Van Helsing

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak obiecałam, tak i jest!
Rozdziały w poniedziałek, środę i w sobotę! ❤
Miłego czytania!! ❤❤

Obudziłam się w środku nocy. Leżałam w swoim łóżku. Powoli się uniosłam, aby w kolejnej chwili przesunąć ręką po szyi i karku. Nie było żadnego, najmniejszego śladu, że kiedykolwiek ktoś mnie ugryzł. Rozejrzałam się po pokoju, ale byłam tu sama. Powoli wstałam, po czym skierowałam się lekko chwiejnym krokiem do salonu. Odrazu złapałam za swój telefon, aby sprawdzić wiadomość, która mi się wyświetliła. 

Znowu. Wysłał mnie na urlop i to dwutygodniowy. Cholerny Rowen! Czyli zrobił to, co powiedział, że zrobi. Odetchnęłam zrezygnowana, po czym się odwróciłam, tym samym dostając zawału, kiedy napotkałam czerwone, świecące tęczówki. Złapałam się za serce, które teraz biło niesamowicie szybko. 

— Co ty tu jeszcze robisz? — Zapytałam, a przy tym spojrzałam na niego z wyrzutem. 

— Zemdlałaś, więc zostałem, żeby się upewnić, iż nic ci nie jest... — Powiedział, a ja kiwnęłam głową. 

— Ok... — Usłyszałam miałknięcie, a po chwili poczułam jak ktoś się łasi o moją nogę. 

Schyliłam się, aby podnieść mojego pieszczoszka. Alucard uważnie przyglądał się Bonifacemu, kiedy się wyprostowałam. 

— Nigdy nie widziałeś kota, czy o co chodzi, bo gapisz się, jak sroka w gnat... — Powiedziałam, a on się lekko zaśmiał. 

Dopiero teraz zauważyłam, że nie miał na sobie swojego płaszcza, a do tego związał swoje włosy w niską kitkę. 

— Chyba mnie nie lubi... — Pokazał swoją rękę, na której miał kilka szram, wyglądem przypominające drapnięcia pazurów. 

— Aaa.... Wybacz za niego... — Pokręcił głową. 

— Nic się nie stało, do rana się zagoi... — Zmarszczyłam lekko brwi. — Wampir... Szybsza regeneracja... Tego typu sprawy... — Uśmiechnął się, po czym zapalił światło. 

Kiwnęłam głową, po czym dokładnie mu się przyjrzałam. Jest dużo wyższy ode mnie. Na oko ma może z metr dziewięćdziesiąt. Jego włosy sięgają do łopatek. Są ciemno brązowe i falowane. Delikatnie skręcają się w loki na końcach. Czerwone, lekko mieniące się oczy. Nos z delikatną górką na grzbiecie. Kształtne usta. Lekko wklęśnięte kości policzkowe i wyraźnie zarysowana szczęka. Kilkudniowy zarost. 

Zaniedbane ubrania. Stare, lekko podarte na końcach jeansowe spodnie. Luźna, szara bluzka, z rękawem do łokci i guzikiem na dekolcie. Spojrzał w moim kierunku, po czym się delikatnie uśmiechnął. 

— O co chodzi? — Zapytał, kiedy ani na chwilę nie odwróciłam wzroku. 

— Inaczej sobie wyobrażałam wampira... Bardziej zadbanego... — Wzruszyłam ramionami, a następnie odłożyłam kota na podłogę. 

— Wiem, że teraz wyglądam jak autentyczny bezdomny, ale pochodzę z naprawdę szlachetnego rodu wampirów... — Szerzej się uśmiechnął. 

— Jakiego niby? — Zapytałam zaciekawiona. 

— Moim ojcem był Hrabia Drakula... — Zakrztusiłam się własną śliną. 

— Że jak? On na serio istniał? — Kiwnął głową, jakby to było nic. — Za moment na serio dostanę migreny... — Złapałam się za głowę. 

— Chyba powinienem się już zbierać... — Podszedł do krzesła, na którym był zawieszony jego płaszcz. 

— Jeśli mogę zapytać... — Zatrzymałam go. — Światło słoneczne naprawdę zabija wampiry? — Wyraźnie go zaskoczyłam, ale po chwili parsknął śmiechem. 

— Niektóre tak... Ale na mnie światło słoneczne nie działa... — Zmarszczyłam brwi, a on usiadł na krześle. — Wytłumaczyć? — Zapytał. 

— Rano... — Powiedziałam, a on szerzej otworzył oczy zaskoczony. — Nie puszczę cię nigdzie w środku nocy... — Wzruszyłam ramionami, a on kiwnął głową rozumiejąc. 

Odbiłam się od wyspy kuchennej, po czym poszłam do swojego pokoju, skąd z szafy wyjęłam koc. Zabrałam jedną poduszkę z mojego łóżka, a następnie wróciłam do salonu, gdzie spotkał mnie widok Alucarda, który głaskał Bonifacego. 

— Chyba cię polubił... — Powiedziałam podchodząc do kanapy, na której następnie rozłożyłam poduszkę i koc. 

— Okazuję się, że chciał się po prostu pobawić.. — Uśmiechnął się w moim kierunku. 

On się zawsze chce bawić. 

— Jak się wabi? — Zapytał nagle, a ja na niego spojrzałam zaskoczona. 

— Bonifacy... — Uśmiechnęłam się. — Nie pytaj czemu tak, bo długo by tłumaczyć... — Cicho się zaśmiał. 

— Imię z hodowli... — Spojrzałam na niego zaskoczona. — Wampirze umiejętności... — Wzruszył ramionami. 

— Ile ich masz? — Zapytałam zaciekawiona. 

— Kilka ich jest... — Odwrócił wzrok, po czym wstał z krzesła. — Nie musiałaś szykować mi posłania... Nie potrzebuję snu... — Stanął przede mną, a ja spojrzałam mu w oczy. 

—... — Nie wiedzieć czemu, nagle mi zabrakło języka w gębie. 

— Ale i tak dziękuję... — Kiwnęłam głową. 

— ... Dobranoc... — Wydusiłam, po czym ruszyłam w kierunku mojej sypialni. 

Zamknęłam się w pomieszczeniu, gdzie następnie jak najszybciej się przebrałam, a w kolejnej chwili położyłam się w swoim łóżku. Zgasiłam lampki, a w kolejnej chwili zamknęłam oczy. Zakryłam je przedramieniem, kiedy w mojej głowie zaczęły się kotłować myśli odnośnie tego, co powiedział mi Alucard. 

Wampiry, Hrabia Drakula, picie krwi, odporność na słońce, umiejętność przemiany człowieka w krwiopijcę, Abraham Van Helsing...

Wiele razy słyszałam to nazwisko. Najczęściej w filmach i książkach, znajdowała się wzmianka o tym człowieku. O istocie ludzkiej, która zabiła najpotężniejszego wampira w historii, który jak się okazuję, istniał naprawdę. 

Nie mam bladego pojęcia kiedy udało mi się zasnąć i jak, skoro cały czas w głowie miałam imię i nazwisko, które wydawało mi się tak znajome. Nie tylko z opowiadań, książek czy filmów, ale z życia codziennego. 

‡Alucard‡

Gdy Abigail zamknęła się w swoim pokoju, rozejrzałem się po mieszkaniu. Jest duży porządek. Podszedłem do niskiej biblioteczki, która w całości była zagospodarowana. Na niej stało kilka ramek ze zdjęciami. Wziąłem jedną do ręki, gdzie znajdowała się blondynka i jakiś starszy mężczyzna. Miał niebieskie oczy jak Abigail, ale jego włosy były jasno brązowe. 

Wyraźnie było widać, że jest on od niej dużo, dużo starszy, ale ona jest do niego bardzo podobna. To jej ojciec? Spojrzałem na resztę zdjęć, ale na prawie każdym była tylko ona i mężczyzna. Czasami pojawiał się na nich tamten chłopak i drugi starszy mężczyzna, ale nigdy inna kobieta. Dlaczego nie ma żadnego zdjęcia z matką? 

Zwróciłem wzrok na zamknięte drzwi do jej pokoju, ale słyszałem, że ma spokojny, miarowy oddech. Śpi jak zabita. Odłożyłem ramkę na miejsce, po czym podszedłem do kanapy, gdzie następnie się położyłem. Miło z jej strony, że pozwoliła mi zostać na noc. Kiedyś ludzie byli inni. Chcięli tępić takich jak ja. Nie mieli oni za grosz tolerancji. 

Dla nich byliśmy potworami. Krwiopijcami, którzy zabijali, aby móc się pożywić i dla zabawy. Nikt nie próbował się dowiedzieć, jak my tak naprawdę funkcjonujemy. A nie różniliśmy się od nich prawie niczym. Co prawda dało się nas zauważyć w tłumie, przez nasz wygląd, ale wszystko inne nie odróżniało nas od zwykłego człowieka. 

Rodziliśmy się, dorastaliśmy, przechodziliśmy nastoletni bunt i dojrzewaliśmy. Tak samo potrzebowaliśmy jedzenia. Ale nikt tego nie chciał zrozumieć, kiedy raz na tydzień znikała jedna osoba, a potem niespodziewanie znajdowali go na obrzeżach lasu. Pobieraliśmy od niego tylko niewielką ilość krwi, aby nie umarł, ale nadal byliśmy potworami. 

Jakoś funkcjonować musieliśmy. Z mojego zamyślenia wybiło mnie wschodzące słońce, które poraziło mnie po oczach. Moje myśli naprawdę musiały mnie pochłonąć, skoro minęło już kilka godzin. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro