Miasto marzeń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Prosiłabym o przeczytanie informacji pod spodem. ❤❤

Przeciągnęłam się na łóżku, po czym odwróciłam się do Alucarda, który leżał zaraz obok mnie. Położyłam głowę na jego piersi, a on dał mi całusa w czubek głowy. Minęły dwa tygodnie od kiedy jesteśmy razem, a dzisiaj, pierwszego listopada brunet ma urodziny. Jest niedziela, a to znaczy tyle, że mam wolne jak co tydzień. 

— Sto lat... — Mruknęłam cicho. 

— Już przeżyłem... — Westchnęłam na jego uwagę, po czym uniosłam się i na niego spojrzałam. 

— To jest rodzaj życzeń urodzinowych... — Wytłumaczyłam mu. 

— Jestem od ciebie starszy o trzysta dwa lata... Nie jestem pewien, czy jest co tu świętować... — A może by tak... 

— Hmmm, w takim razie powinnam czuć chyba obrzydzenie... — Przewrócił mnie na plecy i pocałował. 

— Ah tak? — Objęłam jego kark i obwiązałam nogami jego pas. — A to czemu? — Zaczął całować moją szyję. 

Zaśmiałam się, kiedy tylko poczułam łaskotki za moimi uchem. 

— Nie przestanę, dopóki nie powiesz czemu... — Połaskotał mnie jeszcze po zakrytym brzuchu. 

Zaczęłam wierzgać nogami, byleby jakoś się uwolnić. Alucard się zaśmiał z mojego postępowania, a przy tym nie przestawał mnie łaskotać. 

— Dobra! Powiem! Powiem, tylko przestań! — Powiedziałam między napadami śmiechu. 

— Więc słucham... — Zawisnął nade mną, przez co odrazu poczułam jak się czerwienię. 

Podniosłam ręce, obwiązałam ramionami jego kark, po czym przyciągnęłam go do siebie. Przycisnęłam swoje usta do jego, a on odrazu zaczął oddawać pocałunki. Po chwili poczułam jak moja bluzka zaczęła się lekko podwijać, za sprawą ręki Alucarda. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy pogłaskał mnie po nagiej skórze mojego brzucha. Poczułam ucisk w podbrzuszu, kiedy się do mnie przycisnął. 

Gdyby nie przerwał nam dźwięk mojego telefonu, to nie mam bladego pojęcia, gdzie dalej by to nas poniosło. Podniosłam się na łokciach, po czym spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer? Spojrzałam na bruneta, który się ze mnie podniósł, a następnie złapałam za komórkę. Przeciągnęłam zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam urządzenie do ucha. 

— Halo? — Odezwałam się jako pierwsza. 

— ... — Nikt się nie odezwał, a następnie połączenie się zakończyło. 

Ok, to było dziwne. Wzruszyłam ramionami, kiedy spojrzałam na Alucarda, po czym szybko wstałam i zaczęłam przed nim uciekać. Pobiegł za mną do drugiego pomieszczenia. Zaczęłam przed nim uciekać, a on próbował mnie przechytrzyć. W pewnym momencie potknęłam się jednak o dywan. Gdyby nie brunet, to zapewne miałabym bliskie i bolesne spotkanie z podłogą. 

Przyciągnął mnie do siebie, przez co dosłownie odbiłam się od jego klatki piersiowej. Podniosłam wzrok, a on natychmiast przycisnął swoje usta do moich. Zaśmiałam się cicho między pocałunkami, a on podniósł mnie ponad podłogę, trzymając przy tym za moje uda. 

— Może zrobię śniadanie? — Zaproponowałam, a on tylko pokręcił głową. 

— Mam lepszy pomysł... — Spojrzałam na niego, kiedy się od siebie odsunęliśmy. 

— Jaki? — Zapytałam zaciekawiona. 

— Zrobimy sobie małą wycieczkę... Szybko się ubieraj... — Odłożył mnie na ziemię, a ja szybko poleciałam do pokoju, żeby zabrać jakieś ubrania. 

Poczułam powiew wiatru co znaczy, że Alucard obrobił się ze swoją super szybkością, a ja jak zawsze zostałam w tyle. Wzięłam ubrania, po czym poleciałam do łazienki. Szybko się wyszykowałam, ale nim założyłam na siebie koszulę, spojrzałam na swoje ramię, gdzie został ślad w postaci strupa. Jeszcze trochę. Plus taki, że w końcu przestało boleć. 

Sierra aktualnie przebywa w areszcie i czeka na proces. Podobno ostatnio zaatakowała współwięźniarkę z nożem, przez co była zamknięta w izolatce. Jej uzależnienie się odzywa. Dawno niczego nie brała i dostaję szału. Włożyłam ręce do rękawów granatowej, satynowej koszuli, a następnie na nogi wciągnęłam szare jeansy. Po chwili wyszłam z łazienki, a Alucard znalazł się za mną, trzymając w rękach moją jeansową kurtkę. 

Już miałam iść do przedsionku, ale mnie zatrzymał i pokazał palcem w dół. Na podłodze leżała para czarnych balerinek, które miały zapięcie w postaci paska na kostce. Zaśmiałam się cicho, a następnie na niego spojrzałam. 

— Ubierasz mnie? — Założyłam ręce na biodra. 

— Chcę tylko, żeby było ci wygodnie... — Powiedział, a ja spojrzałam na to, w jaki sposób był ubrany. 

Miał na sobie czarne jeansy i tego samego koloru koszulę, przy której miał rękawy podwinięte do łokci. Na nogach miał zwykłe, również ciemne adidasy, a za nim na blacie leżała skórzana kurtka. 

— Mogę w końcu wiedzieć co wymyśliłeś? — Zapytałam, a on sie podejrzanie uśmiechnął. 

— A co to będzie wtedy za niespodzianka? — Zapytał, zakładając jednocześnie kurtkę. 

— Alucard, przecież to ty masz urodziny... — Zauważyłam, a on sie zaśmiał. 

— Najlepszym prezentem będzie dla mnie twój uśmiech... — Poczułam jak się czerwienię przez jego słowa. 

Uśmiechnęłam się lekko, po czym stanęłam na palcach i dałam mu całusa w policzek. Wzięłam jeszcze swój telefon i portfel, tak samo jak Alucard. Nagle brunet podniósł mnie jak księżniczkę, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. 

— Czy ktoś powiedział, że my gdzieś jedziemy samochodem? — Uśmiechnął się i ruszył w kierunku balkonu, który pojęcia nie mam jak zamknął spowrotem. — Mocno się mnie trzymaj... — Kiwnęłam głową, a następnie objęłam jego kark z całej siły. 

Pisnęłam przerażona, kiedy w ułamku sekundy lecieliśmy nad budynkami. Chyba nigdy wcześniej nie wspominałam o tym, że mam potworny strach przed lataniem. Schowałam się w zagłębieniu szyi Alucarda i zacisnęłam powieki z całej siły. Nie mam bladego pojęcia, przez jak długi czas lecieliśmy, ale Alucarda w końcu się odezwał. 

— Możesz już otworzyć oczy... — Powiedział, a ja powoli uchyliłam powieki. 

Szerzej je otworzyłam, kiedy w oddali zobaczyłam miejsce, gdzie chciałam się znaleźć w moich marzeniach. 

– Mówiłaś, że chciałabyś to miejsce odwiedzić... — Po chwili znajdowaliśmy się już na podłożu zrobionym z kamieni, dzięki czemu dowiedziałam się, gdzie my przed sekundą się znajdowaliśmy. 

Staliśmy na dzwonnicy katedry Notre-Dame. To nie jest sen. My naprawdę jesteśmy w Paryżu. Spojrzałam na Alucarda niedowierzając, a następnie się szeroko uśmiechnęłam i objęłam jego kark. Nie mam bladego pojęcia, jak mogłabym mu podziękować. 

— Nie dziękuj, bo to jeszcze nie koniec... — Powiedział, a ja spojrzałam na niego zaskoczona i podekscytowana jednocześnie. 

— Co jeszcze będzie? — Pogłaskał mój policzek, a następnie złapał za rękę. 

— Zobaczysz... — Uśmiechnął się, po czym pociągnął mnie za sobą. 

W tym momencie nie byłam w stanie przestać się uśmiechać. Naprawdę tu jestem. W miejscu, w którym wyobrażałam sobie siebie w dzieciństwie. W moim mieście najskrytszych marzeń. 



I tak jak ostatnio mówiłam, dzisiaj dwa.
I tak co tydzień.
Tak jak wczoraj wspominałam na tablicy, zaczęłam korektę książki, którą usunęłam tymczasowo z profilu.
Nie chcę mówić o powodach tego, bo bym tu zaczęła pisać esej.
W każdym razie, dam wam mały przedsmak tego, zanim się ta książka znów pojawi, a planuję to mniej więcej na nowy rok.
Mowa oczywiście o
„5 Elementach Świata”...
Nazwa też będzie zmieniona, ale jeszcze muszę pomyśleć.
Tam rozdziały są bardzo długie, przykładowo jeden ma 6078 słów, i wiem, że nie każdy jest w stanie przebrnąć przez to za pierwszym razem.
Druga sprawa jest taka, że ta książka będzie do samego końca pisana stylem, którym pisałam zanim przerzuciłam się na ten, który jest teraz w większości moich książek.
Jeśli ktoś chcę wiedzieć o co chodzi, to za moment się dowiecie.
W każdym razie, chciałabym bardzo prosić o to, żebyście dali mi znać, czy będzie ktoś chętny do czytania, kiedy tylko przeczytacie jedną scenkę.
Tak więc, oto i ona...

Nina: Dlaczego... 

Mac: Co? 

Nina: Przecież... Jesteśmy rodziną.. Prawda?.. Więc dlaczego? Dlaczego to robisz?! 

Nina zalała się łzami, a Mackenzie tylko się jej przyglądała. Na jej twarzy zaczął pojawiać się uśmiech, po czym nagle parsknęła głośnym śmiechem. 

Mac: Pfff... Hahahahaha! 

Zgięła się wpół i złapała za brzuch. 

Mac: Hahah.. Mielibyśmy być rodziną? Nie rozśmieszajcie mnie..Znamy się ponad dwa miesiące... Praktycznie jesteśmy dla siebie obcymi osobami... Nigdy nie uważałam was za moją rodzinę... 

Nina: Co..? 

Mackenzie się podniosła i spojrzała z pogardą na pozostałych. 

Mac: Ja nie mam rodziny... Nie mam rodziny przez tamten cholerny wypadek! Nigdy nie będziecie w stanie pojąć mojego bólu, mojego cierpienia po utracie ich! Nigdy nie będziecie w stanie unieść takiego ciężaru! Nigdy nie będziecie w stanie ich zastąpić! 

Wszyscy patrzeli na Mackenzie z niepokojem, aż milczenie przerwał krzyk Lin. 

Lin: Co ona ci zrobiła?! 

Maccensie na nią spojrzała. 

Mac: Otworzyła mi oczy... Otworzyła mi oczy i pokazała kim naprawdę jestem! 

Wmawiając to zdanie zaczęła kumulować energię w prawej dłoni i kształtować ją w kulę. Lewą dłoń położyła na swoim przedramieniu, a prawą wycelowała prosto w elementy. 

Rey: Mac... Nie rób tego... 

Jack: To nie jesteś ty! 

Mac: Powiedzieć wam jak nazywa się ten atak?
 
Jack: Mac! Posłuchaj nas! 

Mac: Ten atak nosi nazwę Niszczycielskie Słońce... I nie bez powodu.. 

Rey: Mac! 

Nina: Przestań! 

Jack: Skrzywdzisz nie tylko nas ale i samą siebie! 

Mac: Przykro mi, że to kończy się w ten sposób..

Lin: Wystarczy tego! 

To jest scena z drugiego rozdziału, jeśli kogoś to wogóle interesuję.
W każdym razie, co myślicie?
Jak już mówiłam, jest to pisane całkiem innym stylem i nie ma tu punktu widzenia jednej osoby, a mówi narrator.
Jest to pierwsza książka, jaką wogóle kiedykolwiek skończyłam pisać, a po tym przyjaciółka mi zaproponowała, żebym zaczęła pisać na wattpadzie.

Z chęcią poznam wasze zdanie na temat tego krótkiego fragmentu, dlatego bym naprawdę mocno prosiła o komentarze. ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro