falling through shadows

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Zatrzymaj się! — krzyknął MK, biegnąc lasem ile sił w nogach — Zatrzymaj się w tej chwili! — przybrał postać pantery, by biec szybciej, jednak demon przed nim zdawał się nie przybliżyć ani trochę. Młodzieniec spojrzał w bok, by dojrzeć, jak jego mentor wskakuje na Nimbusa i wyprzedza zarówno jego, jak i tego kogo ścigał.


Demon, lub raczej demonica, zatrzymała się, kiedy Monkey King wskoczył przed nią. Spojrzała pomiędzy dwojgiem Bohaterów, marszcząc brwi. Wzmocniła uścisk jej skrzydlatych rąk, blisko jej piersi.


— Gu Huo Niao. Nie spodziewałem się spotkać ciebie w tej okolicy. — Wukong zagadnął z zadziornym uśmieszkiem.

— Nie wchodź mi w drogę Monkey King. — wysyczała, robiąc krok w tył.

— Damy ci spokój, jak tylko zostawisz tę dziewczynkę w spokoju. — Monkey King zatrzymał wzrok na małej dziewczynce, przyciśniętej mocno do piersi demonicy.

— Oh, nie, nie, nie. Nie ma szans. — zacisnęła swoje skrzydła mocniej, postępując kolejny krok w tył.

— Puszczaj ją, demonie! — MK wymierzył swój kostur w stronę demonicy, gotów by ruszyć do ataku w każdej chwili.

Niao spojrzała w bok i ukradkiem wsunęła dłoń do kieszeni. Uśmiechnęła się złowieszczo — Wybaczcie chłopcy, nie jestem zainteresowana dzieleniem się moim posiłkiem z waszą dwójką. — jej uśmiech poszerzył się, kiedy wyciągnęła z kieszeni fioletową buteleczkę i rozbiła ją szybko o ziemię tuż przed nią. W ów miejscu rozlał się cienisty portal.

MK z przerażeniem patrzył, jak demonica zatapia się w ciemności pod jej stopami wraz z płaczącą dziewczynką, ściśniętą między jej skrzydlatymi rękoma. Wukong nie zamierzał jednak stać bezczynnie, wiedział, że jeśli teraz im ucieknie, nie złapią jej już nigdy, na pewno nie na tyle szybko, by uratować dziecko. Cieniste portale, z tego co wiedział, mogły prowadzić nawet na drugi koniec świata, zatem rzucił się za demonicą od razu.

Jego następca widząc to, pobiegł za nim i oboje wskoczyli w cienie za demonicą. Monkey King zdołał złapać małą dziewczynkę za jej wyciągniętą rączkę i wyrwać ją z uchwytu Gu Hua Niao. Jego ogon szybko owinął się wokół nadgarstka MK'a, kiedy zatopili się w nieskończonej, czarnej pustce.


Światło świata zewnętrznego za nimi zniknęło.


— Monkey King?! — młody chłopak rozejrzał się w lekkiej panice, kiedy przestał widzieć cokolwiek. Dookoła niego była jedynie głęboka, bezduszna ciemność. Nie mógł nawet dostrzec czubka swojego nosa.

— Jestem tuż obok. Mam dzieciaka. — ruda małpa zapewniła, zaciskając lekko ogon na dłoni chłopaka.

— A demonica? — MK wciąż kręcił głową z lewa na prawo w wciąż lekkim dyskomforcie, nie wiedząc już nawet z której strony przybyli — Gdzie my w ogóle jesteśmy? — wciąż rozglądał się z nadzieją na dojrzenie już czegokolwiek właściwie.

— Cienisty wymiar. Ja... Ja nie do końca wiem jak on właściwie działa. Trochę mam wrażenie, jakbyśmy spadali..? — Wukong powiedział, również rozglądając się, ale skupiając się bardziej na dziwnym poczuciu spadania; lub może było to bardziej zatapiania się w czymś? - nie był wstanie tego jeszcze określić,

— My CO?! — chłopak zapytał, spoglądając, jak sądził, w dół w panice, jako, że dopiero teraz dotarło do niego że to dziwne uczucie faktycznie było poczuciem spadania. Spróbował poruszyć rękoma i nogami, jak gdyby próbował pływać, ale to ani trochę nie pomogło w pozbyciu się tego wrażenia.

— Spokojnie, MK. Tak, spadamy, ale nie uderzymy o ziemię, ani w sumie nic. — Monkey King zapewnił, przesuwając ogon na talię swojego następcy.

— Skąd możesz to wiedzieć? Dopiero co powiedziałeś, że nie wiesz jak to miejsce działa! — wytknął, łapiąc się mocno ogona swojego mentora, chcąc uspokoić się nieco.

— Owszem, powiedziałem tak, ale jednak parę rzeczy o tym miejscu słyszałem. — odnalazł ramię chłopaka i objął go ręką, by przyciągnąć go bliżej — A w kwestii Niao. Cóż, musiała się jakoś wymknąć, szczerze mówiąc nie wiem. Widziałem ją jedynie przez małą chwilę, a później zniknęła. — dodał, zastanawiając się sam co też stało się z demonicą.

— Och. W takim razie może też już stąd znikajmy. — powiedział MK spoglądając w kierunku nieśmiertelnej małpy, a przynajmniej miał nadzieję, że patrzy w dobrym kierunku.

— Taaa, co do tego. — zaśmiał się nieco zakłopotany.

— Nie masz pojęcia, jak się stąd wydostać, mam rację? —

— Ta, cienie to nie moja mocna strona. — Monkey King przyznał z cichym westchnieniem.

— Więc... utknęliśmy? — teraz, kiedy powiedział to na głos, dopiero zaczęła docierać do niego powaga tej sytuacja — CHOLERA, MY UTKNĘLIŚMY! — krzyknął w panice.

— MK, uspokój się! — Wukong poklepał go po ramieniu, chcąc zwrócić jego uwagę na siebie i dodać mu nieco otuchy — Słuchaj, znajdziemy wyjście. Ostatecznie, hej, masz ze sobą mnie. Ja zawsze daje radę wyjść cało i zdrowo z najróżniejszych sytuacji. — zapewnił nieco bardziej poważnym tonem, może nawet odrobinę dumnym.


— No tak, bo ty jesteś nieśmiertelny! — odparł chłopak.


— Ou, racja. — zaśmiał się w lekkim zakłopotaniem — Uhm, to... może przeanalizujmy dokładniej tę sytuację? — dodała małpa, starając się wyjść z jakąkolwiek inicjatywą.


— Okej. Okej. Powiedz mi wszystko co wiesz o tym cienistym wymiarze. — MK próbował zachować zimną krew i zachować się racjonalnie.


— Cóż, to taka nieskończona pustka. Super przydatna przy większych podróżach. I nie powinno się tu zostawać za długo, to miejsce trochę miesza w głowie i wzmaga senność. Słyszałem coś o tym, że chcę cię tu zatrzymać i pochłonąć cię, czy coś takiego. — Wukong zdał krótką relację wiedzy, którą posiadał w temacie.

— Tyle?! To brzmi okropnie! Zdecydowanie musimy się stąd wydostać, szybko! — chłopak ponownie spanikował, starając się dostrzec cokolwiek przy pomocy swojego wzroku prawdy.

— Hej, hej, spokojnie, to nie może być aż tak trudne. — Monkey King również rozejrzał się złotym spojrzeniem po pustce. Zmarszczył lekko brwi w skupieniu, kiedy ponownie jedyne co był w stanie zobaczyć to nieskończona ciemność — Ostatecznie przecież Macaque daje z tym sobie radę cały czas. Pewnie musimy się po prostu skupić i skoncentrować, czy coś. Nudna, monotonna technika. — prychnął z odrobiną sarkazmu w głosie.


— Cholera, już po nas. — MK rozejrzał się nieco bardziej przestraszony, kiedy jego powieki zaczęły mu ciążyć i zamykać się sennie.


_____________________________________


MK zasnął jakiś czas temu, ukołysany przez cienie. Trudno było dokładnie określić kiedy to się stało, jako że Wukong nie był w stanie określić upływu czasu w tym miejscu. Jedyna moc, jaka działała w tym miejscu i była chociaż trochę przydatna, to Złota Wizja.

Spojrzał w ciemność, starając się z całych sił również nie poddać się senności i znaleźć jakieś wyjście, ale wszystko co jak dotąd wypróbował, zawiodło.


Nie był w stanie rozerwać ciemności swoimi szponami.
Nie był w stanie spalić jej swoim spojrzeniem.
Nie był w stanie tu nawet przywołać Nimbusa.


Jedynie wzrok prawdy działał tu poprawnie i wciąż, jedyne na co się zdawał to dostrzeżenie MK'a i dziewczynki. Reszta pozostawała jedynie nieprzeniknioną ciemnością.


— Jak do cholery Macaque po prostu tu wpada i wypada ot tak? Ugh, to nie powinno być tak trudne! — przeklął pod nosem "On sprawia że to wygląda tak prosto..." nadął policzki w zirytowaniu.

Wukong ponownie rozejrzał się. Przytulił dwójkę do siebie mocniej, jak gdyby w każdej chwili, ktoś miał wyciągnąć ręce z tej głębokiej ciemności i wyrwać ich z jego objęć.

"Pamiętam, jak kiedyś powiedział, że lubi tu przebywać." poczuł jak zanurzają się jedynie głębiej " Dziwak." zirytowane westchnienie opuściło jego usta, a jego ogon zamachnął się w niepokoju z lewa na prawo.


"Chwila..."


Monkey King zamrugał parę razy patrząc przed siebie z tępym wyrazem twarzy, jak gdyby jego mózg się dopiero ładował. Było coś w jego własnych myślach, co zadzwoniło w jego głowie i zaświeciło metaforyczną żaróweczkę nad jego głową. Pomysł wyrosną i wypuścił niewielkie pączki nadziei na wspomnienie jednego imienia.


"Macaque!" prawie zaświergotał w ekscytacji "Racja, dlaczego dopiero teraz o tym pomyślałem! On na pewno jest w stanie mnie usłyszeć!"


Nawet nie zauważył, że zaczął się lekko uśmiechać. Jego oczy zaświeciły się, wesoło pobłyskują w tej ciemności, a jego ogon uniósł się, zdając się teraz jedynie komfortowo machać końcówką.


— Macaque! —


Monkey King krzyknął w pustkę. Czekał parę chwil z wręcz dziecinną ekscytacją. Rozglądając się na nowo odbudowaną nadzieją. Ale czas mijał, a nikt nie przybył.


— Macaque! —


Kolejny krzyk jest mniej podekscytowany, ale nadzieja wciąż trzyma się jego złotych oczu i odmawia zniknięcia.


— Maaaaaaaaaacaaaaaaaaque! —


Próbuje krzyczeć głośniej, jeśli to w ogóle możliwe, lub jak gdyby miało to stanowić jakąkolwiek różnicę dla czarno futrzastej, demonicznej małpy.


— Macaque no weź! Wiem, że mnie słyszysz! — jego wyraz twarzy nieco sposępniał, zmarszczył brwi — Macaque! Chodź tu w tej chwili! — jego ton brzmiał teraz jak rozkaz. Wukong wolał myśleć, że to przez narastającą złość, a nie desperację.


Znów czekał parę chwil.


— Liu' Er?! —


Wychodziło na to, że użycie tej wersji jego imienia również zawiodło.


— Liu' Er MIHOU?! Nie żartuję! —


Wciąż.


Nikt nie przybył.


Jednak wciąż spróbował jeszcze parę razy. Krzycząc w nieskończoną ciemność. Jego gardło zdawało się zaschnąć, jakiś czas temu, a jego głos powoli umierał. Czuł się tak beznadziejnie i... sennie.


"Racja. Nawet jeśli Macaque mnie usłyszy... dlaczego miałby przyjść z pomocą..."


Dotarło do niego i przytulił dzieciaki mocniej do swojej piersi. Nie może ich zawieść. Nie może... ale dlaczego jego ciało tak wiotczeje, a powieki są tak ciężkie?


— Moonlight, proszę... — wyszeptał.


Naprawdę stracił już resztki nadziei. Spojrzał ze zmartwieniem na MK'a. musiał wydostać ich jakoś z tego miejsca, ale nie miał już więcej pomysłów... Poczuł się tak słaby i zagubiony. Wtedy jego oczy zauważyły z początku niewielki błysk ciemnofioletowego blasku tuż przed nim.


— Przybyłeś! — powiedział z na nowo ożywioną ekscytacją. Rozpromieniając się momentalnie.

Macaque był tam, tuż przed nim. Unosząc się w pustce, a jego oczy emanowały lekkim światłem pośród tej ciemności. Wypełniło to Wukonga pewną ulgą.


— Cóż, wołałeś mnie tak długo, że przestało to być zabawne. — mruknął — Więc postanowiłem sprawdzić, co się stało i, och, to całkiem intrygująca sytuacja. — czarno futrzasta małpa powiedziała z nonszalancją w głosie.

— Opowiem później. Najpierw nas stąd zabierz. — Monkey King pośpieszył.


— A, a, a ~. Kto powiedział, że przyszedłem pomóc? Przyszedłem cię uciszyć, bo nie dawałeś mi spać. — poprawił go z obrzydliwym wyszczerzem, widocznie zadowolony obserwując wyraz twarzy Mędrca.

— Macaque! —

— Chyba nie myślałeś naprawdę, że z czymkolwiek ci pomogę, Peaches, nie? — sarkazm był prawie namacalny w jego głosie. Zmierzył wzrokiem z góry na dół rozmówcę z zadziornym uśmieszkiem na ustach,

— Ja- — Monkey King zaniemówił. Racja. Dlaczego miał nadzieję, że druga małpa jakkolwiek mu pomoże? Dlaczego Macaque miałby mu pomóc?


— O ho ho ho, to tak cudowne~ ty naprawdę tak myślałeś~. — wyśmiał.

— Macaque no weź, nie bądź taki. To nie jest zabawne, kumplu. — Wukong próbował zabrzmieć lekko i przybrać spokojną postawę, ale dla drugiego było jasne jak słońce, że uśmiech na ustach rdzawo futrzastej małpy był sztuczny.

— Oh, dla mnie jest super zabawne. —


— Macaque. — teraz jego głos zabrzmiał poważniej, a sztuczny grymas zniknął z jego ust.

— Wukong. — Macaque zakpił, naśladując wyraz twarzy i ton małpiego króla prawie perfekcyjnie.


— Ugh. Przestać zachowywać się, jak dzieciak i po prostu nas stąd zabierz. — Wukong skrzywił się poirytowany, to naprawdę nie był czas na ich potyczki.

Ja zachowuje się jak dzieciak? To nie ja wpakowałem ciebie w to bagno. Nie dam ci tak sobą zarządzać — prychnął, krzyżując ręce na piersi.

— Możemy tego teraz nie zaczynać? — przewrócił oczyma i och, teraz Macaque był już poważnie wkurzony.

— Pierdol się Wukong. — jego język aż ociekał jadem — Myślisz sobie, że skoro nie jesteśmy już wrogami, to znów się przyjaźnimy? Że rzucę wszystko i ruszę ci na pomoc, tylko dlatego, że ty mnie zawołasz? — jego ton był coraz głośniejszy, a wściekłość jedynie w nim wzrastała.

— Macaque to naprawdę nie czas na... to. — Wukong jęknął z wyraźnym niezadowoleniem, ale już nieco mniej pewien, czy wdawanie się w bójkę z Wojownikiem w tych okolicznościach to aby na pewno dobry pomysł.

—Och nie, nie, to idealny czas na to. — zakpił — Spójrz tylko na siebie, błagającego o moją pomoc, ze wszystkich istot. Nie widzisz w tym ironii? — sarkastyczny uśmiech pośród ciemności wyglądał znacznie groźniej i dopiero teraz Wukong doszedł do wniosku, że zdecydowanie nie powinien był podejmować się tej kłótni.

— Więc to tak. — Monkey King zmarszczył brwi — Chcesz swojej zemsty? Dobrze, niech będzie po twojemu. Zostaw mnie tu, jakoś sam sobie poradzę, lub przepadnę na zawsze. — zapewnił, nie do końca pewien, kogo próbował oszukać — Ale weź chociaż MK'a i dziewczynkę. Są coraz chłodniejsi i muszą wrócić do domu. Oni nic ci nie zrobili Macaque... To moja wina, ale nie każ im za mnie płacić. — powiedział przez zaciśnięte zęby, ale zmartwienie i poczucie winy zdecydowanie były szczere.

— Tsh. Ta, ta, wiem. — mruknął i chwycił dzieciaki, zabierając ich od drugiej małpy — Sprawdzę jak ci idzie później, żeby być świadkiem twojego niepowodzenia. — dodał z kpiną, znikając z Cienistego wymiaru, pozostawiając Wukonga samego w tej bezkresnej pustce.


— ...Dziękuję Macaque. — Monkey King wyszeptał, mimo wszystko wdzięczny, za to, że dzieciaki były teraz bezpieczne. On jakoś się wydostanie, ostatecznie to On był Wielkim Mędrcem Równym Niebu, Przystojnym Małpim Królem, po wielokroć nieśmiertelnym, więc i tak nie mógł tu umrzeć.


____________________________________


— Macaque. — głos MK'a wciąż był senny, kiedy skonfrontował wspomnianą małpę w kuchni niewielkiego apartamentu nad dojo. Chłopak dopiero co się obudził i odnalazł czarno futrzastego, rozpoznając jego mieszkanie.

— Hej-a kolego. Jak się czujesz? — zapytał, podając mu kubek ciepłej herbaty, którą przed chwilą zrobił.

— Uhm... chyba dobrze. — przyjął kubek i spojrzał na jego zawartość. Macaque odwrócił się z powrotem do blatu, kontynuując cokolwiek wcześniej robił. Następca Wukonga jedynie dał radę wychwycić, że miało to bladoróżowy kolor i pachniało dość słodko.

— Świetnie. Nie wiem gdzie mieszka ta mała, więęęęc- Ta, możesz ją zabrać do domu? — czarno futrzasty powiedział spokojnie, wskazując w kierunku niewielkiego gniazdka, które zrobił na szybko na starym fotelu, w którym spała spokojnie mała dziewczynka. Na ścianie obok pojawił się cienisty portal — Możesz przez niego przejść, wyślę was gdziekolwiek chcesz. — poinformował.

— Jesteś pewien? Nie chcę tam znów utknąć. — MK wzdrygnął się na wspomnienie zimnej ciemności, nie do końca przekonany pomysłem wchodzenia do tej pustki ponownie.

— Tak, tak, wiem co robię młody. W tym możesz mi zaufać, cienie to ostatecznie moja działka, pamiętasz? — Macaque zaśmiał się lekko, odwracając od kuchenki.

— Racja. — odrobinę go to uspokoiło i wziął dziewczynkę ostrożnie w ramiona, ale nim przez niego przeszedł, odwrócił się jeszcze do czarno futrzastej małpy — Och, uhm, a gdzie właściwie jest Monkey King? — zapytał zakłopotany

— Chciał sam spróbować się wydostać. — Macaque nawet nie próbował ukryć oczywistego kłamstwa w swojej kwestii.

— Macaque! Jak mogłeś go tam zostawić?! — MK spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Spokojnie, młody. Chcę się tylko trochę z nim podroczyć. — widząc nie-przekonanie w oczach rozmówcy, dodał jeszcze — Naprawdę. Wyciągnę go od razu, jak mnie zawoła. —

— A jeśli cię nie zawoła? Jest cholernie uparty, wiesz to. — wciąż nie był przekonany, cóż, miał do tego podstawy ostatecznie.

— Wiem, wiem. Sprawdzę co z nim za jakiś czas. — machnął na to lekceważąco dłonią.

— Macaque proszę, wiem że wciąż jesteś na niego zły za... cokolwiek się stało między wami w przeszłości... ale to nie jest sposób, by to rozwiązać. — chłopak był nieustępliwy. Patrzył na małpkę, łapiąc kontakt wzrokowy, który szybko przerodził się w pojedynek na spojrzenia.

Macaque próbował przybrać obojętną postawę i grać niewzruszonego bólem ukrytym w oczach MK'a, ale z mającymi sekundami stawało się to coraz trudniejsze. Mimo wszystko wiedział, że dzieciak ma rację i Wukong był zbyt uparty i dumny, by zawołać go po tym wszystkim.


Jednak wciąż miał nadzieję na ponowne usłyszenie starego przezwiska.


Sześciouchy był pierwszym, który przerwał kontakt wzrokowy z głośnym westchnieniem, zabarwionym dramatyczną wręcz irytacją.

— Eh, nie dasz mi nawet trochę się zabawić, co? — poddańcze westchnienie opuściło jego usta.

— To nie jest zabawa Macaque. — chłopak upomniał go ponownie.

— Okej, okej, wygrałeś. Idź do domu, ja skoczę po tego brzoskwinio-żernego-idiotę. — przeciągnął się lekko, kiedy chłopak zniknął w cieniu prowadzącym do jego domu z dziewczynką na rękach, rzucając Macaque'owi ostatnie, prawie błagalne spojrzenie.


____________________________________


Wukong wypuścił powietrze głośno, zamykając oczy i próbując się uspokoić. To nie może być takie trudne. Wydostawał się już z dziwniejszych i/lub trudniejszych do wydostania się miejsc. Wydostał się z Diyu na bogów!

Otworzył oczy i rozejrzał się po raz n-ty po pustce używając swojej Złotej wizji.

Wciąż nic.

Nieskończona ciemność.

Zimna i gęsta, niczym głębiny oceanu.
Wspominał już, że fatalnie idzie mu pływanie? Cóż, tak było.

Wukong przytulił samego siebie i poruszył rękoma w górę i w dół szybko w poszukiwaniu już najmniejszego ciepła. Ale niewiele to dało. Ta pustka skutecznie wysysała z niego całego jego.


Robiło się zimniej, czy tylko miał takie wrażenie?


— Uspokój się Wukong. To nie najgorsze miejsce w jakim zdarzyło ci się utknąć. — Cóż, góra zdecydowanie była trudniejsza do wydostania się, co do tego był pewien, ale wtedy przynajmniej widział niebo, mógł obserwować naturę i zwierzęta... Teraz była jedynie pustka. Niezbyt napawający nadzieją widok.


— Nawet nie zauważysz, kiedy się stąd wydostaniesz. — zapewniał sam siebie.


— Skoro Macaque może to zrobić, to ty też! — dodał głośniej, jak gdyby chcąc, by tak kwestia zagłuszyła wszelkie jego wątpliwości.


— Dokładnie! Czy to on jest Wielkim Mędrcem Równym Niebu? Nie, to ty! —


Te słowa podbudowały jego pewność na tyle, by podjąć się kolejnej próbie. Skupił się na otoczeniu i spróbował zwizualizować sobie portal. Dziurę w tej ciemności, która powiększa się i łączy z ludzkim światem. Jednak wciąż nic się nie stało.


Spróbował ponownie.


I kolejny raz.


Kolejny. Kolejny. Kolejny.


Nic.


Nie stało się kompletnie nic. Nie pojawiła się nawet najmniejsza iskierka.


— Cholera! Cholera! Cholera! —


Teraz panika stała się widoczna i przestał ją maskować. Jego ogon zacisnął się wokół jego nogi, a jego dłonie zaczęły się trząść.

Rozejrzał się szybko ze zdesperowanym spojrzeniem, błagając o... coś. Na tym etapie już po prostu cokolwiek.


Nic.


Jak gdyby Ciemność napawała się jego niedolą. Deptając resztki jego nadziei z obrzydliwą satysfakcją.


Rzeczywistość uderzyła go w twarz.


— Nie dam rady... —


Powoli zwinął się w kłębek czując się tak beznadziejny i słaby. Wrażenie spadania było obrzydliwe, a całe jego ciało wręcz świerzbiło od tego.


Zupełnie jakby Ciemność próbowała wedrzeć się pod jego skórę i dostać do jego środka; wypełnić go w każdy możliwy sposób.


Ohyda.


Chciał zwymiotować.


Chciał zetrzeć własną skórę i odrywać mięso od kości.


Zrobić cokolwiek byleby pozbyć się tego plugawego uczucia.


Pokonany przez tą bezkresną ciemność, zaczął płakać. Głośny ryk opuścił jego gardło. Złość i panika zmieszały się w ciężkim dźwięku, który nie chciał zginąć. Jak gdyby Ciemność kpiła z jego bólu, pozwalając tej tragicznej melodii dręczyć go dłuższą chwilę.

Wukong nie był w stanie stwierdzić, czy odbijała się echem po pustce, czy może ten odgłos dręczył go jedynie w jego głowie.


Patrząc pusto przed siebie, łzy zaczęły spływać po jego policzkach już bezdźwięcznie. Jego ciało zaczęło się lekko trząść, a umysł powoli przestawał rejestrować cokolwiek.


Nie był w stanie już stwierdzić, czy wciąż spada, przestał odczuwać wszystko poza wszechobecnym chłodem.


Nie wiedział ile już tak trwał.

Ile zajmie, nim Ciemność pochłonie go całkiem.

W pewnym momencie poczuł jak depersonalizuje się od samego siebie.


I to co pozostało to ciemność i chłód.


Nie było tam niczego.

A on czuł, że on też jest niczym.


Ciemność pochłonęła jego ciało i zatruła jego umysł.


Nie zareagował w najmniejszy sposób, kiedy z ciemnofioletowego przebłysku wyłonił się Macaque. Ciemno futrzasty zaśmiał się mrocznie, unosząc się przed nim z drwiącym wyrazem twarzy.

— Więc jak się... trzymasz? — jego uśmiech opadł nieco, a niepewność zaczęła się wkradać na tyły jego umysłu, kiedy drugi go zignorował — Uhm, kolego..? — zagadnął, maskując zmartwienie za niewzruszonym wyrazem twarzy, ale ponownie nie uzyskał żadnej odpowiedzi — Uhm... wszystko w porządku? — teraz naprawdę zaczynał się martwić, bo rdzawo futrzasty nawet raz na niego nie spojrzał —Hej, Wukong? — zbliżył się, acz wciąż niepewnie, zastanawiając się czy drugi sobie z nim tylko nie pogrywa. Ale... Wukong nigdy nie był dobrym aktorem. —Wukong. — w końcu złapał drugą małpę za ramiona — Sun Wukong! — potrząsnął nim, jego głos nieco nazbyt zdesperowany, ale nie potrafił się tym teraz przejmować.

— Moonlight... — złote oczy w końcu zdały się nabrać nieco życia i rozchmurzyć się nieznacznie. Macaque wzdrygnął się nieco, zaskoczony po raz kolejny dawnym przezwiskiem, ale odczuł też pewnego rodzaju ulgę.


— W końcu. Dlaczego- — nie dokończył, kiedy silne ramiona owinęły się wokół niego w ciągu zaledwie paru sekund. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że nie była to próba uduszenia go, a jedynie mocny uścisk. Pełen desperacji uścisk. Drżące dłonie zaciskały się na tyle jego szaty. Twarz schowała się w jego klatce głęboko. Drżący, nierówny oddech i przyspieszone bicie serca wypełniały pustkę.

Macaque był zaskoczony, lekko mówiąc. Wukong nigdy nie bał się ciemności, z tego co pamiętał... Może było tu coś innego, co doprowadziło go do tego stanu? Nieco poruszył się, chcąc się lepiej ułożyć; mieć lepszy widok na drugą małpę. Nagle uścisk Monkey King'a przybrał na sile.


— Nie! Nie idź, proszę! — Wukong krzyknął w materiał szalika — Proszę, Moonlight, nie zostawiaj mnie tu! Proszę, proszę, tak strasznie przepraszam! Ja- Ja nie jestem w stanie sam się wydostać! Czuję- czuję jakbym się topił i nie mogę się wydostać. Nie chcę zostawać tu sam... — jego szloch był tak zdesperowany i brzmiał tak niewłaściwie w uszach Macaque'a — Proszę, boję się. —


Ostatni raz kiedy Wukong był tak szczery z Macaque'iem był jeszcze, kiedy oboje żyli razem, wieki temu...


— Cholera, ty... ty się naprawdę boisz. — powiedział, wciąż jeszcze w szoku, z niedowierzaniem patrząc na trzęsące się ciało schowane w jego objęciach — Shhh, nie ma się czego bać. Prze- Przepraszam, nie powinienem był cię tu zostawiać... Nie wiem co sobie myślałem, naprawdę przepraszam. — objął go mocniej, chcąc dodać mu nieco otuchy i uspokoić go ciepłym tonem.

Wukong pokręcił głową, wciąż skrywając twarz w czerwonym szaliku Macaque'a, trzymając się go, jak gdyby zależało od tego jego życie. Było źle, Macaque wziął głęboki oddech. Musiał teraz odłożyć całą złość i pokusę do podręczenia króla na bok. Chciał uspokoić swoje Słońce.


— Hej, Wukong, spójrz na mnie. — zaczął powoli — Do alej, wszystko będzie w porządku, obiecuję. — zapewnił, prowadząc Wukonga swoją dłonią, w którą delikatnie ujął jego policzek — Widzisz? Jest okej. Wszystko jest w porządku. Nie ma się czego bać. — kontynuował wywód, przyciągając swoim głosem uwagę rdzawej małpy — Nie boisz się chyba własnego cienia, czyż nie~? — zapytał z łagodnym uśmiechem.

Wukong powoli pokręcił głową. Łzy zatrzymały się w szklano-czerwonych oczach,

— No i to moja dzielna małpka. — pochwalił Macaque, czule głaszcząc jego policzek kciukiem. Jego serce ścisnęło się, kiedy Wukong wręcz stopił się pod jego dotykiem — Co się stało Sunshine? — zapytał łagodnie, rudo futrzasty wtulił się bardziej w jego dłoń, słysząc dawne przezwisko — Nie przypominał sobie, byś bał się wcześniej ciemności. — zagadnął, chcąc zrozumieć w czym dokładnie tkwi problem

Monkey King odwrócił wzrok, nieco speszony i wciąż niepewien, czy drugi nie zostawi go tu znowu. Trochę zajęło mu pozbieranie myśli, kiedy jego własny umysł zdawał się teraz na niego krzyczeć. Ale Macaque cierpliwie czekał, dając mu tyle czasu ile było potrzebne.


— To nie tak... — zaczął cicho, ale dla Sześciouchego głośność nie była przeszkodą — Ja... Po prostu... Kiedyś, byłem zawsze pewien, że przyjdziesz po mnie w każdym cieniu... Ale teraz- Ja nie jestem już... tego pewien. I to straszne być samemu, zwłaszcza tutaj. — wyznał, zawstydzony, odwracając wzrok, zbyt przerażony, by spojrzeć rozmówcy w oczy.


To było tak dziwne, czuł się zbyt bezbronny, by czuć się komfortowo, ale jednocześnie zbyt komfortowo, by przestać być tak bezbronnym.


— Och. Jesteś starszym głuptasem Wukong. — Macaque zmusił go, by spojrzał na niego, ale ku zaskoczeniu Monkey King'a, nie ujrzał sarkastycznego uśmieszku, rozbawienia, czy nawet pożałowania. Było jedynie zmartwione spojrzenie i łagodny uśmiech — Wcześniej chciałem się jedynie podroczyć. Przyszedłbym, kiedy tylko byś mnie zawołał. — zapewnił.


Och. Monkey King poczuł jak cały jego świat się sypie. On nie powinien się patrzyć na niego w ten sposób. Jakby mu zależało; jakby martwił się; jakby Wukong wciąż coś dla niego znaczył. Nie zasługiwał na to. Nie zasługiwał na tą delikatność i czułość.


— Ale- — nie dane mu jest dokończyć.

— Żadnych ale. Przyszedłbym. I jestem tu teraz. —

— Ale nie powinieneś... — dokończył mimo wszystko.


— Co? — teraz to Macaque był skołowany.


— Nie powinieneś przychodzić, kiedy zawołam... Ja-

Ja cię skrzywdziłem.

Ja cię oślepiłem.

JA CIĘ ZABIŁEM.

Ja- Ja powinienem to jakoś odpokutować... — Wukong zaczął wyrywać się z uścisku — Powinienem zostać ukarany... Nawet jeśli mi się to nie podoba... Nawet jeśli się boję... Muszę jakoś zapłacić.— mamrotał, ponownie zaczynając się trząść.

— O czym ty gadasz? Chciałem tylko trochę się z tobą podroczyć. To nie miała być kara. — niezrozumienie sytuacji jedynie w nim wzrosło, kiedy przyglądał się drugiemu.

— Ale zasłużyłem sobie na- — ponownie zostało mu przerwane, nim skończył myśl.

— Nie, nie zasłużyłeś sobie. — jego głos był ostry i Macaque mocno przyciągnął Wukonga z powrotem w swoje ramiona, patrząc głęboko w roztrzaskane, płynne Złoto — Za bardzo się nad tym głowisz, a myślenie to nie twoja najmocniejsza strona. — powiedział, lekko pstrykając go palcami w czoło.


Jednak to jakoś uspokoiło Kamienną Małpę, przynajmniej trochę. Nie na tyle by zakończyć jego obsesyjne myślenie i beznadziejne samopoczucie, ale wystarczająco, by zebrał się na odpowiedź w nieco zgryźliwszym tonie.


— Jesteś wredny. — Wukong mruknął, nadymając policzki. Jednak jego dłonie wciąż nieco drżały, więc objął się nimi i wbił pazury we własne ramiona, byleby jakoś powstrzymać je od tego drżenia.

— Ta, i wyciągam cię stąd. — mocno chwycił jego dłonie w swoje, powstrzymując Wukonga przed dalszym robieniem sobie krzywdy.

Poczuli jak grawitacja ciągnie ich do boku i już po chwili upadli na miękką kanapę. Wukong musiał lekko zmrużyć powieki w reakcji na nagle wszechobecną jasność, rozglądając się instynktownie, w końcu poza tą oślepiającą ciemnością.


— Gdzie MK i dziewczynka? — oczywiście, że to pierwsze, o co zapytał.

— Przeniosłem ich koło domu Mk'a, kiedy wstali. — Macaque podniósł się stosunkowo szybko z kanapy, kończąc tym samym ich uścisk. Spojrzał gdzieś w bok.

— Czy wszystko- —

— Wszystko z nimi w porządku. Cienisty wymiar po prostu nieco cię usypia i może odrobinę miesza w głowach, ale to wszystko. — zapewnił i zarzucił Wukong'owi na ramiona koc, poprawiając go dla większego komfortu — Zaczekaj tu. Będę z powrotem do pięciu minut. — zapadł się w cieniach pod sobą, nie czekając na najmniejszą odpowiedź, pozostawiając Króla ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.


Wyskoczył z cienia w kuchni. Wziął głęboki oddech i przygotował dwa kubki zielonej herbaty. Do jednego z nich dolał brzoskwiniowego syropu, który przygotował wcześniej, a do drugiego niewielką kostkę obranego imbiru. Postanowił też pokroić trochę owoców do miski, głównie brzoskwiń. Komfortowy posiłek po ataku paniki powinien być dobry, nie?- Przynajmniej miał taką nadzieję, bo nie był za dobry w pocieszaniu innych, a jeszcze z ich wspólną historią, wciąż pozostawał nie do końca przychylnie nastawiony. Sobie zgarnął jedynie jednego banana.

"Ugh, Wukong, po prostu musiałeś na mnie spojrzeć w taki sposób, nie?" fuknął pod nosem, przeklinając nieco, nim wziął kolejny głęboki oddech i uspokoił się przed przeniesieniem przez cienie z powrotem do pokoju gościnnego.

Zmierzył wzrokiem małpę otuloną szczelnie kocem. Monkey King wciąż trząsł się, a jego złote oczy były nieco nieobecne. Położył kubki na niewielkim, drewnianym stoliku i podał rdzawo futrzastej małpie białą miseczkę. Wukong wzdrygnął się lekko, spoglądając na Macaque'a, widocznie zaskoczony ponownym pojawieniem się Sześciouchego. Wziął ostrożnie w dłonie miseczkę i spojrzał na owoce.


— Jedz. — powiedział, siadając obok, obierając banana i biorąc gryza. Od czasu do czasu spoglądał na Wukonga, który wpatrywał się tępo w kawałki brzoskwini. Ale nim zdążył skarcić go za niejedzenie i zagrozić, że zaraz go sam zacznie karmić, ten uniósł na niego wzrok i zadał pytanie.


— Dlaczego? —


— Co dlaczego? — uniósł brew kończąc swojego banana.

— Dlaczego po mnie wróciłeś? — sprecyzował, wracając wzrokiem do owoców. Bawił się kosmykiem swojego futra między palcami.


— Bo zawołałeś mnie. — stwierdził, zaczynając przeżuwać skórkę z banana.


— Nie prawda. Gadałem do siebie i- —

Wcześniej. — uciął mu — To wystarczyło. Chciałem się jedynie chwilę podroczyć. Al potem się zdenerwowałem, bo byłeś tak cholernie pewien, że po ciebie przyjdę, jak byśmy znowu byli przyjaciółmi. I to zabolało, bo taka jest prawda. I ja... Ja poczułem się zagubiony, pomyślałem, że zachowuję się jakby wszystko było między nami w porządku, kiedy tak nie jest. Przynajmniej jeszcze nie. Więc chciałem się nieco zdystansować, ale naprawdę nie chciałem cię tak wystraszyć. — wyznał, patrząc w dół na własne dłonie — Przepraszam.. — dodał, unosząc wzrok na rozmówcę.


— W porządku... Wiem, że jeszcze daleka droga nim zasłużę sobie na twoje przebaczenie. — poprawił koc na swoich ramionach — Że wciąż nie jest między nami okej. Nie powinienem był być tak pewien, że mi pomożesz. — w końcu wziął kawałek brzoskwinie i zjadł go — Ale naprawdę jestem wdzięczny, że jednak przyszedłeś. — dodał, łapiąc kontakt wzrokowy z drugim.

Oboje uśmiechnęli się łagodnie, nieco niepewnie i nastał moment ciszy. Jednak nie była ona tak niekomfortowa, jak można by zakładać. Wukong po prostu kontynuował pałaszowanie brzoskwinek, powoli uspokajając się w miękkości starej kanapy i otoczony ciepłem kocyka.


Nigdy by nie przyznał, że zapach bananów i mango tak go odpręża.


— Będąc z tobą szczerym, właściwie ucieszyłem się, kiedy mnie zawołałeś. — Macaque przełamał ciszę, jako pierwszy, bawiąc się nieco palcami — Naprawdę nie zaplanowałem... tego. —

— W porządku. Trochę sobie zasłużyłem. — zaśmiał się cicho Wukong, ogon ułożył po boku w spokoju.

— Może troszeczkę. — skomentował nieco sarkastycznie Sześciouchy.


Tym razem oboje lekko zachichotali.


— Jak może ci się tam podobać? — Monkey King zagadnął zaciekawiony, odstawiając na bok już na bok pustą miseczkę — Dziwak z ciebie. — dodał zaczepnie.

— Cóż, jest tam cicho. I spokojnie. — czarno futrzasty wzruszył lekko ramionami.


— Ale... nie jest ci tam samotnie? —


To pytanie nieco zbiło Macaque'a z tropu. Chwilę zastanowił się więc przed odpowiedzią.

— ... Właściwie, to miałem na to kiedyś sposób. — wyjawił i uśmiechnął się lekko pod nosem. Długi, czarny ogon machał za nim, niczym fale spokojnego morza.

Słucham. — odpowiedział sugestywnie, ciekawskie, złote oczy wyciągnęły z Szesiouchego lekko nerwowy śmiech. Przez parę chwil ponownie nastała cisza, ale widząc z jaką ciekawością i zainteresowaniem patrzył na niego rozmówca, poddał się.


— Kiedy byliśmy młodzi, — zaczął, patrząc gdzieś w bok, ale na nic konkretnego — i byłem tam, miałem w zwyczaju otwierać niewielki portal, — zamachnął dłońmi, tworząc niewielki, cienisty portal w powstałej między jego dłońmi przestrzeni — by móc spoglądać przez twój cień. — uśmiechnął się nostalgicznie, słysząc stary śmiech jego i jego najlepszego przyjaciela — W ten sposób nigdy nie czułem się samotny. — odgłosy beztroskiej przeszłości zalały jego uszy, ale nie przeszkadzało mu to.


Och.

Och.


Teraz to wszystko zdawało się układać w umyśle Wukonga. Lekko zarumienił się, spoglądając na Sześciouchego w szoku. Przed jego oczami przeleciały wszystkie obrazy przeszłości, na których zdarzyło mu się złapać kątem oka jakiś cień postaci, kiedy czuł, że coś, lub raczej ktoś mu się przygląda. Teraz widząc, co tak naprawdę kryło się w tych wszystkich momentach. Dziwne ciepło wypełniło jego serce i zrodziło się kolejne pytanie.


— Czy... dalej tak robisz? — zapytał niepewnie — W sensie, czaisz się w moim cieniu. — wyjaśnił prędko.


— Nie. — odpowiedział, nieco spięty — Nie. — powtórzył pewniej, bo sekundzie.


— Racja... — Wukong odwrócił wzrok, nieco speszony, podkulając swój ogon — Mogłem się domyślić. —


— Właściwie... — widząc reakcję Króla, Macaque wziął głęboki oddech i przybrał sztucznie komfortową pozę, kontynuując swój wywód — Skłamałem. Zrobiłem tak parę razy. — oznajmił, starając się nie wyglądać na wyraźnie zawstydzonego — Kiedy trenowałeś z MK'em, albo czyściłeś futro z innymi małpkami. Byłem z tobą parę razy, w twoim cieniu znaczy się. — przyznał, jego ton ledwo można było nazwać szeptem. Wukong w tym momencie dałby wszystko by mieć sześć uszu , jak Cień, tylko by móc usłyszeć te słowa lepiej, bardziej.


Spojrzał na cienistą małpę w niemym szoku. Jego oczy rozszerzyły się, a serce przyspieszyło.


— Wiem, że nie powinienem... — wymamrotał Sześciouchy, drapiąc się lekko po karku.

— Nie. — Bohater wtrącił się szybko — Nie mam nic przeciwko. — dodał.

Wojownik spojrzał na niego zaskoczony, teraz on pozostał bez słowa. Spotkał złote oczy i jego wzrok złagodniał nieco; te oczy zdradziły mu więcej, niż ich serca mogły teraz wyrazić słowami. Czarny ogon splątał się powoli z tym rudym i oboje uśmiechnęli się lekko.


— Heh, więc, uhm... Powiesz jak właściwie znaleźliście się w tamtej sytuacji? — Macaque zagadnął po kolejnej chwili, chcąc przerwać na nowo narastającą ciszą. Nie żeby była szczególnie niekomfortowa, wręcz przeciwnie, zwykłe siedzenie przy dawnym przyjacielu bez najmniejszego słowa, było zaskakująco przyjemne. Jednak ciekawość nie dawała mu spokoju i pchała go do rozmowy.


Jeśli tęsknił za zwykłymi rozmowami z Wukongiem, nie przyznałby tego na głos.


— Och! — Monkey King ożywił się widocznie, odwracając wzrok z lekkim, brzoskwinkowym rumieńcem — Cóż, MK i ja goniliśmy pewną demonicę, Gu Huo Niao. Porwała tamtą, małą dziewczynkę i zamierzała ją zjeść! — podniósł nieco głos, gestykulując sporo — Więc oczywiście nie mogliśmy do tego dopuścić. —


— Oczywiście. — powtórzył za rudą małpą z krótkim chichotem.


— Ale ona miała jakąś miksturę w buteleczce. Rozbiła ją pod sobą i wtedy pojawił się cienisty portal. I cóż, oczywiście skoczył za nią, a MK za mną. — wyjaśnił — Udało mi się wyrwać z rak Niao dziewczynkę, ale Niao udało się uciec i zniknąć gdzieś w ciemności, kiedy ja, MK i dziewczynka utknęliśmy tam. — zakończył, ostatecznie reszta była dobrze znana Cieniowi i nie wymagała dalszego opowiadania.

— Faktycznie, można robić eliksiry portalowe. — przyznał Macaque , marszcząc nieco brwi — Ale są one raczej biletem w jedną stronę, jeśli nie jesteś jakimś gatunkiem cienistego demona. Możesz wejść w Cienisty wymiar dzięki eliksirowi, ale nie dasz rady się z jego pomocą wydostać. — wyjawił — Jeśli nie urodziłeś się z połączeniem z Ciemnością, musisz takowe stworzyć. — dodał, zastanawiając się nad czymś, pod zaciekawionym spojrzeniem oczu Monkey King'a.


— Cóż, tak czy inaczej, dziękuję jeszcze raz za to, że zabrałeś dzieciaki wtedy i za to, że po mnie wróciłeś... — wyznał szczerze Wukong — Naprawdę jestem wdzięczny. —


— Nie ma problemu. Postaram się już z tobą nie droczyć następnym razem. — zapewnił — Tak długo jak nie popchniesz mnie na skraj mojej wytrzymałości. — dodał z szerokim, sarkastycznym uśmieszkiem.


— To będzie trudne. — odgryzł się, naśladując wyszczerz drugiego.


— Więc potraktuj to, jak wyznanie, O Wielki Mędrcze~. — lekki sarkazm okazał się być całkiem przyjemny. Zbliżyli się do siebie, szczególnie nie zwracając na to większej uwagi.


— Brzmi świetnie~. — Wukong prawie wymruczał te słowa.


Teraz oboje patrzyli sobie głęboko w oczy, a szerokie uśmiechy rozciągały ich usta. Małe zawody w patrzeniu tuż przed tym jak zgodnie wybuchneli radosnym śmiechem, padając plecami na kanapę. Ich serca wypełniło ciepło, och ależ oni nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo brakowało im takiego dogryzania sobie nawzajem, aż do teraz.


— Okej, okej, będę się już zbierał. — Wukong powiedział podnosząc się, słoneczny wyraz twarzy zapowiadał się pozostać tam na długo.


— Ta, lepiej daj znać dzieciakowi, pewnie się martwi, że cię tam jednak zostawiłem. — Macaque również się podniósł i przeciągnął nieco ze zrelaksowanym uśmiechem na ustach.

Poszli do drzwi, ciche ćwierkanie dobiegało od nich obojga, kiedy zaczepnie przepychali się po drodze przez niewielkie mieszkanie. Ogony stały do góry, machając lekko z lewa na prawo.

Kiedy tylko Wukong otworzył drzwi, gotów zawołać swoją zaufaną chmurkę, czarny ogon delikatnie owinął się wokół jego nadgarstka, zatrzymując go wpół kroku.

— I hej, uhm... chciałbyś może wpaść od czasu do czasu? Mógłbym nauczyć się trochę tej cienistej magii. — Macaque zaproponował nieco niezręcznie, patrząc gdzieś do boku. Lekki rumieniec widniał na jego policzkach, zdradzając jego niepewność.


— Wpadnę. — ciepły uśmiech utrwalił się na ustach Słońca — Ale nie na lekcje. — dodał — Cienie o wiele bardziej pasują do ciebie. — zaśmiał się nieco zakłopotany.

— Jasne, nie ma problemu. — Księżyc uniósł wzrok i odwzajemnił uśmiech, odbijając jego ciepło.


Wukong spojrzał na swój nadgarstek, wciąż uwięziony w objęciu ciemnego ogona. Macaque szybko dostrzegł na co patrzy. Jego uszy drgnęły lekko, ale nim zabrał ogon, złapał jeszcze kontakt wzrokowy z Monkey King'iem i wyszeptał — Tęskniłem. —

Ruda małpa ponownie została tego dnia zaskoczona, ale nie trzeba było długo czekać, aż jego uśmiech wesoło poszerzył się i z ćwierkotem odpowiedział — Ja też tęskniłem. —


Słodki zapach obietnicy pozostał w powietrzu. Odbudowa dawno utraconej przyjaźni, a może i miłości, cuchnęła mieszanką bananów i brzoskwiń.

>>*<<

姑获鸟 Gu Huo Niao
Ptasi demon, który może zrzucić swoje pióra i zamienić się w piękną kobietę. Jej ulubionym hobby jest porywanie dzieci w nocy. W dawnych czasach pranie dzieci trzeba było zabierać przed nocą, aby demon nie poplamił ubrania krwią, oznaczając swoją zdobycz. Gu Huo Niao zagościł na kartach klasycznej i współczesnej literatury chińskiej i nadal nawiedza gry komputerowe nie tylko z Chin, ale także z Azji Południowo-Wschodniej.

FH:

Co do następnej historii, tym razem zdecyduje samo. Tho zdecydowanie będzie w podobnym słodko gorzkim tonie co dotychczas ;D

Bardzo chciał_bym usłyszeć wasze opinie co do tej historii więc czujcie się zaproszeni do zostawiania komentarzy 🙈✨💛

Do następnego! 

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro