④ Ucieczka niemożliwa [Marvel villains]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla uproszczenia:
- Hydro-Man = Morrise Bench
- Shocker = Herman Schultz

Miłego czytania ;)

* * *

- I tak właśnie wygląda pokład w promieniu dwudziestu metrów od mostka. Wszystko jasne? - zakończył zadowolony z siebie agent Quarterman, przyglądając się pełnej skupienia twarzy nowicjusza.

Był to mężczyzna nie więcej niż przed trzydziestką, o rudych włosach, z wielkimi chęciami do działania i jednym wielkim mętlikiem w głowie.

- No nic - westchnął Quarterman, nie słysząc odpowiedzi. - Zaczekaj tu na Woo... to znaczy agenta Woo. On pokaże ci trochę bardziej praktyczną część Tricariera.

Starszy mężczyzna poklepał młodszego po ramieniu i skierował w stronę czekających na niego obowiązków. Domyślał się, że dołączenie w szeregi T.A.R.C.Z.Y. nie jest łatwe, a wręcz przeciwnie - bardziej skomplikowane niż kiedy on sam stanął w podobnej sytuacji. Mimo tego wiedział, że jeśli nowy chce zostać z ich załogą na dłużej, będzie musiał szybko załapać co i z czym się je.

* * *

Cela zamknęła się za nowoprzybyłym więźniem w nadzywczaj cichy i nowoczesny sposób. Niebieskoprzezroczysta energia po wciśnięciu odpowiedniego guzika zespoliła się w jedną całość, tworząc ścianę, której człowiek będący wewnątrz nie mógł ani ominąć, ani naruszyć.

- Powiedziałby, że będzie ci tutaj wygodnie, ale pewnie za bardzo ma dość naszego widoku, żeby się odzywać - rzucił na ciepłe przywitanie więzień z naprzeciwka.

Obaj mężczyźni zmierzyli się chłodnymi spojrzeniami.

- Shocker - rzucił do swojego towarzysza niedoli, nie doczekując się jednak odzewu. - I Hydro-Man. To miała być twoja kwestia - szepnął niczym zawodowy dubler. -  No weź, tak robią starzy znajomi w każdym dobrym filmie. Przedstawiają się, a potem puszczają im taką muzyczkę jakby z Dzikiego Zachodu - wyjaśniał, podczas gdy Herman usadawiał się na podłodze swojej celi.

- Serio będziesz mi to teraz tłumaczył? - zapytał dla pewności, żeby w razie czego przygotować się na mentalny odpływ.

Morrise uśmiechnął się jednak w niepokojący, a zarazem intrygujący sposób.

- Czekałem, aż tamten ślamazara się stąd ulotni - wytłumaczył, wiodąc spojrzeniem do drzwi, za którymi zniknął agent SHIELD. - A teraz, jeżeli nie masz mi za złe tej akcji z twoim sprzętem w ostatni wtorek - tutaj ściszył głos - to mam plan, jak możemy stąd zwiać.

* * *

Ucieczka już w po godzinie od zjawienia się na Tricarierze wydawała się prawie nierealna, szczególnie że plan należał do Hydro-Mana, któremu Shocker nie bardzo ufał. Choć z drugiej strony jego "zawód" nie pozwalał ufać nikomu, więc... czemu nie miałby spróbować? Najwyżej po raz enty wyjdzie na durnia...

Pierwsza część tego, tak zwanego planu, polegała na czymś, co nijak nie pasowało do zwyczajowego ulatniania się z więzienia. Polegała na tym, co w mrocznym półświatku stało za to na porządku dziennym.

- Gdybyś nie był taką ofiarą, nie musiałbyś teraz tu ze mną gnić - warknął Morrise, kątem oka dostrzegając zbliżającego się do nich strażnika.

Tak, misterna idea wydostania się na wolność, w początkowej fazie przewidywała obrzucanie się nawzajem błotem.

- To nie znaczy, że musisz cały czas gadać.

Shocker poczuł się nieswojo. Nie był przyzwyczajony do wyzywania kolegów po fachu, ale skoro już zgodził się na tę współpracę, musiał postępować według planu.

- Przydałaby ci się jakaś specjalna cela. Dźwiękoszczelna na przykład - dorzucił, by podtrzymać ich wyimaginowaną awanturę.

- Ty sobie lepiej przypomnij, który z nas był tutaj pierwszy! - odparował Hydro-Man, niemal rzucając się na energetyczne drzwi celi.

- A ty się lepiej zastanów, czy to jest powód do dumy, frajerze.

Agent po raz drugi przeszedł przez ognisko konfliktu, nie ważąc się nawet odchrząknąć. Nie był pewien, czym zwykle kończą się tutaj sprzeczki więźniów, ale skoro obaj byli szczelnie pozamykani w swoich celach, to chyba nic nie powinno się stać, prawda?

Właśnie tej myśli wolał się trzymać jeszcze przez dwie najbliższe godziny, gdy będzie mógł wreszcie opuścić obecne stanowisko.

* * *

Hydro-Man czekał niespokojnie, opierając się o ścianę. Pierwsza część ze wszystkich trzech założeń była już wykonana. Problemem okazało się jednak nagłe zniknięcie agenta, który obecnie pełnił wartę, a robił to bardziej w teorii niż praktyce. Morrise miał nadzieję, że nowicjusz zwyczajnie zerwał się wcześniej na siku, albo żeby skoczyć do jakiegoś automatu z napojami.

Czy w SHIELD mieli w ogóle automaty? I jeśli tak, to czy od pracowników też wymagały hajsu?

Nim mężczyzna zdążył sobie odpowiedzieć na to pytanie, do korytarza więziennego zawitał ten sam rudy nowicjusz, którego spodziewał się przez trzydzieści najbliższych minut.

Morrise zauważył, że Herman zerka na niego, żeby się upewnić, czy ich złożony naprędce plan nadal jest aktualny. Pierwotna wersja zakładała, że ta część należy do Hydro-Mana. Musiał się on wysilić, i to szybko, by wykrzesać z siebie odrobinę mocy. Zadanie było utrudnione, nie tyle przez ulepszaną z każdą jego ucieczką celę, ale przez kajdany hamujące jego nadnaturalne umiejętności.

Ale co tam one w porównaniu z przybliżającą się wizją wolności!

"No dalej, Morris" - pośpieszał go w myślach Shocker, choć o ile nagle nie odkryłby w sobie skłonności telepatycznych, jego kompan nie miał szans go usłyszeć.

Agent-nowicjusz zbliżał się do nich niespiesznie, jakby bał się, że jego obecność może na nowo rozniecić kłótnię między tymi dwoma. Każdy jego krok podkreślał panującą dokoła, nienaturalną wręcz ciszę. Tak, te kroki i jeszcze coś, jakby... kapanie wody?

Strażnik rozejrzał się niespokojnie. Najpierw rzucił wzrokiem w stronę najbliższego więźnia - Beattle. Ten jednak ani drgnął. Wiedział oczywiście, kto i co kombinuje, ale był chyba ostatnią osobą, jaka puściłaby parę z ust, biorąc pod uwagę to, że prawie w ogóle się nie odzywał.

Agent zbliżył się w stronę źródła dźwięku, odkrywając wreszcie, że pochodzi on spod celi Hydro-Mana. Ze zdziwieniem, ale i przestrachem odkrył, że jakimś cudem ze środka wydobywa się woda. Nie był do końca pewien, co to oznacza. Czy miał spodziewać się, że zaraz nastąpi powódź? Hydro-Man wybuchnie, rozwali 1/3 Tricariera, a jego wyleją z pracy już po pierwszym dniu, bo nie dopilnował więźnia, który od pięciu minut nawet się nie porusza?!

- Nie panikuj - rzucił od niechcenia Shocker, udając tak niezainteresowanego tą całą sprawą, jak tylko mógł.

Nowicjusz zerknął na niego z ukosa, a do tego nieufnie.

- To tylko ustawienia jego celi - ciągnął leniwie Herman. - Trzeba je aktualizować co trzy godziny.

Tamten skrzywił się na moment. Nie chciał wyjść na nieogarniętego, szczególnie przed opozycją (choć przed szefostwem też nie byłoby komfortowo).

- Nie powiedzieli ci o tym? No cóż, urok pierwszych dni w robocie - stwierdził, jak gdyby zupełnie rozumiał sytuację, w jakiej znalazł się agent. - Jak chcesz, to powiem ci, jak ją ustawić, żeby twój więzień nie rozpłynął się w powietrzu.

No nie, tego było już za wiele!

- I myślisz, że ci zaufam, żebyście razem mogli zwiać? - prychnął, odwracając się do niego plecami.

- Ej, ja też nie lubię tego gościa. I jakoś nie wierzę, że gdyby wydostał się na zewnątrz, zabrałby mnie ze sobą - przekonywał dalej Shocker.
Szczerze mówiąc, nadal miał co do tego szczere wątpliwości.

Początkowo wyglądało na to, że agent zechce sam rozpracować panel znajdujący się przy celi Hydro-Mana. Widocznie jednak obwody skonstruowane przez TARCZĘ nie były jego mocną stroną, bo na jego twarzy, jak i w ruchach, wyczuwalny stał się cień frustracji.

Zwrócenie się z tą sprawa do przełożonych mogłoby się okazać niezłym przypałem, jeśli to, o czym mówił Shocker, tak naprawdę w ogóle nie istniało. Z drugiej strony jeszcze gorsza okazałaby się ucieczka zbira.

W głowie agenta stanął obraz dzisiejszej kłótni obu współwięźniów. To raczej niemożliwe, żeby sprzymierzyli się po tym, co wygadywali o sobie nawzajem, prawda?

Nowicjusz obejrzał się przez ramię, upewniając się, że Shocker nadal jest chętny do pomocy. Mężczyzna, widząc to zainteresowanie, podszedł do drzwi swojej celi. Musiał szybko rozpracować, jak pokierować tego niezgułę tak, żeby nieświadomie otworzył klatkę Morrise'a, a do tego nie poraził jego ani siebie prądem. Choć według Hermana, im obu niezaprzeczalnie się to należało.

* * *

- Jaki jest stan? - zapytał cierpiętniczo Agent Woo, stojąc przed wielką dziurą wypaloną w hangarze.

Quarterman podrapał się po karku. Nie chciał obarczać przyjaciela kolejnymi złymi wieściami, ale na składzie miał tylko takie.

- Brak dostępu do sektora 3B. Drobne uszkodzenia w drodze do hangaru, skradziona maszyna. - Mężczyzna spojrzał na wielką wyrwę w ścianie, o której nie musiał już informować. - Do tego pięciu ogłuszonych agentów, a jeden zniknął - zakończył, spuszczając na chwilę wzrok.

Sprawa była o tyle kłopotliwa, że ich zguba była nowicjuszem, którego obaj mieli dzisiaj pilnować. To zadanie wyszło im tak, jak wszystko, za co brali się od szóstej rano aż do teraz.

- Spróbujcie namierzyć statek - polecił z profesjonalnym spokojem Woo, w myślach kreując już sprawozdanie dla dyrektora, gdyby wypadło mu stanąć z nim twarzą w... zupełnie kamienną i złowieszczą twarz.

* * *

- To nie miało prawa się udać...

- Ale się udało - skwitował Hydro-Man zaraz po tym, jak bańka, którą stworzył ze swojego ciała, rozprysnęła się, a on sam mógł stanąć w ludzkiej postaci.

Rzeczywiście ciężko było przewidzieć, że pomysł, który w siedemdziesięciu procentach składał się ze zwyczajnych łudów szczęścia, ma szansę powodzenia. A jednak! Gdy Shocker odzyskał sprzęt, dwójce przestępców udało się zwinąć jeden z myśliwców SHIELD. Podczas gdy autopilot prowadził ich na sam środek rzeki Hudson, Hermanowi udało się uwolnić Morrise'a od zabezpieczeń przed jego własnymi mocami, dzięki czemu po rozbiciu statku obaj mogli bezpiecznie znaleźć się na brzegu.

I tak oto stali teraz żywi, mokrzy, a przede wszystkim wolni.

- Nie jesteś jednak taki wkurzający - przyznał Herman, kierując się w stronę widniejącego na horyzoncie Manhattanu.

- To największy komplement, jaki jesteś w stanie z siebie wydusić? - zapytał Hydro-Man, na szczęście tylko w formie żartu, nie mając zamiaru utopić kolegi. Choć w tym zawodzie niczego nie można być pewnym, prawda?

- Chodź. - Herman machnął na niego ręką. - Pokażesz mi jakiś film o tym... Dzikim Zachodzie, czy jakoś tak. Mam w szafce popcorn - zachęcił.

- Nareszcie załapałeś - zaśmiał się Morrise, podążając za nowym kumplem.

Gdyby okazało się, że potrafią się ze sobą nawzajem dogadać, wyszłoby im to na dobre nie tylko w życiu przestępczym, ale też tym codziennym. A nawet jeśli nie, to Morrise nigdy nie odmawiał możliwości zajęcia miejsca przed ekranem nieswojej kablówki.

* * *

Drzwi schowka otworzyły się ze złowrogim skrzypnięciem. Ale jeśli mężczyzna siedzący w środku myślał, że sam dźwięk był przerażający, to nie powinien był patrzyć na tego, kto stanął w wąskim wejściu do środka.

Tęczówki rudowłosego zwęziły się, gdy obserwował, jak twarz przypominająca jego własną blednie i staje się kompletnie bez wyrazu, dopóki nie wstąpił na nią diaboliczny uśmiech.

Czy przyszły agent TARCZY miał zakończyć żywota właśnie tutaj? Upchnięty w schowku na miotły jak worek kartofli, nie mogąc nawet wypowiedzieć ostatniej woli?

- Twoja twarz nie będzie mi już potrzebna - westchnął Kameleon, klękając obok swojego więźnia.

Spoglądał na niego tak pustym wzrokiem, a jednocześnie z tak niepokojącym uśmiechem, jakby wzbudzanie strachu miał zapisane w genach.

- Oczywiście mógłbym cię wypuścić... - odparł ironicznie, jasno dając do zrozumienia, że dla niego ta rozmowa jest zwykłą igraszką - ...ale musiałbyś mi obiecać, że nikomu nic nie powiesz.

Nie zaczął jeszcze wyliczanki, o czym jego więzień miałby nie wspominać, a ten już skwapliwie kiwał głową, choć w ciasnym pomieszczeniu związany wyglądał raczej, jakby wił się w dziwnych konwulsjach.

- No dobra, uwierzę ci na słowo - zadecydował Kameleon, wstając z kucków i ciągnąc za obolałe nadgarstki jeszcze-nie-agenta, żeby przywrócić go do pozycji stojącej.

Nie mógł podroczyć się z nim dłużej, bo czekał go pewien ważny telefon. Nie pozbawił się jednak tej przyjemności oglądania, jak jego były jeniec zbiega z siódmego piętra ze związanymi rękami, których złoczyńca "przypadkowo" (bo jak by inaczej?) zapomniał mu rozwiązać.

Po chwili zamknął drzwi i odwrócił się w stronę wibrującego telefonu, który przez kilka ostatnich minut spokojnie czekał na niego na stole.

- Masz dla mnie dobre wieści? - odezwał się nieco skrzypiący głos po drugiej stronie.

"Pyta o dobre wieści a ma na myśli to drugie" - pomyślał lekko obruszony Dmitrij, wedle swoich zwyczajów, przybierając dobrą minę do złej gry.

- Ufam, że nie zakładałeś niczego innego - powiedział do telefonu.

Rozmówca burknął coś w odpowiedzi, dodając kilka niepotrzebnych zdań o szacunku do pracodawcy i drobnym, niezapowiedzianym opóźnieniu, aż wreszcie zakomunikował:

- Dostaniesz ustaloną zapłatę tam gdzie zwykle. No i dodatek, jeśli podasz mi adres Shockera albo Hydro-Mana. Nie mam zamiaru szukać ich po całym New Jersey.

* * *

Witam was z taką podkategorią "Marvel villains" czyli one-shoty skupione najczęściej na bardziej komiksowych złoczyńcach, o których na Wattpadzie jest wyjątkowo niewiele.

O takim Lokim są setki, jeśli nie tysiące opowiadań. A na przykład o Overdrive'ie albo Boomerangu? Ktoś ich w ogóle kojarzy? Bo mam wrażenie, że niewielu. (A jeśli ktoś taki się znajdzie to zapraszam na darmowe ciacho 🥧)
Mam nadzieję, że tych dzisiejszych złoczyńców znacie, co? Oczywiście jeżeli jesteście fanami Marvela, a nie wpadliście tu przypadkiem.

No i mam nadzieję też, że załapaliście tą końcową scenę ;)

Podoba wam się w ogóle taka koncepcja czy wolicie raczej te popularne z Avengersami czy właśnie Lokim?
Dajcie znać, a ja już będę się zbierać!

(26.08.22r.)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro