Prezent

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I drugi!
Miłego czytania!

Jak to się stało, że Alucard i mój ojciec zostali najlepszymi przyjaciółmi? Nie mam bladego pojęcia. Tata już go nazywa swoim zięciem, a ja przez to wszystko lekko dostaję kurwicy. 

— Abigail? — Usłyszałam za sobą, dlatego odrazu sie odwróciłam. 

— Audrey... — Powiedziałam imię dziewczyny, która stała za mną. 

W jej towarzystwie były jeszcze jakieś dwie kobiety. Uśmiwchnęły się na mój widok. 

— Nie poznajesz, prawda? — Kiwnęłam głową, a na sobie poczułam wzrok Alucarda i Lucasa, którzy razem ze mną przyjechali popatrzeć na propozycje prezentów na święta. — Annie... Chodziłyśmy razem na chemię... — Ponownie skinęłam głową, kiedy ją sobie przypomniałam. 

Miała rude włosy, które sięgały jej do pasa i brązowe oczy, natomiast drugą kobieta miała kruczoczarne, cienkie strąki, które były do ramion i ciemne oczy. 

— Nora... — Znowu kiwnęłam głową. 

— Miło was znowu widzieć... — Odwróciłam wzrok. 

Alucard, pomocy. Nie chcę z nimi gadać. Już po chwili moje wybawienie nadeszło, a z nim Lucas, który się zarumienił na widok Audrey. A, no tak. Kiedyś się w niej podkochiwał. 

— Lucas? — Zaniemówiła na jego widok dziewczyna. 

— Cześć, Audrey... Cześć dziewczyny... Sorki za to, ale musimy ją porwać... Mamy kilka rzeczy do załatwienia... — Powiedział chłopak, a ja zwróciłam uwagę na to, jak Annie i Nora przyglądały się Alucardowi. 

Poczułam jak się we mnie gotuje z zazdrości. Jak za moment nie przestaną, to przysięgam. Zostanę morderczynią. W tym momencie poczułam, jak brunet położył swoją rękę na mojej talii, co nie umknęło trójce kobiet. 

— Abigail, to twój chłopak? — Zapytały wszystkie trzy, a przy tym wskazały na Alucarda. 

Ja w odpowiedzi kiwnęłam tylko głową, bo jak bym coś im powiedziała, to coś czuję, że bym na nie ryknęła, jak jakaś lwica. 

— Masz farta... — Spojrzałam na nie zaskoczona, a one po chwili się pożegnały i odeszły. 

Poczułam na karku oddech Alucarda, przez co się wzdrygnęłam. 

— Jesteś urocza, jak jesteś zazdrosna... — Wyszeptał mi na ucho, a po moich plecach przeszedł dreszcz. 

— Nie wiem o co ci chodzi... — Powiedziałam bardzo, ale to bardzo szybko, po czym odeszłam szybkim krokiem w kierunku kolejnego sklepu. 

Za plecami usłyszałam jak się zaśmiał, a ja poczułam jak na moją twarz wpływa naprawdę sporych rozmiarów rumieniec. Już ja mu dam nauczkę za takie coś. 

‡Lucas‡

Pierwszy raz w życiu, widziałem u Abi scenę zazdrości. Za Chiny bym się nie spodziewał, że jest ona aż taką zazdrośnicą. Spojrzałem na Alucarda, który się śmiał pod nosem z reakcji dziewczyny. 

— Alucard... — Spojrzał na mnie. 

— O co chodzi? — Zapytał. 

— Masz już pomysł na jej prezent urodzinowy? — Wyraźnie go zaskoczyłem. 

— Nawet nie wiem, kiedy ma ona urodziny. Nie powiedziała... — Powiedział, a ja się uśmiechnąłem. 

— Dwudziestego czwartego grudnia... — Jeszcze bardziej się zdziwił. — Urodziła się dokładnie minutę przed północą w Wigilię Bożego Narodzenia... Jej ojciec się zawsze śmieje, że wyczucie to miała idealne... — Zaśmiał się, po czym spojrzał na wystawę u jubilera. 

— Idź przodem... Dogonię was... — Kiwnąłem głową lekko zaskoczony, po czym ruszyłem za Abi, która weszła do kolejnego sklepu. 

‡Alucard‡

Wszedłem do jubilera, gdzie już na wejściu przywitała mnie sprzedawczyni. 

— W czym mogę pomóc? — Uśmiechnęła się serdecznie. 

— Szukam pierścionka dla ukochanej... — Odrazu zaczęła pokazywać mi różne warianty. 

Było ich tak dużo, że nie umiałem się zdecydować. Alucard, pomyśl inaczej. Który pierścionek spodobał by się Abigail? Jednocześnie skromny, ale nie za bardzo. Nowoczesny, jednak bez przesady. Taki, którego nie widać z daleka. W tym momencie dostrzegłem jeden pod ladą, którego kobieta mi nie pokazała. 

— Przepraszam, a ten? — Zapytałem o niego, a ona odrazu mi go pokazała. 

— Pierścionki z tej kolekcji, dopiero wczoraj do nas przyszły... Jakoś nikt nie zwrócił wcześniej na nie uwagi, a szkoda... Są piękne... Ma Pan dobre oko... — Wyjęła go spod lady. 

Wyobraziłem go sobie na ręce Abigail. Będzie pasował idealnie. 

— Ile kosztuje? — Zapytałem, a kobieta się uśmiechnęła. 

— Siedemset dziewięćdziesiąt dolarów... — Chyba rozumiem czemu nikt wcześniej nie zwrócił na niego uwagi. 

— Kupuję go... — Kobieta się uśmiechnęła. 

— Oczywiście... — Schowała wszystkie inne pierścionki, które wcześniej mi pokazała, po czym podeszła do kasy. — Jako, że jest to drogi pierścionek, dodajemy do niego już za darmo pudełko... — Kiwnąłem głową, po czym zapłaciłem. 

— Dziękuję... — Zabrałem swój zakup, po czym ruszyłem w kierunku wyjścia. 

— Dziękuję za zakup i życzę powodzenia w oświadczynach... — Wzdrygnąłem się na słowa sprzedawczyni, ale kiwnąłem głową. 

Oświadczyny... 

Od kiedy straciłem Camelię, nie myślałem, że kiedyś będę chciał ułożyć sobie życie z kimś innym, ale od kiedy w moim życiu pojawiła się Abigail, chyba zaczynam co raz częściej czuć, że to ona jest osobą, z którą chciałabym spędzić resztę swojego życia. Podniosłem wzrok, dzięki czemu zobaczyłem, jak blondynka wychodzi ze sklepu z dużą torbą zakupów. 

— Wszystko kupione... — Powiedziała, kiedy do mnie podeszła. — W sumie to gdzie byłeś? — Zapytała, a ja się uśmiechnąłem. 

— Coś kupowałem... — Kiwnęła głową, a w kolejnej chwili ruszyliśmy do samochodu blondynki. 

Już po paru minutach siedzieliśmy w aucie. Ja za kierownicą, obok mnie Abigail, a za nią Lucas. Gdy wyjechaliśmy z parkingu, usłyszałem myśli dziewczyny. 

A może by trochę podroczyć się Lucasowi?

Zaśmiałem się pod nosem, a ona na mnie spojrzała i się uśmiechnęła się lekko. 

— Lucas...? — Poniósł na nią wzrok z nad swojego telefonu. 

— Co jest? — Zapytał, a ona się złośliwie uśmiechnęła. 

— Co myślisz o Audrey? — We wstecznym lusterku zauważyłem, że się wzdrygnął i zarumienił. 

— A... A co mam niby myśleć? Mi... Miło było ją znowu spotkać... — Wzruszył ramionami, a przy tym jąkał się niemiłosiernie. 

— Tylko miło? Jeśli dobrze pamiętam, a pamięć mam bardzo dobrą, to za czasów liceum się w niej kochałeś... — Zaśmiałem się z jego miny, którą widziałem w lusterku. 

Szybko wróciłem wzrokiem na jezdnię. 

— Nie wiem o co ci chodzi... — Powiedział przez zaciśnięte zęby. 

Abigail się zaśmiała. 

— Czemu jej nie poprosiłeś o numer? Przecież dokładnie było widać, że oboje czujecie do siebie miętę... Prawda, Alucard? — Kiwnąłem głową, bo też to zauważyłem. 

— A idźcie! — Założył ręce na klatce piersiowej. 

— Hmmm... Teraz ty się będziesz wypierał przed związkami? — Zapytała, a on spojrzał na nią z byka. 

— Odezwała się ta, co jest w związku od dwóch miesięcy! — Zaśmiała się, po czym usiadła prosto. 

Dołączyłem się do niej, a po chwili szatyn również. Po jakimś czasie byliśmy już pod blokiem, gdzie wszyscy zabraliśmy kupione rzeczy do mieszkań. 


*Wesoła Harpia_rikitiki sobie podśpiewuje*

Jeszcze trochę, jeszcze trochę, jeszcze trochę, jeszcze...
*W tym momencie dochodzi do niej jej skrzeczliwy głos*
Ja się może lepiej zamknę...

XD!
Co jest dzisiaj nie tak z moim poczuciem humoru?
Może to przez strzykanie w krzyżu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro