Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


hejka kochani, jeśli ktoś to czyta byłoby mi super miło jakbyście napisali co do tej pory sądzicie o tym tłumaczeniu:)

7 września 2017

- Spójrz na mnie i przysięgnij, że nie napiszesz za niego pracy.

Ręce Harry'ego ustały nieruchomo w miejscu, w którym wcześniej mocno zaciskały jego sznurowadła. Spojrzał na Nialla, jego odpowiedź ukryta była w grymasie, który miał na twarzy.

- To śmieszne - powiedział Niall, wyrzucając ręce w górę. - Cholernie śmieszne. To musi się skończyć.

- Robiłem to milion razy - powiedział Harry. - To nic wielkiego. Zdejmuje go na chwilę z moich pleców.

- Mówiłeś to w poprzednim roku szkolnym - zaprotestował Niall. - To pierwszy pieprzony tydzień, a już to robi. Ciągle mówisz o tym, że każdego roku zamierzasz zrobić coś inaczej, tak? Więc jak zamierzasz go rozpocząć? Pisząc referat dla Liama czy stając w swojej obronie?

- To nie jest takie proste - powiedział Harry. Wypuścił trochę frustracji na sznurowadłach, ciągnąc je zbyt mocno, aż były bliskie pęknięcia.

- Jak cholera, nie jest - powiedział Niall. Chodził po szatni, wyglądając, jakby był dwadzieścia sekund od zamachu na coś w pobliżu. Co nie było dobre dla Harry'ego, który siedział na drewnianej ławce tuż obok niego. Przyjrzał mu się ostrożnie.

Niall nie był celem okrucieństwa Liama tak jak Harry. Częściowo dlatego, że Niall był charyzmatyczny i sprawiał, że wszyscy go lubili, nawet tylko trochę. Głównie było to zasługą jego brata, Grega, który studiował teraz na lokalnym uniwersytecie, ale miał silny krąg wpływów, który pozostał podczas jego nieobecności.

Poza szkołą, kiedy Harry był z Niallem, nikt nie zadzierał z żadnym z nich, na wypadek, gdyby w pobliżu nie czaiły się bety Grega. Liam nigdy nie zadręczał Harry'ego, kiedy był z Niallem, w szkole czy poza nią.

I to była jedyna rzecz, o którą Harry był zawsze zazdrosny w Niallu. (Gemma była świetna i w ogóle, ale posiadanie starszej siostry nie było zbyt pomocne w środowisku akademickim). Niall był delikatny tak jak Harry, ale miał swobodę, by być takim, ponieważ miał starszego brata, który go bronił.

Poza tym, że Niall był w tej chwili trochę agresywny i nie był sobą, a Harry czuł się całkowicie winny. Wstał i posłał Niallowi mały niepewny uśmiech.

- Nie uśmiechaj się do mnie. Sprawiasz, że czuję się źle z tym, że jestem na ciebie zły - powiedział Niall.

- Chyba masz prawo się złościć - powiedział Harry, przygryzając dolną wargę. - Wiem, że nie rozumiesz. Ale ja tylko... wciąż próbuję znaleźć sposób, jak sobie z nim poradzić. Muszę to zrobić dobrze.

Niall zmrużył oczy, wtedy Harry postanowił odwrócić się od niego i ruszyć w kierunku drzwi prowadzących na boisko. Ponieważ Niall jak zwykle czytał Harry'ego jak instrukcję obsługi, wszystkie myśli i zamiary Harry'ego były wyraźnie widoczne.

- Sprowadzasz do niego każdą cholerną rzecz - powiedział Niall.

Harry westchnął. - Nieprawda.

Ale często myślał o tym, by stanąć w swojej obronie i zostać pokonanym w obecności Louisa. Nigdy więcej nie byłby w stanie spojrzeć mu w oczy.

- Rozmawiałem z nim dzisiaj - powiedział Niall.

Harry zatrzymał się z ręką na wahadłowych drzwiach. - Gdzie?

- W klasie - powiedział Niall. - Jak zwykle chciał pożyczyć długopis. Przysięgam, że nigdy nie jest przygotowany.

Harry skrzywił się. - To nie jest zbyt interesujące.

- A potem zapytał mnie, czy wszystko z tobą w porządku - kontynuował Niall. - Bo wiesz, tego ranka Liam był fiutem dla ciebie.

Harry poczuł, jak jego twarz czerwieni się i ponownie odwrócił się, pchając drzwi, i razem z Niallem wyszli na słońce i na boisko. Zawsze ćwiczyli jako pierwsi i poświęcali czas na rozgrzewkę i rozciąganie, czekając, aż wszyscy inni się pojawią.

Ćwiczyli kopnięcia przez około dziesięć minut, zanim reszta ich drużyny zaczęła wylewać się z szatni, ubrani w koszulki i szorty. Harry co jakiś czas zerkał na drzwi. Nie mógł nic na to poradzić. Naprawdę próbował.

Zayn i Louis zawsze spóźniali się na trening. Może to była rzecz, którą fajni ludzie czuli, że muszą zrobić. Ale Harry przypuszczał, że obaj chłopcy byli rzeczywiście fizycznie i psychicznie niezdolni do pojawienia się w dowolnym miejscu na czas. Spóźniali się na egzaminy i mecze. Spóźniali się na lunch. W zeszłym roku Harry miał osobne zajęcia z Louisem i Zaynem. Zayn zawsze spóźniał na geografię. Louis zawsze spóźniał się na matematykę. Harry założył, że spóźnienie Zayna miało coś wspólnego z Liamem, ale to oczywiście nie było wymówką dla Louisa.

Ponieważ Louis zdecydowanie nie miał chłopaka.

Harry wolałby raczej umrzeć.

Nawet myślenie o tym, że Louis może się z kimś umawiać, sprawiło, że kanapka z tuńczykiem, którą zjadł na lunch, podchodziła mu do gardła.

Trener Winston stał na boisku, spoglądając na chłopców, a jego czoło zapadało się coraz głębiej w zmarszczkę, kiedy zdał sobie sprawę, że brakuje dwóch osób. I właśnie wtedy drzwi do szatni otworzyły się i na zewnątrz wyszli Zayn i Louis ubrani w piłkarskie stroje.

- Tomlinson. Malik. Spóźniliście się - wrzasnął trener Winston jak w zegarku.

- Przepraszam - powiedział Louis, unosząc ręce na znak poddania się.

- Jeśli przepraszasz, ruszaj w dupę na boisko -  przeklinanie miało sprawić, że trener wyglądał mniej pobłażliwie, niż wszyscy o nim myśleli. Zawsze był łatwy w stosunku do Louisa i Zayna, jak dotąd jego największych graczy. Louis i Zayn rzucili się do biegu w kierunku środka boiska, a Harry i być może wszyscy inni ich obserwowali. Nie można było tego nie robić. Każdy chciał być nimi albo być z nimi. Naprawdę wszyscy w szkole. Wszyscy, którzy istnieli w długotrwałej hierarchii szkoły.

Na samym szczycie był Liam i Zayn oraz ich bezduszni wyznawcy.

I Louis.

Ale Harry miał zamiar zatrzymać Louisa w jego własnej, indywidualnej kategorii. Ponieważ Louis nie był taki jak oni. Trzymał się paczki Liama z zobowiązań lub dla wygody, a nie dlatego, że naprawdę tego chciał.

W każdym razie ta trójka stanowiła domniemaną arystokrację, której nikt nie odważył się rzucić wyzwania, i pasowało to do Louisa w sposób, w jaki świecił w słońcu. Wyglądał jak członek rodziny królewskiej.

Na drugim poziomie hierarchii byli przeciętni uczniowie, tacy, którzy nie znajdowali się na żadnym końcu w spektrum popularności. Po prostu żyli, zajmując miejsce, ale nigdy nie byli gnębieni za przestrzeń, którą zajmowali. Niektórym podobało się to w ten sposób. Niektórzy bardzo się starali, aby to zmienić.

W tej sferze istniały zarówno alfy, bety, jak i omegi, chociaż omegi zwykle były bardziej krytykowane ze względu na swoją płeć z wyjątkiem Louisa i Zayna. Omegi, które nie były popularne, nie były objęte taką samą ochroną jak Louis i Zayn. Jeśli żadne inne dobro nie pochodziło ze współpracy Louisa z Liamem i jego gangiem, przynajmniej był zawsze bezpieczny.

Koniec końców Harry nie był w stanie go chronić.

Nie z miejsca, w którym istniał w hierarchii. Wraz z Niallem (choć znowu, biedny chłopak mógłby poradzić sobie lepiej, gdyby odsunął się od Harry'ego) i kilkoma innymi głupcami, Harry zajmował sam dół łańcucha pokarmowego. Jeśli Liam, Zayn i Louis cieszyli się dużą popularnością, Harry był jej całkowicie pozbawiony. W rzeczywistości na tym etapie swojej szkolnej kariery był prawie pewien, że w jakiś sposób zdobył negatywną popularność. Spadł tak nisko w drabinie społecznej, że był poza zasięgiem. I czuł się dobrze, gdy tam pozostał. Nie próbował wydostać się z wykopanego dołu. Nie próbował się wynurzyć.

Bo jeśli Harry miał być szczery, popularność, przynajmniej taka, jaką osiągnął Liam, nie wyglądała aż tak wspaniale. Wygodnie i przydatnie, tak. Ale nie świetnie. Nie tak, jak Liam sprawił by wszyscy wierzyli.

Nie oszukał Harry'ego.

- W porządku, połączcie się w pary - krzyknął trener Winston. - Dwudziestominutowe ćwiczenia.

Harry i Niall połączyli siły jak zwykle, kopiąc piłkę w tę i z powrotem między sobą, biegając w lewo i w prawo. Ćwiczyli drybling i obronę.

Wzrok Harry'ego często wędrował na drugą stronę boiska. Louis podawał piłkę między swoimi stopami w sposób, który powinien być niemożliwy, biorąc pod uwagę szybkość i zwinność, z jaką się poruszał. Przez cały czas gestykulował nieco dziko i z ożywieniem, poruszając palcami w powietrzu, a Zayn się śmiał. Harry nie miał pojęcia, jaką historię opowiada Louis, ale i tak go obserwował, w ukradkowy sposób, którego się nauczył.

Piłka nożna z Louisem była najgorsza. Spocony Louis był najgorszy. Spocony, dyszący Louis, którego zapach rozchodził się wszędzie i znalazł Harry'ego bez względu na to, gdzie był na boisku - absolutnie cholernie najgorszy.

Louis rozpłynął się w chichocie, a Harry zapomniał o piłce, którą Niall do niego kopał i patrzył.

- Jezu, Harry. On cię widzi, wiesz - powiedział Niall, kiedy go mijał, odzyskując piłkę, która potoczyła się przez niego w jego odrętwieniu.

Harry oderwał oczy. - Co?

Niall tylko potrząsnął głową i przyniósł piłkę z powrotem. Potem westchnął głośno. - Posłuchaj, Haz - powiedział. - Muszę ci coś powiedzieć, stary.

Harry uniósł brwi. - Okej... - powiedział powoli.

Niall spojrzał na Louisa, czego Harry nie przegapił. Jego żołądek podskoczył.

- O co chodzi? - Harry naciskał.

Trener Winston ponownie dmuchnął w gwizdek. Ale Harry nie spuszczał oczu z Nialla.

- Niall - powiedział.

- Ustawcie się, chłopcy - zawołał trener. Zaczął klaskać w dłonie. - Pośpiech. Podnieś stopy, Kershaw. Horan, Styles, wasza rozmowa jest ważniejsza niż ta drużyna?


Niall wyglądał przepraszająco, wzruszając ramionami. - Powiem ci później. Daj spokój.

Pobiegli więc, by dołączyć do reszty drużyny.

Później, po treningu, po tym, jak Harry'emu udało się uniknąć Liama, który przyszedł odprowadzić Zayna do domu, całkowicie oczekiwał, że Niall znajdzie czas, by powiedzieć mu to, co chciał powiedzieć. Ale Greg czekał na parkingu, ponieważ mieli jechać do Nando's zaraz po szkole i Harry pojechał by z nimi, ale obiecał mamie, że przyjedzie prosto do domu, aby dołączyć do niej w klubie książki.

- Jutro ci powiem, stary. Obiecuję - powiedział Niall, kiedy zarzucił plecak na ramię i wystartował, zostawiając Harry'ego samego.

Doszedł aż do końca parkingu, kiedy zdał sobie sprawę, że zostawił swój podręcznik do matematyki i na pewno mieli ten quiz pod koniec tygodnia, do którego musiał zacząć się uczyć. Nie mógł sobie pozwolić na coś mniej niż doskonały wynik. „Dobre oceny to droga do jaśniejszych dni". Jego mama to wymyśliła. Nie on.

Wrócił więc do budynku szkoły, a kilku uczniów wciąż wychodziło w drodze do domu. Poszedł korytarzem do swojej szafki, która znajdowała się w pobliżu frontowych drzwi, w rogu innego długiego korytarza, który prowadził do sal lekcyjnych.

Kręcił zamkiem szyfrowym, kiedy usłyszał głosy. Albo w szczególności jeden głos. Ten drugi głos mógł być kimkolwiek, a Harry nie dałby się pieprzyć w ten czy inny sposób. Jedynym, który się liczył, był wyższy ton, brzdęk z Doncaster. Jego palce zatrzymały się na zamku i odchylił głowę do tyłu tuż za ceglaną ścianą obok swojej szafki, żeby móc zajrzeć zza rogu.

I tam był. Wciąż ubrany w swój strój do ćwiczeń, Louis stał naprzeciw rzędu szafek, z których żadna nie była jego. Harry był absolutnie pewien, że numer szafki Louisa to 450, tak jak te po drugiej stronie budynku.

Nie był sam. Tuż przed nim, na tyle blisko, że Louis musiał na niego spojrzeć, był inny chłopak. Na pewno alfa. Harry był lepszy w wykrywaniu tego, niż w wieku piętnastu lat.

Nigdy wcześniej nie widział Louisa z tym chłopakiem. Nigdy wcześniej nie widział Louisa z żadnym chłopakiem, nie samemu, nie w takiej sytuacji. A chłopak będący alfą robił wielką różnicę. Byli blisko siebie. Zbyt blisko.

Louis się uśmiechał.

Harry zamierzał zwymiotować. Poważnie. Pieprzyć tę kanapkę z tuńczykiem. Nie powstrzymałby tego, gdyby musiał to oglądać znacznie dłużej. W tej chwili jego komórka zabrzmiała głośno z miejsca, w którym ściskał ją lewą ręką. Prawdopodobnie wiadomość od jego mamy z pytaniem, gdzie jest. Była jedyną osobą, która do niego pisała.

Może nie była to dokładnie ta interwencja, o którą Harry się modlił, ale zadziałała. To sprawiło, że Louis odwrócił wzrok od chłopaka i rzucił wzrok na Harry'ego. Przez chwilę po prostu patrzyli na siebie.

Alfa, który do niego mówił, nieświadomy całej sytuacji i nieświadomy obecności Harry'ego, wyciągnął rękę i położył dłoń na talii Louisa.

Louis oderwał wzrok od Harry'ego. - Przestań - powiedział cicho, odpychając się od szafki. Harry nie usłyszał odpowiedzi alfy. Postanowił wtedy odsunąć się od rogu i od własnej szafki. Chciał tylko wrócić do domu. Pieprzyć podręcznik.

I Louis-

(Harry będzie później czuł się winny, że pomyślał o tym, ale jeszcze nie.)

- Pieprzyć go też. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro