Podejrzenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj nieco dłuższy, ale najbliższe kilka rozdziałów będzie krótszych.
Miłego czytania!

Z samego rana obudził mnie całus, którego Alucard dał mi w kark. Zaśmiałam się cicho, kiedy to zrobił, po czym się przeciągnęłam. Kiedy tylko uchyliłam powieki, w oczy natychmiast rzucił mi się pierścionek zaręczynowy na moim palcu. Odwróciłam się do bruneta, a następnie wtuliłam się w jego tors. 

— Dzień dobry, przyszły Panie Młody... — Zaśmiał się. 

— Dzień dobry, przyszła Panno Młoda... — Powtórzyłam jego wcześniejszy gest, a on się odwrócił na bok, aby w kolejnej chwili mnie pocałować. 

— Pójdę wziąć prysznic... — Kiwnęłam głową, a on wstał, ale zanim ruszył do łazienki, ubrał swoją bieliznę i zabrał z szafy jakieś swoje ubrania. 

Położyłam dłonie na swoim sercu, które biło mocniej na samą myśl o dzisiejszej nocy i o tym, o co mnie Alucard zapytał. 

Oświadczył mi się.... 

Westchnęłam szczęśliwa, po czym się uniosłam i założyłam swoją bieliznę. Szybko pozbierałam swoje ubrania, a następnie pobiegłam do garderoby. Gdy przeglądałam swoje ubrania, natrafiłam nagle na sukienkę, nad którą myślałam czy ją brać. Była beżowa i trzymała się gdzieś ponad połową ramienia. Miała lekko pufiaste rękawy do połowy przedramienia, a do tego na dekolcie wyglądała, jakby miała pod spodem zakładkę. Na bokach miała jeszcze ozdobne falbanki, a kończyła się kawałek ponad kolanem. 

Alucard musiał mi ją wtedy spakować. Uśmiechnęłam się na tę myśl, ale bardziej spowodowane było to chyba tym, że brunet znalazł się za mną i przytulił mnie od tyłu. 

— Wszystkiego najlepszego z okazji dwudziestych siódmych urodzin... — Zaśmiałam się cicho. 

— Dziękuję... — Dałam mu szybkiego całusa, a następnie wzięłam jakieś ubrania. 

Poleciałam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic, ale nim weszłam do kabiny, zdjęłam pierścionek, nie chcąc go jakoś uszkodzić. Gdy tylko byłam gotowa, wyszłam z łazienki, jednocześnie zakładając biżuterię na palec. Na sobie miałam białą koszulę, na której miałam pomarańczowo brązowy sweter, które był na mnie z lekka za duży, a do tego miałam czarne, skórzane spodnie. 

— Zdjęłaś go? — Zapytał Alucard. 

— Nie chciałam, żeby coś się z nim stało... — Kiwnął głową i się uśmiechnął. — Narazie jeszcze nie mówmy o tym mojemu ojcu i dziadkowi... Tak dla bezpieczeństwa... — Zaśmiał się cicho. 

— Wiesz co, wolę chyba nie ryzykować postrzałem w głowę... — Szerzej otworzyłam oczy. — W końcu to łowcy... — Kiwnęłam głową przypominając sobie wczorajszą rozmowę z tatą i dziadkiem. 

Alucard do mnie podszedł, a następnie położył swoją dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam mu w oczy. 

— Nie ważne czym zajmują się członkowie twojej rodziny, ja i tak cię będę kochał... — Uśmiechnęłam się. 

— Jestem rozdarta na dwa... Nawet na trzy światy... Normalne życie w mieście, miłość do ciebie i to, co powiedział mi tata i dziadek... Nie mam zielonego pojęcia, co powinnam zrobić... — Położył rękę na moim sercu. 

— Powinnaś zrobić to co czujesz... — Powiedział, na co kiwnęłam głową. 

Po chwili oboje wyszliśmy z pokoju, po czym zeszliśmy na parter, gdzie z kuchni już dało się słyszeć głosy członków mojej rodziny. Spojrzałam na bruneta, który mnie objął ramieniem. 

— Jest ok... Po prostu muszę uważać... — Powiedział, a ja lekko się uśmiechnęłam na jego słowa. 

Po chwili weszliśmy do kuchni, gdzie tata i dziadek rozmawiali o czymś między sobą. Zatrzymałam Alucarda w progu, aby usłyszeć o czym mówią i tak jak podejrzewałam, ich pogawędka dotyczyła mnie. 

— Była wstrząśnięta wczorajszą rozmową... — Odezwał się tata. 

— W końcu się z tym oswoi... Po prostu potrzebuję na to czasu... — Odpowiedział dziadek, który się do niego odwrócił. 

— Nie jestem tego taki pewien, tato... Dowiedziała się tego siedem lat za późno... Powinniśmy jej o tym powiedzieć w jej dwudzieste urodziny, tak jak było w moim przypadku, w twoim, dziadka, wogóle każdego członka naszego rodu... Abi od siedmiu lat powinna już być łowczynią wampirów... — Opuściłam wzrok. 

— Masz rację, powinna... Ale nie mieliśmy wyboru, trzeba było poczekać... Nie bez powodu to zrobiliśmy, pamiętasz? — Tata kiwnął głową. — Piętnaście lat temu tamten Upadły prawie ją zabił... Ledwo daliśmy radę ją wtedy odratować przez dużą utratę krwi... Ja ledwo co dałem wtedy radę zabić tamtego wampira... Doskonale wiesz co się wtedy stało... — Szerzej otworzyłam oczy na takie informację. 

— Abi się prawie stała jednym z nich... — Powiedział tata, a mnie, jak i Alucarda całkowicie zamurowało. 

Spojrzałam na bruneta, a on na mnie. 

— Abigail jest łowczynią, a w dodatku jest jedyna w swoim rodzaju... Przez to, że po tamtym ataku w jej krwi została odrobina jadu tamtego wampira... Oboje widzieliśmy ją, kiedy była malutka... Była kruszynką, która nie miała prawie wogóle siły... A po tamtym wydarzeniu, była w stanie zrobić wszystko... Sam mówiłeś, że w szkole miała po tamtym kłopoty, bo co rusz biła chuliganów, którzy dokuczali słabszym... — Spojrzałam na swoje dłonie, a następnie przełknęłam ślinę. 

Kiwnęłam głową, a następnie razem z Alucardem weszliśmy do kuchni. Dosyć się dowiedziałam jak na jeden dzień. 

— Dzień dobry... — Oboje na mnie spojrzeli. 

— Abi... — Podszedł do mnie tata, który mnie uściskał. — Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin... — Kiwnęłam głową. 

— Wszystkiego najlepszego, Abigail... — Powiedział dziadek, na którego słowa niepewnie skinęłam głową. 

W tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Tata się uśmiechnął, po czym pochylił nad moim uchem. 

— Chyba twoja niespodzianka przyjechała... — Spojrzałam na niego zaskoczona, a on kiwnął głową w kierunku wyjścia. 

Ruszyłam w kierunku drzwi. Gdy tylko je otworzyłam, dostałam w twarz śnieżką. Otrzepałam się z niego natychmiastowo. Z korytarza usłyszałam śmiech członków mojej rodziny i Alucarda. 

— Za... Lucas? — Odezwałam się zaskoczona. 

— Niespodzianka, Abi! — Powiedział wycierając swoje rękawiczki ze śniegu. 

Odrazu go uściskałam, a następnie Rowena, który był tu razem z nim. Wytłumaczyli mi, że tata to zaplanował, a ja go za to uściskałam. 

— Lucas, takie pytanko... Gdzie jest Bonifacy? — Zapytałam, bo mimo wszystko miał się nim zajmować pod moją nieobecność. 

— Aaa... Moja mama się nim zajmie... — Kiwnęłam głową średnio przekonana. 

— Ostatnim razem, kiedy to twoja mama się nim opiekowała, to wrócił pięć kilo cięższy, niż był... — Wszyscy się zaśmiali. 

Przez większość dnia było spokojnie. Nic ciekawego się nie działo, no może poza bitwą na śnieżki, którą zapoczątkował Lucas, którego nim wyszliśmy do ogrodu, oprowadzałam po całej rezydencji. Nieco około godziny osiemnastej, zaczęłam się szykować do Wigilii. Jakieś dziesięć minut spędziłam na wybieraniu ubrania, ale nim wyszłam z garderoby, spojrzałam na beżową sukienkę, do której podeszłam i zerwałam ją z wieszaka. 

W łazience się w nią ubrałam, a na stopy założyłam czarne szpilki. Umalowałam rzęsy, po czym złapałam za szminkę, którą nałożyłam na usta. Teraz były czerwone. Poprawiłam sobie jeszcze włosy i byłam gotowa. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. 

— Abigail, idę pomóc na dolę... — Powiedział Alucard. 

— Ja za moment przyjdę... — Po moich słowach odszedł od drzwi. 

Westchnęłam cicho, po czym spojrzałam na swoje odbicie. Mój dekolt zdobił naszyjnik od bruneta. 

— To wszystko prawda... — Pogłaskał mnie po policzku. — Zależy mi na tobie, jak na nikim innym... — Jego słowa odbiły się echem w mojej głowie. 

— A Camelia? — Zapytałam niepewnie. 

— Nadal jakiś skrawek mojego serca należy do niej, ale teraz... Najbardziej liczysz się dla mnie ty, Abigail... W większości moje serce należy do ciebie... I tylko do ciebie... — Szerzej otworzyłam oczy, zaskoczona jego słowami. 

Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, po czym ruszyłam na dół. Słyszałam jak wszyscy ze sobą rozmawiają, jednak gdy tylko weszłam do jadalni, nastąpiła grobowa cisza. 

— Aż tak źle wyglądam? — Wszyscy się zaśmiali.

— Tak się składa, że wręcz przeciwnie... Tylko właśnie na naszych oczach stał się cud bożonarodzeniowy... — Powiedział Rowen. 

— Abi założyła sukienkę pierwszy raz od trzynastu lat... To jest dosłownie cud... — Zaśmiał się Lucas. 

— Ale zabawne... — Powiedziałam sarkastycznie, a każdy wie ponownie zaśmiał. 

Po chwili usiadłam obok Alucarda. Po jakimś czasie, gdy zjedliśmy, pogadaliśmy i się pośmialiśmy, Lucas wstał od stołu. 

— Dobra... Wszystkiego najlepszego, Abi... — Dał mi do rąk prezent. 

— Dobra... Co to? — Spojrzałam na szatyna, który się za mną opierał. 

— Prezent urodzinowy... Własnoręczny... — Puścił mi oczko, a ja zaczęłam rozpakowywać prezent. 

— Ja się naprawdę coraz bardziej zastanawiam jakim sposobem ciebie nie przyjęli do Akademii Sztuk Pięknych... — Zaśmiał się, a ja przyjrzałam się obrazowi, który dla mnie namalował. 

Był podzielony na pół na dwie części. Jedna całkowicie czarna, a druga biała z kolorowymi rozmazami. Na samym środku znajdował się rozmazany zarys człowieka w jakiejś pozie. Dopiero po chwili rozszyfrowałam, że to sylwetka strzelającej z pistoletu postaci. 

— Dziękuję... — Spojrzałam na niego, a on się do mnie uśmiechnął. 

— No to w końcu mogę nazwać cię swoim rówieśnikiem, bo nareszcie jesteśmy w tym samym wieku... — Uderzyłam go w nogę, na co się zaśmiał. 

Po chwili Rowen również dał mi prezent, a gdy otworzyłam pudełko, moim oczom ukazał się nowy pistolet, ze złotym zdobieniem na rączce. Gdy przyszła kolej taty i dziadka powiedzieli, że dadzą mi prezent nieco później. 

— Alucard, a ty? — Spojrzał na bruneta Lucas. 

— Ja już jej dałem prezent... — Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni, poza mną. 

— Co jej kupiłeś? — Zwrócił swoje zielone oczy na mnie, ale zatrzymał się na mojej lewej dłoni, kiedy przyglądałam się nowej broni. — No bez jaj... Oświadczyłeś się jej? — Podniósł się ucieszony, a Alucard kiwnął głową. 

Zauważyłam jak tata i dziadek na siebie spojrzeli, natomiast Lucas i Rowen do nas podeszli, po czym zaczęli gratulować. Po chwili jednak wszyscy zaczęli o tym rozmawiać i wypytywać co, jak, gdzie i kiedy. Gdy posprzątaliśmy po wszystkim, tata oraz dziadek poprosili mnie ponownie do gabinetu. Cicho zapukałam do drzwi, a następnie weszłam do środka. 

— Chcieliście żebym przyszła... — Powiedziałam na wejściu. 

— Abi... — Zaczął mój ojciec. — Zarówno ja, jak i twój dziadek podejrzewamy... Że Alucard może nie być zwykłym człowiekiem... — Zmarszczyłam brwi. 

— Nie rozumiem... — Zaczęłam szybko mrugać, aby odwrócić uwagę od tego, że odwróciłam wzrok. 

— Podejrzewamy, że jest wampirem... — Zaśmiałam się na jego słowa i spojrzałam w innym kierunku. 

— Alucard nie jest wampirem... Zauważyła bym to... Przecież razem mieszkamy... — Spowrotem na nich spojrzałam, a przy tym założyłam ręce na klatce piersiowej. 

— A może zostałaś przez niego uwiedzona? — Rzucił nagle dziadek, a ja, tak samo jak mój ojciec spojrzał na niego zaskoczona. 

Ojojoj
Robi się gorąco🥵🥵

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro