko i powoli się obracając do niego przodem. Teraz opiera się plecami o kraty i widzi te sztormowe błyszczące tęczówki Tomlinsona z bliska. Nie wie po co się droczy. Czego on właściwie chce? Powinien zwiewać bo jeszcze znowu zrobi coś czego będzie żałować.

– Wszystko robisz źle – prycha mężczyzna wciąż skanując go wzrokiem – Nie wiem co z tobą zrobić

Poziom ekscytacji w jego żyłach wciąż rośnie, choć zdaje sobie sprawę, że to co usłyszał niekoniecznie może być korzystne dla niego. Przecież może mówić w tym sensie, że waha się nad tym czy go zostawić dla własnych celów czy zrobić mu krzywdę, bo go irytuje i mu przeszkadza. Powinien uciekać. Bać się. Ale on stoi bez ruchu nawet nie myśląc o ucieczce. Czuje zapach tego faceta i jest znów tak bardzo przerażony ale kiedy Tomlinson zamierza już odchodzić z powrotem do pryczy tym samym sam to kończąc on pozwala sobie na dotknięcie zamka faceta i zaczepienie o niego palca by się nim bawić. Robi to seksualnie. Droczy się. Tak jak robił to zawsze w szkole gdy chciał coś ugrać.

–  Możesz mnie wyprostować. Chyba nic mi nie zrobisz?

Głośno przełyka ślinę ponieważ kiedy szarpie lekko za zamek Tomlinsona widzi twarz swojego ukochanego patrzącego na niego ze smutkiem. I gorzej mu się oddycha ale jest tak rozemocjonowany byciem tak blisko z przestępcą, że już teraz czuje jak miękną mu nogi.

– Odważny jesteś Styles. To ci może kiedyś zaszkodzić.

On nie przestaje wciąż uroczo się uśmiechając, a morderca przed nim jakby uczy się jego ruchów i po chwili robi to samo. Chwyta w ślad za nim zamek i sprawnie go rozpina by zsunąć materiał z jego ramion.
I tak po chwili Harry paraduje z nagą klatką piersiową ponieważ jego kombinezon opada tuż przy jego nogach. Jego serce bije jak oszalałe kiedy ten przestaje i jakby czeka na to by on zrobił to samo. I robi. Zdejmuje z silnych ramion mordercy materiał, a ten podobnie to tego jego upada na ziemię.
Stoją obije naprzeciwko siebie z nagimi klatkami. To gorące i ekscytujące. Stać bez celu przy sobie, półnago. Nawet jeśli morderca mierzy cię nieufnym wzrokiem.

Harry się niemal dławi powietrzem kiedy jego własne palce zręcznie i nagle robią to samo z bokserkami faceta. Bez zawahania. Chwyta je i chce sciągnąć. Tamten nie oponuje tylko mu na to pozwala obserwując jego dłonie.
Po paru momentach oczywiście też szarpie za jego bokserki uwalniając z bielizny jego długie nogi. Harry spogląda w dół i znów cały drży widząc okazały sprzęt mordercy, a później patrzy w jego oczy które wciąż są poważne i skrajnie pozbawione emocji. Jest beznadziejnym chłopakiem i narzeczonym. A nawet kumplem przecząc wszystkiemu co wyznaje i w co wierzy. Przecież przytakuje swojemu jedynemu koledze, jak bardzo nienawidzi Tomlinsona, a teraz jak ostatnia dziwka się przed nim rozbiera i nie może się powstrzymać by to kontynuować.

Wtedy właśnie kiedy wie, że i tak się zgorszył i nie ma sensu się usprawiedliwiać pada na kolana i morderca zniża na niego swój wzrok. Daje Harry'ego palcom dotknąć swoje przyrodzenie i już pare sekund później włożyć sobie do buzi. Harry'ego wargi dzielnie otoczają penisa i zaczyna mocno go lizać i ssać mając nadzieje, że to co robi jest przyjemne. W końcu to robi już po raz drugi i powinno być z nimi lepiej. Sam się nadziewa na jego kutasa ponieważ morderca stoi i tylko na niego zerka.
Harry mimo wszystko kontynuuje, a kiedy penis Tomlinsona zaczyna drżeć, a on chce przyspieszyć ręka mordercy chwyta za jego włosy. Harry mruczy ponieważ ten nie tyle, że wplątuje włosy w jego dłuższe loki, to opuszkami masuje skore jego głowy sprawiając, że po jego ciele przechodzi fala dreszczy. Jest za nie ciągnięty i nieco brutalnie więzień wchodzi i wychodzi z jego buzi. Jego podbródek uderzają jądra faceta ale nie jest to wcale takie złe. Facet jednym razem odciąga go od siebie przez co zakańcza to z głośnym mlaskiem i niezadowoleniem z faktu, że mężczyzna go bez ostrzeżenia odsunął.

Czuje pociągnięcie za włosy w górę i jęczy z bólu znowu mocne obicie się plecami o kraty. Wtedy właśnie facet rozszerza jego uda zmuszając go do lekkiego rozkroku i chwyta za jego udo ściskając. On sam przyciśnięty do krat stoi jak ten mu polecił i czuje jak jego oddech przyspiesza. Jego uda również drżą ponieważ dobrze wie co się zbliża. I to jeszcze przy ścianie. Przy kratach. Tyle razy fantazjował, że będą to z Nickiem robić wszędzie, a teraz jest speszony i nie sądzi, że może to być wygodne ale się i tak ekscytuje bo jest pewien, że seks i tak będzie znakomity. Wie też, że morderca zeszłym razem go nie przygotowywał i teraz zagryza wargę ponieważ widzi, że ten tym razem też tak jakby nie planuje tego robić. I się nie myli. Mimo, że mężczyzna łapie go za boki i próbuje wejść delikatnie Harry niemal dostaje zawrotów głowy. Zaciska palce na ramionach przestępcy i obejmuje go nogami w pasie.

– Jezu. Ał – jęczy mocno zaciskając pięty na plecach Tomlinsona – Och taaak

Ten zaczyna powoli wciąż sprawiając, że opiera się o ścianę. Wchodzi w niego głęboko i na chwile się zatrzymuje. On chce od razu jeszcze i się wierci i słyszy na to jego bezczelny śmiech.

– Nie bądź taki arogancki – słyszy przy uchu głos mordercy i cały drży oraz się rumieni ponieważ na prawdę pokazuje jak bardzo tego chce. A nie powinien. Przecież powinien tym gardzić. Chcieć kochać się tylko z Nickiem i być na siebie bardzo zły.

Ten porusza się w nim jeszcze mocniej sprawiając, że z jego ust wydobywają się ciche posapywania. To było tak dobre i miłe. Nawet przy niewygodnej ścianie. Później Tomlinson już posuwa go równo i dając mu mocne równomiernie pchnięcia. Jego ciało jest gumowe i odrętwiałe oraz czuje jak się rozpada z przyjemności.

– Czy mógłbyś..właśnie tutaj – mówi ze drżeniem w głosie czując jak ten drażni mocno jego prostatę. Ten już nie zmienia kąta tylko mocno pcha właśnie w tym kierunku sprawiając, że prawie nie czuje nóg. Nawet nie zauważa kiedy nie są już przy ścianie tylko opadają na łóżko, a ten rozchyla jego nogi jeszcze mocniej by jeszcze bardziej się w niego wbić. Zrobiło się miękko i miło, a facet nad nim mocno w niego wchodził i z niego wychodził. Harry chyba krzyczał jakby ktoś obdzierał go ze skory. Nie miał żadnych zahamowań. Zawsze był głośny, ale teraz przechodził samego siebie

– Bezwstydny – słyszy przy karku i wtedy dochodzi równo z tym jak czuje zasysające się na tam usta. Jego penis nie wytrzymał takiego napięcia. Jego otwór zaczął zaciskać się na penisie mordercy który jeszcze przyspieszył ruchy żeby samemu dojść. I również miał orgazm. Harry poczuł gorące płyny które się w nim rozlewały. Znowu głośno jęknął i zaczął się wić w uścisku swojego oprawcy który w dalszym ciągu pomimo tego, że oboje skończyli w wolnym rytmie się w nim porusza.
Jest zamroczony i w końcu przestaje się ruszać tylko patrzy się jak facet nad nim wciąż się posuwa w górę i w dół doprowadzając jego zmysły do szaleństwa. Jakim cudem jeszcze nie padł z wyczerpania? Jeszcze zacznie myśleć, że ten jest jakimś energetycznym wampirem – Mam nadzieje, że było ci dobrze kochanie – słyszy dość wredny ton faceta który wciąż się w nim porusza, a on drży z jękiem na odpowiedź ponieważ fizycznie jest już do niczego – Twój chłoptaś będzie zaskoczony jak szybko znalazłeś sobie pocieszenie. Chyba, że na wolności też taki byłeś. Uległy.

– Co? – pyta chrapliwie nie rozumiejąc wciąż mając rozchylone wargi przez to, że facet najwyraźniej chce pokazać swoją doskonałą kondycję cały czas dając mu mniejsze czy większe pchnięcia

– Czego nie rozumiesz kochanie? Moja sugestia jest niejasna? – mówi przejeżdżając dłonią po jego udzie i pchając w niego penisa tak gwałtownie, że syczy. Wolno to do niego dochodzi ale w końcu dochodzi. Ten facet sobie z niego kpi. Z jego niewierności. Sugeruje mu, że jest puszczalski i nie zależy mu na Nicku. Jakby specjalnie chciał mu dogryźć. – Mówię, że lubisz porządne wypieprzenie i że twój ukochany chyba nie jest dla ciebie tak ważny jak myślisz.

– Nie możesz tak mówić. To nie prawda. Kocham Nicka. – broni się chcąc go odepchnąć ukazując niezadowolenie ale musi to być śmieszne w końcu całym czas tak jakby uprawiają seks, a ten jest nad nim i góruje nad wszystkim. Tym bardziej, że mimo to, że te słowa nie były za miłe wciąż jest zarumieniony, a jego ciało z przyjemnością reaguje na bliskość
Tomlinson chwycił go mocno za nadgarstki ze srogą miną i prycha

– Zabronisz mi?

– Nie jestem w najlepszej sytuacji, żeby się ośmielać – mówi słodko i zadziornie mimo to, że ma przyciśnięte ręce do materaca, a barczysty morderca znajduje się nad nim. Chyba go nie rozzłościł bo widzi, że wokół jego oczu ukazują się kurze łapki i cień uśmiechu, a on zwalnia i już po chwili z niego wychodzi. Jęczy przeciągle kiedy przestaje być wypełniony i lgnie do ciepła od razu wtulając się bok mordercy. Ten jest nieco porywczy i w pierwszym momencie niedelikatnie go przytrzymuje ale kiedy spotyka się z jego obolałą i wyczerpaną miną jakby trochę odpuszcza.
Leżą tak chwile w milczeniu. Harry czuje że jest cały spocony gorący i lepki. Głośno oddycha odpoczywając i co chwile dyskretnie zerkając na współwięźnia który leży obok. Nie wierzy, że znowu to zrobił. Znowu z nim uprawiał seks. Dzień po dniu. Jakby totalnie miał w dupie cały świat. To, że ten się lekko z niego wyśmiewa, nienawidzi innych ludzi i zabija. Jest w łóżku z kimś takim.
A najgorsze jest to, że ten wcale go nie zmusił. On po prostu tak bardzo pragnął znowu znaleźć się w jego ramionach. Po miesiącu mieszkania z nim w jednej celi, czuje, że przez fizyczność osiągneli jakąś nic porozumienia. Coś pozornego i nietrwałego ale wciąż coś.

______________________________

Co się stało Zaynowi?

Dziękuje za wszystkie komentarze. Mam nadzieje uporać się z następnym rozdziałem nieco szybciej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro