4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Osiem babci Chiyo z zaciekawieniem krążyło po pomieszczeniu wsuwając popcorn. Sasori podszedł do Deidary.

-No już... -Rudzielec objął go ramieniem- Powiesz mi czemu odprawiacie jakieś dziwne rytuały z największym oszustem podatkowym w Łodzi, kochanie?

Reszta osób obecnych w pomieszczeniu była jeszcze bardziej zszokowana niż po wbiciu FBI. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, lecz po chwili przerwał ją Hidan.

-"Kochanie"?! Czyli mówisz mi, że to Porsche wcale nie było za pieniądze starych?!

-Nie twoja sprawa, hm. I waracając. Danna, wytłumaczę ci wszystko jak mnie zabierzesz na kawę, dobrze?

-Spoko, nie widzę problemu. Tylko nie idźmy na tą kawę w Łodzi, znam kogoś, kto się nią zatruł.

-No wiadomo, hm. Jak najszybciej wyjeżdżajmy z tego przeklętego miasta.

Deidaruś złapał Sasora pod rękę i skierowali się w stronę wyjścia. Prawicowa Chiyo zemdlała. Kakuzu natomiast miał wątpliwości.

-Czy agent FBI powinien tak postępować? Za takie coś się nie zwalnia?

Kisame pokiwał głową na "nie".

-Wpisze to jako "przesłuchanie świadków" i nikt się nie zorientuje. Też mu nie będę zabraniał, jest ze swoim chłopakiem nierozłączny... No chyba, że idą do pracy. Chciałbym mieć z kimś taką relację. -Chwilę milczał, po czym przypomniał sobie o czymś. - A właśnie! Zapomniałbym. Nazywam się Kisame Hoshigaki, pseudonim Robert Halibut. Miło mi was poznać.

Nagle wtrącił się Hidanek.

-Czy my też możemy już wyjść?

-Yyy nie? Ja z wami za rączkę nie wyjdę...

Nagle jego wzrok skierował się na Itachiego i poczuł, że jego rybie serce zabiło szybciej. Czarnowłosy był... Po prostu przepiękny. Idealnie w typie Kiszczame. Tajemniczy, z pięknymi czerwonymi oczami, długimi, zadbanymi włosami i ostrymi rysami twarzy. Mimo, że miał na sobie lekarski kitel bez problemu mógł go sobie wyobrazić w gotyckiej sukni.

Właśnie wtedy Kisame zdał sobie sprawę, że jedyne o czym naprawdę marzy to big tiddy goth bf. Niestety nie zdawał sobie sprawy jakiej muzyki słucha Itachi, ani że nie jest ona ani trochę gotycka. Szkoda też, że to właśnie Itasia przyszedł wsadzić do więzienia.

-P-Panie Uchiha... Niestety, jestem zmuszony pana aresztować.

-Że co? Dlaczego mnie?

Kisame przez chwilę zastanawiał się, czy nie odpowiedzieć mu jakimś głupim flirtem typu "jesteś zbyt piekny, aby być na wolności" ale zdał sobie sprawę, że zabrzmi w ten sposób jak jakiś psychopata. Itachi pewnie jest już wystarczająco przestraszony.

-Jest pan poszukiwany w całej Łodzi i okolicach za liczne oszustwa podatkowe.

-A-ale ja nie miałem wyboru! Nie mam pieniędzy! Mojej przychodni prawie nikt nie odwiedza a jak już ktoś przyjdzie, to zawsze wymusi na mnie kupon na darmową wizytę...

Kisame zrobiło się teraz naprawdę przykro. Taki piękny Itaś w takich poważnych kłopotach? Aż nie chce się go aresztować... Ale przecież agent FBI musi wykonać swoją pracę...

Kiszczame podszedł do łasiczki i skuł mu ręce.

-Nie martw się, drogi panie Uchiha, nie zrobię panu krzywdy. Pojedzie pan teraz ze mną na przesłuchanie. Proszę nie stawiać oporu. Pana koledzy również pojadą z nami.

-Seriooo? -Załamał się Hidan -Ja nic o nim nie wiem! Byłem tylko u niego na badaniu. Nie powiem, że było to przyjemne przeżycie.

-Przykro mi, ale jesteście jedynymi świadkami. Nie chce nam się szukać innych. A teraz chodźcie za mną, albo będę musiał was zmusić.

-Marnujecie mój cenny czas, a każdy wie, że czas to pieniądz... -Mruknął Kałużu wychodząc z piwnicy.

Na dole zostały tylko babcie Chiyo. Kompletnie porzucone i niezrozumiane. Znowu.

-Moje drogie kumy, co my biedne teraz poczniemy?

-Co wy na to, aby znowu przejąć władzę nad światem? Jako bogini znowu stanę się piękna i młoda! ♡

-Cudowny pomysł, droga Chiyo!

-NAZYWAM SIĘ CHIYO, BO ZA BABCIE KOCHAM I CIERPIĘ KATUSZE! -Wyrecytowała cała ósemka, a następnie wyleciała z piwnicy rolzatując się we wszystkie strony świata w celu obalania rządów.

~W areszcie~

Itachi siedział w małym pomieszczeniu z szybą, która oddzielała go od Kisame. Wyglądało to tak jak w Ace Attorney, gdy musisz rozmawiać z oskarżonymi.

-Panie Hoshigaki?

-T-tak? -Kisame lekko się zarumienił -Czy mogę ci w czymś pomóc? Mówiłem już, że możesz odpuścić sobie to "pan".

-Dobrze... Miałem być przesłuchiwany, prawda? Wypuściłeś już nawet Hidana i Kakuzu.

-Przecież cię przesłuchuję.

-Pytanie o moje ulubione jedzenie, muzykę której słucham, filmy które lubię i moje życie prywatne to przesłuchiwanie?

-...Tak. -Kisame był już cały czerwony. Po prostu poczekaj chwilę... Sasori niedługo przyjedzie z okupem.

-Wykupicie mnie z aresztu?  Naprawdę? Jeszcze nawet nie było żadnej rozprawy...

-No chyba nie chcesz mierzyć się z Edgeworthem prawda?

-Nie wiem kto to, ale pewnie nie chcę. Mam jeszcze jedno pytanie.

-Słucham uważnie.

-Co FBI robi w Łodzi?

-....

-......

-Poczekaj tu chwilę na mnie, drogi Itachi, idę nam zrobić herbatki.

No i wylałem ice tea na zeszyt od polskiego kurwa zajebiście. Moje notatki z dziadów... Moja charakterystyka Gustawa-Konrada... Mickiewicz naprawdę rzucił na mnie klątwę... Yyyh może szybciej wyschnie jak położę na parapecie? A nie, nie ma słońca. Jestem debilem.

Po zrobieniu herbaty i wylaniu dość niezdrowego napoju na notatki z romantyzmu przez autora, Kisame wrócił do Itachiego.

-Itasiu drogi... Wiem, że znamy się dość krótko, ale chcę żebys wiedział, że według mnie wyglądasz przepięknie.

-S-Słucham? -Teraz Itachi też zrobił się czerwony.

Nie zdążyli jednak powiedzieć sobie nic więcej, ponieważ do pokoju weszli Sasori z Deidarą, a za nimi drący mordę Hidan.

-TY PIEPRZONY OSZUŚCIE! MÓWIŁEŚ, ŻE NIE MASZ ŻADNYCH PIENIĘDZY A POTEM OKAZUJE SIĘ, ŻE ZA MOIMI PLECAMI MASZ BOGATEGO CHŁOPA! WIESZ ILE CZARNYCH MSZY MOŻNA BY ZA TO ZORGANIZOWAĆ?

-TO NIE MOJA WINA, ŻE SIĘ NIE DOMYŚLIŁEŚ! JAK MOI RODZICE MOGLI MI KUPIĆ TO PORSCHE, SKORO SIEDZĄ W WIĘZIENIU DO CHOLERY, HM?!

-Hej, Halibucie. Przyniosłem pieniądze. -Sasori starał się ignorować kłótnię Deidary i Hidana.

-Dziękuję bardzo. Obiecuję, że spłacę swój dług najszybciej jak mogę.


~Po uratowaniu Itachiego~


Itaś szedł Łódzkimi ulicami szukając jakiegoś transportu na zadupie. Musiał dostać się z powrotem do swojej przychodni, gdyż nie miał jeszcze czasu przebadać krwi Hidana. Itachi mimo wszystko był porządnym człowiekiem i nie lubił zostawiać swojej pracy niedokończonej. Błądząc po wielkim, brzydkim mieście nucił sobie pod nosem hity ulubionej piosenkarki.

-Don't call my name, don't call my name... Alejandro...

-ITACHIII! -Usłyszał nagle za sobą.

-Tak szybko uciekłeś... Hmm... Wyglądasz na zagubionego. Może cię gdzieś podwieźć? -Był to Kisame.

-Naprawdę byś mógł? Muszę jechać do pracy, która jest dość daleko. Nie będzie to dla ciebie problem?

-Nie, absolutnie nie będzie. Może w ten sposób wynagrodzę ci to aresztowanie...

-To nie była twoja wina. To ja staram się nie płacić podatków.

-Eheh... no racja...

Nastała niezręczna cisza.

-No to... gdzie twój samochód, Kisame?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro