Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bip…bip…bip…

Usłyszałem odgłos budzika, którego po chwili wyłączyłem. Czyli nastał nowy dzień. Nie umarłem w czasie snu, ani nic. Spojrzałem na telefon, a tam wiadomość od owego Felixa:

Felix

05:18

hej

pewnie jeszcze śpisz

za to ja nie mogę się doczekać nowej szkoły :)

05:41

hej

(0v0)

wstałeś już ?

co tak wcześnie ?

masz daleko do szkoły ?

(od razu zasypał mnie górą pytań)

zwykle tak wstaję

by pomedytować

(czyli po prostu myśleć czy jest jakiś sens by wstawać)

(a odpowiedzią zawsze jest nie, ale i tak muszę tam iść)

(nawet jeżeli wątpię w swoją przyszłość)

nie jest źle

ok. 50 min

wooo

ja mam 10 minut

(szczęściarz)

nie będę przeszkadzać przy medytacji

miłego dnia („UwU„)

(po co jesteś taki miły, nawet mnie nie znasz)

miłego dnia

Chodź to tylko zwykła wiadomość, to zrobiło mi się miło na sercu. Ciekawe tylko ile tak będzie. Pewnie niedługo mu się znudzi pisanie ze mną.

Powoli podniosłem się z łóżka i ruszyłem do łazienki. Umyłem twarz zimną wodą, a następnie spojrzałem w lustro. Nie wyglądam tragicznie, ale też nie dobrze. Worki pod oczami utworzone od łez oraz prawie nieprzespanych nocy, które trwały zaledwie kilka godzin. Pełno niedoskonałości na twarzy i już trochę przetłuszczone włosy. Wypominając sobie to wszystko, czuję, że wyglądam jeszcze bardziej jak shit. No cóż, trudno się mówi. Po wyjściu z łazienki stwierdziłem, że na śniadanie zrobię szybko tosty z serem i herbatę, której prawdopodobnie nie zdążę wypić do końca. W końcu i tak nie ma dla mnie wielkiego znaczenia czy zjem coś, czy nie. Obojętne mi to.

7:20, przeczytałem z ekranu swojego telefonu. Czyli i tak pewnie się spóźnię. W sumie jak zwykle. Inaczej chyba po prostu nie potrafię. Jestem do niczego...

Po wyjściu z budynku, od razu powitał mnie powiew zimnego powietrza oraz światła latarni. Niebo w zimie było o tej godzinie jeszcze ciemne i takie posępne. Jak moja dusza, zaśmiałem się cicho, chodź nie uważałem, że było z czego.

Wchodząc do sali przeprosiłem za spóźnienie i usiadłem na wolnym miejscu, przy oknie. Przy okazji usłyszałem parę szeptów na mój temat, ale nie przejmowałem się tym i tak mam wyjebane w tych ludzi.

Po chwili do sali wszedł jeszcze ktoś. Był to blond włosy chłopak, który posiadał piękne, lśniące oczy, jak i pełne usta, a przede wszystkim drobne, urocze piegi.

- Przedstaw się, proszę.

- Jestem Felix, mam 16 lat i niedawno się tu przeprowadziłem z Australii – powiedział z żywym, niesztucznym uśmiechem. Muszę przyznać, że dobrze idzie mu mówienie po koreańsku.

- Dobrze, to teraz usiądź obok Jeonghana.

Tak jak kazała nauczycielka, tak i zrobił, natomiast ja zająłem się bazgroleniem w zeszycie oraz myśleniem ile procent prawdopodobieństwa jest, że trafiłem akurat na tego Felixa.

Doszedłem do wniosku, że raczej nie ma drugiego takiego w Korei, więc po prostu taki los. Byle by się nie dowiedział, że to ja, a będzie nieźle.

Po skończonych lekcjach, zauważyłem, że wokół nowego, zebrała się już spora grupka ludzi. Popularny jest, za to ja zupełnie z nikim nie rozmawiam, bo nie potrafię. Nie potrafię zacząć rozmowy i przez to każdą przerwę spędzam w samotności, starając się nie wyróżniać z tłumu. Chodź i tak zdaje mi się, że większość klasy uważa mnie za dziwaka. W końcu do nikogo się nie odzywam, więc coś jest ze mną nie tak. Staram się być obojętny na wszystko, chodź nie zawsze tak myślę, ale bez kłamstw nie da się obejść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro