Rozdział 10 Rytuał

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noc przed rytuałem, Namjoon i Yoongi wyruszyli ostatni raz do lasu po ofiarę.  Zgodnie z tradycją mieli wrócić z upolowaną zwierzyną, która zostanie złożona starym bóstwom, by przywołać roztopy. 

Jimin i Taehyung nocowali razem u Seokjina. W jego łożu było wystarczająco miejsca dla trojga. Leżeli razem obok siebie, pod ciepłą kołdrą, na miękkim materacu pachnącym czarnym bzem. Seokjin oddychał miarowo, mrucząc coś pod nosem. Taehyung głośno chrapał, rozpychając się na łóżku, przekręcając się z jednej strony na drugą, ciągnąc za sobą kołdrę, zrzucając ją z Jina. Jimin natomiast leżał między nimi z otwartymi oczami, wpatrując się w sufit i wsłuchując się w wiejący zza okna wiatr. Dzisiejszej nocy było wyjątkowo wietrznie, na zewnątrz było biało od intensywnie padającego śniegu.  Prawdziwa burza śnieżna. Jimin martwił się o Yoongiego, ale Seokjin zapewnił go, że Alfa na pewno da sobie radę.

Jimin był podekscytowany nadchodzącym rytuałem, ale jednocześnie czuł niepokój w sercu. Jakby był rozdarty między entuzjazmem Tae, a niepewnością Jina. Seokjin był wyjątkowo zmęczony. Cała ta sytuacja go przytłaczała. Starał się nie dawać tego po sobie poznać, ale Jimin i tak to wyczuł. Nawet teraz, kiedy Omega był pogrążony we śnie, dalej czuć było od niego strapienie. 

Jimin spojrzał na wiszący na gwoździu wieszak z jego czarnym płaszczem. Kawałek nocnego nieba, specjalnie dla niego.  Prezent od Yoongiego. Oficjalny podarunek, który składało się, by pokazać swoje zamiary. Yoongi, jego Alfa, stara się o niego. Omega zarumienił się na tę myśl. Nie mógł doczekać się, aż chłopak go w nim zobaczy.

Czuwał całą noc. Choć nie zmrużył oka, nie czuł się zmęczony. Chciał, aby już nastał wieczór i żeby Yoongi szybko wrócił do wioski. Jednak im bliżej zachodu słońca, tym bardziej się martwił. Jin zerkał niespokojnie  w stronę bramy, gdy ludzie powoli zaczęli zbierać się na głównym placu.

Namjoon i Yoongi nie wrócili, chociaż już się ściemniało. Jungkook sam rozpalił ognisko. Zapach palonego drewna i dźwięk pękających gałęzi wypełnił przestrzeń. Ludzie szeptali między sobą. Część już zaczęła pić, choć według tradycji można było rozpocząć zabawę dopiero po złożeniu ofiary. Seokjin westchnął i usiadł na pieńku w swojej zielonej szacie.

Zapadła noc. Jedynym źródłem światła były języki ognia tańczące w ognisku. Do nieba unosił się czarny, duszący dym. Kiedy już zaczęli tracić nadzieję, brama się otworzyła. Jimin uśmiechnął się szeroko. Już miał biec w jej kierunku, gdy Jin zatrzymał go.  Stojący obok Jungkook pociągnął Jimina za rękę i schował za swoimi plecami. Chłopiec odruchowo podniósł głowę i spojrzał zdziwiony w stronę starszego Omegi. Seokjin wpatrywał się w ciemność, zaciskając nerwowo pięści. Jimin odwrócił głowę i skierował wzrok w tym samym kierunku.

Powoli zrozumiał o co chodzi. To nie był Yoongi. W stronę ogniska zbliżały się zakapturzone postacie. Ich szaty były koloru czerwieni, tak bardzo odbiegającego od spokojnego, zielonego koloru Jina. Czwórka nieznajomych zdjęła swoje kaptury. Piąty, najniższy z grupy, nadal był zakryty. Ich głowy były ogolone, a ciała pokryte czarnymi malunkami gwiazd i księżyca w różnych fazach. Seokjin wyszedł im na powitanie, klękając pokornie na śniegu.

- Chwała Panu Przeznaczenie, o Najstarszy.

- Chwała Panu Przeznaczenie o Główny Omego -odpowiedział mężczyzna, jedynie kiwając lekko głową, nie próbując nawet odwzajemnić gestu Seokjina - Gdzie jest twój Pan?

- Namjoon jeszcze nie wrócił -powiedział Jin podnosząc się z ziemi, wyraźnie niezadowolony na te słowa. Jimin wyczuł jego złość, choć Omega starał się zachować spokój i uprzejmy ton. 

- Co to za przywódca, który spóźnia się na uroczystość- zakpił, śmiejąc się głośno. Cała ta sytuacja wyraźnie go bawiła. Reakcja Jina, była niemal natychmiastowa. 

- Poszedł po ofiarę zgodnie z tradycją, o Starszy. Powinien wrócić za chwilę.

- Nie możemy czekać - mężczyzna zerknął na pełną tarczę księżyca. Przymknął oczy i zamyślił się na chwilę -  Daliśmy wam i tak już wystarczająco dużo czasu. Rytuał musi być odprawiony teraz.  Macie zioła?

Hoseok podał mu w ciszy przygotowane wiązanki i skłonił się lekko. Mężczyzna spojrzał na rośliny kątem oka  i szarpnął chłopaka za włosy, tak że Alfa upadł na ziemię w bólu. Wybuchło zamieszanie. To było tak niespodziewane, że Hoseok nie miał nawet czasu na reakcję. Z resztą i tak nie mógł nic z tym zrobić. Spojrzał rozwścieczony na Jina, który natychmiast odwrócił wzrok, nakładając maskę obojętności. Alfa pokornie klęknął i zacisnął zęby, tłumiąc ryk. 

- Nawet tego nie potraficie zrobić dobrze. Nie dziwię się, że wiosna nie przychodzi- westchnął Starszy, biorąc ususzone rośliny i wrzucając je do ognia. Płomienie buchnęły wysoko, rozpylając w powietrzu zapach białej szałwii i mięty.

Hoseok odsunął się na bok, strzepując śnieg z szaty.  Kapłan wyciągnął ręce do ognia, modląc się na głos. Reszta towarzysz dołączyła do niego. Mieszkańcy utworzyli wielkie koło, trzymając się za ręce. Tae i Seokjin delikatnie złapali części szaty Jimina. Wszyscy śpiewali razem nieznaną Omedze pieśń. 

W końcu przystąpiono do dawania darów. Hoseok i Jin rozdali Alfom po wiązance ziół, które wrzucali osobno do ogniska, zanosząc swoje intencje. Jednak czas pędził nieubłaganie i koniec rytuału powoli się zbliżał. Nadszedł czas na złożenie ostatniej, najważniejszej ofiary. Seokjin spojrzał znów w stronę bramy, ale nadal nie było widać Namjoona.

- Twój Alfa zawiódł, jak zawsze  - odezwała się kobieta o intensywnie zielonych oczach, z wielkim tatuażem żmij, pnącym się po jej szyi - To hańba dla wioski... Dobrze, że nasi bracia są łaskawi. Przynieście ofiarę.

Mężczyzna pociągnął za kaptur najniżej postaci. Omega. Mała dziewczynka. Patrzyła na rozpalone ognisko z przerażeniem, a jej ręce i nogi były związane. Przez cały czasy trwania rytuału, nikt nie zwrócił na nią nawet najmniejszej uwagi. Była cała roztrzęsiona, jej ciało drżało ze strachu i zimna. 

Seokjin wpadł w furię. Zaczął krzyczeć na całe gardło. Jimin czuł jak robi mu się słabo. Nie mogą przecież... Jin nigdy by się na to nie zgodził.

- Umawialiśmy się, że to MY wybieramy ofiarę. My! OBIECALIŚCIE, że nie będzie już więcej składania ludzi. 

- Twój Alfa zawiódł z ofiarą. Widzisz lepsze wyjście? To dziecko i tak zawsze było do tego przeznaczone. Taki jest los dzieci Przeznaczenia.

Jimin zadrżał. Spojrzał w stronę nieznajomych. Choć nazywani byli Starszyzną na ich twarzach nie było widać śladu czasu. Wokół nich roztaczała się tajemnicza aura, jakby szary dym, który utrudniał widzenie i dusił swoim zapachem, drapiąc gardło i utrudniając każdy wdech. Ukradkiem zerknął na ich dłonie. Przez chwilę zobaczył jak młoda, gładka ręka stała się pomarszczona, a końce zadbanych palców zmieniły kolor na gnijącą czerń, zakończone ostrymi szponami. 

Nagle poczuł ostre ukłucie w piersi i natychmiast odwrócił wzrok. Kobieta o zielonych oczach spojrzała w jego stronę, a wąż na jej szyi poruszył się jakby żywy. Patrzyła na Jina swoim przenikliwym spojrzeniem. Omega zastygł w bezruchu, jego ciało zesztywniało, a na plecach poczuł zimny dreszcz. Chłód magii. 

- Nie będę słuchać tych głupstw! W tej wiosce nie będzie składania dzieci! - zaczął Seokjin, ale zamilkł, gdy kobieta z tatuażem podeszła do stojącego w tłumie Jimina. 

Jej źrenice zmniejszyły się. Chłopak spuścił wzrok, ale ta złapała go pazurami za brodę zmuszając, by spojrzał jej prosto w oczy. Jej palce wbijały się w kości szczęki, blokując mu ucieczkę. Młoda twarz zniknęła na chwilę, a zamiast tego pojawiła się straszliwa, pomarszczona postać. Skóra Jimina pękła od nacisku jej palców, a z rany poleciała strużka krwi.

- Jednak przygotowaliście ofiarę- powiedziała z zachwytem zlizując krew, a Seokjin warknął ostrzegawczo, odciągając na bok Jimina.

- On. Nie. Jest. Ofiarą. - powiedział przez zęby, a do niego przyłączył się Jungkook, zasłaniając Jimina swoim ciałem.

- To członek naszego stada- zasyczał Taehyung, patrząc z pogardą na starszyznę.

Starszy miał już coś odpowiedzieć, gdy brama się otworzyła. Jin zesztywniał kiedy zobaczył dyszącego ciężko Namjoona. Za nim szedł Yoongi, niosący na plecach młodą łanie. Alfa rzucił zwierzę na ziemię pod nogi Starszego.

- Co tu się dzieje? - zapytał Namjoon widząc płaczące, związane dziecko stojące obok ogniska i równie przestraszonego Jimina.

Starzec uśmiechnął się i kiwnął głową na przywitanie.

- Ciebie także miło widzieć, Przywódco.

- Daruj sobie - Namjoon wściekł się- Naruszasz moje zasady i zjawiasz się jak gdyby nigdy nic.

- Chciałem tylko złożyć ofiarę, o główny Alfo - powiedział starszy, udając troskę- Przecież wszystkim zależy na dobru tego stada.

- Masz swoją ofiarę- powiedział Namjoon wskazując na leżącą na ziemi łanie.

- Martwe zwierzę na nic się zda. Potrzebna jest świeża krew niewinnego, a dopiero potem spalenie...

- Znam zasady - przerwał mu Alfa-  Łania żyje, jest uśpiona- szturchnął butem głowę zwierzęcia- Teraz możecie ją zabić i złożyć tak jak nakazuje tradycja.

-To nie w moje zadanie, tylko głowy i jego prawej ręki-  zacmokał Starzec niezadowolony śmiałością przywódcy.

- Yoongi, podaj mi nóż- rozkazał Namjoon, a Alfa wykonał polecenie.

Czując bijący od Jimina strach, Yoongi podszedł do niego i przysunął do siebie. Omega patrzył jak Namjoon podnosi ostrze i szykuje się do zabicia łani. Jej niewinne ślipia wpatrywały się w Jimina błagając o pomoc... 

Yoongi zakrył dłonią oczy chłopca, gdy Namjoon przebił serce zwierzęcia. Alfa wyjął z ciała sztylet, a krople cieplej krwi spłynęły po ostrzu do ogniska. Zaraz potem do ogniska wrzucono resztę ciała. Ogień buchnął, a wokół rozległy się głośne oklaski. 

Jimin trząsł się ze strachu. Nie wiedział co przerażało go bardziej- martwe zwierzę i radość tłumu czy straszliwie kobieta dalej świdrującą go wzrokiem. Kiedy Jimin myślał, że to już koniec, Starszy znów się odezwał, a  Omega czuł jak na chwilę zatrzymuje się jego serce.

-Teraz skoro nasz przywódca złożył ofiarę, czas by i Główny Omega wykonał swoje zadanie. Przynieś proszę kamień.

Jin skierował się posłusznie do ogniska i klęknął przy nim. Wyciągnął ręce w sam środek ognia. Jimin chciał zatrzymać jego rękę, ale Yoongi go zatrzymał. Omega wyjął rozżarzony kamień ze środka i położył go u stóp kapłana. Śnieg wokół od razu roztopił się od temperatury ukazując brudną ziemię.

- Pan przyjął waszą ofiarę- ogłosił kapłan do ludu, a Jin drżał dalej na kolanach, klęcząc w śniegu-  Bawcie się i doglądajcie ogniska. Niech ogień zawsze w was płonie. Chwała Panu.

***

Po zakończonej ceremonii, Starszyzna skierowała się do wyjścia. Dowódca pobiegł za nimi zatrzymując ich przy bramie. Kobieta złapała za nadgarstek dziewczynkę, by wyprowadzić ją z wioski, ale wtedy Namjoon krzyknął do nich.

- Uwolnijcie dziecko.

- To nasza ofiara wilku. Jest nasza - wysyczała ostrzegawczo kobieta, a iluzja wokół niej opadła, ukazując jej prawdziwe oblicze. Namjoon jednak nie bał się jej i tylko warknął głośniej.

- A to moja wioska i moje zasady. Dziecko ma zostać tutaj.

Kobieta spojrzała na swojego lidera, a gdy ten kiwnął głową, zdenerwowana puściła chudą dłoń dziewczynki. 

- Jak sobie chcesz- prychnęła i rzuciła ją w hałdę śniegu, jak niepotrzebnego śmiecia. 

Starsi opuścili w końcu wioskę, zostawiając za sobą tylko dym i nieprzyjemny zapach spalenizny. Dziewczyna rozpłakała się ze szczęścia, kiedy Namjoon w końcu rozwiązał jej dłonie i nogi, a potem upadła przed nim, dotykając głową ziemi. 

-Dziękuję, dziękuję, dzięku...

Nawet nie zdążył jej odpowiedzieć. Dziewczyna zaczęła się krztusić. Namjoon kucnął i chwycił ją za rękę, a Omega zawyła z bólu. Na jej skórze pojawiły się oparzenia, pnące się co raz wyżej, aż do jej twarzy. Jej włosy się zapaliły, a Namjoon odskoczył w ostatnim momencie. Dziewczyna nawet nie zdążyła krzyknąć. Spaliła się na wiór. Pozostała po niej tylko warstwa popiołu i niewielka karteczka. Namjoon podniósł ją drżącymi rękoma.

"Twoja wioska, ale moja własność". Namjoon warknął głośno. Znów się nie udało. Znów postawili na swoim.

Gdy wrócił, plac był prawie pusty. Ludzie wrócili do swoich domów, zmęczeni i przestraszeni tym co zaszło. Namjoon zerknął na klęczącego dalej w śniegu Seokjina. Chciał mu pomóc, ale nie widział jak . Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. 

- Idź do domu-odezwał się w końcu Jin, nie podnosząc głowy -Dopilnuję ognia.

Namjoon odszedł bez słowa, zostawiając go samego. Jimin podbiegł do Seokjina i kucnął obok niego, odkopując jego ręce ze śniegu. Na dłoniach nie było widać śladów po oparzeniu, a jego ręce były lodowate. Jin spojrzał ze smutkiem na świeże rany Jimina na  brodzie. 

- Przepraszam, że cię to spotkało- powiedział cicho- Nie chciałem, by twój pierwszy rytuał tak się skończył. 

- Jin, proszę wstań. Zamarzniesz- Jimin  zakrył swoimi małymi dłońmi jego ręce, próbując dać mu trochę ciepła.

Wstali ze śniegu i przenieśli się na ławkę, blisko ognia. Tłum rozszedł się i  zostali tylko nieliczni. Ucichły śpiewy, a wioska znów wydawała się cicha i pusta. Jedynie ognisko dalej paliło się, przypominając o tym co się przed chwilą wydarzyło. 

Yoongi usiadł obok nich i przykrył ich kocem. Jimin przyległ do Seokjina, a mężczyzna odwzajemnił uścisk. Alfa wpatrywał się w nich w ciszy. Nie czuł zazdrości, ani lęku, jedynie obcy smutek, pochodzący od Jimina.

- Powinniście wracać do domu- powiedział Seokjin, przecierając zmęczone oczy - Zamarzniecie... 

- Nie. Ty powinieneś wracać. Jesteś zbyt zmęczony- odezwał się Yoongi spokojnym głosem -  Wróć do Namjoona. Potrzebuje cię.

- Ktoś musi pilnować ognia...

- Zostaw to mnie. Teraz są ważniejsze rzeczy - Alfa szturchnął patykiem palenisko.

- Dziękuję Yoongi...

Seokjin wygramolił się z koca i opatulił nim Jimina, całując go w czoło. Powoli udał się w stronę swojego domostwa.

***

Jimin spojrzał na siedzącego obok Alfę. Był wyraźnie zmęczony, ale jego oczy były szeroko otwarte, wpatrując się w Omegę. Chłopiec wyciągnął ręce do niego. Przykrył go kocem i choć tkanina była długa, to nie była w stanie zakryć ich obu. Widząc to Yoongi, chwycił Jimina w pasie i posadził go na swoich kolanach, twarzą do niego. Teraz byli blisko siebie, ciało do ciała, opatuleni ściśle grubym kocem. Jimin rozejrzał się w koło, ale ludzie w ogóle nie interesowali się nimi. Yoongi mruknął mu do ucha.

- Pięknie wyglądasz w tej szacie. Pasuje do ciebie.

- To dzięki Tae. Dziękuję, jest piękna. Nie zasługuję na to...

- To mój oficjalny prezent. Jimin, Staram się o ciebie- powiedział z pełną powagą- Więc nie mów, że nie zasługujesz na to. Jesteś wart wszystkiego co najlepsze. Nie zapominaj o tym.

Policzki Jimina zarumieniły się. Omega schował głowę w zgięciu  szyi i wziął jego skórę między wargi, ssąc lekko. Yoongi warknął ostrzegawczo, a Jimin zaśmiał się. Spojrzał na zostawiony znak z dumą.

- Za co to? - zapytał Yoongi śmiejąc się.

- Za to, że tak mnie zawstydzasz. Nie możesz mówić takich rzeczy!

- Mówię tylko prawdę- Alfa zaśmiał się głośniej, a Jimin postawił kolejną malinkę na jego szyi,  przesuwając po niej językiem.

- Mój Alfa-wyszeptał cicho i przysunął się jeszcze bliżej do ciepłego ciała Yoongiego, wsłuchując się w pulsującą krew. 

Jimin przymknął oczy i rozkoszował się cynamonowym zapachem Yoongiego. Dopiero teraz Omega rozluźnił się całkowicie, a stres schodził z niego stopniowo. Chciał zapomnieć o całym tym dniu. O tej dziwnej kobiecie, o dziewczynce i zabitej łani. Myśli te jednak cały czas go dręczyły.

- Nie chciałem byś tego widział. Jak Namjoon zabija-powiedział Yoongi, czując jego myśli- To nie jest coś warte widowiska. Nie lubię tych praktyk.

- Zabijanie to część naszej natury- powiedział spokojnie Jimin powtarzając słowa, które powtarzała mu Baba wielokrotnie- Trzeba zabijać, by żyć.

-Zabijanie, by zdobyć jedzenie jest tolerowane. Zabijanie w ramach obrony także, ale poświęcanie życia dla głupiego obrzędu jest bez sensu. Nikt się nie naje tą łanią, jedynie byty, do których i tak już należała. Lepsze to jednak, niż zabicie niewinnego dziecka w ramach tradycji.

- Cieszę się, że ta dziewczynka żyje... Myślisz, że zostanie z nami? - zapytał Jimin cicho , przytulając się do jego piersi, a Yoongi pogłaskał jego głowę.

Widział przecież jak Namjoon biegł w ich stronę. Jak próbował z nimi rozmawiać, a mimo to wrócił sam, bez dziewczyny. A potem odszedł bez słowa, zostawiając Seokjina samego, bez pomocy. Co wtedy musiało się wydarzyć..? 

- Ona... Pewnie wróciła już do swoich- powiedział ostrożnie Alfa, by jego serce nie zdradziło jego myśli. Mógł spodziewać się po nich wszystkiego. 

- Powiedzieli, że jest Dzieckiem Przeznaczenia... dlatego chcieli złożyć ją w ofierze. Tak samo nazwała mnie ta kobieta...  - wydukał Jimin zasmucony, próbując zahamować zbierające się w kącikach oka łzy - Dlaczego? Co im takiego zrobiliśmy, że nas tak nienawidzą?

- Starszyzna zbiera Dzieci Przeznaczenia z różnych wiosek. Podobno jesteśmy pechowi. Anomalie czasoprzestrzeni. Coś co nigdy nie powinno powstać- Głos Yoongiego był chłodny. Z pogardą mówił o Starszych, a Jimin nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie - To bajka. Nienawidzą nas dla zasady. Łatwiej za wszystkie przeciwności losu oskarżyć kogoś bezbronnego. Znaleźć grupę, którą łatwo można ukamieniować, kogoś za kim nikt nie będzie tęsknił. Kogoś odmiennego, tak by reszta stada czuła się bezpieczniej. 

Między nimi zapadła cisza. Jimin dostrzegł w oczach Alfy smutek, który tak uparcie starał się zablokować. Jego prawa ręka mimowolnie drżała ze zdenerwowania. 

- Czy ty... czy ty też jesteś Dzieckiem Przeznaczenia, Yoongi?  Czy... czy oni coś ci zrobili? 

Alfa uśmiechnął się niezręcznie i delikatnie pogłaskał Jimina po policzku. Omega zarumienił się delikatnie, nie wiedząc jak zareagować na ten nagły gest. 

- Oczywiście, że jestem, głuptasie. Myślałem, że wiedziałeś już od samego początku... Mało wilków rodzi się z białymi włosami. Jestem unikatem. 

- Myślałem, że to u ciebie rodzinne...

- Nie, jestem jedyny. Moja mama, tata i bracia mają czarne umaszczenie. W sumie... mieli. Jak się domyślasz, nie ma ich już z nami. Zginęli w pożarze, kilka zim temu. Jako jedyny miałem tyle szczęścia, by przeżyć. Albo i nieszczęścia - zaśmiał się pod nosem - Pojedynczy pożar to jedno, ale seria podpaleń... Musieli znaleźć jakiegoś kozła ofiarnego. 

- Oskarżyli cię o to?

- I nie tylko o to. Miałem może czternaście lat, kiedy Starszyzna przyjechała po mnie, by mnie zabrać z wioski. W tamtym momencie było mi wszystko jedno. Moi rodzice nie żyli, tak samo jak rodzeństwo. Nie miałem nawet siły z nimi walczyć. Przywódca wydał nakaz, by mnie zabrano. Nie interesowało go, gdzie skończę. Chciał się mnie tylko pozbyć, bym nie przysporzył więcej problemów, dlatego wysłanie do Starszych było najlepszym pomysłem. 

- Co się stało potem? Naprawdę cię zabrali?

- Nie, nie udało im się. Ojciec Namjoona się za mną wstawił. Przeznaczenie chciało, że był wtedy gościem w tamtej wiosce. Ich rodziny zawsze dobrze się dogadywały. Ojciec Namjoona... on miał zawsze zupełnie inne podejście do sprawy Starszych. Zabrał mnie ze sobą, do tej wioski. Miałem być prawą ręką Namjoona, jego pomocnikiem. Chyba dobrze mi to idzie, skoro zostałem tutaj już tyle lat... 

Yoongi starał się opowiadać o tym beztrosko, uśmiechając się i żartując, ale na jego twarzy malował się ból. Alfa rozdrapał przed nim swoje stare rany, odkopał dawne wspomnienia, o których już dawno chciał zapomnieć. 

Jimin przytulił Yoongiego, zarzucając mu ręce na szyję. Położył głowę na jego piersi, wsłuchując się w bicie serca. 

- Przykro mi bardzo, Yoongi. Pewnie tęsknisz bardzo za swoją rodziną...

- Minęło już tyle lat. Już pogodziłem się z faktem, że więcej ich nie zobaczę - położył dłoń na jego plecach - A ty? Tęsknisz za swoją rodziną?

- Skąd mam wiedzieć... Nigdy nie miałem prawdziwej.

- Teraz masz mnie. I Jina. I Namjoona. A nawet Taehyunga. Jesteśmy jedną rodziną.

Jimin kiwnął głową. Przytulił się mocniej do Yoongiego, otoczony bijącym od niego ciepłem. Zamknął powoli oczy, zwabiony słodkim snem w objęciach Alfy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro