Prolog: Rin Tohsaka - Dzień 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niektórych wspomnień nie da się łatwo pozbyć. Prześladują człowieka latami, czasami są zbyt bolesne do wytrzymania, a czasami ból który sprawiają jest niezwykłą motywacją. Takie właśnie wspomnienie prześladowało Rin Tohsakę. To było dokładnie dziesięć lat temu, ale Rin pamięta to jakby to wszystko miało miejsce wczoraj. To właśnie 10 lat temu po raz ostatni widziała swojego ojca.

- Rin, od teraz dziedzictwo rodziny Tohsaka należy do ciebie. Święty Graal prędzej czy później pojawi się znowu. Obowiązkiem rodziny Tohsaka jest go wygrać. Jeśli chcesz być prawdziwym magiem, nie możesz tego uniknąć. – mówił jej ojciec, zanim opuścił ich rodzinny dom, wiedząc, że wróci jako zwycięzca albo wcale. Już nigdy nie wrócił. Gdy się żegnali, Rin miała przeczucie, że widzi go po raz ostatni. Nie myliła się, niestety.

Teraz została tylko ona. Ostatnia z dumnego rodu Tohsaków. Czasami tęskniła za ojcem, ale wiedziała dobrze, że życie maga może się skończyć w każdym momencie. Nie mogła zresztą cofnąć czasu, nie mogła go przekonać, aby nie odchodził. Taki był los Tohsaków, gdy Graal wzywał, musieli odpowiedzieć na jego wezwanie.

Jej senne wspomnienia przerwał nagły dźwięk budzika. Nienawidziła tego odgłosu bardziej niż czegokolwiek na świecie. Kto zaprojektował taką diabelską maszynę? 

- Już wstaję, już wstaję... – mruknęła dziewczyna, waląc z całej siły w przycisk na budziku. Dryndająca bestia ucichła. Przynajmniej na razie...

Rin wygrzebała się leniwie z łóżka. Może i była magiem z potężnej rodziny, ale poranki były jej śmiertelnym wrogiem. Dziewczyna przetarła oczy i zerknęła na budzik. Siódma rano. Wprawdzie nie chciało jej się jeszcze opuszczać ciepłych objęć łóżka, ale Rin ruszyła do łazienki, aby ogarnąć się przed pójściem do szkoły. Gdy już się umyła, ubrała i zjadła jakieś śniadanie, ruszyła do szkoły.

Gdy tak szła, zauważyła, że ulice są zupełnie puste. To wydało jej się dosyć dziwne.

- Hm, nikt nie idzie o tej porze do szkoły? Co jest...? – pomyślała do siebie na głos.

W bramie szkoły powitała ją jej dobra przyjaciółka, Ayako Mitsuzuri. 

- Jesteś dziś strasznie wcześnie, Rin. – zauważyła.

- Hm? Ah, czyli to dlatego... mój budzik musi być o godzinę do przodu... – westchnęła Rin.

- Cóż, skoro już tu jesteś, może wpadniesz do klubu łucznictwa? Zaraz zaczynamy trening, możesz popatrzeć, jeśli chcesz. – zaproponowała Ayako.

- W sumie, nie zaszkodzi jeśli wpadnę na chwile... – stwierdziła Rin.

Tak więc Rin poszła z Ayako do dojo, gdzie odbywały się treningi. Dojo było na razie puste, były tam tylko one dwie. Póki nie zaczął się trening, postanowiły jeszcze chwilę ze sobą pogadać. Wtem, w pewnym momencie do dojo weszła pewna osoba, którą Rin znała dosyć dobrze. 

- Dzień dobry, kapitan Mitsuzuri... Och, i dzień dobry, Rin. – powiedziała dziewczyna o fioletowych włosach, która weszła do klubu.

- Dzień dobry, Sakura. – uśmiechnęła się Ayako.

- Tak... dzień dobry. – powiedziała Rin. – Wiesz, Ayako... chyba jednak nie zostanę popatrzeć. Przypomniałam sobie, że muszę coś załatwić...

- Oh. Nie szkodzi. W takim razie do zobaczenia. – stwierdziła Ayako.

- Tak, do zobaczenia, Rin. – uśmiechnęła się Sakura. 

- Do zobaczenia. – odparła Rin, próbując się też uśmiechnąć, ale przychodziło jej to dosyć ciężko.

Gdy tylko wyszła z dojo zobaczyła inną osobę, której nie chciała spotkać jeszcze bardziej niż Sakury. 

- Rin, przyszłaś popatrzeć jak ćwiczymy? – spytał niebieskowłosy chłopak, gdy tylko ją zobaczył.

- Nie, nie interesuje mnie łucznictwo, Shinji. – odparła Rin.

- Jesteś pewna? Jako kapitan klubu mogę ci pokazać prawdziwe show... – nalegał Shinji.

- Wice-kapitan, Shinji. Jeżeli będziesz tak gubił ten przedrostek, ludzie pomyślą, że bardzo ci zależy, żeby inni go zapomnieli. – poprawiła go Rin.

- Ugh, nieważne. Weź nie bądź taka, Rin. Wstąp chociaż na chwilę, dla mnie... – błagał wice-kapitan klubu, zbliżając się do dziewczyny.

- Shinji, nie obchodzi mnie łucznictwo, a jeszcze mniej obchodzisz mnie ty. – chłodno stwierdziła Tohsaka, odpychając go od siebie. – Spróbuj to sobie jakoś poukładać w głowie.

Po tych słowach odwróciła się i zaczęła odchodzić od Shinji’ego.

- Jak śmiesz... Jeszcze tego pożałujesz, Tohsaka! – warczał Shinji.

- Twoje puste groźby mnie nie przerażają. Żegnam. – rzuciła Rin i odeszła.

Postanowiła wreszcie wejść do budynku szkoły. Gdy szła korytarzem na pierwszym piętrze spotkała kolejną znajomą osobę. Był to Issei Ryudou, przewodniczący samorządu szkolnego.

- Tohsaka... Co ty tu robisz tak wcześnie? -  spytał, zaskoczony widokiem Rin. – Co znowu knujesz?

- Licho nie śpi, Issei, pamiętaj o tym... – uśmiechnęła się dziewczyna – Jestem tu tak wcześnie bo tak mi się chciało.

- Nie kupuję tego. Nie wiem jaki masz w tym cel, ale wcale mi się to nie podoba. – odparł Issei, poprawiając okulary na nosie. 

Wtem, z sali obok wyszedł inny znany Rin uczeń. 

- Naprawiłem grzejnik, Issei. Powinien wytrzymać całą zimę. – powiedział rudowłosy chłopak.

- Znakomicie. Wielkie dzięki, Emiya. Jestem ci bardzo wdzięczny. Wybacz, że musisz to dla mnie robić. – odparł Issei.

- Nonsens, to żaden problem. – uśmiechnął się jego kolega.

Shirou Emiya, szkolna złota rączka. Był uczniem drugiej klasy liceum, tak samo jak Rin, Ayako i Issei. Rin widywała go dość często, ale nie znali się zbyt blisko. Zamienili może kilka słów w ciągu ostatnich dwóch lat. Rin postanowiła nie tracić więcej czasu na droczenie się z Isseiem. Zaczęła iść w stronę swojej klasy, wtem usłyszała jak Shirou mówi do niej:

- Jesteś dziś bardzo wcześnie, Tohsaka.  

„Czy to jest jego sposób na powiedzenie „cześć”?” – zatstanawiała się Rin, idąc do swojej klasy. Jej myśli szybko jednak przerwał dzwonek na lekcję i Rin nie myśląc dłużej weszła do sali.

***

Dzień Rin był dosyć bezowocny, niewiele różnił się od tych przed nim. To wszystko jednak miało się niedługo zmienić. Gdy tylko Rin weszła do domu, zauważyła, że w poczcie głosowej jej telefonu stacjonarnego jest nowa wiadomość. Nacisnęła przycisk i rozległ się głos Kireia Kotomine, ucznia jej ojca oraz nadzorcy obecnej Wojny o Świętego Graala.

- Rin, zostały tylko dwa dni. Jeżeli zamierzasz brać udział w Wojnie, musisz jak najszybciej przywołać Służącego i zgłosić się do mnie. – powiedział.

Rin westchnęła. Jako dziedziczka rodu Tohsaka, nie miała innego wyboru. Nie chodziło tylko o nią, ale o honor całej rodziny. Na szczęście poprzedniego wieczora udało jej się rozszyfrować testament jej ojca. Była gotowa.

***

Wojna o Święty Graal. Pojedynek na śmierć i życie między magami. Nagroda dla zwycięzcy? Legendarny Święty Graal, zdolny spełnić każde życzenie tego, kto go posiada. Magowie nie walczą sami, aby brać udział w Wojnie muszą przywołać Służącego. Dopiero wtedy zostają Mistrzami, a zarazem uczestnikami Wojny. Do przywołania Służącego potrzebny jest jakiś przedmiot związany z nim. Rin w spadku po ojcu dostała medalion z wielkim rubinem napełnionym magiczną energią. Nie była pewna, czy to pomoże jej przywołać Służącego klasy Saber, ale miała nadzieję, że tak.

Wreszczie na zegarach wybiła druga w nocy. To o tej porze moc maga była w szczytowej formie. Rin weszła na strych i zabrała się do dzieła. Narysowała magiczny krąg, zaczęła mówić inkantację do przywoływania... 

- Twoje ciało będzie pod moją kontrolą, a o moim losie zadecyduje twoje ostrze... Podążaj za głosem Graala... – szeptała, podczas gdy magiczny krąg zaczął świecić karmazynowym światłem.

Wreszcie zakończyła inkantację... i nic.

- Co jest...? – zapytała, gdy nagle rozległ się ogromny huk z salonu. Rin rzuciła się by zobaczyć co się tam stało. 

Pośród poprzewracanych mebli, na kanapie, siedział dość młody mężczyzna o białych włosach i czerwonym stroju. Miał nogę założoną na nogę i ręce rozciągnięte na całe oparcie.

„Jak to się mogło stać?” – zastanawiała się Rin. Coś ewidentnie było nie tak. Spojrzała na zegar. Druga siedem. Wtedy uświadomiła sobie, że zegary w jej domu są o godzinę do przodu. Była pierwsza siedem.

- Znowu to zrobiłam... – jęknęła dziewczyna. Dobrze radziła sobie z małymi rzeczami, ale kiedy chodziło o coś dużego, zawsze znalazła jakiś sposób, aby wszystko popsuć. Z tego co słyszała, to rodzinna przypadłość. – Ach, nieważne... co się stało to się nie odstanie...

Spojrzała na mężczyznę. Siedział i czekał, rozwalony na sofie jakby był najważniejszą osobą w pomieszczeniu, a przynajmniej tak odbierała to Rin. Nie podobało jej się to ani trochę. Nie dość, że schrzaniła robotę z przywoływaniem, to jeszcze jej Służący sprawiał wrażenie aroganckiego.

- No dobra, coś ty za jeden? – spytała.

- To są twoje pierwsze słowa do mnie? – odpowiedział pytaniem na pytanie mężczyzna. – Chyba trafiłem na kiepskiego Mistrza...

Rin zaczerwieniła się nieco. Pierwsze zdanie i już się nie dogadywali. Zapowiadała się znakomita współpraca.

- Tak dla pewności, jesteś moim Służącym, tak? – spytała.

- Też chciałbym to wiedzieć. Jesteś moim Mistrzem? Pierwszy raz przywołano mnie z awaryjnym lądowaniem, próbuję się połapać w sytuacji. – odparł mężczyzna.

- To też moje pierwsze przywołanie...

- Rozumiem. Ale nie byłaś tuż przede mną kiedy mnie przywołałaś... Możesz to wyjaśnić? – poprosił białowłosy.

- Naprawdę? Nie mów mi że jesteś jak nowo wyklute pisklę, które nie może poznać swojego Mistrza chyba że ten stoi tuż przed nim. – oburzyła się Tohsaka. Nieznajomy uśmiechnął się lekko. – W każdym razie, chcę tylko wiedzieć czy jesteś moim Służącym, niczyim innym. Dopóki tego nie ustalimy, nie licz, że odpowiem na jakiekolwiek twoje pytanie.

- To są pierwsze rzeczy, które mówisz po nieudanym przywołaniu? Zdaję mi się, że powinnaś powiedzieć coś innego... – odparł mężczyzna.

- Nie mam ci nic innego do powiedzenia, na razie musimy ustalić kto tu jest Mistrzem. – Tohsaka nie planowała przepraszać.

- Hm. – mruknął białowłosy. W tym jednym dźwięku wyrażało się bardzo wymownie całe jego niezadowolenie sytuacją, w jakiej się znalazł. – No dobra, masz rację. Musimy jasno ustalić kto tu jest silniejszy, a kto słabszy.

- ...Słabszy?

- Tak. Jestem Służącym, więc siłą rzeczy muszę zaakceptować nasz kontrakt, ale to czy jesteś godna walczyć u mojego boku to zupełnie inna sprawa. – wyjaśnił mężczyzna. – A więc, czy jesteś magiem godnym bycia moim Mistrzem?

- Nie pytałam cię o twoje opinie, tylko o to czy jesteś moim Służącym. – Tohsaka nie odpuszczała. Nie podobał jej się wcale ton jej rozmówcy.

- Ugh, jesteś uparta... Dobra, nigdzie tak nie dojdziemy... Więc załóżmy, że jestem twoim Służącym. Czy wtedy, hipotetycznie, byłabyś moim Mistrzem?

- Co to za pytanie? Oczywiście, skoro cię przywołałam to jesteś moim Służącym. – zdziwiła się Tohsaka.

- W takim razie gdzie jest dowód, że jesteś moim Mistrzem? – spytał nieznajomy.

- Proszę, oto i on. – powiedziała Rin, pokazując grzbiet swojej prawej dłoni. Widniał na niej symbol, składający się z trzech Pieczęci Kontroli. – Zadowolony?

Białowłosy popatrzył na nią, jakby oczekując, że ta doda coś do swojej wypowiedzi. Po dobrej minucie westchnął rozczarowany.

- ...Mówisz poważnie?

- Co to ma znaczyć? Oczywiście, że mówię poważnie! – oburzyła się dziewczyna.

- Cóż, Pieczęcie potwierdzają, że masz kontrakt ze Służącym, fakt, ale to żaden dowód, że jesteś godna być Mistrzem. Naprawdę sądzisz, że ten znak wystarczy, żebym był ci lojalny? – spytał mężczyzna.

- Ja...

- Ale, jakkolwiek mi się to nie podoba, masz Pieczęcie. Nie zadowala mnie to, ale muszę to zaakceptować. Ale mam warunki. Od teraz będę ignorował twoje zdanie. Ja wybieram jak walczymy. – oznajmił białowłosy. – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?

- Jak to będziesz ignorował moje zdanie? Jesteś moim Służącym... – zdziwiła się Tohsaka.

- Tylko formalnie. Ale to ja walczę, rozumiemy się? Ty możesz schować się w piwnicy i poczekać aż Wojna się skończy. Nawet tak niedoświadczona osoba jak ty powinna przeżyć w taki sposób. – poradził jej Służący.

Dla Rin to było zbyt wiele. Dosłownie gotowała się w środku, słysząc co mówi do niej jej partner w Wojnie. Już chciała coś powiedzieć, ale ten przerwał jej.

- Jesteś zła? Nie martw się, szanuję twoją pozycję jako Mistrza. Moje zwycięstwo jest też twoim.  Jeśli uda mi się wygrać, podzielę się z tobą. Liczę, że nie masz do tego obiekcji?

- Ja...

- Zresztą, nie użyłabyś Pieczęci, nie sądzę, żebyś wiedziała jak... Po prostu martw się o własne bezpieczeństwo, a resztę zostaw mi... – nakazał jej białowłosy.

- Dosyć! – wybuchła wreszcie Rin –  Nie będę umiała jej użyć?! No to patrz! Anfang...  

- Co ty robisz?! – krzyknął jej Służący.

- Dobrze wiesz co, bezczelny chamie... – odparła Tohsaka, po czym kontynuowała zaklęcie. -  Vertrag...! Ein neuer Nagel Ein neues Gesetz Ein neues Verbrechen! 

- Oszalałaś?! Kto by używał Pieczęci na coś takiego?! – pytał dalej białowłosy.

- Zamknij się! Jesteś moim Służącym, nakazuję ci być posłusznym wszystkim moim rozkazom. – odparła Rin. Jeden z symboli na jej ręku błysnął i zniknął. Pięczęć została użyta.

- Myślisz w ogóle? Użyć Pieczęci na coś tak ogólnego... – jęczał Służący, ale po chwili spojrzał na Rin i uspokoił się nieco. – Hm. Zdaje się, że lepiej rozumiem twoją osobowość... Tak dla pewności, wiesz do czego służą Pieczęcie?

- To trzy czary, które pozwalają wymusić na Służącym absolutne posłuszeństwo. – odparła Rin.

- Eh... to tylko po części prawda. Pieczęcie nie tylko wymuszają działanie, ale i je wzmacniają. Powiedzmy, że na przykład mam się przeteleportować gdzieś daleko. Sam nie jestem do tego zdolny, ale dzięki Pieczęci byłbym. Pieczęcie pozwalają Służącym wyjść poza limity ich zdolności trzy razy. Cóż, teraz tylko dwa... – wyjaśnił białowłosy.

- Dwa w zupełności wystarczą. Zresztą, to polecenie nie było bez sensu. – odparła Tohsaka.

- Pieczęcie działają słabo przy takich generalnych rozkazach. Im dłużej, tym bardziej słabną. Po pewnym czasie ich siła spada całkiem. Polecenia typu „uderz teraz z całą siłą” albo „zabierz mnie w bezpieczne miejsce” są o wiele bardziej skuteczne. Pewnie wiesz do czego zmierzam?

- Generalne polecenia są bez znaczenia... – powiedziała Rin. – Lepiej dać jeden konkretny rozkaz niż taki ogólny.

- Mhm. Pieczęcie pozwalają na cuda ponad ludzkie rozumienie. Zużywanie ich na rzeczy osiągalne zwykłymi metodami to głupota, a to właśnie zrobiłaś. Moje posłuszeństwo mogłaś uzyskać na drodze dyskusji. Na takie polecenie jak to potrzeba by może ze stu Pieczęci. 

- Czyli ta Pieczęć była bezużyteczna... – podsumowała Tohsaka, zła na siebie, że tak głupio ją wykorzystała.

- Normalnie powiedziałbym, że tak. Ale twoje zdolności jako mag są klasą samą w sobie... – uśmiechnął się Służący.

- Klasą samą w sobie? Co masz na myśli? – spytała Rin. Nie była pewna czy jej partner był zadowolony czy wręcz przeciwnie.

- Cóż, normalnie Pieczęć przerzuciłaby moje nastawienie na „będę trochę brał pod uwagę zdanie mojego Mistrza”. Ale czuję, że jeżeli będę ci nieposłuszny, Pieczęć mnie fizycznie osłabi...

- Więc... 

- Cofam to, co wcześniej powiedziałem. Jesteś młoda, ale masz niezwykły talent jako mag. Wybacz, że źle cię oceniłem. To było niemiłe z mojej strony odmawiać ci udziału w walce. – powiedział białowłosy i kulturalnie się ukłonił.

- Bardzo szybko zmieniłeś ton... – zauważyła Rin.

- Cóż, przeliczyłem się, sądząc, że nie masz zdolności. Ale wyjątkowo cieszę się, że nie miałem racji. Znając twoje zdolności nie mam nic przeciwko temu, żebyś była u mojego boku na polu bitwy. – wyjaśnił Służący.

- Więc akceptujesz mnie jako swojego Mistrza, nawet bez Pieczęci? – spytała Rin.

- Tak. Nie było to dla mnie jasne na początku, ale teraz ty też na pewno to czujesz. Nasza więź została nawiązana. – potwierdził mężczyzna.

Miał rację. Rin czuła, że część jej energii zaczęła wypływać na zewnątrz zamiast zostawać wewnątrz niej.

- Ah, no tak... Graal przyzywa Służących, ale to Mistrzowie zakotwiczają ich w naszym świecie przy pomocy swojej energii... – powiedziała Rin.

- Mhm. Energia którą dostarczasz jest dla mnie wystarczająca. Może nie masz dośwadczenia, ale na pewno masz zdolności. Większość magów zemdlałoby przywołując Służącego, ale ty jesteś nadal pełna życia.

- Skąd te komplementy? – spytała Rin. – Nagle nie jestem „niegodna”, hm? Nieważne, powiedz mi którym Służącym jesteś.

- Nie widać na pierwszy rzut oka? Świetnie. – powiedział białowłosy. „Czyli jednak nadal się ze mną droczy...” pomyślała sobie Rin.

- Nie jesteś przypadkiem klasy Saber, nie? – spytała dziewczyna.

- Miecz to nie mój znak, niestety. – odparł jej Służący.

- Ugh... użyłam tylu kryształów i nie przywołałam najsilniejszego Służącego... 

- Cóż, przykro mi, że nie jestem Saberem. – rzucił białowłosy.

- Hm? Och, to wielki błąd i bardzo żałuję, ale to moja wina, nie twoja. – powiedziała Tohsaka.

- Cóż, Archer to może nie to samo co Saber, ale jeszcze udowodnię, że nie tylko Saber jest do czegoś zdolny. – oznajmił Archer, widocznie rozczarowany faktem, że Rin liczyła na inną klasę.

- Zdenerwowałam cię? – spytała Rin.

- Nie, doskonale cię rozumiem. Ale jeszcze pokażę ci jakiego masz farta, że na mnie trafiłaś. – Archer uśmiechnął się lekko. – A wtedy nie przyjmę przeprosin za niedocenianie mnie.

Rin również się uśmiechnęła. Zaczęli znajomość kiepsko, ale miała przeczucie, że Archer to w gruncie rzeczy dobra osoba.

- Dobrze, w takim razie liczę, że będę jeszcze żałowała, że chciałam Sabera. Wtedy cię szczerze przeproszę. – powiedziała. – A tak swoją drogą, jakim Bohaterskim Duchem jesteś?

Uśmiech Archera w mgnieniu oka zmienił się w nietęgi grymas. Przez chwilę trwał w milczeniu.

- Nie mam pojęcia. – powiedział wreszcie.

- Archer, nie żartuj sobie ze mnie! – oburzyła się Rin.

- Przykro mi, ale takie są skutki nieidealnego przywołania. Nie mam dokładnej pamięci kim jestem, jedynie skrawki wspomnień. Ale to nic, nie ma co się tym przejmować. – powiedział Archer.

- Nie ma co się przejmować?! Skąd mam wiedzieć jak silny jesteś, skoro nie wiem jaką postacią historyczną jesteś?! Nie możemy tak walczyć! – oburzyła się Rin.

- Oczywiście jestem najsilniejszy, w końcu ty mnie przywołałaś. – odparł Archer z niezwykłym spokojem i zaufaniem.

- C-co? – Tohsaka zarumieniła się. Nie spodziewała się takiego komplementu. – Niech będzie, nie będę cię dalej pytać o twoją tożsamość. Przynajmniej wrogowie też nie będą jej znali. Ale teraz mam dla ciebie twoje pierwsze zadanie.

- Och, od razu do działania. To mi się podoba. Więc z kim walczymy? – spytał Archer. W odpowiedzi Rin rzuciła mu miotłę i szufelkę.

- Z bałaganem, który narobiłeś przy przywołaniu... – odparła Rin.

- Chyba sobie żartujesz... Zostałem wezwany przez Graal do walki, a nie jako gosposia... – oburzył się Archer.

- To jest mój rozkaz, Archer. Mówiłeś, że czujesz się słabo, gdy się mnie nie słuchasz, prawda? – spytała Rin.

- Niech to... – mruknął Archer. – Dobrze, Mistrzu, już tu sprzątam...

Gdy Archer zabrał się do pracy, Rin ruszyła do swojej sypialni. Pierwszy dzień jej udziału w Wojnie dobiegał końca. Było już sześciu Mistrzów. Jeszcze tylko jeden i wszystko miało się zacząć na dobre.

Zasypiając, Rin myślała tylko o tym, jak długo czekała na tę Wojnę, która już niedługo miała się rozkręcić. 

- Nie zawiodę cię, ojcze... – wyszeptała jeszcze, zanim odpłynęła w sen...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro