Rodzinny sekret

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj będzie niemały szok!
Miłego czytania! ❤❤

Od tamtego dnia, minęło półtorej tygodnia. Naprawdę nie wiem jak powinnam interpretować tamto pytanie. Nie wydawał się być wtedy w swojej manii, ale raczej żaden człowiek by o coś takiego nie zapytał. Chociaż w sumie różni ludzie się trafiają. W tym momencie poczułam, jak ręce Alucarda przesuwają się po mojej talii. 

— Zakaz pomagania w kuchni, Alucard... — Powiedziałam nim się odezwał. 

— Ale cze... — Weszłam mu w zdanie. 

— Naprawdę mam ci przypominać twoją ostatnią próbę gotowania? — Spojrzałam na niego, kiedy to oparł się o moje lewe ramię. 

— Mam rozumieć, że Alucard ma taki sam talent do gotowania co ja? — Odezwał się tata. 

— Czy ja wiem, czy aż taki? Twoje jedzenie jest zdolne do otrucia człowieka, ale jeszcze nigdy nie podpaliłeś patelki, na której dosłownie nie było nic... — Zwróciłam na niego wzrok, a Alucard oparł się o wyspę kuchenną. 

— Mieliśmy do tego nie wracać... — Zaskomlał mój wampir, a ja się zaśmiałam pod nosem. 

Mój ojciec, który mi nieco pomagał, a mianowicie podawał rzeczy, powtórzył to co zrobiłam. Tak samo dziadek, który siedział i pił herbatę przy wyspie kuchennej. Po chwili Alucard również się zaśmiał. 

— To tylko oznacza tyle, że jestem jedyny w swoim rodzaju... — Wzruszył ramionami, a ja na niego spojrzałam. 

W tym momencie zobaczyłam u niego, jak przy źrenicy zaczyna mienić się jego prawdziwy kolor oczu, a jego kły wyrastają. Spojrzałam na tatę, który w tej samej chwili spojrzał na bruneta, a ja w przypływie chwili podeszłam do Alucarda i dałam mu całusa. 

— Abigail, rozumiem że to twój chłopak, ale nie przy nas... — Powiedział dziadek, a ja pociągnęłam bruneta za sobą. 

— Zapomniałam, że obiecałam Alucardowi spacer... — Zaśmiałam się cicho, a przy tym zamknęłam oczy, żeby nie było widać tego, jak odwracam wzrok. 

— Abi... — Zaczął, ale nie dokończył. 

Oczy ci się świecą i kły ci urosły! Szerzej otworzył oczy na to co usłyszał, a następnie kiwnął głową. 

— Poczekaj na mnie w ogrodzie... — Wyszeptałam, a on odrazu to zrobił. 

Spojrzałam na tatę i dziadka, którzy ze sobą rozmawiają. Podeszłam bliżej, dzięki czemu usłyszałam o czym rozmawiają. 

— Miałem wrażenie, jakby Alucardowi zaczęły się delikatnie mienić oczy... — Powiedział mój ojciec, a ja przeraziłam się na myśl, że może on coś podejrzewać. 

— Myślisz, że Alucard... — Weszłam dziadkowi w zdanie. 

— O czym rozmawiacie? — Właśnie zrobiłam najgorszą głupotę, jaką mogłam. 

Na moment zapoanowała cisza, podczas której przyglądają mi się, jakby pierwszy raz mnie na oczy widzieli. 

— O kolorze oczu Alucarda... — Tata spojrzał na mnie podejrzliwie. 

— Alucard ma kasztanowe oczy... W zależności od światła są ciemniejsze albo jaśniejsze... — Wymyśliłam to na poczekaniu. 

Spojrzeli na siebie, a następnie napili się herbaty. Podeszłam do tego, co wcześniej robiłam, a następnie zakryłam folią aluminiową i włożyłam do piekarnika, który ustawiłam na godzinę i dziesięć minut. 

— Dobra, powinnam wrócić nim się upiecze, ale jeszcze nie wiem na jak długi spacer idziemy... — Poczułam jak ktoś położył mi rękę na ramieniu. 

To był dziadek. Automatycznie wszystkie mięśnie w moim cielę się spięły, a na dodatek przyśpieszył mi oddech. 

— Uważajcie na zwierzęta... — Zabrał rękę, a ja na jego słowa kiwnęłam głową, po czym szybko ruszyłam założyć buty i kurtkę. 

Po drodzę założyłam na dłonie rękawiczki. W ogrodzie, oparty o murek, który był balustradą schodową opierał się brunet. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. 

— Było blisko... — Powiedziałam cicho, a następnie zapięłam swoją kurtkę. 

Kiwnął głową, po czym równym krokiem ruszyliśmy w kierunku furtki, która prowadziła poza teren działki. Przeszliśmy przez nią, dzięki czemu znaleźliśmy się w lesie. W pewnym momencie poczułam, jak Alucard zakłada mi swój szalik. Uśmiechnęłam się do niego, a on powtórzył mój gest i złapał moją dłoń, którą następnie włożył do swojej kieszeni. Zaśmiałam się cicho na jego ruch, a on mnie delikatnie do siebie przyciągnął i pocałował. 

Nagle się skrzywił i zgiął w pół. Jego oczy ponownie zaczęły się mienić, a kły wyrosły. Jęknął cicho z bólu i złapał się za serce. Podeszłam do niego bliżej zmartwiona jego stanem, a on podniósł na mnie swoje oczy. 

— Pragnienie? — Kiwnął głową.

Odwiązałam szalik, który mi dał, a następnie odpięłam kurtkę, którą zsunęłam ze swoich ramion. Odrazu po plecach przeszedł mi dreszcz, kiedy zawiał wiatr. Wzrok Alucarda zatrzymał się na mojej szyi. Odbił się od drzewa, o które się oparł, kiedy zrobiło mu się słabo, po czym przyparł mnie do kory innego. Poczułam śnieg, który wpadł mi za sweter, ale w tym momencie mi on nie przeszkadzał. 

Ochłodził on moje ciało, kiedy kły Alucarda zatopiły się w mojej szyi. Westchnęłam z przyjemności, kiedy przebiły one moją skórę. Miałam naprawdę głośny oddech, który mogłabym porównać tylko do jednej sytuacji. Do tego, kiedy się ze sobą kochamy. Objęłam go, kiedy nogi zaczęły się pode mną uginać, a on zrobił to samo. Po chwili się odsunął, ale jego usta nadal zdobił szkarłatny kolor mojej krwi. 

Poprawił mi kurtkę, a następnie podniósł szalik który upuściłam, kiedy wgryzł się w jedną z moich żył. Otrzepał go ze śniegu, a następnie założył na mój kark, aby w kolejnej chwili przyciągnąć mnie z jego pomocą do swoich ust. Całowaliśmy się jakby bez opamiętania, a ja w tym wszystkim czułam metaliczny smak krwi. Po jakimś czasie wróciliśmy do posiadłości. W naszym pokoju przemyłam usta i szyję, na których miałam nieco śladów po krwi. 

Mojej krwi... 

Co dziwne, kompletnie nie obrzydzał mnie fakt, że całowałam się z nim zaraz po tym. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi łazienki. Zakręciłam wodę, wytarłam się, po czym wyszłam z pomieszczenia. Osobą, która pukała, był mój ojciec. 

— Tato? Coś się stało? — Zapytałam widząc jego poważny wyraz twarzy. 

— Chodź... Najwyższa pora, żebyś się czegoś dowiedziała o naszej rodzinie... — Zaskoczył mnie, ale odrazu za nim poszłam. 

Alucarda nie było w pokoju, ale nie przejęłam się tym jakoś bardzo. Po chwili weszliśmy do gabinetu dziadka, który stał za biurkiem i patrzył w kierunku bramy. Odwrócił się w naszym kierunku, a następnie wyjął z kieszeni klucz, którym otworzył gablotę, w której była książka z wyszytym drzewem na okładce. Był na niej jakiś napis, ale z tak daleka nie widziałam jaki dokładnie. Wskazał na kanapę, na której usiadłam, natomiast tata i dziadek zasiedli na przeciwko mnie na fotelach. 

Złapałam za swoje dłonie, przy których zaczęłam się bawić swoimi palcami. Niecierpliwiłam się już. Nie mam bladego pojęcia, czego powinnam się spodziewać. 

— Jak już wiesz, nasza rodzina kilka pokoleń temu przeniosła się do Ameryki... — Kiwnęłam głową na słowa dziadka. — W tej książce są zapisane dzieję naszej rodziny, które miały miejsce przez ostatnie sześć pokoleń. Ty jesteś siódmym. Oczywiście przed tym nim zostały one spisane, nasz ród już istniał. Lecz wtedy nasze nazwisko nie było aż tak znane... Nasze prawdziwe nazwisko... — W tym momencie położył przede mną księgę, na której był napis w jakimś obcym języku. 

— Povestea familiei... Van Helsing... — Zmarszczyłam brwi na słowa taty. 

— Co? — On powiedział „Van Helsing”? 

— Povestea familiei Van Helsing... To w naszym ojczystym języku... Po rumuńsku... A znaczy to... Dzieję rodziny Van Helsingów... — Szerzej otworzyłam oczy na jego słowa. 

— Abigail... — Spojrzałam na dziadka. — Jesteś siódmym pokoleniem łowców wampirów... Jesteś pra pra pra wnuczką Abrahama Van Helsinga... Człowieka, który własnoręcznie zabił samego Hrabiego Drakulę... — Otworzył książkę przede mną. — Masz wrodzony talent do zabijania wampirów... I tak, one naprawdę istnieją... Zarówno ja, jak i twój ojciec nie jednego już widzieliśmy i zabiliśmy... Piętnaście lat temu... Do naszego domu wdarł się wampir... I to on tamtego dnia zabił Eleonorę... Wiem, że mi się to nie uwierzysz, ale... — Tata wszedł mu w zdanie. 

— To prawda... Nasze rodowe nazwisko... To Van Helsing... — Powiedział, a ja w tym momencie nie miałam bladego pojęcia, co powinnam o tym myśleć. 

Dam, dam, dam!
Mówiłam, że będzie szok!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro