1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Ten dzień był zmorą. Aga powinna już od samego poranka przeczuwać, że będzie źle. Po prostu źle. W drodze do szkoły poczuła, że dziwnie jej się jedzie. Wzięła deskę do rąk i usiadła na schodach prowadzących do szkoły.

Spóźnienie się na lekcje tragedią nie było. Ale uszkodzenie deski już tak. Kilkanaście minut próbowała wybadać, czy usterka kółka jest niebezpieczna. Ostatecznie doszła do wniosku, że mimo pewnego dyskomfortu w jeździe, raczej nic jej nie grozi. W razie czego, na drugim końcu miasta będzie mogła kupić nowe kółko, więc zamiast popołudniowej chillery, będzie wycieczka autobusem.

Kiedy już mogła z czystym sumieniem iść na lekcję, zetknęła się z panią Jadzią. Pożarły się trochę o to, czy deska jest sprawą ważniejszą niż siedzenie na matmie. Padło kilka nieprzyjemnych słów, Adze zrobiło się głupio i na następnej przerwie wykradła się do sklepu, żeby kupić woźnej czekoladki na zgodę. W odpowiedzi postraszono ją mopem, ale przeprosiny zostały przyjęte, więc względnie wszystko było w porządku.

Potem przyszedł czas na spotkanie z Ritą. Ale z nią też było coś nie tak. Pomijając skrajną nieostrożność jazdy, która zazwyczaj była normą, a dziś osiągała apogeum, Rita była dziwnie milcząca. Powiedziała do Agi tylko kilka słów, a w skate parku nie odzywała się wcale. Kiedy łapały kontakt wzrokowy, starała się patrzeć na cokolwiek innego, tylko nie na Agę. Było dziwnie, wręcz niezręcznie. Jakby były obcymi osobami, które zmuszone są jeździć obok siebie.

Aga zaczęła się niepokoić. Rita zawsze była bezpośrednia i od razu mówiła o wszystkim, cokolwiek by to nie było. Co musiało się stać, że teraz była wycofana?

– Chodź na ławkę – powiedziała do przyjaciółki. – Zrobimy sobie przerwę.

Usiadły obok siebie, wypiły trochę wody. Kilka haustów, śpiew ptaków, szum pobliskiej ulicy – masa dotychczas ignorowanych dźwięków docierała do Agi. Miała wrażenie, że siedzi obok jakiejś przypadkowej koleżanki z klasy. Było tak niezręcznie!

– Czemu się nie odzywasz? – zapytała, przerywając milczenie. – Coś się stało?

– Co? Nie, coś ty. Po prostu jestem zmęczona.

Aga miała wrażenie, że się przesłyszała. Takie wytłumaczenie od razu mówiło, że coś jest nie tak. Gdyby Rita była zmęczona, trąbiła by o tym od samego początku lub na starcie zaproponowała leżakowanie w ogródku u Agi.

– Ale czym? – Postanowiła brnąć w to kłamstwo. – Treningami?

– Słabo spałam.

– Jak chcesz, możemy pójść do mnie. Włączymy jakiś serial, odpoczniesz...

– Nie, dzięki – ucięła Rita. Wyglądała na strasznie speszoną.

– Co ci jest? Ritka, zaczynam się martwić... przecież możesz powiedzieć mi o wszystkim – odruchowo dotknęła jej ramienia. Rita odsunęła się jak poparzona.

– Przepraszam! – powiedziała. – Nie powinnam... ale to mi tak długo nie dawało spokoju! A teraz popatrz na mnie, zachowuję się jak totalna idiotka. Chyba nie mogę dłużej tego ciągnąć...

– Czego?

Rita wzięła głęboki wdech i spojrzała na Agę wzrokiem typu „zaraz usłyszysz coś, czego zdecydowanie nie chciałaś słyszeć".

– Od miesiąca... nie, może trochę dłużej. Chyba po dniu, w którym byłyśmy nad jeziorem pod koniec lipca, pamiętasz? Ale to nieważne. W każdym razie nie mogę przestać o tobie myśleć.

Aga poczuła, że pieką ją policzki. Patrzyła na Ritę z coraz większym przerażeniem. Chciała zatrzymać teraz czas i odejść jak najdalej stąd, byleby tego nie usłyszeć. Nie, cholera, nie! Przecież nie może być obiektem westchnień najlepszej przyjaciółki.

– Zakochałam się w tobie – ciągnęła Rita. – Przepraszam, że ci to mówię, ale nie mogę sobie z tym poradzić. Chcę, żebyś wiedziała...

Nie mogła tego dłużej słuchać. Zerwała się z ławki, rzuciła pospiesznie jakieś przypadkowe słowa pożegnania i wskoczyła na deskę. Była jak w amoku, nie kontrolowała żadnego ruchu, chciała tylko stąd zniknąć.

– Aga, czekaj! – usłyszała gdzieś w tyle. Rita jechała za nią. Przyspieszyła. Musiała być teraz sama. Samiutka jak palec, żeby wyprzeć słowa Rity z pamięci. Odepchnęła się jeszcze kilka razy, z całej siły.

To był moment.

Najpierw usłyszała trzask spod deski. Potem swój krzyk. Na końcu tej triady pojawił się przeszywający ból.

Przez chwilę nie miała pojęcia, co się dzieje. Szok był na tyle silny, że nie wiedziała nawet, co ją boli.

– Jezus Maria! – Rita pojawiła się natychmiast, ciężko dysząc. – Możesz wstać?

Wyciągnęła do niej rękę. Aga chciała się wesprzeć i spróbować się podnieść, ale kiedy tylko ruszyła prawą ręką, przeszył ją jeszcze większy ból.

– Cholera... ręka... – wycedziła przez zęby.

– Pewnie złamana, cała się trzęsiesz. – Rita próbowała zachować zimną krew. – Czekaj, spróbuj usiąść...

Pomogła Adze przejść i zająć miejsce na pobliskiej ławce. Paradoksalnie, były zmuszone do kontaktu, jednak w takiej sytuacji nikt o tym nie myślał. Liczyło się tylko to, żeby jakoś dotrzeć do szpitala.

– Pojedziemy autobusem, czekaj, sprawdzę rozkład... – zasugerowała Rita.

– Nie mam osiemnastki, muszę zadzwonić po mamę.

– Dobra, zadzwonię. Niczym się nie przejmuj, zrelaksuj się...

– Błagam, nie próbuj być śmieszna, to w niczym nie pomaga.

Rita nie odpowiedziała chyba tylko dlatego, że to nie była adekwatna sytuacja do kłócenia się o rzucane w nerwach żarty. Wyciągnęła z kieszeni telefon i zadzwoniła.

– Cześć, mamy mały problem... – zaczęła, po czym włączyła mamę Agi na głośnomówiący.

– Jaki problem? Co tam tak syczy w tle?

– To Aga. Chyba... chyba złamała rękę.

– Szlag by to trafił! Daj mi ją tu... Aga? Jak się czujesz? Co się stało?

– Kółko w desce się schrzaniło – wyjaśniła. – Próbowałam to rano naprawić, ale nie wyglądało groźnie...

Spotkała się spojrzeniem z Ritą, która właśnie swoją miną oświadczała, że żąda wyjaśnień.

– To może zróbmy tak, że wy spróbujecie się dostać do szpitala, a ja urwę się z pracy i spotkamy się na miejscu. Chyba tak będzie najszybciej. Macie gdzieś tam przystanek?

Dziewczyny wymieniły spojrzenia.

– Okej, damy radę – powiedziała Aga i rozłączyła się.

Rita wzięła obie deski z ziemi, po czym pomogła Adze wstać.

– Podtrzymaj ją lewą, żeby tak nie wisiała – poradziła, wskazując na prawą rękę.

Doszły na przystanek, akurat chwilę później przyjechał właściwy autobus. Normalnie Aga powiedziałaby, że to wielkie szczęście, ale była zajęta jęczeniem z bólu. Jazda była jeszcze gorsza. Najpierw nie miała gdzie usiąść, jednak o to zadbała Rita, robiąc mnóstwo szumu wokół siebie.

– Halo, mamy tu ranną, potrzebujemy siedzenia! – ogłaszała na tyle głośno, aby każdy mógł ja (niestety) usłyszeć.

Potem, kiedy miejsce siedzące się znalazło, nastąpiło kilka turbulencji spowodowanych nierównościami na jezdni. Aga nie mogła przestać myśleć o ręce, ten potworny ból całkiem zawładnął jej głową.

– Spokojnie, jeszcze trzy przystanki. Boli?

– Jak skurwysyn... – odpowiedziała z trudem.

– W szpitalu na pewno dadzą ci coś przeciwbólowego – zapewniła Rita, chociaż jej ton w ogóle nie wskazywał na to, że głęboko w to wierzy. W ogóle to sama chyba była bliska rozklejenia się, ale nie miała wyjścia, musiała panować nad całą sytuacją.

Wreszcie wysiadły na przystanku i przeszły kilkaset metrów. Pod szpitalem manewrowało kilka samochodów oraz przeprowadzana była integracja palaczy, jak to w każdym tego typu miejscu. Rita zadzwoniła do mamy Agi.

– Będzie za kilka minut – wyjaśniła po rozłączeniu się.

Później był SOR, śmieszna opaska na zdrowej ręce i długie oczekiwanie na przyjęcie. Minuty mijały, a szpitalny korytarz nie pustoszał. Mama Agi wciąż zagadywała Ritę, ponieważ z nią prędzej szło porozmawiać niż z Agą, która przez ból starała się coraz bardziej drażliwa. O ich wielkiej przyjaźni oraz przygodach związanych z faktem, że mama Agi trenowała drużynę Rity, można by napisać długą powieść, więc tematów do rozmów im nie brakowało. Czasem zdarzyło się, że zaczynały narzekać na służbę zdrowia i czas oczekiwania, który dłużył się niemiłosiernie.

Aga nie chciała słuchać ich pogawędek, zwłaszcza, że to nie one siedziały teraz ze złamaną ręką oczekując medycznej pomocy. Marzyła tylko o tym, żeby ból ustał, a nieznośne oczekiwanie na badania wreszcie się skończyło. W końcu jej modły zostały wysłuchane i trafiła do gabinetu. Stamtąd prześwietlenie, kolejne kwadranse czekania, aż wreszcie założono jej gips. Była już tak zmęczona, że nie miała nawet siły podnosić wzroku na mamę i Ritę, które pomogły jej wsiąść do samochodu.

– Najgorsze minęło – powiedziała mama, kiedy wyjechały ze szpitalnego parkingu. – Odpoczniesz i jutro na pewno będziesz się lepiej czuła. Dobrze, że złamanie nie było poważne...

Aga odmruknęła coś w odpowiedzi i odwróciła głowę w stronę okna. Chwilę później jej mama zaczęła rozmawiać z Ritą, więc przestała się skupiać na tym, o czym mówią. Później Rita wysiadła na swoim przystanku, więc w samochodzie zapanowała cisza. Do Agi powoli zaczęło docierać, co stało się przed wypadkiem.

Kiedy była już w domu, nałykała się przeciwbólówek i odrętwiała leżała w swoim łóżku. Co teraz miała zrobić? Chciała napisać do Rity, że jest jej wdzięczna za pomoc, ale przez jej wyznanie, bała się zaczynać rozmowę. Sięgnęła po telefon, jednak uśmiechnięte zdjęcie przyjaciółki na tapecie od razu odwiodło ją od tego pomysłu. Odrzuciła komórkę na drugi koniec łóżka i westchnęła głośno.

– Czemu musiałaś tak wszystko skomplikować? – rzuciła w przestrzeń.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#gxg#skate