Rozdział 3
24 grudnia 2014
Harry nie mógł się doczekać przerwy zimowej. Dni spędzone poza szkołą były dobre. Nawet jeśli kończyły się znudzeniem, nawet jeśli przesypiał większość z nich, wszystko było lepsze niż przebywanie w pobliżu Liama lub konieczność unikania Louisa.
Nadal musiał czasami widywać Liama w kościele, w te niedziele, kiedy Anne decydowała, że nadszedł czas, aby przywrócili swoją wiarę, co miało miejsce mniej więcej raz na cztery miesiące lub w Wielkanoc i Boże Narodzenie. Ale Liam zachowywał się najlepiej w kościele, kiedy Bóg, Jezus i jego mama patrzyli i tak dalej.
Ale poza tym zimowa przerwa była rajem, którą Harry spędził kilka pierwszych dni na czytaniu, graniu w gry wideo z Niallem i ogólnie po prostu na oddychaniu bez strachu przed Liamem i jego kolegami betami siejącymi spustoszenie w jego życiu.
W Wigilię Harry w końcu wyszedł z domu z listą rzeczy, które jego mama zapomniała na jutrzejszą kolację. Szedł sam przez milę do Tesco, słońce powoli gasło przed nim. Na zewnątrz było zimno, ale z rękami w rękawiczkach schowanymi w kieszeniach i szalikiem owiniętym wokół szyi i pod nosem, było to łatwe do opanowania, prawie przyjemne.
Harry wszedł do Tesco i złapał koszyk na zakupy, jego umysł był już skupiony na znalezieniu sody oczyszczonej, kiedy ktoś przykuł jego uwagę. Nie wiedział, o co chodzi w sposobie, w jaki osoba była wyciągnięta na palcach, sięgając po pudełko mieszanki na naleśniki, co sprawiło, że Harry pomyślał o Louisie. Osoba trąciła krawędź pudełka na tyle, że się przewróciło i instynktownie Harry wkroczył szybko, by je złapać. Jego oczy oderwały się od pudełka i tak jak myślał, był tam Louis.
- Zobacz, kogo tu mamy - powiedział Louis, sięgając po pudełko w dłoni Harry'ego. - Dzięki.
- Jasne - powiedział Harry i zaczął go mijać. Stawał się całkiem dobry w ignorowaniu Louisa, chociaż pomagało mu to, że zawsze był w pobliżu Liama. Jednak ignorowanie go nie oznaczało, że Harry nie myślał o nim.
W szkole Harry wciąż znajdował okazje, by gapić się na Louisa bez przyłapania. I zwracał szczególną uwagę, ilekroć uczniowie w pobliżu mówili o nim. Tylko przez podsłuchiwanie - z czego nie był naprawdę dumny - Harry dowiedział się, że Louis i Zayn byli przyrodnimi braćmi lub byli zanim ojciec Zayna opuścił rodzinę. Zniknięcie pana Malika zmusiło Louisa i jego rodzinę, w tym Zayna i jego siostry, do powrotu do Doncaster, gdzie Louis dorastał. Obecnie cała dziesiątka mieszkała (lub przeżyła) w domu dziadków Louisa, podczas gdy matka Louisa pracowała jako pielęgniarka po piętnaście godzin. Podsłuchiwanie, przynajmniej w tym przypadku, okazało się przydatne. Wiedział mnóstwo rzeczy o Louisie bez konieczności rozmowy z nim.
Harry starał się grać spokojnego, prześlizgując się obok Louisa i zajmując się listą zakupów swojej mamy. Ale nigdy nie był dobry, nawet w udawaniu. Ledwo dotknął stosu grejpfrutów, zanim sześć z nich przewróciło się i potoczyło w nieładzie po podłodze.
Louis prychnął, pochylając się i podnosząc jedno. - To jest to, co dostajesz za ignorowanie mnie.
Harry westchnął, kładąc koszyk na podłodze i zaczął gonić za zbuntowanym owocem.
Louis nie powiedział nic więcej, podnosząc grejpfruty i trzymając je w swoich ramionach, gdy odkładał je na stos.
- Dzięki - powiedział Harry, kiedy był pewien, że wszystkie były na swoim miejscu.
- Nie ma problemu. Pomimo tego, co mogłoby się wydawać, jestem właściwie miłą osobą - powiedział Louis, podnosząc swój własny koszyk.
- Nigdy nie myślałem, że tak nie jest - powiedział Harry.
- Masz zabawny sposób na pokazywanie tego - odparł Louis. - W każdym razie pomyślałem, że powinienem wyjaśnić. Nie jestem jak Liam i jego koledzy.
- Nie sądzę, że jesteś. Przepraszam... Jeśli sprawiłem, że myślisz, że to zrobiłem, nie chciałem - powiedział Harry.
Louis przewrócił oczami. - Cóż, co spodziewałeś się, że pomyślę? Jeśli po prostu ze mną nie rozmawiasz?
Harry odetchnął. - Po prostu... nie powinieneś się mną przejmować.
- Kto powiedział, że się przejmuje? - powiedział defensywnie Louis. Harry nie miał pojęcia, jak nadążyć za tą rozmową. - I tak mam lepsze rzeczy, którymi mogę się przejmować. Dzisiaj są moje urodziny.
- Naprawdę? - Powiedział Harry. Przerwał. - Co sam robisz w Tesco?
- Zakupy spożywcze - powiedział Louis, machając pudełkiem mieszanki do naleśników w dłoni. - Tak jak ty.
- Czy zwykle kupujesz mieszankę do naleśników w dniu swoich urodzin? - Harry zastanawiał się.
- Masz wiele pytań, co? - Powiedział Louis.
- Moja mama mówi, że ciekawość dostarcza kotu informacji i jest o krok przed wszystkimi - powiedział Harry.
- Naprawdę tak mówi? - Louis brzmiał na przerażonego.
- Naprawdę - odpowiedział Harry, lewy kącik jego ust zaczął się wykrzywiać w uśmiechu. -Dlaczego jesteś tu sam?
- Zayn jest w domu z naszymi siostrami - powiedział Louis. - Zabawiać najmłodszych, próbując jakoś zawinąć prezenty. Jeśli się nad tym zastanowić, mam lepszą ofertę, więc po prostu kończę robiąc zakupy, wiesz?
- Ale co robisz na urodziny? - Harry naciskał.
- Pakuje prezenty świąteczne? Usypiam dziewczynki? Nie wiem, naprawdę - powiedział Louis.
Harry zmarszczył brwi. Bezczynnie poruszył uchwytem koszyka w dłoniach. W końcu powiedział: - Ile rzeczy musisz kupić?
Louis ponownie podniósł mieszankę na naleśniki. - To i trochę jajek. Ty?
Harry wyciągnął listę z kieszeni i podał ją Louisowi.
- Soda oczyszczona jest w tamtą stronę - powiedział Louis wskazując przed siebie. Harry już to wiedział. Nie prosił o pomoc. Louis i tak zaczął iść, ściskając listę Harry'ego.
Harry prawie go powstrzymał. Ale potem pomyślał o prawdopodobieństwie ponownego wystąpienia tego zdarzenia. W szkole musiałby wrócić do unikania Louisa. Ale właśnie teraz, w Wigilię w Tesco, Harry zasługiwał na radość z tej chwili. Nazwałby to wczesnym prezentem bożonarodzeniowym.
Pozwolił Louisowi poprowadzić go do sody oczyszczonej, a potem do wszystkiego innego na liście. Po drodze złapali jajka. Następnie ustawili się w kolejce, umieszczając przedmioty na taśmie do zakupów.
- Więc wracasz po tym do domu? - zapytał Louis.
- Po części muszę. Mam mleko i wszystko - powiedział Harry.
- Racja - powiedział Louis, kiwając głową.
Harry zawahał się przez chwilę. - A ty? - zapytał w końcu.
- Podobnie. Czuję się trochę źle, zostawiając Zayna samego.
Harry otworzył usta, żeby coś powiedzieć, a potem kasjer powiedział sumę i czekał na zapłatę. Nie powinien był iść pierwszy. Kiedy skończył, stał niezgrabnie z papierową torbą w ramionach. To nie było tak, że Louis kazał mu czekać. Ale odejście byłoby niegrzeczne. (I nie chciał.)
Uśmiech na twarzy Louisa, kiedy zobaczył, że Harry na niego czeka, był tego wart. - Nie musiałeś czekać - powiedział, podchodząc do Harry'ego ze swoją małą papierową torbą.
Harry wzruszył ramionami. - Nie spieszę się.
- A co z mlekiem? - Powiedział Louis.
Harry przytrzymał otwarte drzwi dla Louisa, kiedy wychodzili. - To tylko mleko - powiedział.
Usta Louisa drgnęły.
- Cóż, idę tam - powiedział, wskazując kciukiem w przeciwnym kierunku, z którego przyszedł Harry.
- Dasz radę wrócić sam do domu? - zapytał Harry.
Louis posłał mu zabawne spojrzenie. - O Boże, czy zamierzasz mi alfować? Myślisz, że omegi nie mogą same dotrzeć do domu?
Gdyby policzki Harry'ego zaczerwieniły się, powiedziałby, że to z powodu zimna. - To... nie miałem na myśli... jest tam mnóstwo ludzi, którzy po prostu lubią się tam czaić - powiedział wreszcie, prychając. - Możesz zostać zraniony, co byłoby szczególnie okropne, skoro masz urodziny.
Louis uśmiechnął się, marszcząc oczy w kącikach. - Masz rację. To byłoby okropne.
Harry przewrócił oczami. Ponieważ wyraźnie Louis mu dokuczał. - Nigdy nie wiadomo, co może się stać.
- Dzięki za troskę - powiedział Louis. - Okazuje się, że wcale nie jesteś taką złą alfą.
Dzięki Bogu było zimno. Jak inaczej miałby wytłumaczyć, że cała jego twarz się zarumieniła?
- Naprawdę muszę już wracać do domu - powiedział Louis, cofając się o krok.
- Czy na pewno nie chcesz, żebym cię odprowadził? - zapytał Harry.
Louis rzucił spojrzenie w dół na swoje stopy. - Mogłem wcześniej skłamać, mówiąc, że Zayn jest tylko z dziewczynkami. Właściwie zaprosił Liama. Mama chciała go poznać. I byłem szczęśliwy, że mogłem pójść na zakupy, żeby od nich uciec.
- Och - powiedział Harry, czując mdłości. W ramionach przesunął papierową torbę.
- Nadal możesz przyjść, jeśli chcesz - powiedział Louis. - Oczywiście.
- Nie - powiedział szybko Harry. - W porządku. Moja mama pewnie się zastanawia, gdzie jestem.
Louis skinął głową. - Tak, moja też - powiedział. W tym momencie zerwał się wiatr, rozwiewając dookoła spadający śnieg. Louis odwrócił się od tego, zwijając się w sobie. I Harry, pomimo posiadania dużej papierowej torby w ramionach, musiał oprzeć się pokusie, by podejść bliżej i przytulić się do Louisa. Oboje mieli zaledwie piętnaście lat. Harry nie był dużo większy od Louisa i może tylko trochę silniejszy. Ale chciał go w tej chwili chronić. Od zimna i wszystkiego innego.
Kiedy Louis spojrzał na Harry'ego, jego oczy były wilgotne od uderzającego w nie zimnego wiatru. Ale wydawało się, że mógłby płakać. - Przepraszam za Liama - powiedział nagle Louis. -Rozumiem, dlaczego nie możemy teraz być przyjaciółmi. Ale może kiedyś w przyszłości.
- Nie powinieneś przyjaźnić się z alfami, pamiętasz? Są niebezpieczne - powiedział głupio Harry.
- Ty nie jesteś niebezpieczny - powiedział Louis bez wahania. - Jesteś dobry.
Harry by... Nigdy, przenigdy nie zapomniał, jak się wtedy czuł, tej szczególnej nocy zimą 2014 roku, kiedy Louis wyglądał tak miękko i pięknie jak płatki śniegu spadające wokół nich i uśmiechał się tym uśmiechem, który sprawił, że wszystko - wszystko co wydarzyło się i wydarzy się było właściwe i doskonałe.
Dla piętnastolatka wciąż próbującego zrozumieć, kim i czym był, rzeczy takie jak przyszłość i miłość nie powinny mieć żadnego sensu. Ale w tym momencie tak się stało. Harry widział, jak przyszłość rozwija się w uśmiechu Louisa, milion obietnic między nim a tym chłopakiem, którego poznał zaledwie kilka tygodni temu.
Nic z tego nie powinno mieć sensu, ale była to jedyna rzecz, która się wydarzyła.
- Muszę iść - powiedział Louis, robiąc kolejny krok do tyłu. - Pamiętaj tylko, co powiedziałem.
Harry skinął głową. - Będę. Louis - powiedział i Louis przerwał, patrząc na niego, a jego oddech unosił się w powietrzu. - Wszystkiego najlepszego.
- Dzięki. Myślę, że to jest to - powiedział Louis z małym uśmiechem. Zaczął się odwracać. - Pa, Harry.
- Pa - powiedział Harry. A potem odwrócił się i poszedł do domu, oglądając się co pięć kroków, aby upewnić się, że nikt nie porwał Louisa. W końcu nie mógł go już widzieć. Dopiero później, kiedy zamknął oczy... i śnił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro