Zaufanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ponownie będę kochana!
I mam dla was propozycje!
❤❤
Co wy na to, aby w soboty pojawiały się dwa rozdziały?

Przewróciłam się z pleców na prawy bok, tym samym kładąc się na nagiej klatce piersiowej Alucarda. Już nie spałam, ale było mi zdecydowanie za wygodnie, aby tak po prostu wstać. Pogłaskał mnie po plecach, a następnie dał całusa w czubek głowy. 

— Dzień dobry... — Odezwał się brunet, a ja delikatnie się przeciągnęłam. 

— Dobry... — Podniosłam się, po czym na niego wlazłam, usiadłam na nim okrakiem i przytuliłam. 

Objął mnie rękoma, uważając aby nie naruszyć mojej świeżej rany na ramieniu. Podniósł się do siadu, a w kolejnej chwili się do mnie przysunął. 

— Stop... — Powiedziałam, a on spojrzał na mnie zaskoczony. 

— Ale cze... — Przerwałam mu, kiedy to on zrobił maślane oczy. 

— Nie umyłam jeszcze zębów... — Zaśmiał się, po czym uśmiechnął podejrzanie. 

Nagle przewrócił mnie na plecy i pocałował w szyję, zaraz pod lewym uchem, gdzie mam łaskotki. Zaczęłam się śmiać i próbowałam wyrwać, ale mi to nie wychodziło. Odsunął się i zaśmiał, po czym mimo moich zakazów pocałował moje usta. Spojrzałam na niego z byka. 

— Alucard... — Odezwałam się ostrzegawczo. 

— Abigail... — Uniósł brwi i głupio się uśmiechnął, co mnie rozbawiło. 

Tak oto moja powaga poszła się za przeproszeniem jebać. Zaśmiałam się z niego, a przy tym lekko się przekręciłam na lewe ramię. Syknęłam z bólu i lekko się skrzywiłam. 

— Bardzo boli? — Zapytał zaniepokojony. 

— Do zniesienia... — Podniosłam się, a Alucard pocałował mnie w skroń. 

Po chwili wstałam, a następnie wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki, gdzie załatwiłam swoje potrzeby i się przebrałam w długi sweter z golfem, sięgający do połowy uda, jak sukienka i czarne jeansy typu rurki. Umyłam zęby, a w kolejnej chwili poprawiłam swoje włosy. Wyszłam z toalety, po czym podeszłam do szafki, skąd wyjęłam dwa kubki. 

Wstawiłam wodę, a następnie wzięłam kawę. W tym momencie poczułam ręce Alucarda, które przesunęły się po mojej talii. 

— Czy teraz już mogę? — Oparł się brodą o moje prawe ramię. 

Zaśmiałam się cicho, a on mnie do siebie odwrócił. Nachylił się w moim kierunku, a w kolejnej chwili przycisnął swoje usta do moich. Objęłam jego kark ramionami, natomiast Alucard lekko ścisnął moją talię i jak dzień wcześniej posadził mnie na blacie. Uśmiechnęłam się, kiedy się ode mnie odsunął, a następnie spojrzałam mu w oczy. 

— Jak ramię? — Zapytał, a ja poprawiłam swój sweter i zdjęłam go z ramienia. 

— Narazie nie boli, ale muszę zmienić opatrunek... — Kiwnął głową na moje słowa, a w tym samym czasie spowrotem je zakryłam. — Mogę się w końcu dowiedzieć, o co chodziło z tą przysługą dla przyjaciela? — Zrobiłam maślane oczka. 

— Teoretycznie nie powinienem, bo obiecałem to Aidenowi, ale go tu nie ma. — Zaśmiałam się cicho. — Aiden to wilkołak, a jego że tak to ujmę bratnia dusza, zaginęła... Zniknęła w środku nocy i zostawiła tylko list... Pomagałem mu ją znaleźć, ale nie ma po niej ani śladu... Dodatkowo dziewczyna jest wiedźmą, więc mogła przenieść się w każdy zakątek świata... — Powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. 

— Rozumiem... Mam nadzieję, że się znajdzie... — Kiwnął głową, po czym się odsunął, bo zauważył że woda się ugotowała. 

Zeszłam z blatu i szybko wsypałam kawę do kubków, aby w kolejnej chwili je zalać gorącą wodą. Wyjęłam z lodówki mleko, które również do nich wlałam. Odwróciłam się, dzięki czemu zobaczyłam Alucarda, który wychodził właśnie z łazienki. Podszedł do mnie i zabrał jeden kubek, a ja wzięłam drugi. Już po chwili obok nas znalazł się Bonifacy, który dał o sobie znać. 

Odłożyłam kubek, po czym nachyliłam się do niego i dałam całusa w mordkę. Spojrzałam kątem oka na bruneta. 

— Co? — Zapytałam rozbawiona, kiedy zobaczyłam jego naburmuszony wyraz twarzy. 

— Uważaj, bo będę zazdrosny... — Odwrócił wzrok, a ja parsknęłam śmiechem. 

— O kota? — Zapytałam, a teraz on się zaśmiał. 

— Dobra, to rzeczywiście jest głupie... — Zbliżyłam się do niego, po czym przytuliłam go i oparłam się brodą o jego klatkę piersiową. 

— Wiesz, że nie masz się czym martwić,  prawda? — Kiwnął głową i założył mi za ucho włosy. 

— Wiem... — Dał mi całusa w czubek nosa. — Martwisz się czymś... — Stwierdził, a ja mrugnęłam kilkukrotnie. 

— Nie wiem o co ci... — Odwróciłam wzrok, a on mi przerwał. 

— Jak próbujesz skłamać, to odwracasz wzrok, wiedziałaś o tym? — Wzdrygnęłam się na jego słowa. 

— ... — Westchnęłam cicho, po czym na niego spojrzałam. — Lucas i Rowen są jedynymi osobami, które wiedzą, że... W mojej rodzinie występują zaburzenia psychiczne... Są co czwarte pokolenie, a ma je mój dziadek... — Oparłam się o blat i opuściłam wzrok. — Siedzi w szpitalu psychiatrycznym... A raczej... Siedział... Wypuścili go jakiś czas temu... — Stanął obok mnie. — Chce żebym przyjechała z tatą na święta... Do jego domu, gdzie... Gdzie zmała moja babcia... To dlatego mam koszmary w nocy... I tym się martwię... Nie chcę tam jechać... Nie chcę znowu widzieć tego domu... — Objął moją szyję prawą ręką i pogłaskał mnie po głowie, kiedy tylko przysunął mnie do siebie. 

Dał mi całusa w czubek głowy, a ja starałam się uspokoić. 

— Dasz radę mówić dalej? Lepiej nie trzymać czegoś takiego w sobie... — Kiwnęłam głową. 

— Prawie piętnaście lat temu, pojechałam z rodzicami na wakacje do dziadków. Byłam dzieckiem z mnóstwem energii. Biegałam po całym ogrodzie w posiadłości, goniłam za psem mojej babci, Śnieżką i wspinałam się po drzewach owocowych w sadzie mojego dziadka. Nie umiałam usiedzieć w jednym miejscu i w sumie zostało mi to. Miałam dwanaście lat... 

To wtedy zbierałam jabłka z jabłoni. Babcia mi obiecała, że nauczy mnie piec swoje kultowe ciasto. Jak zebrałam całe kieszenie i koszyk, to pobiegłam spowrotem w kierunku posiadłości. Dom moich dziadków, to nie jest malutki domek na odludziu. W tej posiadłości mogłaby mieszkać przynajmniej piętnaście osób. Byłam już niedaleko wejścia, kiedy usłyszałam krzyk i hałasy w domu. 

Zatrzymałam się, a koszyk upadł na ziemię. Rodzice pojechali wtedy na zakupy, dziadek siedział w gabinecie, a babcia przygotowywała wszystko, co było potrzebne do pieczenia. Jako ciekawskie dziecko, poszłam oczywiście zobaczyć co się stało. Powoli weszłam po schodach na taras, otworzyłam drzwi do domu i ruszyłam korytarzem, gdzie było kilka rozwalonych rzeczy. Potłuczone wazony, podrapane ściany, powyciągane szuflady i porozrzucane dokumenty. 

Szłam powoli, a do moich uszu nie trafiało nic, poza obijającymi się o kafelki podeszwami butów. Stanęłam przy łuku wejściowym do kuchni, gdzie w oczy natychmiast rzuciła mi się plama rozlewającej się krwi. 

— Babciu? — Odezwałam się cicho, a w tym samym momencie coś z niesamowitą prędkością przebiegło obok mnie. 

... Zostałam przyciśnięta do ściany i ostatnie co z tamtej chwili pamiętam, to dziwny kolor oczu, bo potem straciłam przytomność. Tamtego dnia nie zapomnę do końca życia. Gdy się obudziłam, leżałam w łóżku, a obok mnie był tata. Wszystko mi powiedział. Dziadek dostał wtedy napadu tej manii i .... — Zacięłam się, a na ciele poczułam gęsią skórkę. 

— I? — Pogłaskał mnie po plecach. 

— ... Zadźgał babcię nożem... — Czuję jak moja dolna warga zaczyna powoli drgać. — Jesteś trzecią osobą, która o tym wie... — Oparłam się głową o jego ramię. 

— Ja, Lucas i Rowen? — Kiwnęłam głową. 

— Żebym mogła komuś to wyznać... Muszę naprawdę mocno tej osobie ufać... — Spojrzałam mu w oczy. — Tak samo jak tamtej dwójce, ufam ci w stu procentach... — Uśmiechnął się do mnie i pochylił. 

Już miał mnie pocałować, kiedy odezwał się telefon, który był naprawdę rzadko przeze mnie używany. Zwykle używałam swojej komórki, która została przestrzelona. Właśnie sobie uświadomiłam, że muszę jechać po nową. Alucard westchnął. 

— Coraz bardziej mam dosyć tych nowoczesnych urządzeń... — Zaśmiałam się na jego narzekanie, po czym dałam całusa w kącik ust i podeszłam do telefonu. 

— Halo? — Odezwałam się, gdy tylko podniosłam słuchawkę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro