⑥ Jeszcze jeden inning cz.1 [Marvel villains & X-men]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Widzisz tego typka, nie? Tak, to ja.

Mogłeś mnie nie poznać po kostiumie. W końcu nie każdy biega w kuloodpornym, biało-granatowym trykocie z wielkim bumerangiem na plecach, co nie?
Ale jakbyś mnie nie rozpoznał, to ci trochę podpowiem.

WIELKI BUMERANG NA PLECACH.

Aha, no i są jeszcze ci inni typkowie. Nie widzisz ich, bo to nie jest strona z komiksu, ale gdyby była, na pewno rysownik przedstawiłby ich jako rozdartych, rozjuszonych i opętanych rządzą złapania tak ważnej persony...

...jaką jest Absorbing Man.

Który miał celę akurat obok mojej, a że dziurę zrobił taką, jakby na obiad zjadł kilogram kiszonej fasoli i popił litrem grochówki z chilli, to wyrwałem się jakieś trzydzieści sekund za nim. No i za kim pognała większość glin?

Czekam na odpowiedź.
Tak, to ty masz mi jej udzielić.

No dobra, znowu ci podpowiem. Za Boomerangiem. Czyli MNĄ.

- Ej, dzbany! Nie tego złola szukacie! Carl pobiegł gdzieś... tamtędy. - Wskazałem w kierunku randomowej ciężarówki z pizzą, która akurat przejeżdżała przez skrzyżowanie.

Dwóch na pięciu copów zerknęło w tamtą stronę, trzech nadal gapiło się, jak wyciągam palec i zgrywam (tak, tyko zgrywam!) głupa, stojąc na murze i uśmiechając gorączkowo, podczas gdy drugą ręką szperałem w skrytkach mojego kostiumu (tak, one są tak dobrze ukryte, że nawet ja po jakimś czasie nienoszenia go zapominam, gdzie są).

- Na ziemię, Myers! - krzyknął jeden z policjantów, celując we mnie, dokładnie tak jak pozostali.

- Chłopie, chcesz, żebym padł plackiem na asfalt z półtora metrowego muru?

Dwóch z moich wiernych, ścigających mnie po wszystkich brudnych zakamarkach tego miasta fanów wymieniło się tajemniczymi spojrzeniami.

- W takim razie... ręce za głowę! - padł drugi rozkaz, trochę mniej poradny.

Wzruszyłem ramionami i zacząłem leniwie robić to, co usłyszałem. Mam nadzieję, że domyśliliście się, że to podpucha. Kiedy uniosłem dłonie na wysokość skroni, udałem, że tracę równowagę i rzuciłem to, co udało mi się wcześniej wygrzebać z kieszeni.
Po chwili dwóch policajów straciło broń, a w twarz trzeciego chlusnęła fala wory z rozbitego hydrantu.

Tylko czwarty próbował zestrzelić mnie, gdy bylem w pół skoku na dach ciężarówki po drugiej stronie muru. (Ej, czy ci "dobrzy" powinni robić, takie rzeczy? Bo stawiam, że gość nie strzelał nabojami usypiającymi).

Zaraz potem znalazłem się na górze żółtej taksówy, która zakołysała się tak, jakby kierowca nagle dostał napadu Parkinsona. Żeby nie spaść na środek ulicy i nie odwalić roboty za policjantów, zeskoczyłem w najbliższy żywopłot, robiąc w nim wgniecenie wielkości swojego tyłka.

I tak właśnie stworzyłem nowe dzieło sztuki.

✦∘✦∘✦

- Czemu tutaj jest tyle chaszczy? - zastanawiałem się na głos, odpychając sprzed twarzy gałęzie, które chciały uderzyć mnie ze zdwojoną siłą.

O ile pamiętam, to gdzieś niedaleko powinna stać jedna z moich kryjówek. Co prawda nigdy w niej jeszcze nie byłem, ale wiem, że ją kupiłem... Nabyłem. Może nie do końca za pieniądze, ale...

- Co do...? - stanąłem jak wryty, dostrzegając zza gałęzi dach wysokiego budynku, który po kilku kolejnych krokach okazał się jakąś opuszczoną szkołą czy czymś takim. (Znaczy, mam nadzieję, że jest opuszczona, bo jakby mi oddali taką razem z dzieciakami, to nie wiem, co bym z nimi zrobił. Tego raczej nie da się wystawić na Allegro...)

Niedługo potem znalazłem się pod murem posiadłości. Na szczęście mój instynkt złodzieja kazał mi sprawdzić, czy w pobliżu nikt się nie czai. Raczej was nie zdziwi, jak powiem, że znalazłem tam coś, czego być nie powinno...

KAMERY. I to w pełni działające!

- Mam coraz większe wrażenie, że ta kryjówka wcale nie jest taka opuszczona - mruknąłem, a głosy kilku osób dobiegające zza muru tylko potwierdziły to przeczucie.

Eh... Zacząłem się rozbierać. Z kostiumu oczywiście.
Nie pytajcie mnie, skąd pod spodem wziąłem normalne ciuchy, skoro uciekłem z więzienia. Fabuła musi mieć jakieś luki, żebyście mieli się czego poczepiać!

Nie będę was zanudzał szczegółami o tym, że ciężko mi było zdjąć z siebie kostium, po tym jak się spociłem, ani o tym, że ukryłem go w zupełnie nieprzewidywalnym dla nikogo oprócz mnie miejscu, chociaż to wszystko na pewno zapchałoby bardzo interesująco kolejne sto pięćdziesiąt słów.

No dobra, czas poznać się z miejscowymi.

✦∘✦∘✦

- Strike! - krzyknęła ciemnoskóra dziewczyna, najwyraźniej grająca w tej chwili rolę sędziego. (Jaka jest od tego wersja żeńska? Sędzina?)

Niski chłopak, któremu nie udało się odbić piłki, kopnął ze złością w ziemię tak, że przed nim powstał niewielki dołek.

- Jest za ciemno! Musimy grać o tej porze? - Odwrócił się do reszty bokiem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Jednak zamiast odpowiedzi na swoje pytanie dostał możliwość klapnięcia na ławeczce. Musiał zamienić się rolami z dziewczyną, czym samym awansował na sędziego. Powinien się cieszyć - większa władza, prestiż wśród rówieśników... Za to tamta właśnie została przemianowana na pałkarza.

- Poświecić wam trochę, chłopcy? - rzuciła, wbiegając na boisko.

Przez chwilę miałem wrażenie, że w jej prawej ręce zatliło się jakieś mini-ognisko, które zgasło wraz z podniesieniem dłoni przez szatynkę, której włosy były związane w dwa kucyki. W tej chwili przypominała mi Kraven'a Łowcę, który stał nieruchomo, jak zaklęty przez Bazyliszka, zanim sam nie rzucił się na ofiarę.

- Dlaczego nas podglądasz? - zapytała, odwracając się do mnie przodem dopiero wtedy, kiedy wszyscy podnieśli zaskoczeni głowy, albo podskoczyli tak, jakby chcieli rzucić się na jakiegoś złodzieja. (No skąd im to przyszło do głowy?)

Po chwili cała dziewiątka stała odwrócona do mła. Nie miałem zamiaru nigdzie uciekać. Właściwie to nawet prawie nie drgnąłem. Podczas gdy nieznajomi wgapiali się we mnie trochę nieufnymi, a trochę zaciekawionymi spojrzeniami, ja nadal opierałem głowę na prawym kolanie. Drugą nogę spuszczałem swobodnie po wewnętrznej stronie muru.

- Chyba przyda wam się jeszcze jeden zawodnik.

✦∘✦∘✦

UWAGA, OGŁOSZENIA! Dla zainteresowanych tą książką warto przeczytać do końca.

To jest pierwsza część zamówienia dla heroesMN (pierwsza, bo do rzeczywistej fabuły nawet nie doszło), ale mam nadzieję, że narracja trochę to wynagradza ;)

Co do tytułu - inning to część meczu goes takich jak baseball.

A teraz ta część ważna dla ogółu - wiem, że nie wyrobiłam się czasowo. W regulaminie wydłużyłam już termin, w którym oddaję wam zamówienia, ale z góry przepraszam, jeśli i tak go przekroczę.
Po prostu piszę tylko w weekendy, ale jak nauczyciel wymyśli sobie sprawdzian w poniedziałek z przedmiotu, na którym zwykle odsypiam no to... tak. Dokończcie sobie ;)

Ale naprawdę staram się pracować nad tą książką, więc nie zrażajcie się czekaniem.

Milej niedzieli (;

15.10.22r.
(1019 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro