II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śniłeś mi się. Twa perfekcyjnie mlecznobiała skóra jawiła się tak realnie pod mym dotykiem i tak mocno odbiła się na mojej psychice, że przebudziłem się z wilgotnymi policzkami. Serce tłukło mi boleśnie w piersi, kiedy gorycz mieszana z tęsknotą odrodziła się we mnie bliźniacza do tej, kiedy cię opuściłem. Czy bezustannie masz mi to za złe? Przepraszam. Przepraszam cię za wszystko. Przepraszam, jeżeli tę kartkę będą zdobić rozpoznawalne plamy po łzach. Przepraszam, że zabrałem się do pisania nie wcześniej niż po dwóch dniach po sytuacji z moim snem. W konsekwencji będę musiał się pospieszyć, zanim przestanę być sobą. Zanim przestanę być kimś, kogo ty zdążyłeś zapamiętać.

      W moim postanowieniu nie dopomaga mi na dobitkę sam traf, że czuję się słabo. Coraz słabiej, że potrzebuję ułożyć się nagminnie na pryczy, która lata świetności ma dawno za sobą. Kręci mi się również w głowie z powodu detergentów, których intensywny zapach wisi w powietrzu i zdaje się wcale nie wyparowywać przez malutkie zakratowane okienko w drzwiach. Owocuje to przyczyną, że raz po raz trę szczypiące oczy, co zresztą weszło mi w chorobliwy nawyk, bo przyłapałem się na tym, że czynię to również przez sen. Mam też ochotę zwymiotować, ale na tym się to właściwie kończy, ponieważ nie mam, prawdę powiedziawszy, czym i gdzie to zrobić. Wiaderko na potrzeby fizjologiczne sterczy w rogu lilipuciej kajuty od samego początku mej obecności i mogę cię zaręczyć, że nie wygląda zapraszająco. Każde te wyodrębnione aspekty skutkują tym, że pragnę umrzeć. Najlepiej prędką bezbolesną śmiercią, ale to niemożliwe. Nie tutaj. Chociaż de facto beztłuszczowa dieta, którą na mnie użytkują, jak i na pozostałych skazańców skutkuje niejako powolną eutanazją. Sprytnie, prawda? Najprostszy środek, żeby ubić zbytecznego świniaka bez posługiwania się bardziej krwawymi manierami. Co nie dowodzi, że nie odbywa się to mniej niehumanitarnie. Rząd z kolei umywa sobie od tego ręce, ponieważ gdzieżby mógł zezwalać na podobne sytuacje? Przecież egzystują w kraju po to, żeby ludziom wiodło się lepiej. Czy ktoś więc ośmiela się kwestionować ich szlachetne intencje? Ich misję służenia narodowi? Naturalnie. Nawet dzieci intuicyjnie wiedzą, że rządzą ojczyzną źli ludzie, którzy nanieśli na nią bezpardonowy reżim. Ludzie, którzy przekazują do ogólnej wiadomości przed zaszczutymi obywatelami, że wyzbywają się niepotrzebnych, bądź problematycznych mieszkańców państwa, posiłkując się sługusami z jednostek wojskowych. Szerzenie strachu jest ich eksponowaną specjalnością, choć propagują to jako coś koniecznego, żeby uszczuplić naruszenia prawa.

      Boże, żyjemy w odstręczających czasach. Komiczne jest jednak to, że niezliczona liczba ludzi przede mną wypowiadała analogiczną frazę, gdy poprzez działania zbrojne likwidowano im perspektywę spokojnej ziemskiej wędrówki. Współmiernie z władzami, które uderzały się teatralnie w pierś, bo musiało ku nieszczęściu dojść do tak barbarzyńskich wydarzeń, gdzie poniosło życie tyle ludzkich istnień, które są przecież świetnością. Szkoda tylko, że historia kołem się toczy, bo nikomu nie przyjdzie do głowy douczać się z błędów swych przodków. Ironia losu, nie uważasz? Więc jeżeli Bóg istnieje, chociaż z ręką na sercu w to obecnie nie wierzę, to za każdym razem musi on łapać się za głowę z powodu hipokryzji swych dzieci. Pod warunkiem, jeśli nie czerpie z naszych poczynań przyjemności, bo musiałby być cholernym dewiantem, żeby nie zareagować, kiedy na ziemi rozgrywa się kontinuum cierpienia oraz rozpaczy. Do tej pory nie podołałem ujrzeć w tym myśli przewodniej. Choćby jednego tyciego punktu oporu. Niemniej zawsze istnieje szansa, że jestem ślepy na jego "boski plan". Nie neguję tego. Przestałem, lecz nie powiodło mi się, jeśli chodzi o ostatnie sekundy życia mojej mamy, podczas których mogła dozgonnie dawać wiarę w Stwórcę. Czyżby jednak objęło ją swym zasięgiem zwątpienie, kiedy była przymuszona przyglądać się, co robią z Harriet? Kiedy oni byli głusi na jej błagalne okrzyki, gdy plugawili jej rodzoną córkę, a moją jedyną siostrę? Czy wyrobiła się, żeby przekląć go, zanim zimna lufa pistoletu przywarła do tyłu jej głowy i wystrzeliła, wyzwalając śmiercionośny pocisk? Nie wiem tego, ale pragnąłbym zasięgnąć tej wiedzy.

      Sam jednak nie jestem lepszy od ludzi, którzy zgładzili moją rodzinę. Nie wiesz, jak mocno chciałbym, aby prawda jawiła się w innych barwach. Żebym po prostu posiadał ten pierdolony wybór dwadzieścia jeden lat temu, gdy musiałem wstąpić do wojska, aby ją ochronić. Choć słowo "ochronić" nie jest wystarczająco słuszne, ponieważ ja ją nie chroniłem, zaledwie odraczałem wykonanie wyroku, który prędzej czy później zapukałby do jej drzwi. Zresztą osobiście byłem tułającym się wyrokiem. My wszyscy byliśmy, gdy obsypywaliśmy gradem kul weteranów z przeciwnych państw, a ilekroć wyczerpywała się amunicja, używaliśmy gołych rąk do sfinalizowania naszego dzieła. Było ważne, żeby w ów krytycznych momentach rozstać się z naszym człowieczeństwem, z moralnością, emocjami, bo najistotniejsze dla nas stało się przetrwanie. A w tej zwyrodniałej grze zdoła przetrwać tylko zdrowo zahartowany zawodnik. Równolegle z narodzinami przyszłego dnia każdy z nas odmawiał pieczołowicie modlitwy, aby śmierć na tyle była łaskawa, żeby i dziś otoczyła ramionami wrogi oddział. Na polu bitwy ja i moi pobratymcy przeistaczaliśmy się w złaknione krwi drapieżniki, które zawzięcie chwytały się każdej nadarzającej się okazji, by wykiwać śmierć. Uśmiercaliśmy, aby nas nie uśmiercono. Taka gra w ruletkę.

      Na początku mej "wojskowej kariery" sumowałem po bitwach liczbę poległych, których w pojedynkę posłałem do piachu. Dałbyś radę zgadnąć, ilu ich było? Bo ja nie. Nie chciałbym i nawet nie mógłbym podać ci właściwiej odpowiedzi, ponieważ jej nie pamiętam. Chociaż było moim pierwotnym założeniem, żeby utrwalić w pamięci każdą z ofiar, aby złożyć im tym pewien... hołd? Doskonale zdawałem sobie sprawę, że zajmą się tym ich rodziny, jednakże czułem się w obowiązku, by do nich dołączyć. Jako morderca ich synów, kuzynów, braci, ojców, czy wujków. Możliwe, że to głupie, lecz od małego uważałem, iż człowiek wówczas umiera, gdy zostaje zwyczajnie zapomniany przez bliskich. Natomiast, jeśli egzystuje na tym świecie choć jedna osoba, która ją regularnie wspomina, to ona zdoła nieprzerwanie w niej żyć. Tak, śmiało, możesz powiedzieć, że to brzmi infantylnie. Nie obrażę się.

      Nie zdołałem jednakże dotrzymać postanowienia, bo przerażało mnie, że wystarczą sekundy, aby ktoś, kto uprzednio żył, mógł upaść jak niesterowana marionetka na ziemię. Robiło mi się niedobrze, kiedy na ułamek sekundy dostrzegałem, jak ci, co byli w pełni żywi, przebiegają beznamiętnie po zwłokach, jakby nie należały one do żywej istoty, tylko do śmiecia. Notabene powiększający się stan liczbowych zmarłych był przeraźliwy i wywoływał nawałnice paranoi dla mnie jako osiemnastolatka, który zdążył zobaczyć więcej, niż powinien. Opoką w tych trudnych momentach był dla mnie Greg, bliski kolega z podwórka, z którym w podobnym czasie dołączyliśmy do służby wojskowej. Pamiętasz go może? Miał on o tyle dobre położenie, że wcale nie był przymuszony do niej wstąpić. Greg zdradził mi w tajemnicy, że jego kuzyn zdołał dołączyć i jego oraz babcię do swojego przydziału.

      — Jak Boga kocham, nie ścierpiałbym, gdyby dalej walczył i ryzykował dla mnie życie, kiedy to ja spałbym smacznie w łóżku — splunął na popękaną od suszy ziemię, zanim nie pociągnął tęgo wody z bukłaka.

      Nie odezwałem się, tylko kiwnąłem w zrozumieniu głową. Nie on jeden żywił takie przekonanie. Gdy jeszcze nie byłem pełnoletni i mój ojciec, z kolei, pojedynkował się na froncie, póki przeszkolona do likwidacji słabych ogniw sekcja nie wprosiła się do naszego domu, tydzień po wizycie u twoich rodziców, nie uśmiechało mi się, że nie mogę do niego dołączyć. Po moim ojcu, nawiasem mówiąc, ślad zaginął, co nie oznaczało, że ja, mama, siostra, czy sąsiedzi, zerkający z trwogą przez okna nie wiedzieli, co zamierzają z nim zrobić. Jednakże, kiedy jeszcze żył rwałem się w wir walki, bo jeszcze nie miałem pojęcia, czym to pachnie. Nie wiedziałem, jakie szkody w psychice wyrządza wojna. Przypominasz sobie moje krzyki? To jest właśnie ta jedna z łańcucha szkód. Widok zmasakrowanych ciał snuje się nieustannie w mej głowie i poddaje torturom, gdy doświadczam odtworzenia scen, w których po wycelowaniu bronią, naciskałem na spust, dźgałem nożem, przecinałem krtań, dusiłem, bądź detonowałem ludzi granatami. Demony przeszłości dręczą mnie w nocy, przez co pokryty potem, przebudzam się z wrzaskliwym skowytem, jakby ktoś smagał mnie po raz setny biczem.

      — Nic mi nie jest. Nic mi nie jest.

      Odpowiadałem ci nadpobudliwe i ze wstydu zwracałem głowę w przeciwnym kierunku, żebyś nie borował mnie wzrokiem. Wiedziałeś, że nie wtajemniczam się z tobą prawdą. Wiedziałeś, a mimo tego cierpliwie to znosiłeś. Bez względu na to, jak często mój krzyk cię budził. Bez żadnego zgrzytu. Bez narzekań. Tolerowałeś me kiepskawe kłamstwa, a ja byłem ci za to wdzięczny, że udajesz, iż kupiłeś tę historyjkę, choć rozumiałeś co się ze mną dzieje. Właśnie dlatego nasz układ działał wręcz śpiewająco. Należałoby więc, abym się cieszył, ponieważ nie wymazałeś mnie ze swojego życia. Trwałem w nim, jak bardzo tylko posiadałem szansę, obojętnie jakim byłem potworem. Nieważne, że uczyniłem to, mając na uwadze rodzinę, żeby po śmierci ojca utrzymać ją jak najdłużej, jako jedyny ostały mężczyzna w domu. Zabicie to zabicie. Nie ma takiej rzeczy na ziemi, aby zdołała to zmienić. Z tego powodu jestem utwierdzony, że trafię do Piekła.

      Pod warunkiem, jeżeli już się w nim nie znajduję.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro