X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis mógłby powiedzieć z czystym sumieniem, że odkąd w jego życiu pojawił się Harry, wszystko zmieniło się na lepsze. Był tak zakochany, że Zayn miał powoli dosyć słuchania o tym, jak wspaniałym człowiekiem jest chłopak jego przyjaciela. Mało brakowało, a całowałby ziemię po której stąpał Styles. Jednak nic nie mogło wiecznie trwać. Pierwsze widmo problemów w bańce Tomlinson-Styles pojawiło się wraz z nadejściem pewnej wiadomości. 

W sobotni poranek, korzystając z tego, że Harry zajęty był przygotowywaniem śniadania, Louis postanowił sprawdzić czy jego młodsza siostra odpowiedziała na jego dosyć długi wywód, który Zayn pewnie zatytułowałby„Dlaczego utraciłem zdrowy rozsądek na rzecz mopa na dwóch nogach". Ale to działało w dwie strony. 

Liam z Niallem ze zdziwieniem obserwowali jak ich przyjaciel, wcześniej uparty jak osioł, powoli zmienia się w człowieka, z którym można pójść na kompromis. Czasem Liamowi wydawało się, że sam Harry nie dowierzał, że ma u swojego boku takiego człowieka. Louis był cierpliwy, cichy i wyrozumiały. Był zupełnym przeciwieństwem Mii, której Liam nigdy nie potrafił polubić i przyznał się do tego przyjacielowi podczas jednej z przerw w pracy. Harry z uśmiechem na ustach pokręcił głową i spojrzał na podpitego (przecież ktoś musiał przetestować nową dostawę win!) Payne'a, który był niezwykle zadowolony z tego, że nie musiał już tolerować obecności osób, których szczerze nie znosił. Wysłał przyjaciela do domu, aby wytrzeźwiał i nie odstraszał klientów, a sam zajął się obsługą sali do końca dnia.

Jednak Louis sprawdzając skrzynkę e-mailową nie spodziewał się otrzymać odpowiedzi na zgłoszenie, które wysłał ponad dwa miesiące wcześniej. W zdumieniu otworzył wiadomość i szybko przeczytał jej treść, z której wynikało, że został wybrany do odbycia stażu w Whitaker Construction. To, że Tomlinson był zaskoczony byłoby niedopowiedzeniem. Gdy praca w Marcel's nabrała rozpędu zupełnie zapomniał o tym, że wysłał tam swoją aplikację. W życiu nie spodziewał się, że po takim czasie otrzyma odpowiedź, ale jak wynikało z listu – pierwotnie wybrany stażysta nie spełnił oczekiwań i dlatego skontaktowali się z kolejną osobą z listy kandydatów. Wpatrywał się w ekran telefonu jak urzeczony i niemal cały e-mail wrył mu się w pamięć. 

W takiej sytuacji zastał go Harry. 

Louis totalnie wyłączył się z otoczenia i nie słyszał zirytowanego głosu swojego chłopaka. Dopiero dłoń na jego ramieniu sprawiła, że odzyskał przytomność umysłu i spojrzał w wypełnione zmartwieniem szmaragdowe oczy. I wtedy poczuł jakby ktoś uderzył go obuchem w głowę. Harry nie mógł zobaczyć tej wiadomości. Bo wtedy zmusiłby go do przyjęcia propozycji. Jej przyjęcie równałoby się z zakończeniem pracy w Marcel's, którą zdążył polubić. No dobra, nie chodziło o pracę, a o ludzi, którymi się w niej otaczał. Zaczynali tworzyć razem zalążek rodziny, takiej, o której zawsze marzył. Nie mógł znów spieprzyć sprawy. Spojrzał ponownie na wiadomość i bez żalu nacisnął klawisz zanim Harry mógł cokolwiek przeczytać. Znów zaczynał normalnie oddychać.

- Lou, co się dzieje? - poczuł jak Harry delikatnie unosi jego podbródek do góry. - Zachowujesz się dziwnie.

- Nie, to nic... Nic ważnego.

- Nie okłamuj mnie. Rozmawialiśmy o tym.

- Dostałemofertęstażualejejnieprzyjmę. - wyrzucił z siebie jednym tchem Louis i czekał na reakcję. Jedyną odpowiedzią na to, co powiedział było ciche kurwa i to, że nagle znalazł się w pozycji stojącej.

- Porozmawiamy o tym przy śniadaniu, które pewnie jest już zimne jak lód. Chodź. - Harry owinął go szlafrokiem i pociągnął za rękę do salonu. Louis omiótł wzrokiem stolik, który zastawiony był jajecznicą, naleśnikami, świeżymi tostami i rogalikami. Do tego kilka rodzajów dżemu, masło orzechowe, syrop klonowy i cholera wie jeszcze co. Dzbanek świeżo zaparzonej czarnej herbaty, mleko w porcelanowym dzbanuszku. I niebieska róża w wazonie. Skąd do cholery wziął niebieską różę o dziewiątej rano w sobotni poranek?! Spojrzał na swojego chłopaka, który wzruszył ramionami. - Nie wiedziałem na co masz ochotę... - Oczy Louisa napełniły się łzami. Nigdy nawet nie pomyślał o tym, że ktokolwiek oprócz Zayna mógłby coś takiego dla niego zrobić. 

W domu na śniadanie dostawał zawsze te same płatki śniadaniowe. Któregoś poranka schodząc na śniadanie poczuł cudowny aromat wanilii i już wiedział, że matka przyrządzała naleśniki. Na samą myśl o nich jego brzuch zaburczał i czym prędzej podążył do kuchni. Na stole piętrzyły się parujące i puszyste placki, po których spływał syrop klonowy. Już sięgał po talerz i widelec, ale usłyszał zirytowany głos matki, która przypomniała mu, że naszykowała już dla niego miseczkę płatków i mleko. Po chwili w kuchni pojawił się jej ówczesny partner, na widok którego od razu się rozpromieniła. Kazała mu usiąść, a pod nos podstawiła talerz z naleśnikami. Dla najważniejszego mężczyzny mojego życia. Szept dzwonił mu w uszach, jakby ten poranek wydarzył się zaledwie wczoraj. Od tamtej pory na śniadanie wystarczała mu filiżanka świeżej herbaty lub czarnej kawy... STOP. 

Odgonił przykre dla niego wspomnienia i rzucił się na Harry'ego, który był nieco zaskoczony reakcją Louisa.

- Dziękuję, po prostu nikt nigdy nie zrobił mi takiego śniadania.

- Nie ma za co, skarbie. Dla mojego Lou wszystko co najlepsze. - odpowiedział z uwielbieniem w głosie Harry i złożył pocałunek na czole niższego chłopaka. Louis obdarzył Harry'ego najpiękniejszym uśmiechem, na który potrafił się zdobyć i usiadł na puszystym dywanie. Harry usiadł naprzeciwko i z uśmiechem sięgnął po jajecznicę i tosta, zaś Louis dalej zastanawiał się w jakiej kolejności zje te wszystkie pyszności, które miał przed sobą. W końcu zdecydował się na naleśniki, które polał solidną porcją syropu klonowego. Jedli w komfortowej ciszy zagłuszanej co chwila jękami Louisa, który najwyraźniej przeżywał jedzeniowe spełnienie.

- Boże, jakie to jest pyszne! Poproszę o takie śniadania codziennie! - powiedział między ostatnim kęsem naleśnika, a pierwszym tosta z dżemem malinowym zanim dotarł do niego sens tego, co właśnie powiedział. To było za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Spojrzał na Harry'ego, na jego pięknej twarzy błąkał się uśmiech, a policzki przybrały różowawy odcień. - Na razie wystarczą mi weekendy. - dodał po chwili zażenowany. Sięgnął po filiżankę z herbatą i czekał na reakcję chłopaka.

- Lou, to wspaniały pomysł. Naprawdę... Ale na zamieszkanie razem jest trochę za wcześnie...

- Oczywiście, że jestem tego świadomy. Po prostu... – westchnął ciężko i odstawił filiżankę na stolik. - Czasem jak coś palnę... Przepraszam.

- Wszystko w porządku, kochanie... Nie przejmuj się. - Chwilę później Harry siedział już obok niego i przygarnął go do siebie. Louis uwielbiał to, jak do siebie pasowali. - Uwierz mi, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdybym mógł już mieć to wszystko – wskazał wolną ręką ich niedojedzone śniadanie, po czym przeczesał palcami czuprynę Louisa, który z ledwością powstrzymał się od zamruczenia. - i Ciebie dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Ale czuję, że to zdecydowanie za wcześnie. I nie chodzi tu o Ciebie, że zrobiłeś czy powiedziałeś coś źle. - Louis widział, że Harry'ego coś gryzło. Położył dłoń na policzku chłopaka i pogładził miękką i delikatną skórę, ten westchnął, zamknął oczy i oddał się pieszczocie.

- Wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć? - wyszeptał po chwili Louis, a w odpowiedzi Harry tylko kiwnął głową. Trwali tak kilka minut w swojej malutkiej bańce szczęścia. W końcu Harry przerwał ciszę i wypowiedział słowa, których Louis nie spodziewał się usłyszeć.

- Boję się. Boję się, że po tym jak skrzywdziłem Mię... - zaczął, a Tomlinson już otwierał usta, aby zaprzeczyć. - ...bo to nie ulega żadnej wątpliwości, Lou. Nie powinienem dawać jej nadziei, oświadczać się w momencie, gdy byłem pełen wątpliwości. Powinienem był rozstać się z nią już wtedy, bo podświadomie wiedziałem, że to już nie przetrwa. Ale wracając do sedna... Wyznaję zasadę, że to co wysyłamy od siebie do innych, ostatecznie i nas spotka. Ja po prostu... To cholernie głupie!

- Boisz się, że Cię zostawię? - zapytał cicho Louis, a z ust Harry'ego wyrwał się szloch. Ale zupełnie inny od tych, które wydawał z siebie podczas ataku paniki kilka miesięcy temu. Był głębszy, jakby się poddał.

- Jestem złym człowiekiem, Lou. - odpowiedział z pewnością w głosie. Louis chciał zaprzeczyć, ale czuł, że musi dać Harry'emu szansę na podzielenie się tym, co tak naprawdę czuje. - Zawiodłem dziadka, Mię. W końcu zawiodę Ciebie... I najgorsze jest to, że jestem tego tak samo pewny jak tego, że jestem niezaprzeczalnie, nieodwołalnie i beznadziejnie zakochany w najlepszym człowieku jakiego kiedykolwiek było mi dane poznać. - Louis wstrzymał oddech, naprawdę nie był na to gotowy. - Kocham Cię, Lou. Kocham Cię od momentu, w którym zakrztusiłeś się piwem tamtego wieczoru w barze karaoke. I nie jestem Ciebie wart. - na twarzy Harry'ego pojawił się smutny uśmiech, tak bardzo do niego nie pasujący. Smutek nigdy nie powinien pojawić się w tych cudownych oczach. Louis miał ochotę wyć, ale zamiast tego czuł jakby cały świat zaczął wirować, a on pozostawał w nim w bezruchu, sparaliżowany. 

Po raz pierwszy w życiu usłyszał te słowa, od osoby, którą darzył podobnym, a może i większym uczuciem. Ich cały kalejdoskop ogarnął jego ciało. Popadał ze skrajności w skrajność, od poczucia całkowitego szczęścia po ogromną złość, a jego żołądek pod ich wpływem wykręcał się na wszystkie strony. Miał wrażenie, że za chwilę zwróci całe śniadanie. Dojście do siebie zajęło mu kilka minut, w którym dalej pozostawali w szczelnym uścisku. Harry się mylił, musiał mu to udowodnić!

Przecież nie był złym człowiekiem. To było niemożliwe. Miał swoje wady, był uparty, czasem nieznośny i przesadzał z herbatą rumiankową. Miał też prawo do popełniania błędów, był przecież młodym mężczyzną. Niezwykłym. Niespotykanym. Z najbardziej hipnotyzującym spojrzeniem i uśmiechem okalanym przez dołeczki, za które mógłby zabić. Z najbardziej absurdalnymi wzorami koszul, które kiedykolwiek widział w swoim życiu. Ze swoimi nieśmiesznymi żartami, które tylko on rozumiał. Ze śmiechem, który powodował, że wszyscy wokół zaczynali płakać, bo był tak zaraźliwy. 

A przede wszystkim ze swoim sercem na dłoni i empatią dla innych. W życiu nie spotkał bardziej bezinteresownego człowieka, który nigdy nie przeszedł obojętnie obok ludzkiej krzywdy. I nawet to, że przyczynił się do cierpienia osoby, która kiedyś była mu bliska, tego nie zmieniło. Nie czułby się źle z tym, że to się stało, gdyby tak naprawdę był tak zły za jakiego się uważał. Nie da się przejść przez życie nie krzywdząc nikogo. Czy to zabierając koledze samochodzik w przedszkolu, czy w dorosłym życiu, decydując się na rozstanie z kimś, kogo nie darzy się uczuciem. Uczucia mają to do siebie, że mogą się wypalić w przypadku, gdy nie dba się o nie. I trzeba się z tym pogodzić.

Ale to nie oznacza, że im się nie uda. Wręcz przeciwnie, bo tym razem nie popełnią błędów. I jeśli już to Louis nie jest wart miłości Harry'ego, ale każdego dnia będzie starał się mu pokazać, że wybrał słusznie i Louis na nią zasługuje. Był gotowy na wszystko, chciał poświęcić wszystko, aby tylko kochać i być kochanym. Harry i Louis. Louis i Harry. Od początku do końca. Już na zawsze. Pomimo tego, że był strasznym bałaganiarzem i zostawiał brudne majtki na podłodze,bo nie trafiał do kosza na pranie. Pomimo tego, że Harry miał problem z przestrzenią osobistą i lubił spać wtulony w niego jak miś koala w swoją mamę. I zostawiał okruszki po ciasteczkach, które w nocy wbijały się w delikatną skórę Louisa.

Bo Harry stworzył mu dom. Dom, w którym zawsze czeka ktoś, kto go kocha i z kim czuje się bezpiecznie. Ktoś kto rozumie go jak nikt inny wcześniej. I nie ważne, czy mieszkają razem czy osobno. Dom to nie budynek, to ludzie. Dom to Harry, ale także Zayn,Liam i Niall. I cieszył się, że wszedł wtedy na tę stronę z ogłoszeniami i zdecydował się wyjść ze swojej strefy komfortu. I gdyby miał wybór, postąpiłby tak samo. I może postępował jak idiota odrzucając ten staż, ale to była właściwa decyzja. Może niezgodna z rozsądkiem, ale właśnie to podpowiadało mu serce. I zamierzał się go słuchać, bo jak dotąd dobrze na tym wyszedł.Posłuchał serca, gdy naprawdę chciał się już poddać i odpuścić. Tamtego wieczora chciał zadzwonić do Liama, aby powiedzieć, że nie wróci już do Marcel's. Ale telefonu nie było,był za to skruszony Harry. Z jego cholernym telefonem w dłoni. I to wtedy zdecydowało za niego jego własne serce, które mu oddał. I miał cholerną nadzieję, że je zatrzyma, bo nie przyjmował zwrotów. Należało tylko i wyłącznie do Harry'ego.

Ocknął się, gdy na ustach poczuł gorące wargi. Powiedziałem to na głos? 

Oddał pocałunek jeszcze bardziej łapczywie niż zamierzał. Reszta była już plątaniną pocałunków, westchnień i poznawania się na nowo. W nowej rzeczywistości, gdzie nie było nic oprócz bezwarunkowej i niekończącej się miłości.

Dwa ciała i dwa umysły złączone w jedno. Nic nie miało prawa ich rozdzielić. Młodzi, żądni miłości i siebie. Para małolatów będąca niczym wobec nieskończoności. 

Kolejna historia miłosna, która mogła zdarzyć się każdemu. Ale spotkała właśnie ich. 


____________

Pozostał jeszcze jeden rozdział, potem epilog... 
Na samą myśl, że to już prawie koniec... Gula w gardle rośnie z każdym słowem, który prowadzi do zakończenia tej historii.
Ale chyba to dobrze. Początek i koniec. Wszystko na swoim miejscu. 

Tak jak powinno być.

Kocham i dziękuję za każdy komentarz, gwiazdkę, wyświetlenie.
To naprawdę sprawia, że widzę w tym jakiś cel. 
Dziękuję!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro