I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od dłuższego czasu wpatrywał się w sufit. Jego uwagę zwróciła pajęczyna w kącie, która była już wielkości talerza. Nie mógł już dłużej uciekać od sprzątania, obiecał sobie, że jutro, (JUTRO!), ogarnie ten bajzel w pokoju. Po chwili znów jego myśli poszybowały w nieznanym kierunku. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Będzie dobrze. Minęły kolejne dwie godziny, w ciągu których nie zmienił ani pozycji, ani nie otworzył oczu. Tkwił w ciemności, która wydawała się być bezpiecznym azylem. Otulała go niczym najlepsza satyna i milczała. Ale to co dobre nie mogło trwać wiecznie.

Ktoś walił w drzwi do mieszkania. Naprawdę nie miał ochoty ich otwierać. Postanowił, że oleje natręta, który za cel obrał sobie zrobienie dziury w drzwiach. Ale dwie minuty później zwlókł się z łóżka z mordem w oczach. Ktokolwiek czeka za drzwiami może już pożegnać się z życiem. Odblokował zamek i złapał za klamkę, ale zanim zdążył na nią nacisnąć drzwi otworzyły się z hukiem. Do mieszkania wkroczył jego przyjaciel i współlokator - Zayn.

- No wreszcie! Ile do kurwy nędzy miałem czekać na to, że łaskawie otworzysz? - zapytał z irytacją w głosie. Szatyn wzruszył tylko ramionami, chęć mordu już mu minęła. Teraz chciał wrócić do tego co robił wcześniej - do robienia niczego. - Lou, wszystko w porządku? - jego ton wyrażał troskę. Spoglądał na bladą twarz swojego przyjaciela, bezrobocie wyciągało z niego to, co najgorsze. Louis uśmiechnął się sztucznie i machnął reką.

- Jasne, tak, jak najbardziej. Wracam do siebie. - mruknął i odwrócił się w stronę swojej sypialni. - Następnym razem zabierz ze sobą klucze, w porządku?

- Jesteś pewien, że nie chcesz pogadać? - Zayn odpowiedział pytaniem na pytanie, co jeszcze bardziej zirytowało Louisa.

- Zee, przestań. Pamiętaj o kluczach.

*

I znów zamknął się w swoich czterech ścianach. Z westchnieniem rzucił się na jednoosobowe łóżko i próbował nie myśleć o tym, co go czeka jeżeli dalej będzie bezrobotny. Dziesięć minut później sięgnął po laptopa i zalogował się na swoją pocztę. Znowu nic, żadnej odpowiedzi. Przez ostatnie dwa tygodnie wysyłał setki e-maili, mając nadzieję, że w końcu ktoś odpowie na jego zgłoszenie. Data zapłaty czynszu zbliżała się wielkimi krokami, a on dalej był bez pracy. Po co w ogóle kończył studia inżynierskie? Chyba tylko dla niezłego stypendium naukowego, dzięki któremu mógł odciążyć rodzinę. Miał sześcioro młodszego rodzeństwa i matkę, która nie potrafiła ułożyć sobie życia. To nie tak, że nie chciał jej szczęścia - miał po prostu dość przywiązywania się do mężczyzn, którzy znikali po kilku latach. Jak na przykład jego biologiczny ojciec. Ponownie wszedł na stronę z ogłoszeniami, którą znał już na pamięć. Ożywił się, gdy zobaczył, że pojawiły się dwie nowe oferty.


„Whithaker Construction poszukuje kandydata na płatny trzymiesięczny staż w dziale Naprawy Szkód. Kierunki preferowane: budownictwo, elektromechanika. Aplikacje proszę wysyłać na adres e-mail lub pocztą na adres podany poniżej. Skontaktujemy się z wybranymi kandydatami."

„Poszukujemy od zaraz baristy oraz kelnera do restauracji w Soho. Nie wymagamy doświadczenia, a dobrych chęci, pracowitości i pozytywnego nastawienia. Przyjedź do nas, a sprawdzimy czy pasujesz do naszego zespołu. :)"

Nie tracąc czasu wysłał aplikację do Whithaker Construction, a następnie spisał adres lokalu w Soho. Było jeszcze dosyć wcześnie, więc zdecydował się tam pojechać. Nie miał nic do stracenia. Nie była to praca jego marzeń, ale lepsze to niż nakaz eksmisji do domu rodzinnego.

*

Spodziewał się ekskluzywnego miejsca, ale jego oczom ukazała się całkiem zwyczajna witryna, nad którą górował fioletowy neon z, jak przypuszczał, nazwą lokalu - „Marcel's". Poniżej, na drzwiach, wisiała kartka z fantazyjnie odręcznie napisaną informacją:

Wielkie otwarcie już czternastego lipca!*

* w sprawie pracy skontaktuj się z Liamem - ***-***-**

Louis wyjął telefon i zadzwonił pod numer, po trzech sygnałach stracił nadzieję, że rzeczony Liam odbierze. Na pewno już mają komplet i może już wrócić do domu. Kurwa, Louis! Już miał się rozłączyć, kiedy usłyszał zdyszany głos po drugiej stronie.

- Liam Payne, kierownik sali w Marcel's. W czym mogę pomóc?

- Hej, ja w sprawie ogłoszenia o pracę, Louis Tomlinson.

- Cudnie. - odparł zmęczonym głosem. Chyba miał ciężki dzień. - Został nam jeden wakat - zlewozmywak. Wiem, że nie było o tym słowa w ogłoszeniu, ale dziesięć minut temu pogoniłem jednego z naszych „zmywaczy", podczas dnia próbnego stłukł prawie połowę zastawy.

Lepsze to, niż siedzenie w domu, Louis!

- Jasne, wezmę wszystko.

- Cudnie. Kiedy możemy Cię sprawdzić? Przypuszczam, że czekasz pod Marcel's, tylko stąd mogłeś zdobyć ten numer?

- Tak, zgadza się.

- Za chwilę po Ciebie wyjdę.

- Jasne, czekam.

Po zakończeniu rozmowy Louis schował komórkę do kieszeni i zanim zdołały zeżreć go nerwy usłyszał dzwoneczek. Drzwi do lokalu otworzyły się na szerokość i oczom Louisa ukazał się wytatuowany dwudziestoparolatek w ubrudzonym fartuchu, zaś w ręku dzierżył mopa.

- Nie pytaj nawet. Louis, tak? - zapytał po chwili i wyciągnął dłoń do powitania.

- Tak. - odpowiedział i przywitał się z Paynem. Miał silny uścisk, zdecydowany.

- Jesteś wylewny, nie ma co. - zaśmiał się Liam. - No cóż, zapraszam do środka. Pójdziemy najpierw do biura, a później sprawdzimy jak sobie radzisz, a na koniec poznasz cały nasz zespół. Co Ty na to?

- Jasne. - w głosie Louisa można było dosłyszeć trochę humoru.

- Coś czuję, że się dogadamy.

*

Określenie biurem tego pomieszczenia było przesadą. Było tak małe, że ledwo zmieściły się w nim biurko, dwa krzesła i dwie półki z segregatorami. Liam wskazał Louisowi krzesło bliżej drzwi, a sam usiadł przy biurku, na którym znajdowało się pełno papierów i kilkanaście filiżanek po wypitej kawie. Louis na myśl o kawie wzdrygnął z obrzydzenia.

- No to co, Louis. Może najpierw powiesz mi kilka słów o sobie, a później ja opowiem Ci trochę o Marcel's i o tym, co możemy Ci zaoferować? Hmm?

- Mam dwadzieścia cztery lata, kilka miesięcy temu skończyłem studia, szukam pracy. Mam sześcioro rodzeństwa i nie lubię kawy i kotów? - I czeka mnie eksmisja do domu pełnego nabuzowanych hormonami nastolatek jeżeli nie dostanę tej pracy, więc proszę, zatrudnij mnie na ten cholerny zmywak?! - dodał już w myślach.

- Sześcioro? - zapytał z niedowierzaniem Payne. - I pewnie w większości to dziewczyny?

- Pięć sióstr. - Louis nie dziwił się reakcji swojego potencjalnego szefa. Kochał swoje rodzeństwo ponad wszystko, ale sam nie rozumiał swojej matki i jej chęci posiadania tak dużej rodziny. Miał nadzieję, że jego własna rodzina w przyszłości będzie mniejsza i będzie mógł swoim dzieciom poświęcić tyle czasu, ile będą potrzebowały.

- O rany, ja mam dwie starsze i ledwo co przeżyłem ich okres dojrzewania. - zaśmiał się Liam i to chyba rozluźniło zdenerwowanego chłopaka. - Jaki kierunek skończyłeś?

- Inżynierię elektryczną w ICL*. - Tomlinson obawiał się reakcji, ale odpowiedział zgodnie z prawdą. Liama chyba zatkało. Przez kilka chwil wpatrywał się w Louisa z niedowierzaniem.

- Co Ty tu robisz?

- Słuchaj, Liam. - zaczął Louis - Ostatnie tygodnie spędziłem na bezowocnym wysyłaniu aplikacji do firm, które mnie interesowały, zero odzewu. - mimowolnie skulił się w sobie, ale po chwili podniósł głowę z godnością. - Nie przyszedłem tutaj dla żartów, potrzebuję pracy.

- Ale zlewozmywak? - Payne dalej wyglądał na nie przekonanego.

- Jeśli to ma sprawić, że przestanę czuć się bezużyteczny i, przede wszystkim, pomoże mi zapłacić czynsz i jako tako egzystować - biorę to w ciemno.

Liam znów zamilkł. Louis uznał, że to koniec. Nie dostanie tej fuchy. W myślach już zakopywał się w pościeli z ostatnim awaryjnym pudełkiem Reese's. Wziął się w garść i wstał z krzesła.

- Pójdę już, przepraszam, że zmarnowałem Ci czas. Miło było Cię poznać, Liam.

- Louis, nie tak prędko. - Payne powiedział szybko - Usiądź, proszę i uspokój się. Marcel's ma być miejscem, gdzie każdy pracownik ma się czuć dobrze. Po prostu zszokował mnie fakt, że z takim wykształceniem szukasz pracy u nas. Ale jednocześnie widzę, że nie jesteś człowiekiem, który szybko się poddaje i podziwiam to. Z drugiej strony nie chcę, abyś się tutaj marnował. Dlatego chcę Ci zaproponować, abyś oprócz zmywaka zajął się konserwacją i naprawą sprzętów, które tutaj są. Nie są one pierwszej nowości, większość pochodzi z drugiej ręki. Mój wspólnik ma smykałkę do wynajdywania okazji. Miałem poszukać zewnętrznej firmy, ale o wiele wygodniej jest mieć kogoś na miejscu. Chodzi mi o drobne naprawy, jeżeli któreś z urządzeń padnie już na amen, trudno. Wchodzisz w to?

Louis lubił rozkładać i składać różne sprzęty od najmłodszych lat. Do dziś pamięta jakie lanie dostał od matki kiedy ta odkryła, że rozkręcił nowiuteńki toster, bo chciał zobaczyć jak wygląda w środku. Miał wtedy dziewięć lat. Ale bardziej niż tyłek bolało go to, że matka schowała, bóg wie gdzie, skrzynkę z narzędziami, którą dostał od taty na ósme urodziny. Długo jej tego nie wybaczył. To chyba wtedy ich stosunki zaczęły się psuć. Skrzynka odnalazła się po latach, tuż przed jego wyjazdem na studia, gdy razem z Lottie porządkowali strych...

- Louis? Wchodzisz w to? - powtórzył Liam. To wybudziło Tomlinsona z rozmyśleń. Mógł odpowiedzieć tylko twierdząco.

- Tak, oczywiście.

- Cudnie. - Payne klasnął z ekscytacji w dłonie. - Teraz kwestia godzin pracy i wynagrodzenia. Proponuję Ci sześćdziesiąt godzin w tygodniu, to jest dwunastogodzinną zmianę od poniedziałku do piątku, otwieramy o 10, dwie półgodzinne przerwy o 14 i 18, weekendy masz wolne. Od 10 do 12 działa tylko kawiarenka, o 12-tej otwieramy część restauracyjną i pracujemy ile sił do ostatniego klienta, którego staramy się wpuszczać czterdzieści pięć minut przed zamknięciem. Jeśli coś się spieprzy w weekend mógłbym zadzwonić i dać znać? Oczywiście, jeżeli wcześniej zgłosisz, że będziesz nieosiągalny - zrozumiem i poczeka to do poniedziałku. Ach, no i oczywiście pełny pakiet ubezpieczenia i urlop. Co do stawki, mogę Ci zaproponować dwadzieścia funtów na godzinę i równy udział w napiwkach. Co Ty na to?

Tomlinson nie mógł uwierzyć własnym uszom. Jak dobrze, że nie olał tego ogłoszenia!

- Gdzie mam podpisać? - Louis uśmiechnął się szeroko i wyciągnął dłoń w kierunku Liama, którą ten z radością uścisnął.

- No to mamy komplet! Witaj na pokładzie Marcel's! Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie pomyślna. Zanim podpiszemy umowę, chciałbym jeszcze sprawdzić jak radzisz sobie z płynem i gąbką... - Liam wstał, Louis za nim i skierowali się w stronę kuchni. Tomlinson nigdy tak nie dziękował w duchu za te wszystkie dyżury przy myciu naczyń, które zafundowała mu mama.

*

Po krótkim pokazie umiejętności Louisa, Liam zebrał wszystkich pracowników w głównej sali. Już od kilku dni doprowadzali Marcel's do porządku po niedawnym generalnym remoncie. Jak się okazało, Marcel's miało swoją renomę - restaurację założył dziadek drugiego współwłaściciela, Marcel Selley, którą prowadził aż do swojej śmierci. Zostawił ją swojemu jedynemu wnukowi, który postanowił odświeżyć miejsce, w którym praktycznie dorastał. Louis nie miał dotąd okazji poznać wspólnika Liama, bowiem ten załatwiał ostatnie palące sprawy przed ponownym otwarciem lokalu. W głównej sali zebrało się dwanaścioro (oprócz Liama i Louisa) młodych osób, mniej więcej w tym samym wieku, około dwudziestokilkuletnich. Siedmiu chłopaków i piątka dziewcząt. Louis patrzył na nich z zainteresowaniem, wydawali się być sympatycznymi i bezproblemowymi ludźmi. Miał nadzieję, że jego grono znajomych nieco się powiększy, że chociaż kilkoro z nich zapała do niego sympatią. Nie był jedną z tych towarzyskich osób, wolał domówki w znajomym gronie niż wielkie imprezy, na których praktycznie nikogo nie znał i czuł się piąte koło u wozu. Jego uwagę przykuł roześmiany farbowany blondyn, którego rechot roznosił się po całym pomieszczeniu. Liam odchrząknął i gestem poprosił o chwilę ciszy.

- Moi drodzy, mamy komplet. To jest Louis, zastąpi Grega na zmywaku i zajmie się też technicznymi sprawami w Marcel's. Mam nadzieję, że współpraca w kuchni będzie pomyślna. - powiedział z uśmiechem i lekko poklepał Louisa po plecach. - To nasi kelnerzy: Will, Brody, Adam i Sam. Nasi kucharze: Niall i Paul oraz zmywacz numer dwa - Rick. Melanie, Grace, Florence, Sarah oraz Fiona to nasze kelnerki/baristki, w zależności jak ustawiony jest grafik...

Ale Louis w końcu się wyłączył. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Może w końcu los się do niego uśmiechnął.

*Imperial College London

____________

Nowa historia, na ok. 10 rozdziałów + epilog (ale może to ulec zmianie). Zachęcam do głosowania i zostawiania komentarzy.

M. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro