To dla twojego dobra

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka najbliższych rozdziałów będzie krótszych, ale mam nadzieję, że nie będzie to wam jakoś przeszkadzało...
Miłego czytania! ❤

Alucard

Od dwóch dni Abigail martwi się tym, co powiedział jej dziadek. Zarówno ja, jak i ona wie, że jest to nie prawda, ale nie możemy powiedzieć, że tak nie jest, bo inaczej się zdradzimy. Lucas i Rowen wyjechali jakieś dwie godziny temu. Aktualnie blondynka się przebiera w cieplejsze ubrania, ponieważ chciałem zabrać ją na spacer, aby poprawić jej humor. 

— Poczekam na ciebie na dolę... — Powiedziałem, a ona mruknęła coś pod nosem. 

Wyszedłem z pokoju, po czym zbiegłem po schodach. Z kuchni usłyszałem dziadka Abigail, dlatego ruszyłem w tamtym kierunku. 

— O, Alucard. Mógłbyś mi proszę pomóc? — Zapytał, kiedy nie mógł się pochylić do szafki. 

— Oczywiście... — Podszedłem do niego, a przy tym cały czas mu się przyglądałem. 

— Cukier się skończył, a ja z moim starym kręgosłupem go nie wyciągnę... — Zaśmiał się, a ja kucnąłem, po czym wyjąłem opakowanie z szafki. — Dobry z ciebie chłopak... — Powiedział nagle. 

Nie jestem w stanie rozszyfrować o co mu chodzi. Tak samo nie jestem w stanie odczytać jego myśli. Trochę tak, jakby to blokował lub w danej chwili nie myślał o niczym. Ale przecież nie da się o niczym nie myśleć. 

— Dziękuję... — Otworzyłem opakowanie, po czym wsypałem cukier do cukierniczki. 

— Alucard... Zauważyłeś kiedyś, że czytając twoje imię od tyłu, wyjdzie „Dracula”? — W tym momencie mnie zamurowało. 

— Rodzice byli kreatywni... — Starałem się coś wymyślić. 

— Tak, nawet bardzo... — Usłyszałem szmer, a gdy się odwróciłem, zobaczyłem krew kapiącą z jego dłoni. 

Szerzej otworzyłem oczy na ten widok. Przełknąłem ślinę, a on się w tym momencie uśmiechnął. 

— Pić się chcę? — Zapytał, a ja odwróciłem wzrok. 

— Nie wiem o co panu... — Otworzył dłoń, która była w całości pokryta krwią. 

Skrzywiłem się lekko, kiedy poczułem duszące uczucie w gardle. Ponownie przełknąłem ślinę, a mężczyzna się odbił od blatu. 

— Co się dzieję, Alucard? — Zapytał, a ja się cofnąłem i opuściłem wzrok, kiedy tylko poczułem mrowienie przy moich oczach. 

— Nic... Nie lubię widoku krwi... — W tym momencie przejechałem językiem po zębach. 

Kły mi zaczęły wyrastać. Co ja wyprawiam do cholery!? Jak za moment się nie uspokoję, to odkryje, że jestem wampirem. Muszę stąd iść! I to jak najszybciej! 

— Wybrałeś złą kobietę, Alucard... W żyłach Abigail płynie krew jednego z największych rodów łowców wampirów... A my polujemy na takich jak ty... — Moich uszu doszedł dźwięk odbezpieczania broni. 

Usłyszałem strzał, który już po chwili spowodował ranę na mojej nodze. Cofnąłem się ze swoją szybkością, przez co trafiłem na ścianę. Poczułem palący ból w miejscu, gdzie była rana, a gdy na nią spojrzałem, zobaczyłem pianę wydobywającą się z miejsca postrzału. 

— Święcone kule zrobione z czystego srebra... — Podniosłem na niego wzrok. — Popełniłeś błąd, krwiopijco... — Wycelował we mnie broń. 

‡Abigail‡

Szukałam swojego szalika, kiedy to usłyszałam głośny huk. Podniosłam się z kucka, po czym wyszłam z garderoby i ruszyłam w kierunku drzwi. Złapałam za klamkę, ale gdy tylko ją nacisnęłam, nie byłam w stanie uchylić drewnianej powłoki. Siłowałam się z nią, aż w pewnym momencie usłyszałam zza drzwi mojego ojca. 

— Nie otworzysz ich, Abi... — Powiedział. 

— Tato, otwórz drzwi! To nie jest zabawne! — Nadal próbowałam je jakoś otworzyć. 

— Abi, uspokój się. Niedługo będzie po wszystkim... — Szerzej otworzyłam oczy. 

— Co masz na myśli? — Zapytałam zaniepokojona. 

— Już za moment znowu będziesz wolna... Nikt nie będzie tobą manipulować... Wszystko wróci do normy i będzie po staremu... — Uderzyłam w drzwi pięścią. 

— Otwieraj te cholerne drzwi! — Krzyknęłam, ale nic to nie dało. 

— To dla twojego dobra... — Usłyszałam jak przejechał dłonią po drzwiach, po czym odchodzi, czego dotyczyły oddalające się kroki. 

Zaczęłam uderzać w drzwi pięściami, ale gdy to nie pomagało rozejrzałam się po pokoju, szukając czegoś, czego bym mogła użyć do ich wywarzenia. W tym momencie dostrzegłam pudełko z pistoletem, którego dostałam od Rowena. Odrazu do niego podeszłam, ale gdy tylko sprawdziłam magazynek, okazało się, że jest pusty. Dalej zaczęłam się rozglądać, gdy nagle usłyszałam kolejne kilka huków pod rząd. 

Abigail, no dalej! Myśl! W tym momencie spojrzałam na mój telefon, który odrazu wzięłam do ręki. Włączyłam go, po czym natychmiast wybrałam numer do Lucasa. Po pierwszym sygnale odebrał. 

 A.. — Już miał coś powiedzieć, ale mu przerwałam. 

— Zawracajcie, musicie mi pomóc i to szybko! — Powiedziałam będąc blisko płaczu, kiedy usłyszałam hałas rozbijającego się szkła. 

— Abi, co się dzieje? — Zapytał zaniepokojony. 

— Wytłumacze wam wszystko później, tylko błagam, pośpieszcie się! — W tym momencie nie wytrzymałam, bo z moich oczu popłynęły łzy. 

— Jasne, postaramy się być jak najszybciej... — Po tych słowach się rozłączył, a ja podeszłam do okna, gdzie widziałam parę mieniących się na czerwono oczu. 

Uciekał w kierunku lasu. 

— Alucard... — Wypowiedziałam cicho jego imię, po czym otarłam łzy i zaczęłam szukać dalej rzeczy, którą mogłabym otworzyć drzwi. 

Zrobiło się groźnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro