4. The day when I became a school villain

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To jest raczej ostatni rozdział przed maturami, chyba że znów przełożą (jakby ktoś za ileś lat to czytał – o ile 2020 rok nie zmiecie nas z planszy – to byłoby to piękne, bo przełożone matury z pewnością do historii przejdą).  Btw, to jak na razie mój najdłuższy rozdział.

Zachęcam do gwiazdkowania, komentowania, bo to motywuje :) Miłego czytania!

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Stukałam swoimi pomalowanymi paznokciami o blat, czekając na wydanie mi jedzenia. Tak jak niektórzy byli uzależnieni od papierosów, Netflixa, Twittera, tak ja byłam od stukania paznokciami w momencie, gdy na coś czekałam. Plułam sobie w brodę, bo mogłam wziąć coś innego, a na kurczaka z frytkami musiałam poczekać, bo akurat tuż przede mną się to skończyło i trzeba było dorobić. Szkoda, bo chciałabym spędzić czas ze znajomymi albo chociaż zdążyć zjeść jeszcze przed lekcją.

Po nieco dłuższej niż się spodziewałam chwili, pani oznajmiła mi, żebym przyszła za tak dziesięć minut, bo po co mam tu tak stać, więc położyłam na pustej tacy szklankę z wodą, bo ogólnie okazało się, że nasza szkoła starała się być eco-friendly, więc nie było mowy o plastikowych kubkach czy butelkach. Biorąc do tego wszystkiego serwetki i sztućce, co w sumie chwilkę mi zajęło, bo zawsze zwracałam uwagę na wzorki na sztućcach, bo to od nich zależało, jak jedzenie będzie smakować, nie zauważyłam, że po dwóch moich bokach stanęły dwie osoby i oparły swoje dłonie na blacie. To po nich mogłam się zorientować, że stali obok mnie jacyś goście, zanim się na nich spojrzałam. Boże, po co mi się tu ktoś teraz napatoczył?

Jaki to był dla mnie szok, gdy okazało się, że to Will i Claude, chociaż szczerze, mogłam się tego domyśleć, bo nawet głupi by się ich prędzej czy później spodziewał. Niemniej jednak ostatnim miejscem, jakie bym obstawiała na jakąkolwiek konfrontację to stołówka. Chociaż może to było logiczne, bo jeśli wszyscy teraz na mnie zaczęli zwracać uwagę, przynajmniej ci, którzy wyglądali na tych z mojego rocznika, mogłam ogarnąć, że Garcia i Claude będą chcieli pokazać, kto jest górą. Nawet jeśli Will i reszta nie byli na szczycie hierarchii szkolnej społeczności, musieli podkreślać swoją wyższość, by nie wyjść na tak zwanych szkolnych przegrywów, chociaż nie sądziłam, by kiedykolwiek mieli trafić do tej grupy. Takie osoby jak oni nie pozwoliłyby sobie na degradację, więc gdzie najlepiej podkreślić, kim są? Tam, gdzie będą mieć pewność, że każdy to zobaczy. Nie rozumiałam tylko, czy serio oni chcieli sięgnąć o szczebel wyżej niż ja i zrobić z tego widownię dla młodszych roczników, bo nawet nie sądzę, by były one zorientowane czy zainteresowane w czymkolwiek związanym z nami.

Spojrzałam na Garcię i podniosłam brew, jednocześnie biorąc tackę, by jednak nie przestać tu całej przerwy. Czekałam na jakieś jego słowo, czy cokolwiek, jednak nic oprócz obserwacji mojej osoby jego intensywnie błękitnymi oczami nie nadeszło, w takim razie postanowiłam nie tracić czasu na jego osobę i skierować się do upragnionego stolika, no bo co? Mam czekać aż panicz w końcu skleci zdanie? Nie wiem, czemu on tak wielce milczy. To on podszedł zapewne z jakąś sprawą, nawet domyślałam się jaką, więc to on powinien zabrać głos. Ciężko wzdychając, wzięłam tackę i zaczęłam się oddalać, jednak nie było mi to dane, o czym przekonała mnie chwytająca mnie za przedramię ręka oraz, jakżeby inaczej, wyczuwalna obecność drugiej osoby przy moim drugim boku. Queen na serio miał rację, nazywając Claude'a przydupasem Garcii, no nie mogę.

– Mam jedzenie, uważaj. Oszołomie – fuknęłam, dodając ostatnie określenie w myślach. 

– Taka drobna przestroga, Silly. – Czy. Will. Serio. Zmienił. Moje. Imię. Na. To? – Radziłbym ci powstrzymać się od takich ekscesów, jakie zaprezentowałaś w piątek. Nie chcemy chyba się pogniewać, co? – powiedział mi to do ucha, naruszając odrobinę moją przestrzeń osobistą. Prychnęłam w duchu, tylko nie wiem, czy na ten fakt, czy na jego słowa.

– Dokładnie, więc następnym razem po prostu przyjmij te głupie materiały, o ile będzie następny raz, i nie rób problemów, co? – Udałam głupią, uśmiechając się sztucznie. 

Zszokowany odpowiedzią brunet poluzował uścisk wokół mojej ręki, a następnie ją puścił, najwidoczniej nie spodziewając się, że odwrócę kota ogonem. Mogło nawet o tym świadczyć to, że parę razy zamrugał, jakby dopiero przyswajał to, co usłyszał, co doprowadzało mnie do mentalnego śmiechu. Mnie natomiast wydał się jakimś przygłupem, bo jednak tyle czasu jedno zdanie przyswajać, no jakby no, gratulacje koleś, zdanie podstawówki musiało graniczyć z cudem.

Sądząc, że nasza jakże "przyjemna" konwersacja się skończyła, postanowiłam się oddalić. Zadowolona z siebie i skacząc mentalnie z radości, nie zorientowałam się w porę, że kipiący ze złości Claude podłożył mi nogę, przez co potknęłam się i wpadłam z tacką na przechodzącą dziewczynę, która nie dość, że lekko oberwała tacką, to jeszcze wodą, a, jako że była ona zimna z kostkami lodu, pisnęła. Myślałam, że gorzej być nie może, ale jednak okazało się, że trafiłam na Joanne, ich psiapsi. Nosz kurna, myślałam, że takie sytuacje zdarzają się tylko na filmach. 

Cisza. To jest to, co panowało przez pierwsze sekundy, a może minuty, godziny? Nie wiem, miałam wrażenie, że nawet stołówka pełna rozgadanych uczniów zamarła na wieczność, chociaż to pewnie była moja wyobraźnia i odzywająca się we mnie adrenalina. Blondynka chyba też była oszołomiona, patrząc na swój ociekający nią mundurek i zawzięcie mrugając oczami. Odczuwałam ulgę, że woda nie wylądowała jej na twarzy, bo pewnie by się rozmazała, aczkolwiek to mnie nie uspokajało i nie polepszało mojej sytuacji, bo jednak teraz byłam w dupie i to totalnej. 

Przecież tym sposobem oni mi nie odpuszczą. Ale no, to nie była moja wina, tylko Claude'a, który wrąbał mnie w te kłopoty, bo nie wiem, uraziłam dumę jego przyjaciela, za którym łazi wpatrzony w niego jak w obrazek. Niemniej jednak wiedziałam, że oni umyją od tego ręce i zwalą całą odpowiedzialność na mnie. To było do przewidzenia, bo nie spodziewałabym się po nich honorowej postawy, co mnie tylko jeszcze bardziej frustrowało. Nabuzowana, przeklinając w myślach Claude'a, wyparowałam:

– Przepraszam, najwidoczniej twój przyjaciel stwierdził, że potrzebujesz po WF-ie odświeżenia i bez mojej zgody, wykorzystał mnie do tego. – Po czym chwyciłam mocniej tackę i zwiałam ze stołówki, nie oglądając się nawet za siebie.

I oto i dzień, kiedy stałam się szkolnym okrutnikiem, który zabiera nogi za pas po szkodzie.

Skierowałam się szybkim krokiem do szkolnego ogrodu, analizując w głowie, jak bardzo będę miała teraz przerąbane. Wiedziałam, że to nie była moja wina, bo specjalnie się nie potknęłam, nie chciałam jej oblać wodą, jednak no wiedziałam, że jak zostanę i zacznę w jakikolwiek sposób starać się dziewczynie pomóc, to tylko zrobią ze mnie kozła ofiarnego i pośmiewisko na oczach całej szkoły. Przynajmniej wszystko na to wskazywało, nawet wnioskując po słowach Willa, a nie chciałam się przekonywać o tym na własnej skórze. Odetchnęłam, idąc alejką i rozglądając się dookoła.

Mimo że Dellington High było bardzo przewrażliwione na punkcie bezpieczeństwa i drzwi główne były strzeżone, nawet trzeba było odbijać specjalną swoją kartę z tożsamością w czytniku, by zostać wpuszczonym do środka, to właśnie ten ogród według mnie był wątpliwy pod względem bezpieczeństwa. Niby był ogrodzony tak, że z zewnątrz nie dało się do niego wejść, lecz jak ktoś byłby zdesperowany, mógłby przedostać się przez płot, byłoby to ciężkie, lecz nie niewykonalne, a drzwi do szkoły od tej strony nie wymagają czytnika, więc miałby pole do popisu. Nie chciałam zbytnio myśleć na ten temat, ale liczyłam, że nigdy nic tutaj się nie zdarzy, bo myśl o wtargnięciu jakiegoś uzbrojonego napastnika stresowała mnie. 

Siadłam na ławce stojącej pod krzakiem róży i odetchnęłam, zastanawiając się, co robić. Wiedziałam też, że już po tego kurczaka nie wrócę, więc byłam skazana zjeść coś dopiero po szkole. Miałam jeszcze niby dwie lekcje, tylko niestety było to zastępstwo za hiszpański. Nauczyciela francuskiego też nie było, więc większość oprócz tych, uczących się włoskiego, miała historię, a nauczycielka na niej zwracała szczególną uwagę na to, czy nieobecny uczeń miał usprawiedliwienie, więc nie mogłam sobie tak zwyczajnie czmychnąć. Nawet jakbym podrobiła zwolnienie, to szybko mogłoby to być zweryfikowane, bo ci nauczyciele wydają się wszystko wiedzieć. Uroki nauki w miejscu pracy swojego rodzica. 

Wpatrywałam się w otaczającą mnie przyrodę, rozmyślając, co zrobić. Też z jednej strony zastanawiało mnie, czy sytuację widział Queen z resztą, bo jeśli tak, to trochę słabo, że nawet nikt za mną nie poszedł. Z drugiej strony nie miałam pojęcia, bo może to zrobili, ale nie wzięli pod uwagę tego, że skieruję się do ogrodu. Nie wiem, ale przy każdym takim incydencie czułam się samotna, bo nie miałam zbytnio komu się tutaj zwierzyć, a też jednak nie byłam osobą, która tak łatwo otwiera się przy nowo poznanych ludziach, więc też nie byłam im w stanie powiedzieć wszystkich obaw przez mój brak zaufania. 

Naprawdę ciężko jest znaleźć sobie miejsce, dołączając do danej klasy w ostatnim roku liceum. Po zacieśnionych licznymi wspomnieniami znajomościach bardzo ciężko było zwracać uwagę na nową osobę, a nawet jak się starano, to nie dało się z nią całkowicie na równi z innymi gadać z uwagi na to, że nie była ona wystarczająco zorientowana w różnych tematach. Może Naomi, Doreen, Quentin i Brian naprawdę starali się stworzyć mi tu swego rodzaju dobre warunki, starali się trzymać ze mną, jednak nie odczuwałam, żeby potrzebowali mnie do szczęścia. Miałam wrażenie, że jakby trzeba było zrobić coś w czteroosobowych grupach, to nawet o mnie by nie pomyśleli. Już nawet mnie o tym przekonuje fakt, że jeszcze nigdy nie zaproponował nikt z nich, by siąść chociaż raz ze mną zamiast drugiego z nich. Chyba że była to matematyka, którą mam tylko z Queenem. Niemniej jednak znajomość z nimi jak na razie była tą typową znajomością szkolną, na przerwach. Smutne, ale prawdziwe. 

Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić godzinę i zorientowałam się, że będę musiała się zbierać na zastępstwo. Mój ukochany hiszpański, czemu cię dziś nie ma? Poprawiłbyś mi humor. Zwlekłam się z niechęcią z ławki i podążyłam do sali, gdzie zawsze mam ten mój ulubiony przedmiot, bo podobno tam będzie historia. Wolałam być chwilę przed czasem niż się spóźnić, bo przecież by mi urwano głowę, na którą pewnie tak swoją drogą pewna piątka czekała. Naprawdę, czy akurat wtedy, gdy nie miałam czasu na pierdoły, musiałam wpadać w kłopoty? Musiałam się zastanowić nad tym, jakie zajęcia dodatkowe sobie dobrać, bo do jutra miałam dać znać, a nie miałam pojęcia, co na pewno chciałabym wybrać. Niby byłam duszą artystyczną, jednak nie wiedziałam, czy zajęcia teatralne będą dobrym pomysłem, a do zajęć plastycznych miałam zastrzeżenia, że nie zawsze ma się wenę do tworzenia jakiegoś rysunku. W dodatku musiałam zacząć myśleć, gdzie zaliczyć sobie godziny wolontariatu, więc sporo miałam na głowie.

Znalazłam się na miejscu i szybko znajdując wzrokiem Naomi, skierowałam się w jej kierunku. 

– Kurczę laska, ty to masz przygody. – Parsknęła, a ja się odrobinę zmieszałam, bo jednak mi do śmiechu nie było. – Gdybyś widziała ich minę, jak ty wychodziłaś, niesamowite, szkoda, że z takiej odległości nie dało się usłyszeć niczego.

– Daj spokój, teraz mam przerąbane, mimo że to ten idiota Claude mi podłożył nogę, masakra – westchnęłam, a ta się zaśmiała.

– W takim razie należało im się, kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada, nie? Może tu tym razem wpadła jego psiapsi, ale trudno. – Parsknęła, rozkładając ręce: – Nie przejmuj się, zapomną, poza tym to był wypadek, jeez. – Machnęła ręką, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie tu to tak działa, bo mi się nie wydawało. 

Ludzie tak łatwo nie zapominają, poza tym, na pewno nie po kilkunastu minutach. Szczególnie że po chwili poczułam, że ktoś mnie obserwuje, a nie chciałam się obracać, bo nie wydawało mi się to dobrym posunięciem. 

– Może weszłybyśmy do klasy?

– Historyczka raczej dalej żyje w swoim dziewiętnastym wieku i jak to mówi: "Nie ufa zwierzynie, szczególnie na przerwach", więc musimy tu czekać do dzwonka. – Przeklęłam w duchu, bo nie chciałam tu stać. 

– Hejka! – Podszedł do nas Brian, machając do nas jak porąbany: – Co tam słychać? Czemu cię Sil nie było na lunchu? – Spojrzałam na niego zdezorientowana, ale nie wiedziałam, czy bardziej tym skrótem, czy tym, że nie wiedział, co się stało. 

Zauważyłam jednak już w tamtym tygodniu, że spostrzegawczy to on nie jest. Był on energiczny, radosny, zabawny, ale przez tę swoją żywiołowość, nie zauważał różnych rzeczy, aczkolwiek nikt go za to nie winił, bo swoim sposobem bycia był w stanie rozśmieszyć nawet najsmutniejszą osobę na świecie. Jak miałam już odpowiedzieć, to Naomi trzepiąc chłopaka w głowę, zaczęła mówić, jednak przerwał jej dzwonek, który ją zagłuszał, więc musiała poczekać parę sekund.

– Jakim cudem ty nic nie zauważyłeś, człowieku? Ta akcja z Joanne? Serio? Przecież większość stołówki aż zamilkła, by zobaczyć, o co chodzi. Jak ty żyjesz? – Brian pokiwał głową, mając minę, jakby starał sobie to jakoś umieścić w czasie, jednak niczego sobie nie przypominając, a mi się aż przez to przypomniała scena z Friends, kiedy to Joey kiwał głową, udając, że wie, o co chodzi, nie będąc w temacie. Naomi machnęła na to wszystko ręką, przewracając oczami. 

W tym czasie przyszła historyczka, która była kobietą na oko w okolicach czterdziestki o kasztanowych, gdzieniegdzie siwawych włosach. Może osiwiała, słysząc ludzi mówiących, że Juliusz Cezar był cesarzem rzymskim? Nawet moje włosy wtedy by zsiwiały. Otworzyła drzwi od sali i weszła do niej jako pierwsza, a my podążyliśmy za nią.

Usiadłam tak jak zawsze na hiszpańskim, licząc, że nikt się do mnie nie przysiądzie. Czasem jednak na coś liczymy, ale ta nasza chęć przykrywa tę odrobinę nadziei, która może być zupełnie do niej przeciwna. Tak było i w tym przypadku, bo może wolałam siedzieć sama, lecz myślałam, że jednak to się nie stanie. Po prostu nie miałabym ochoty na to, by dosiadł się do mnie jakiś debil, a tak to jakimś towarzystwem bym nie pogardziła. Dlatego, gdy moja ławka pozostała jednak pusta, poczułam ukłucie w sercu. Niemniej jednak musiałam się do tego przyzwyczaić, bo nic nie wskazywało na to, abym miała na większości lekcji towarzystwo w ławce, a to trochę jednak było dobijające.

Nauczycielka po sprawdzeniu obecności, co nawet jak na resztę nauczycieli jej gładko poszło, zaczęła lekcję i już miała podać nam jej temat, gdy do klasy weszła dyrektorka. Zestresowałam się trochę.

– Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam wam tę informację przekazać osobiście, by nie było wszelkich niedomówień. Zwykle ostatni rocznik nie może jechać na wycieczki szkolne, jednak z uwagi na wasze zeszłoroczne osiągnięcia zdecydowałam się wraz z radą pedagogiczną na to, byście mogli jednak uczestniczyć w niej. W tym roku kierunek Toronto, będziemy tam tydzień w trakcie przerwy zimowej, wiadomo, jak zawsze po świętach. Zapisy ruszają od jutra, wszelkie koszty pobytu, biletów wstępu na atrakcje są wypisane na ulotkach przy wejściu. – W klasie zrobił się szum, każdy tyrpał swojego przyjaciela, zaznaczając, że trzeba skorzystać z okazji i jechać, a ja szczerze to nawet nie wsłuchiwałam się w tę wypowiedź jakoś specjalnie, bo wiedziałam, że się nie wybieram, więc po co miałam robić sobie jakieś nadzieje przez nadmierną ekscytację, kiedy nie było mowy o tym, bym pojechała.

– Uciszcie się do jasnej!– krzyknęła historyczka, urywając, bo zapewne nauczycielowi nie wypadało przeklinać, bo wykazałaby się jakiegoś to rodzaju niekompetencją.

 – Cery Marii Antoniny – dokończył jakiś uczeń i każdy teraz patrzył się na niego jak na debila. To żeś gościu, zaserwował nam porównanie.

– Tak czy inaczej – zaczęła dyrektorka, starając się zignorować tę sytuację – To chciałam ogłosić i chcę jeszcze poprosić na chwilę Silene McKenzie do siebie. – Rozszerzyłam oczy zestresowana, bo chyba wiedziałam, czemu mnie zawołała. 

No świetnie, tamci podkablowali mnie, teraz będę na dywaniku, dostanę karę, dowie się o tym matka, będę mieć kłótnię w domu, potem będę musiała kiblować w kozie albo plewić chwasty w szkolnym ogrodzie, a następnie być skazana na grobową atmosferę w domu przez najbliższy czas. Wiedziałam, że to się tak skończy, wiedziałam, kurde naprawdę? Już słyszałam w głowie, co ojciec powie – dopiero zaczęłam się już uczyć, a już sprawiam problemy. 

Zestresowana, wstałam z miejsca i czując na sobie spojrzenia wszystkich, podążyłam za dyrektorką. Słyszałam za sobą szepty, a kiedy się nasiliły, historyczka stwierdziła, że nie może z nimi, więc czas na kartkówkę, która ich "wystarczająco uspokoi". Idąc korytarzem, rozważałam wszelkie opcje, słowa, których mogę użyć i rozważałam, czy dyrektorka uwierzy mi, że to był wypadek. Naprawdę nie wierzyłam, że trafiam przez to na dywanik, naprawdę czemu mnie to musi spotykać?

Kiedy znalazłam się w jej gabinecie, musiałam przyznać, że był on bardzo ładnie urządzony, w stonowanych odcieniach, a rośliny sprawiały, że to miejsce wyglądało na przytulne. Szkoda tylko, że to nie zmniejszało mojego obecnego poziomu stresu. Dyrektorka zasiadła za szklanym biurkiem, a ja wiedziałam, że nadszedł czas sądu. Przełknęłam ślinę, czując gulę w gardle.

– Usiądź kochana, zbladłaś strasznie, a mam do ciebie sprawę. – Zdębiałam, bo tego się nie spodziewałam. Chyba jakbym miała kłopoty, to nie brzmiałaby tak, ale może też miała sprawę, bym poprawiła swoje zachowanie, bo inaczej będę tu udupiona, nie wiem. Tak czy inaczej, czekając na rozwinięcie sytuacji, spełniłam jej prośbę i teraz znajdowałam się naprzeciwko dość młodej, jak na dyrektorkę, kobiety.

– Tak? – odezwałam się cichym głosem, czekając na to, co ona chce mi powiedzieć. 

– Bo wygląda to wszystko tak: jako że twoja mama pracuje tutaj, możemy pokryć połowę kosztów tej wycieczki, jako po prostu dodatek do wypłaty twojej matki. Nie chciałam tego mówić przy klasie, bo nie wiedziałam, czy byś sobie tego życzyła. Zwykle pracownicy otrzymują taką dodatkową gotówkę lub jakąś formę rzeczową wynagrodzenia po roku pracy, jako docenienie ich pracy, ale myślę, że możemy tu zrobić w twoim przypadku wyjątek. Wiem, że w ostatnim roku ciężko jest się zaklimatyzować w nowym miejscu, więc może tyle moglibyśmy zrobić. – Uśmiechnęła się do mnie, a ja zszokowana wpatrywałam się w nią. W sumie i tak nie sądziłam, żeby to u mnie przeszło, bo nie wiedziałam, czy byśmy byli w stanie pokryć nawet połowę kosztów, bo nie znałam kompletnej sumy, a Toronto brzmiało drogo. 

Z drugiej strony zastanawiało mnie to, jakim cudem oni nie dość, że opłacali mi czesne, to teraz chcieli dołożyć się jeszcze do tego? Byłam realistką i mimo że to była ekskluzywna szkoła, a to mogło to wszystko tłumaczyć, dziwił mnie ten fakt. Może mało dzieci pracowników tu chodziło, nie wiedziałam tego, ale no zszokowała mnie ta informacja, bo wydawało mi się to nierealne. Ale może po prostu starali dbać o swoich pracowników. Wiedziałam, że muszę dowiedzieć się ceny i porozmawiać o tym z rodzicami, niemniej jednak na razie nie byłam przekonana, by ta wycieczka u nich przeszła, nawet jakbym bardzo chciała na nią jechać. 

Czasem po prostu nie jesteśmy w stanie otrzymać tego, czego chcemy. Życie nie jest takie łatwe, że jak zażyczymy sobie gwiazdkę z nieba, to ją otrzymamy. Czasem musi nam wystarczyć to, co mamy, a to może nas wcale nie zadawalać. A powinno, bo czasem mając wszystko, nie mamy niczego.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro