Rozdział 30 Krew

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hoseok siedział sam w swojej chacie. Dochodzące z oddali odgłosy bębnów skutecznie uniemożliwiały mu zaśnięcie. Choć był zamknięty w swojej sypialni, myślami był wraz z resztą na polanie.

Wiedział, co miało się wydarzyć tej nocy. Yoongi ugryzie Jimina. To oczywiste, przecież tak miało być. Niczego innego się nie spodziewał. Nawet jeśli bardzo się mu to nie podobało, wiedział, że nie może go powstrzymać. Pogodził się z tym faktem już dawno. Jedyne, na czym mu zależało to dobro Jimina, nawet jeśli oznaczało to trwanie przy boku Yoongiego. Jimin zasługiwał na szczęście.

Szczęście...

Hoseok wiedział, że nie może go zapewnić Jiminowi. Nie potrafił kochać, nie tak jak inni. Jego miłość była inna. Hoseok sam nie wiedział, czego właściwie pragnął. Z jednej strony ciągnęło go do Omegi, ale nie potrafił wyobrazić sobie życia z Jiminem. Był inny, zupełni inny. Nie potrafił zrozumieć siebie, panować nad swoim Alfą. Życie z kimś takim oznaczało tylko pasmo porażek.

A Jimin przecież zasługiwał na szczęście. 

Noc przed rytuałem przyszedł do niego Namjoon i poprosił o pozostanie w domu. Na początku Hoseok był wściekły. Czy naprawdę nawet Przywódca nie ma do niego za grosz zaufania? Przecież nie zrobi nic głupiego. Nie weźmie udziału w polowaniu, nie wejdzie między Yoongiego a Jimina. Miał tyle oleju w głowie. Wiedział, że Yoongi zagryzłyby go na śmierć, a nawet jeśli udałoby się Hoseokowi przed nim uciec, na pewno dopadłyby go Seokjin. Zbyt duże ryzyko.

Jednak później, gdy Hoseok zaczął analizować słowa Namjoona zauważył coś jeszcze. Nie wynikały one z powodu jego szczeniackiej miłostki. Nie, to było coś innego...

Namjoon bał się. Wyraźnie czegoś się bał, a Hoseok nie dziwił mu się. Sam od kilku dni czuł w kościach, że coś nie gra. Jakby ktoś bacznie go śledził, każdy jego krok. Słyszał dziwne odgłosy w swoim domu, a na drzwiach widział draśnięcia, jakby ktoś lub coś, próbowało dostać się do środka. Ale to nie było najgorsze.

Wróciły koszmary. Myślał, że zniknęły na dobre, ale jednak nie. Wróciły i to ze zdwojoną siłą. Wspomnienia z dawnych lat, gdy jeszcze nie znał życia w Rezerwacie. Jego zagojone rany zostały rozdrapane na nowo.

Słyszał głos matki. Spokojny, kobiecy głos, który teraz nie koił, a wzbudzał żal. Przez sen nadal był w stanie wyczuć jej delikatną, waniliową woń zmieszaną z dymem samochodów.

Tamtego dnia świeciło słońce. Od rozgrzanego asfaltu biło gorąco, a na ulicy panował duży ruch. Kończył się semestr letni na uczelni, ostatni dzień czwartego roku. Pamiętał, że wychodził z głównego budynku, zadowolony swoim wynikiem. Chciał zacząć wakacje, pomóc matce w sklepie, by ją choć trochę wesprzeć.

Miał tyle planów, całe życie przed sobą.

Ale w jednej chwili jego świat stanął na głowie.

Pamiętał jej ciało przy miażdżone do ziemi. Głośne krzyki przechodniów. Ktoś walnął go kijem w plecy, a potem odciągnął siłą.

Nie mógł się odezwać. Zamiast słów z jego ust wydobywały się zwierzęce dźwięki. Warknięcia.

Ludzie krzyczeli, ale Hoseok nie był w stanie ich zrozumieć. Nie wiedział co się z nim dzieje. Trzymany przez czterech mężczyzn za ręce i nogi nie był w stanie się ruszyć. Miotał się, by go puścili, drapiąc pazurami po rękach.

Wpatrywał się w leżącą na ziemi dziewczynę. Trzęsła się ze strachu. Płakała.

- Potwór- usłyszał z jej ust i wtedy zorientował się, co zrobił.

Tego letniego dnia dowiedział się, że jest Alfą. Zaatakował uśpioną jeszcze Omegę, wpadając w szał. Był to dzień, w którym stracił wszystko. Dom, rodzinę, normalne życie. Dostał rui na placu przed uczelnią. Nie wiedział jak. Nie wiedział dlaczego. Nigdy nie podejrzewał, że ma w sobie coś z Alfy.

Tak, miał mocniejszy zmysł węchu, był szybszy i silniejszy od swoich rówieśników, ale...

Kogo niby chciał oszukać. Od początku coś było z nim nie tak.

... Hoseok zdobył najwyższy wynik w testach sprawnościowych...

... Hoseok wykazuje nadmierne pobudzenie ruchowe...

... Hoseok ugryzł kolegę...

...Hoseok jest agresywny...

Największy żal miał do matki. Mogła coś powiedzieć, przygotować. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Chciał się jej spytać, czemu nie powiedziała mu wcześniej. Może nie wiedziała? Nie był pewien. Nie mógł się nawet z nią pożegnać. Wiedział tylko, że znalazł się w Rezerwacie na jej prośbę.

- Za taki numer usypia się jak zwierzę- powiedział mu mężczyzna, który odwiózł go do granicy- masz szczęście, że mam wtyki. Może ktoś łaskawie cię przyjmie.

Hoseokowi było wszystko jedno, co się z nim stanie. Dla niego życie się skończyło. To wtedy Namjoon przyjął go do siebie. Opowiedział mu, co się stało z drobnymi szczegółami. Alfa pozwolił mu zamieszkać wśród swoich. Nie oceniał go, po prostu dał mu drugą szansę.

Nadal jednak rozpamiętywał ten dzień. Bardzo chciał o nim zapomnieć. 

Wielokrotnie rozmawiał z Seokjinem o swoich koszmarach. Widmo przeszłości cały czas ciągnęło się za nim. Odkąd przybył Wysłannik, sny stały się silniejsze, bardziej realne. Jakby nadal tam był, jakby znów widział leżącą na ziemi dziewczynę. Czuł jej zapach i przerażenie...

Chyba powoli wariował. Zresztą nie tylko on. Wszyscy wpadli w paranoję. Namjoon opowiadał, że ktoś niszczy zbiory w jego bibliotece. Seokjin, który przebywał najdłużej ze Sługą, mówił o śladach krwi i piasku, które znajdował w dziwnych miejscach.

To zaalarmowało Hoseoka. Ostrożnie zajrzał do skrytek na supresanty. Ciężko było je zdobyć bez odpowiednich znajomości. Ich posiadanie było nielegalne, ale tylko dzięki nim był w stanie przerwać swoją ruję.

Najprostsza kryjówka - w szufladzie z drugim dnem, była splądrowana. Druga, skrzynka ukryta między grubymi tomami, o dziwo nie została naruszona, ale Hoseok bez trudu dostrzegł czerwone ślady krwi na jednej z okładek. Ktoś był blisko skrytki, ale jeszcze do niej nie dotarł, jakby nie miał siły albo czasu dostać się do środka.

Trzecia skrytka była w podłodze, pod deskami. Musiał odsunąć fotel, aby się do niej dostać. Ta była najcenniejsza. Tu były schowane nie tylko jego leki, ale też opium, które przerobił na nalewki. Sam je przygotował. Gotował je przez trzy dni, a potem przelał do butelek, które schował w zimny schowku. Jimin nie pochwalał tego lekarstwa, ale Hoseok wiedział, że będzie im potrzebne.

I kurwa się nie pomylił.

Dobiegło do niego głośne stukanie do drzwi. W pierwszej chwili nie chciał otworzyć- to pewnie ten parszywy chłopak od starszyzny, dobija się do jego drzwi. Bezczelny.

Podniósł się z łóżka dopiero, gdy usłyszał głos Seokjina.

- OTWÓRZ TE DRZWI DO CHOLERY!!!

Szybko odciągnął kamień i wpuścił ciężko dyszącego Seokjina do środka. Zauważył w oddali zbliżającego się Namjoona i Yoongiego. Nieśli razem na rękach trzęsącego się Jimina.

- Rób miejsce na stole, szybko - szturchnął go Seokjin i chwycił za lampę.

Hoseok szybko zrobił miejsce w kuchni. Nie miał lepszego miejsca. Seokjin zapalił lampę i powiesił ją na haku. Słaby płomień oświetlił pomieszczenie.

Położyli Jimina na blacie. Miał zaciśnięte powieki i twarz wygiętą w okropnym grymasie. Z trudem łapał oddech. Jego klatka piersiowa unosiła się gwałtownie, próbując nabrać powietrza.

Hoseok rozpiął szatę Jimina, odsłaniając gołe ciało. Alfa zerknął na jego szyję i odruchowo cofnął się do tyłu.

- Co to kurwa jest...

W miejscu ugryzienia była ogromna, pulsująca rana. Skóra Jimina wydawała się przezroczysta. Nawet w tak słabym świetle Hoseok widział wszystkie naczynia. Fioletowy obrzęk rozchodził się od rany, w dół w stronę ręki. Serce Jimina biło jak oszalałe, a Hoseok przysiągłby, że widzi jego zarys, jak próbuje wyskoczyć z piersi.

To nie było normalne.

Zdawało się, że z każdą sekunda jest gorzej. Obrzęk rozchodził się po ciele, zajmując kolejne części, a Jimin wił się z bólu.

Hoseok spojrzał na zrozpaczonego Yoongiego. Chyba nigdy nie wiedział go w takim stanie. Trzymał uparcie Omegę za rękę, powtarzając szeptem jego imię jak mantrę.

Hoseok widział, co trzeba zrobić, ale bał się powiedzieć to na głos. Zerknął na stojącego obok Namjoona, a gdy zobaczył w jego oczach gotowość do działania, Hoseok odsunął się na bezpieczną odległość od Yoongiego i odezwał się spokojnie, ale stanowczo.

- Trzeba wyciąć ugryzienie. 

Głowa Yoongiego podniosła się gwałtownie. Jego oczy rozbłysły. Napiął mięśnie gotowy do skoku, ale Namjoon zatrzymał go w ostatniej chwili.

- Yoongi uspokój się- powiedział Seokjin zdenerwowany - To dla jego dobra.

- NIE. NIE. NIE. JEST MÓJ, TYLKO MÓJ. NIE MOŻESZ MI GO ZABRAĆ.

- Kurwa, Yoongi. On umiera. UMIERA - powtórzył głośniej, a Alfa zaskomlał- Trzeba mu pomóc i to szybko. Masz lepszy pomysł?

Jimina zalała nowa seria drgawek, a Hoseok musiał złapać Omegę za ramiona, by nie spadł ze stołu.

- Jin, wyjmij opium ze skrytki i nóż. Mamy mało czasu- powiedział spokojnie do starszego, a potem skierował swoją uwagę na Namjoona- Wynieś Suge do pokoju obok. Tutaj będzie tylko przeszkadzał.

Yoongi chciał zostać i zaparł się rękami. Namjoon z trudem zamknął go w gabinecie Hoseoka i przytrzymał drzwi ciałem. Alfa wydał z siebie głośny, rozrywający serce ryk. 

***

Jimin leżał otępiony na stole. Laudanum powoli zaczęło działać. Jego oddech się uspokoił, a serce znów biło wolniej. Nie wiedzieli, jak długo to potrwa. Trzeba było się streszczać. Hoseok nie tracił czasu. Wziął ostry nóż i delikatnie zaczął wycinać duży płat skóry.

Na szczęście rana nie była głęboka. Hoseok i Seokjin byli zaskoczeni, jak czyste było ugryzienie, jedna prosta rana. Yoongi ominął główne tętnice i gruczoł, wybierając takie miejsce, by zadać jak najmniej bólu. W szale było to wręcz niemożliwe do wykonania...

Z każdym ruchem noża po drugiej stronie domu słychać było krzyk. Yoongi uderzał głową o ścianę, a Namjoon z trudem próbował zapanować nad Alfą.

- Ugryzienie jest płytkie, ale więź i tak się wytworzyła- szepnął Seokjin- Yoongi odczuwa ból podobny do tego co Jimin...

- Staram się, jak mogę- szepnął Hoseok, przemywając ranę- Trzeba wyciąć większy fragment... O tu. Rozrasta się tak szybko...

- Nie usuwaj gruczołów. Wydają się nietknięte.

- Postaram się.

Kolejny wrzask. Yoongi rysował pazurami o drzwi. Namjoon całym ciałem trzymał drzwi, próbując utrzymać Alfę w pokoju. 

- Uspokój go jakoś- krzyknął Seokjin.

- Niby jak... - warknął Namjoon.

- Yoongi. Słyszysz mnie? - zapytał Hoseok- Już prawie skończyliśmy. Musisz wytrzymać jeszcze trochę. Jimin cię potrzebuje- poprawił się- Błagam cię, zrób to dla niego. Zaraz cię wypuścimy, ale musisz się uspokoić.

Nie był pewien czy Yoongi rozumie jego słowa. W tym momencie sam nie wiedział jak zapanować nad nerwami. Starał się zachować spokój, powstrzymać rękę przed drżeniem.

Pierwszy raz przecinał prawdziwą skórę. Wcześniej robił to tylko na modelach. Ładnych, czystych modelach, z dobrym oświetleniem i aseptycznych warunkach. Teraz miał pod nożem żywą istotę. Nie, zaraz. Teraz miał Jimina. Jeszcze bardziej starał się skupić na pracy. Ostrożnie wyciął kawałek skóry przy jego gruczole, próbując nie naruszyć delikatnej tkanki.

Hoseok zszył ranę, a krzyki Yoongiego ustały. Założył czysty bandaż i owinął dokładnie szyję Omegi. Spojrzał na twarz Jimina. Oddychał spokojnie, a Hoseok nie wiedział, czy to zasługa narkotyku, czy może udało mu się wyciąć źródło bólu. Jego skóra powróciła do normalnego koloru, serce znów biło powoli, wręcz leniwie. Było prawie niewyczuwalne...

- Nie możemy nic więcej zrobić- odezwał się Seokjin- Trzeba czekać do rana.

Hoseok przełknął ślinę. Nie wiedział, że tak bardzo zaschło mu w gardle. Jego ręce lepiły się od krwi. Po czole spływała strużka potu. Usiadł na krześle zmęczony i dopiero wtedy odetchnął. 

Wypuścili Yoongiego z pokoju. Alfa uspokoił się. Zdawał się nieobecny, jego oczy były puste. Hoseok naruszył dopiero co wykształcona więź. To musiało być bolesne, nie tylko dla Jimina, ale i dla Yoongiego. Zostali siłą oderwani od siebie, a Hoseok nie mógł sobie wyobrazić, jak ogromny ból musiał wtedy poczuć Alfa.

Yoongi uparcie trzymał Jimina za drgającą rękę. Siedział z zamkniętymi oczami, nasłuchując jego oddechu jakby próbował wyczuć chociaż kawałek Jimina. Zmarszczył czoło, szukając go, ale im dłużej to trwało, tym bardziej się denerwował.

Nagle otworzył oczy i wstał ze stołka. W pierwszej chwili Hoseok pomyślał, że Alfa rzuci się na niego. Odruchowo cofnął się pod ścianę. Yoongi jednak skierował się w stronę wyjścia. Namjoon zatrzymał go przy drzwiach, łapiąc za ramiona.

- To on. To wszystko przez niego- Yoongi wyrwał się z jego objęć, próbując dosięgnąć klamki- Zabiję go, Namjoon. ZABIJĘ GO! 

Ugryzł Przywódcę w rękę z całej siły, a Namjoon odskoczył na bok, przeklinając głośno. Yoongi wyleciał z domu jak strzała, biegnąc na oślep i potykając się co chwila. Był w szale. Musiał go znaleźć. Chciał pierwszy go dopaść, dobrać się do jego gardła i rozerwać na strzępy.

Nie musiał długo szukać. Wysłannik stał przed bramą, jakby na niego czekał. Czerwone oczy lśniły w ciemności, wypatrując jego przybycia.

Namjoon dobiegł zaraz po Yoongim i zatrzymał się za Alfą, warcząc złowrogo. Ostatni zjawił się Seokjin, zostawiając w domu Hoseoka z Jiminem.

- To twoja wina! - krzyknął Yoongi - To ty wmówiłeś te głupoty Jiminowi!

- Twoje ataki są bezpodstawne. Powiedziałem tylko prawdę, całą prawdę- odpowiedział Wysłannik pokornie zniżając głowę- jego klątwa zniknęła, tak jak chciał. Nareszcie nadszedł spokój.

- To nie tak miało być. Po przesileniu...

 -Nadal nie rozumiesz. Noc nadal trwa. Patrz do czego doprowadziła twoja głupota. Jesteś Alfą o słabej wierze, twój instynkt wygrał nad rozumem- zacmokał po czym odwrócił się do Namjoona - Powinniście być mi wdzięczni, szczególnie ty, Przywódco.

- Słucham? - Namjoon zamrugał kilkukrotnie, zszokowany tymi słowami. 

- Tegoroczny rytuał zapewni wam najlepsze zbiory od paru lat. Przygotowałem dla was najlepszą ofiarę. Jego klątwa była taka silna, że wyżywi was przez dwie dekady...

- Jimin nie jest ofiarą. Nigdy nie był i nie będzie! To członek naszego stada- oburzył się Jin.

- Mówiłeś, że w tym roku nie będzie ofiary- zauważył Namjoon, mrużąc oczy- kłamałeś.

- Powiedziałem, że nie będzie składania w ogniu. To dwie różne rzeczy. Rytuał bez ofiary to nie rytuał.

- Zrobiłeś z niego ofiarę... - wymamrotał Yoongi- Zabiję cię. Zabiję cię i starszyznę, zabiję was wszystkich, rozumiesz?

Wysłannik jednak nie przejął się jego groźbą. Zbliżał się do nich powoli, ale jego wzrok był utkwiony w Seokjinie. Z każdym kolejnym krokiem, chłopiec stawał się wyższy. Nie przypominał dziecka, ale dorosłego osobnika. Jego białe włosy urosły, aż sięgnęły pleców. Pogłaskał Omegę po policzku, a Jin stanął w bezruchu, wstrzymując oddech.

- Nic nie rozumiecie. Jesteście tacy ślepi choć macie oczy- jego tęczówki zalśniły. Zbliżył kciuk do powieki Jina, a Namjoon warknął ostrzegawczo. Wysłannik puścił Omegę i odwrócił się w stronę przywódcy- Sami mnie tu zaprosiliście. Daliście wszystko. co potrzebne, by mnie stworzyć.

 -O czym on mówi? - zapytał Namjoon, spoglądając w stronę Jina.

 -Sługa... Sługa..?- powtarzał pod nosem Jin jego oczy zakryła mgła, a przez ciało przeszły drgawki- S... u... ga? Suga?

- Sługa bez ł to tylko Suga. Niby jedna litera, a tak wiele zmienia- powiedział Wysłannik.

- Co? Ja. Nie... To niemożliwe. Nigdy bym... - zaczął Yoongi.

- Z dwóch fiolek nie da się stworzyć całego ciała, ale namiastkę już tak- powiedział, uśmiechając się niewinnie - To wszystko dzięki tobie i Seokjinowi. Bez was nie byłoby to możliwe.

- Dałeś mu swoją krew? - krzyknął na niego Namjoon, wściekły.

- Chciał uratować Jimina, ale na próżno. Opóźnił tylko to co nieuniknione.

- Dlaczego... Dlaczego mi to robisz... Co on takiego ci zrobił? - wyszeptał Jin.

- Taka jest kara za zadzieranie ze starszyzną. Oko za oko, ząb za ząb. Życie za życie. Tej nocy, której Yoongi go znalazł, Jimin zabił naszego Brata.

- Kłamiesz! Jimi nie skrzywdziłby muchy. Na pewno zrobił to w samoobronie, nieświadomie...

- Jego przeznaczeniem i tak była śmierć. Powinien zginąć już dawno. Nie rozumiecie tego? - podniósł głos- Jesteście zakałą naszej rasy. Przywódca, który zbiera wszystkie niedojdy, porzucone przez stado. Główny Omega, który nie umie nawet dać potomka. Lekarz sprowadzony od Bet, przemycony ukradkiem zamiast zostać zabity. Przeklęte dzieci, które zsyłają tylko nieszczęścia. Wszyscy jesteście siebie warci.

- Przestań- warknął Yoongi- Mówię ci przestań. PRZESTAŃ.

- Prawda boli, co?

Yoongi nie zdążył skoczyć na chłopaka. Namjoon był szybszy. Złapał go od tyłu, a następnie wbił nóż w brzuch, rozpruwając go. 

Seokjin krzyknął głośno i odruchowo zasłonił oczy. Tylko że z ciała nie wyleciały wnętrzności. Namjoon mocniej pociągnął ostrze, a na zewnątrz wysypał się piasek. Wysłannik rozsypał się na drobny mak. Namjoon trzymał w rękach cienką skórę i prychnął. Była jak wylinka zrzucana przez węża.

- On...on...- zaczął Seokjin, sięgając dłonią po piach. W środku był trochę wilgotny, czerwony od resztek użytej do stworzenia krwi.

- Worek. Wysłali nam zwykły worek...- powtarzał Namjoon pod nosem.

- Czemu to zrobiłeś!! - wydarł się Omega-  Co jeśli to dziecko byłoby prawdziwe? 

- Ale nie był. Podejrzewałem już dawno, że mało ma z człowieka. Nie wiedziałem, że aż tak mało...

 -To koniec- pokręcił głową Jin- Nie wybronimy się. Zjedzą nas żywcem.

- Zabiję ich- powtarzał Yoongi.

- Nie, Yoongi. Oni nas zabiją. Jak tylko się dowiedzą... - zaczął Seokjin, ale Namjoon mu przerwał.

- Będziemy szybsi. Trzeba zebrać ludzi i załatwić to raz na zawsze.

- Namjoon, nie. Nie wolno ci.

- Oni chcieli zabić Jimina- warknął Przywódca- Nie możemy znów udawać, że wszystko jest w porządku. Trzeba działać inaczej nigdy nie zaznamy spokoju. On wrócił... nie wiem jak, ale czuję to. I nie pozwolę, by znowu skrzywdził ludzi, których kocham. 

Słowa Namjoona nie docierały do Yoongiego. Po fali złości dopadła go ponownie rozpacz. Był zawiedziony swoim zachowaniem, tym że dał się tak łatwo zwieść... 

Nie wiedział, co teraz stanie się z Jiminem. Chciał wierzyć, że wszystko będzie w porządku. Próbował sięgnąć myślami do niego, chwycić się chociaż jednej drobnej myśli, ale zastał tylko pustkę.

Pustka. Po prostu pustka.
Zadrżała mu broda.

Nigdy w życiu nie czuł się tak samotny jak teraz.

____

Dzisiaj późno rozdział, bo walczę z przeprowadzką czyli ogarniecie całego bałaganu z 5 lat w 2 dni :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro