Potrzebuję cię...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadal brak wieści od Alucarda. Minął już miesiąc. Jutro zaczyna się trzeci tydzień października. Brunet zniknął w ostatnim tygodniu września. Przeczesałam swoje włosy, patrząc na trzy zdjęcia podejrzanych kobiet. 

Alya Dieken, lat trzydzieści siedem. Bezrobotna, po rozwodzie. Alkoholiczka. Zgwałcona w wieku trzynastu lat, agresja w domu. Po jakimś czasie została przeniesiona do domu dziecka, a rodzicom odebrano prawo do opieki. 

Hope Nolan, trzydzieści dziewięć lat. Kasjerka w sklepie, z trójką dzieci po trzech wpadkach z partnerami. Paląca. Alkohol i papierosy w domu, kiedy była mała. Ojciec był karany za kradzieże i niszczenia mienia miejskiego. 

Sierra Rodrigo, trzydzieści jeden lat. Bezrobotna. Zgwałcona przez swojego ojca narkomana i alkoholika. Nigdy nie była w związku, ale przez jakiś czas zajmowała się prostytucją. Matka zniknęła po jej narodzinach. Sama pali, pije i ćpa. 

Te trzy kobiety miały najcięższe życie i największą patologię w domu. Po chwili odezwał się telefon, dlatego sięgnęłam po słuchawkę. 

— Halo? — Odezwałam się. 

— Masz coś? — Usłyszałam swojego tatę. 

— Nic... — Powiedziałam. 

— Rozumiem... Daj znać, gdybyś coś miała... — Mruknęłam coś w odpowiedzi, po czym odłożyłam telefon. 

Westchnęłam cicho i złapałam się za głowę, po czym wzięłam swoją kurtkę. Ruszyłam w kierunku drzwi, a następnie wyszłam z gabinetu. Odrazu poszłam do gabinetu Rowena, któremu powiedziałam, że muszę przewietrzyć głowę i jadę na patrol. Po chwili już siedziałam w samochodzie. Co się ze mną dzieję? Nie umiem się na niczym skupić. To się dzieję, od kiedy Alucard zniknął. Wcisnęłam hamulec, aby w kolejnej chwili zatrzymać się na światłach. 

Muszę się ogarnąć. Podniosłam wzrok na pasy dla pieszych, gdzie w tym momencie zauważyłam jedną z podejrzanych. Szła w towarzystwie jakiejś dziewczyny, która była idealnie ubrana i uczesana. Po chwili zaparkowałam na poboczu, po czym wysiadłam z auta i ruszyłam za kobietą. Skręciły w jakąś uliczkę, a gdy tam zajrzałam, usłyszałam stłumiony krzyk. Odrazu ruszyłam w kierunku, skąd doszło wołanie o pomoc, a po drodze wyjęłam telefon, aby wezwać pomoc. 

Wbiegłam do budynku, gdzie meksykanka wciągnęła młodą dziewczynę, a następnie ruszyłam korytarzem, gdzie słyszałam hałas. 

 Wood? Co się... — Zaczął Rowen, gdy tylko odebrał, ale natychmiast mu przerwałam. 

— Biegnę za mordercą... Potrzebuję posiłków... — Odrazu powiedziałam, a gdy już miał coś  powiedzieć, znowu się odezwałam. — To Sierra... Zaciągnęła młodą dziewczynę do budynku starej AH! — Krzyknęłam, kiedy poczułam ból w lewym ramieniu, a mój telefon upadł z hukiem na betonową podłogę. 

— Wood! Abi! Abi!! — Doszedł mnie głos Rowena, Lucasa i taty. — Co tam się dzieję? — Zjechałam po ścianie opierając się o ramię, a przy tym zostawiłam na murze czerwony szlaczek mojej krwi. 

— Cholera... — Złapałam za swoje ramię i oparłam się plecami. 

— Wood! — Odezwał się Rowen. 

— Dostałam... — Po moich słowach, zobaczyłam jak w mój telefon uderzył pocisk pistoletu. 

Próbowałam wyjrzeć przez próg, ale odrazu sie schowałam, kiedy to w ścianę trafiła kolejna kula. Kurwa mać. Powoli spróbowałam ruszyć lewą ręką, w którą oberwałam za pierwszym strzałem. Najpierw palcami, potem nadgarstkiem i tak do ramienia. Chyba nic nie naruszyła, ale mimo wszystko mocno krwawię. Powoli złapałam w lewą dłoń pistolet, który znajdował się w prawej kaburze. 

Zakrwawioną ręką, którą uciskałam ranę na ramieniu sprawdziłam magazynek. Usłyszałam krzyk tamtej dziewczyny, a w kolejnej chwili głośnego plaskacza. Muszę coś zrobić! Abigail myśl! Nie mogę jej wyskoczyć przed samą lufę pistoletu, a z drugiej strony nie mogę siedzieć tu w nieskończoność, bo tamta dziewczyna może za moment zginąć. Cholera! Jestem w kropce! 

Ranna, pod ostrzałem i bez wsparcia! Uderzyłam delikatnie tylem głowy w ścianę, przez co usłyszałam szmer łańcuszka przy naszyjniku, na który odrazu spojrzałam. Do głowy prawie natychmiast wróciły mi słowa Alucarda, kiedy mi go dawał. 

— Gdy będziesz w niebezpieczeństwie, poczuję to... Żebym mógł cię wtedy znaleźć, nie wystarczy tylko twój zapach... Musisz coś powiedzieć... — 

Coś powiedzieć. Tylko co, do cholery?! Abrakadabra? Hokus pokus? Czary mary? Przymknęłam oczy, zastanawiając się nad tymi słowami. Przez moją głowę przebiegły wspomnienia tamtej rozmowy. Może coś z niej wskazywało, czym mogłaby być te słowa. To nie pomogło.

— Pani glino? Zabiłam cię? — Otworzyłam, oczy kiedy usłyszałam głos przestępczyni. 

Lekko się wychyliłam, ale w tym samym momencie kolejna kula uderzyła w mur. Kobieta się zaśmiała. 

— Czyli nie? — Zdążyłam dostrzec w jak złej jest ona kondycji. 

Albo jest nachlana, albo naćpana. I to tak porządnie, gdzie normalny człowiek leżałby już w szpitalu pod respiratorem. Alucard, proszę! Oparłam znowu głowę o ścianę i spojrzałam na sufit. Nie mogę tutaj zginąć, i nie mogę pozwolić na to, aby tamta dziewczyna została zabita. Ale co ja mogę zrobić? W tej sytuacji jestem bezsilna... 

Byłam nie ostrożna i pod wpływem swoich własnych pobudek ruszyłam do paszczy lwa, z której mogę nie wyjść cała i zdrowa. Naraziłam własne życie, bez wcześniejszego rozeznania. Alucard miał rację, że pakuję się tylko w kłopoty, a teraz gdy jest mi potrzebny, nie ma go. Zniknął i nie wiadomo kiedy wróci. On by wiedział co teraz powinnam zrobić. Poczułam łzy napływające do moich oczu. 

Nie jest detektywem, a pomógł mi odkryć więcej, niż bym zrobiła to sama, w ciągu miesiąca. Dodatkowo w czasie tego wszystkiego, pomagał ludziom dookoła siebie. Był ciągle obok i we wszystkim dawał sobie radę o wiele lepiej, niż ja. Za to go chyba głównie podziwiałam. W takim momencie zebrało mi się na myślenie o tym wszystkim? Za moment mogę zginąć, a ja myślę o... 

O tym, że chcę aby był obok. Że chcę, aby nie znikał. Że chcę go znowu zobaczyć. Chcę go znowu móc przytulić. Chcę znowu z nim porozmawiać. O tym, że chcę, aby wszystkie akcje, które miały miejsce między nami, zakończyły się, ale nie zostały przez nic przerwane. Czy ja się... Zakochałam w Alucardzie? 

W tym momencie po moich policzkach popłynęły łzy, które na podbródku złączyły się w jedną. Po chwili ona zleciała i padła prosto na zawieszkę naszyjnika. Zamknęłam oczy, a przy tym złapałam oddech. Teraz już chyba rozumiem, czym było tamto dziwne uczucie. Myślenie o tym, że nie ma go obok mnie, sprawiało mi ból, bo za nim tęsknię. Naprawdę musiało wydarzyć się takie coś, żebym zrozumiała swoje uczucia? Żebym zrozumiała, że... 

— Potrzebuję cię... Alucard... — Powiedziałam szeptem, moim bardzo drżącym w tym momencie głosem. 

— Ej, Pani glino... Chce pani być drugą ofiarą? — Poczułam lufę przyłożoną do skroni, na co wciągnęłam urywane powietrze. 

Otworzyłam oczy i spojrzałam na meksykankę kątem oka, dzięki czemu dostrzegłam, jak ktoś złapał jej pistolet w dłoń. Pociągnął ją, po czym zgniótł całą lufę. Złapał kobietę za kurtkę i lekko podniósł ponad powierzchnię podłogi. 

— Naprawdę myślałaś, że takie zabijanie ujdzie ci na sucho? Dodatkowo groziłaś funkcjonariuszce policji, a to jest karalne... — Na twarzy bruneta widziałam grymas gniewu, a kobieta zaczęła majtać nogami, próbując się uwolnić. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro