rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Todd nadal spoglądał na mnie sceptycznie. Jednak ja tym się zbytnio nie przejmowałem oraz pistoletem wymierzonym prosto w moją skroń.
Jedną ręką uniechoromiłem mu dłoń a drugą przyłożyłem do jego czoła.
Gdy to zrobiłem z mojego ciała wydostały się jakieś iskry a mnie przeniosło w jakieś miejsce.
Znajdowałem się w wielkim domu. Konkretnie na korytarzu. Wszędzie wisiało pełno obrazów, na wielkich dębowych schodach była masa kurzu. Miejsce to wydawało mi się dziwnie znajome. Usłyszałem jak ktoś wychodzi z pomieszczenia obok. Minął mnie pospiesznie chłopak którego gonił jakiś dzieciak z kataną.
Skąd ich znałem?
Otworzyłem komodę która znajdowała się pod lustrem. Zauważyłem pistolet, ten sam pistolet, który używał Reed na misjach ze mną.
,,-Czyli jestem w mózgu Todda? To on ma mózg?-zapytałem sam siebie."
Ruszyłem do kolejnego pomieszczenia.
Tutaj zauważyłem jadącego czarnym motorem dzieciaka. Przemieszczał się bardzo szybko dopóki się nie przewrócił.
Przed nim stały dwie osoby Hawk i Dove. Ich rozpoznam z daleka.  Mniejsza wersja Jasona spojrzała w moją stronę,jednak nie zauważył mnie.
,,Jak mam ci przypomnieć?"
Spoglądałem na niego jeszcze przez moment. Śledziłem jego każdy ruch, zmianę mimiki. Gołębica spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi, powiedziała coś do Hawka, który również na mnie spoglądał co jakiś czas.
Oni mnie widzą? Dlaczego Jay w takim razie nie?
Co mam zrobić aby sobie o mnie przypomniał?
Ruszyłem wgłąb jak już się domyśliłem Batdomu.
Przemierzałem każde pomieszczenie chciałem znaleźć tylko jedną rzecz. Najważniejszą dla niego.
Wszedłem do pokoju,który doskonale znałem.
Bywałem wiele razy tutaj, w Batjaskini czy w bazie Ligi. Jako że, od pewnego czasu należałem do Ligi Sprawiedliwości oraz mój kochany mentor Green Arrow ciągle lubił dogryzać Batmanowi.
Pokój był o wiele mniejszy niż mój,ale logiczne skoro Batman miał 5 Robinów a ja byłem sam plus okazjonalnie Black Canary bądź Green Lantern.
''Gdzie mogę znaleźć tą sekretną rzecz?"- myślałem cały  czas, gdy przerzucałem prywatne rzeczy bruneta. No początku obawiałem się, że mógłby to w swoim śnie zauważyć, ale zaraz potem przypomniałem sobie, że na jawie również posiada nieporządek, więc duża różnica to nie będzie.
Bardziej od lecących rzeczy skupiłem się na tym czy faktycznie dwójka superbohaterów z korytarza mnie widziała. Jeśli tak.. Czy powiedzą to Jasonowi? A może to zignorują? Gdyż bardzo często przebywałem w tym miejscu razem z Toddem i Dickem, wszyscy zdążyli się do mnie przyzwyczaić. Nie miałem pojęcia czy Dove coś podejrzewa. O Hawka nie musiałem się martwić, gdyż nigdy nie należał do tych inteligentnych.
Po wywaleniu następnej szafy spisywałem misję na niepowodzenie. Usiadłem na podłodze z powodu zmęczenia. Dopiero teraz uderzyła mnie niedawna odbyta walka, a to oznaczało, że emocje schodziły.
"Nie wiem jakim cudem wszyscy sobie zawsze przypominają od tak."
Patrzenie w panele wydawało się ciekawym zajęciem i tak mnie prawie pochłonęło, że zapomniałbym o najważniejszej skrytce każdego dziecka. Była nim oczywiście przestrzeń pod łóżkiem.
"Jednak jesteś przewidywalny bro."- powiedziałem gdy wreszcie w moich rękach wylądowało nie duże pudełko.
Otworzywszy bordowe wieczko na początku doznałem szoku, gdyż nie sądziłem, że rzeczy znajdujące się wewnątrz skrytki przeżyją tyle czasu.
Widząc małą wersję batgwiazdki i mojej czerwonej strzały lekko się zawiesiłem. Jak to możliwe, że mężczyzna to trzymał tyle lat? Przecież podarowaliśmy sobie to później  niż trwa w swojej podświadomości. Pod rzeczami był jeszcze dziennik częściowo zapełniony.
Otworzyłem ostatnią zapisaną stronę i zacząłem czytać.

Lipiec 14, 2016 rok
Dick zniknął już ponad miesiąc temu.
Nie mam pojęcia gdzie. Próbowałem go odnaleźć za pomocą jego lokalizatora, jednak zawsze trafiam na pustkę.
Żałuję, że nie mam kogoś kto mógłby mi pomóc.
Wiele lat temu miałem taką osobę, jednak utraciłem ją bez powrotnie.

Przewracając kartki dziennika czułem jak moje ręce zaczynają się trząść.
Dlaczego nie poradził się mnie?
Kim była tajemnicza osoba, która miała już nie wrócić?
W środku dziennika była strona inna niż wszystkie, popalona i umazana w czymś czerwonym.

Lipiec 21, 2012 rok*
To właśnie dzisiaj są urodziny Roya.
Od bardzo dawna szykowałem mu tą niespodziankę.
Nie chciałem aby odbywały się one w Gotham gdyż to miasto było bardzo niebezpieczne, a ja choć raz chciałem aby tak nie było.
Uparł się, że tak nie będzie i przytaknęliśmy sobie razem. Cześć naszej aktualnej drużyny czekała na nas w kręgielni. My postanowiliśmy iść na piechotę krótki odcinek do centrum.
Mijając statki w porcie wydawało się wszytko w porządku dopóki nie poczułem na swoich plecach chłodu broni.
Rudy odwrócił się gdy dostrzegł, że już przy nim nie idę a jego mina potwierdzały moje przypuszczenia.
-Panowie moglibyście puścić mojego kolegę?- zaczął zadziwiająco przyjaźnie jak na siebie.
Nie chciałem wykonywać żadnych gwałtownych ruchów aby nie zdradzić kim jestem.
-Wiesz co młody? Odpowiedź brzmi nie. Nielegalnie przebywacie na naszym terenie i musicie ponieść karę.- odpowiedział mu mężczyzna za mną.
Roy przez moment zastanawiał się co zrobić. Nie była to prosta decyzja, gdyż próbowaliśmy się nie ujawniać.
-Każde zbiorniki Gotham należą do miasta. Jakim cudem jest to tylko wasz teren?
Mężczyzna za mną nie odpowiedział.
Zamiast tego pojawił się kolejny za moim przyjacielem. Tamten nie miał jednak tyle cierpliwości. Wyjął nóż i wbił mu go prosto w szyję. Reakcja jego organizmu była natychmiastowa. Momentalnie załamały się pod nim kolana a on padł twarzą na beton. Nie interesowało mnie czy facet za mną strzeli. Podbiegłem do mojego przyjaciela, a gdy nie wyczułem pulsu darłem się w niebogłosy. On, nie mógł być martwy. Nie teraz!

Z rąk łucznika wypadł dziennik.
Nie mógł uwierzyć w to co się stało.
Dlatego jego przyjaciel go nie poznał?
W jego świecie był martwy?
Jak w takim razie miał go przekonać, że jest inaczej?

___________________________________________

Wytłumaczmy kilka kwestii.
To ff jest pisane na podstawie komiksowych postaci, więc kilka nieścisłości może się pojawić.
Jest to oczywiście zależne od tłumaczeń oraz wydawnictw.
*Rok jest wybrany przypadkowo, jednak chodziło o zachowania wizerunku ,, bycia niewinnymi dziećmi"
Data urodzin Roya nie była podana, wiadomo tylko, że stracił ojca w wieku 14 lat. Na potrzeby ff jest to nieco odsunięte w czasie.
Oryginalny Roy to ten, który przybył z Wallym.

To tyle!
Dziękuję, że jesteście i widzimy się w następnym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro