rozdział I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było ciepłe, majowe popołudnie. Idealna pora na odpoczynek po zajęciach.Większość uczniów uciekła na błonia, by tam rozkoszować się promieniami słońca, delikatnie tańczącego na twarzach. Dwoje młodych czarodziejów skrywało się jednak w murach Hogwartu. Ciszę korytarza przerwały nierównomierne odgłosy szybko stawianych kroków. Ktoś biegł ku dwójce starszych uczniów, patrzacych ponuro w dal za oknem, nie zważając na to, iż ma rozwiązane sznurowadła.

-Harry! Hermiona! - Potter odwrócił się gwałtownie i zobaczył Colina podbiegnącego do niego.

-Dumbledore powiedział, że macie przyjść całą trójką do niego po lekcjach. - wydyszał chłopak zmęczony poszukiwaniem Harry'ego.

-Dobra, a nie wiesz czego chce? -zapytał zdziwiony Okularnik.

-Nie mam pojęcia. Kazał powiedzieć, że na pewno Cię ta rozmowa zainteresuje i że to bardzo ważne. Sorki, ale muszę lecieć na Obronę. -te dwa ostatnie zdania wypowiedział bardzo szybko. Już chciał odejść, jednak odezwała się Hermiona.

-Colin, ale nie ma obrony. Przecież Umbridge porwały centaury i już nie uczy. - zauważyła.

-No faktycznie, w takim razie mam godzinę przerwy. -wysapał Colin.

- Kurde, ale my mamy Eliksiry! -przypomniał Harry.

-Cześć Colin! -krzyknęli już od niego odwróceni i pobiegli w stronę Lochów. Zdążyli w ostatniej chwili, Snape jeszcze nie wszedł do klasy.

-No no, Granger i Potter, spóźniliście się. -usłyszeli znienawidzony głos. - Minus 10 punktów dla Gryffindoru. A teraz siadać mi w ławkach, natychmiast.

-Wredny, stary nietoperz. Przecież jeszcze nie był w klasie. -złościła się Hermiona, gdy zajęli już miejsce obok Rona.

- Nie przejmuj się nim, to czubek. -stwierdził z odrazą Ron. Rozpakowali się i opowiedzieli cichaczem Ronowi o dyrektorze.

- Ciekawe czego od nas chce. To, że wezwał Harry'ego to jeszcze można zrozumieć, ale po co nas? Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. - Ron nie chciał wspominać zdarzeń z Departamentu Tajemnic, minął dopiero tydzień odkąd skończył, a może dopiero zaczął się koszmar. Śmierć Syriusza bolała bardziej, niż wszystkie minione wydarzenia.

- Też myślałam, że narazie da nam spokój. -dorzuciła Hermiona.

Po eliksirach poszli zaciekawieni w kierunku gabinetu Dumbledore'a. W drodze zaczepił ich Malfoy, który rzucił gadkę, że Wesleyowie są biedni, bo maja za dużo dzieci, niż ich na to stać. Harry pomyślał, że Lucjusza Malfoya stać na znaczne powiększenie czarodziejskiej populacji, ale doszedł do wniosku, że to lepiej, iż po Hogwarcie nie lata więcej takich blond przyjemniaczków. W sumie to nawet powinien za to panu Malfoyowi podziękować. Gdy dotarli do Kamiennej Chimery uświadomili sobie, że nie znają hasła. Przez dłuższy czas próbowali różnych frazesów, ale nie było efektów. Dopiero po kolejnych dziesięciu minutach wymyślania najbardziej wymyślnych przysmaków, Ron wpadł na zwyczajny ''Sok dyniowy'', a Chimera odskoczyła na bok. Weszli na schody, które zaczęły kręcić się w górę. Gdy dotarły już na miejsce, ich oczom ukazały się masywne drzwi. Zapukali w nie, a po cichym ''proszę'' weszli. Harry nie po raz pierwszy widział ten gabinet. Był okrągły, a na ścianach zawieszone były obrazy poprzednich dyrektorów Hogwartu. Na wielu półkach i szafkach stały dziwne przedmioty, a na skraju biurka położona była myślodsiewna. Za biurkiem siedział Albus Dumbledore.

- Dobry wieczór, Dyrektorze! - powiedziała Hermiona. Do Harry'ego dopiero wtedy dotarło że musi być już dosyć późno.

-Witajcie. Usiądźcie sobie. - W tym momencie obok kominka pojawiła się kanapa pokryta perkalem, fotel do zestawu oraz mały stoliczek. Dumbledore usiadł w fotelu, więc im nie zostało nic innego, jak rozsiąść się na kanapie.

-Pewnie jesteście zdziwieni, że Was tu zaprosiłem. Musimy sobie kilka rzeczy powiedzieć. Po pierwsze; muszę wam podziękować.

-Za co?-zapytał zdziwiony Harry, rzucając pytające spojrzenie dyrektorowi.

-Za to, że zorganizowaliście Gwardię Dumbledore'a. Wiedziałem, że nie będziecie stać bezczynnie ale myślałem, że pomożecie panom Fredowi i Georgowi w wycinaniu kawałów. Ewentualnie pokierujecie Irytka na panią Umbridge. To przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. - powiedział wesoło Dumbledore.

-Właśnie, Panie Profesorze my bardzo przepraszamy za tę nazwę, przez to musiał Pan uciec z Hogwartu. -powiedziała smutna Hermiona, a Harry i Ron jej przytaknęli.

-My po prostu myśleliśmy, że to będzie nazwa, która da wydźwięk; dzięki niej mieliśmy chęci walczyć z Knotem. Bo w końcu on myślał, że Pan tworzy jakąś armię przeciwko ministerstwu. -Wytłumaczył Ron.

-Wcale się o to na Was nie gniewam, a nawet jestem wdzięczny i dumny z moich uczniów. A powiedzcie mi kto był tak pomysłowy, żeby tę nazwę wymyślić? -zapytał z zainteresowaniem Dumbledore.

-Ginny, siostra Rona - odpowiedział Harry.

- Czy ta lista, którą miała pani Umbridge jest kompletna ?

-Tak, proszę pana - odpowiedziała Hermiona -Sama ją zrobiłam.

-W takim razie, każda osoba z listy dostanie medal za uczestniczenie w Gwardii Dumbledore'a i stawienie oporu złu. Zrobimy wam także trofeum w Izbie Pamięci.

-Panie Profesorze, ale koledzy nas wtedy znienawidzą! - prawie krzyknął Harry. -Przecież to jeszcze jedno trofeum do czyszczenia!!!

-My się sami znienawidzimy przy pierwszym, lepszym szlabanie!!! - dodał mlody z paniką w oczach.

-Nie martwcie się, rzucę na nie zaklęcie trwałej czystości

-Mogę, prawda Panie Profesorze? - zapytała Hermiona z nieukrywaną nadzieją.

-Jasne. - rzekł przez śmiech Dumbledore.

- A to takie zaklęcie w ogóle istnieje? - Ron podrapał się po głowie, a Harry po raz pierwszy od kilku dni się uśmiechnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro