Rozdział 2 - Nie będę...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Salerno, Włochy

Gdy po czternastogodzinnym locie wreszcie wysiadła z samolotu była jednym wielkim NIE! Zła, brudna, głodna, spragniona i... stęskniona. Nie potrafiła teraz nawet powiedzieć, za kim najbardziej. Czy za braćmi i dziadkiem, czy może za Paulem. Zadzwoniła do Ryana.

— Przyjedź po mnie. Jestem już na lotnisku.

— Rain, dlaczego wczoraj nie odbierałaś telefonu? — zapytał z pretensją.

— Przecież przyleciałam, więc o co ci chodzi — zniecierpliwiła się.

— Rain, musisz sama dojechać na miejsce — powiedział niepewnie.

— Dlaczego? Doskonale wiedziałeś, o której ląduje samolot. Znowu gdzieś się włóczysz z tym idiotą?

— Jakim idiotą? — Kompletnie zbiła go z tropu pytaniem.

— Z Luca, a niby kto może być większym idiotą i z kim włóczysz się namiętnie, gdy chcecie zaliczyć jakieś panienki — warknęła, a on ze zdziwienia zamarł. Rain nigdy nie lubiła towarzystwa Luca, ale nigdy się tak o nim nie wyrażała, właściwie unikała go jak ognia. Teoretycznie ona o nikim tak się nigdy nie wyrażała. I...

— Panienki? — wydusił zdezorientowany i usłyszał poirytowane sapnięcie siostry.

— Gdzie cię teraz ten kretyn zabrał? — drążyła.

Zdecydowanie coś było z nią nie tak. Piekliła się, jak jakaś złośnica.

— Kto? — Ponownie głupio zapytał.

— Oczywiście Luca! Jesteś pijany? — usłyszał i poczuł złość.

— Sis, gdybyś odebrała wczoraj telefon, to wiedziałabyś, dlaczego nie ma mnie teraz na lotnisku — powiedział zdenerwowany.

— Coś się stało? — Zaniepokoiła się, a on w tonie jej głosu wyczuł znaną mu łagodność.

— Są problemy w firmie i musieliśmy przełożyć przyjazd. Nic się nie stało.

— Nie mogłeś mi nic powiedzieć!? — wrzasnęła.

— Niby jak?! — odparł gwałtownie. — Próbowałem dzwonić, ale ty odrzuciłaś połączenie, więc pogadałem sobie z twoją pocztą głosową, może ją sobie odsłuchać, bo najwyraźniej jeszcze tego nie zrobiłaś. Sms'ów też raczej nie czytałaś.

— W sumie masz rację. Mógł mi się niechcący wyłączyć telefon — skłamała. — Ale już dobrze, uspokój się. Dojadę sama. Długo was nie będzie?

— W najlepszym razie kilka dni. Ale może się nawet przeciągnąć do dwóch tygodni.

— W takim razie przez ten czas pobędę z dziadkiem, a jak przyjedziecie, to...

— Dziadek jest z nami — przerwał jej, a ona aż poczerwieniała ze złości.

— Co!? — krzyknęła. — Jak to jest z wami?

— Mówiłem, że są problemy w firmie i...

— A co dziadek ma do tego?!

— Rain uspokój się — powiedział. — To stało się dość niespodziewanie. Nikt nie zrobił tego na złość tobie. Uwierz mi, że wolałbym być teraz z tobą, niż siedzieć tu z nimi.

— Wracam! — oświadczyła dobitnie.

— Rain, nie rób głupot.

— Wy mnie w to...

— Zastanów się, co mówisz — Zaśmiał się. — Tak bardzo się stęskniłaś za nami?

— Jasne — burknęła, nie chcąc mu tłumaczyć, że stęskniła się za kimś, kogo tak naprawdę niedawno widziała. — Dobrze. Poddaję się. Poczekam tu na was.

— Grzeczna dziewczynka — zachichotał, a ona pomyślała, że powinien cieszyć się, że nie ma go obok niej, bo nie byłoby mu teraz do śmiechu.

— Trzy tygodnie — powiedziała zdecydowanie.

— Co? — zapytał zdezorientowany.

— Trzy tygodnie i ani dnia dłużej — oświadczyła. — Przekaż dziadkowi i Ethanowi, że będę tu jedynie trzy tygodnie. Później mam już plany.

— Ale...

— Nic. Absolutnie nic mnie tu dłużej nie zatrzyma — oświadczyła i rozłączyła się.

Było tak gorąco, że nie mogła oddychać. Wspominała teraz ten deszczowy szalony poranek. Jak bardzo chciałaby zamknąć oczy i obudzić się z powrotem obok Paula. Zadzwonił telefon. Zniecierpliwiona odebrała, ale zamiast Ryana, którego spodziewała się usłyszeć przywitał ją głos Diego.

— Rain, więc jednak przyjechałaś — powiedział. — Ryan próbował cię poinformować, że cały wyjazd się opóźni.

— Jestem dziadku. Ale ciebie nie ma — stwierdziła z naganą. — Więc chyba mamy problem.

— Och, Rain, nawet sobie nie zdajesz sprawy jak bardzo wolałbym być teraz z tobą — powiedział. — Ale ta sprawa jest dość skomplikowana i Ethan poprosił mnie o pomoc.

— Jasne, wszyscy wolelibyście tu być. Tylko jakimś magicznym cudem żadnego tu nie ma — powiedziała z przekąsem. — W sumie może byłoby lepiej gdybym wróciła z powrotem i przyleciałabym za dwa tygodnie razem z wami — wyszeptała.

— Chcesz przylecieć do nas? — zapytał, a ona jęknęła w duchu.

— Chyba lepiej zostanę tu — mruknęła z goryczą.

— Masz rację. Będziesz miała okazję, żeby przypilnować przygotowań do imprezy. — Zaśmiał się. — Nicoletta strasznie się ucieszy.

— Ja również. — Po chwili wahania dodała: — Dziadku, będę tu trzy tygodnie.

— Tylko? — zapytał. — Przecież...

— Trzy tygodnie. Nie więcej. Od dziś. Później muszę wracać — powiedziała stanowczo.

— Ale dlaczego? — zapytał po chwili, zupełnie zaskoczony taką stanowczością u potulnej zazwyczaj Rain.

— Dziadku, po prostu muszę — oświadczyła gwałtownie.

— Rain, nie poznaję cię — powiedział zdziwiony, a ona roześmiała się. — Ale zrobisz jak będziesz chciała. I tak będę cię próbował jeszcze przekonać żebyś została ze mną dłużej.

— Oj dziadku — nadąsała się. — To przecież nie moja wina, że was tu nie ma. Gdybym wiedziała, że wyjedziecie to opóźniłabym przyjazd o dwa tygodnie.

— Żałuję, że musieliśmy wyjechać, kochanie.

— Teraz będziecie mieli powód, żeby szybciej wrócić.

— Myślę, że nie potrwa to zbyt długo.

— Ale ja się bez was zanudzę — zamruczała pod nosem. — Co ja tu będę robiła przez ten czas?

— Zajmie się tobą Luca. Zadzwoń do niego, niech po ciebie wyjedzie na lotnisko. Miał to zrobić, ale pewnie nie odczytał wiadomości w której podałem mu godzinę przylotu.

— Jestem już w taksówce dziadku. Nie potrzebuję pomocy od tego idio... Dam sobie radę, dziadku — dokończyła zadowolona, że w ostatniej chwili udało jej się powstrzymać.

Na samą myśl, że będzie miała za towarzysza kuzyna, chciała wrócić do samolotu. Prawdę mówiąc początkowo miała nadzieję, że poleciał z dziadkiem. Ale Luca, interesy i obowiązki? Jasne, że nie. Ten idiota na pierwszym miejscu stawia panienki, imprezy i cholerne próby uprzykrzania jej pobytów u dziadka. Tym razem nie uda mu się popsuć jej wizyty u rodziny. Najlepiej będzie od razu umówić się tak, żeby wzajemnie nie wchodzili sobie w drogę.

— W takim razie spotkacie się na miejscu — powiedział Diego. — Rain, muszę już kończyć. Baw się dobrze dziecko. Gdybyście mieli z Luca jakieś problemy, to dzwońcie.

— Jeżeli Luca będzie miał jakieś problemy to jedynie za moją przyczyną — odparła szeptem.

— Słucham?

— Oczywiście, dziadku. W razie jakiegokolwiek problemu od razu do ciebie zadzwonię — oznajmiła z przekąsem i rozłączyła się, nie czekając nawet na odpowiedź.

Pomimo klimatyzacji w taksówce było bardzo gorąco, dlatego gdy dojechali już na miejsce, Rain zadowolona wyskoczyła z auta. Posiadłość Diego była jedną w największych w okolicy. Dom położony był na zboczu góry, droga do niego wiodła przez winnice. Był to wielki, kilkupiętrowy, imponujący budynek. Drzwi otworzyła jej Nicoletta.

— Rain, kochanie — wykrzyknęła i serdecznie ją uściskała.

— Witaj, Letty.

Nicoletta była jedną z wielu ciotek. Rain lubiła najbardziej. Była to serdeczna i ciepła kobieta. Dość uciążliwa, ale zawsze uśmiechnięta i szczera. Mieszkała tu ze swoim bratem, Stefano. Razem pomagali dziadkowi prowadzić dom. Było tu zatrudnionych kilkoro ludzi, ale Diego chciał, aby zarządzał nimi ktoś z rodziny. I, ku uciesze Rain, wybrał Letty. Tak mówiła do niej zdrobniale, a ciotka strasznie się wtedy cieszyła.

— Jesteś zmęczona? Zaraz zrobię ci coś do jedzenia — powiedziała, ciągnąc ją za sobą w stronę kuchni.

Rain wiedziała, że „coś do jedzenia" będzie oznaczało zbyt wiele do zjedzenia. Tu we Włoszech posiłki były jednym z najważniejszych elementów dnia. I gdy Rain przyjeżdżała, ciotka próbowała ją na siłę utuczyć, twierdząc, że jest zabiedzona.

— Letty, jestem najedzona. Na lotnisku zjadłam ogromny obiad. — Na słowo ogromny, położyła szczególny nacisk. — Ale chętnie bym się czegoś napiła.

— Jadłaś jakieś świństwa na lotnisku?! — Kobieta pogroziła jej palcem. — Ani mi się waż jadać w takich miejscach. Dam ci chociaż coś na przekąskę.

— Dobrze — zgodziła się. Wiedziała, że przekąska, to będzie normalny, zwykły posiłek, więc musiała skłamać, że już jadła.

Po chwili siedziała przy zastawionym po brzegi stole. Jadła, spoglądając na przyglądającą się jej z uśmiechem Letty.

— Luca jest w domu? — zapytała, a Letty nagle przestała się uśmiechać.

— Skaranie boskie z tym chłopakiem. — Załamała ręce. — Znów mi w nocy uciekł. — poskarżyła się, a Rain parsknęła śmiechem. Te, „uciekł mi w nocy", zabrzmiało jak skarga zazdrosnej dziewczyny albo narzekanie matki na dziecko. — Powinnam wszystko powiedzieć dziadkowi — odgrażała się.

— Przecież to u niego normalne, zawsze gdzieś go gnało.

— Nie broń go Rain, nie masz pojęcia, jaki zrobił się z niego łotr.

— Wcale go nie bronię.

— Niedobre chłopaczysko. Dziewczyny zmienia jak rękawiczki. Kiedy drugi raz tę samą przyprowadził, to aż mi się ciepło na sercu zrobiło, a ten drań mi na drugi dzień oświadczył, że to siostry były, bliźniaczki. Łobuz kiedyś się doigra, sama jeszcze zobaczysz — biadoliła, a Rain próbowała bezskutecznie ukryć uśmiech. Nie miała pojęcia dlaczego, ale jakimś cudem uznała to za zabawne.

— Położę się teraz Letty, dobrze? Jestem trochę zmęczona.

— Oczywiście. Prześpij się. Stefano zaniósł już twój bagaż na górę — dodała i przytuliła ją. — Cieszę się, że przyjechałaś. Weź to ze sobą — to mówiąc, wcisnęła jej dzbanek z zimną lemoniadą do ręki. — Szklanki są w pokoju.

— Dziękuję.

— No uciekaj już, uciekaj — pośpieszyła ją.

— Gdyby wrócił Luca, powiedź mu, że go szukałam — krzyknęła Rain, wchodząc po schodach i usłyszała jak ciotka znów zaczyna narzekać na chłopaka.

Zaśmiała się i weszła do pokoju. Był taki jak go zapamiętała. Ogromny i wysoki. Ściany pomalowane na biało sprawiały, że wyglądał na jeszcze większy. Gdyby doliczyć ogromną garderobę, łazienkę i balkon to prawdopodobnie byłby większy niż całe piętro w domku nad jeziorem. Domu, w którym zostawiła Paula.

Rain wzięła prysznic. Gdy wyszła z łazienki chciała zadzwonić do Paula, ale w Stanach była teraz noc. Pewnie śpi — zamyśliła się. Westchnęła i zadzwoniła do Luca. Skubaniec odrzucił połączenie.

— Jasne — wymamrotała i rzuciła telefon na szafkę, a później wskoczyła do łóżka i ukryła twarz w poduszce. — Nie będę płakała, nie będę płakała, nie będę... 

Po kilku minutach już spała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro