Rozdział 36 Starszyzna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Seokjin poprosił Jimina o przysługę nie spodziewał się pieszej wędrówki przez gęsty las. Krople deszczu uderzały o liście, okazjonalnie spadając na ich głowy. Słońce znikło za chmurami, a ziemia wreszcie ochłodziła się. Była to przyjemna odmiana od skwaru, jaki panował jeszcze kilka dni temu.

Yoongi, pod dowództwem Namjoona, wyruszył wraz z resztą Alf w kierunku twierdzy Starszyzny. Przed wyjazdem chłopak pożegnał się z Jiminem, całując go czule w policzek i pozostawiając Omegę z tęsknym spojrzeniem. Yoongi był zdeterminowany. Chciał sam wymierzyć sprawiedliwość i znaleźć tą, która go oszukała. Kierowała nim złość, ale też i lęk przed utratą Jimina. 

Najlepiej Starszych znał Seokjin. Wiedział, że ich przywódca nie podda się tak łatwo. Już raz miał z nim do czynienia i wiedział, do czego był zdolny. Wykorzystywał nawet najmniejszą nutę wahania, by oczarować swojego przeciwnika, nastawiając go przeciw swoim. Jedynie Namjoon był zdolny go przejrzeć i odeprzeć urok. Chociaż Starszy uznawany był za zaginionego, Jin był pewien, że przeżył. Ukrywał się i sterował wszystkimi z cienia, by teraz odpłacić się za swoje krzywdy. 

Tym razem jednak wszystko miało potoczyć się inaczej. Omega zaryzykował. Zabrał starą księgę i wraz z Jiminem i resztą wyruszył w głąb lasu, by prosić bóstwa o pomoc. 

Główny Omega szedł pierwszy, przedzierał się przez zarośla, mijając krzaki oberwane jagodami. Grube warstwy mchu nasiąknięte od wody uginały się pod ich nogami, kiedy zagłębiali się dalej, w głąb puszczy. Jimin i Valerian szli ramie w ramię, prowadząc luźną rozmowę, a Rhei kroczył za nimi żołnierskim krokiem. 

Na szarym końcu szedł Hoseok. Deszcz zmoczył jego rude włosy, które teraz zasłaniały mu twarz, utrudniając widoczność. Alfa wielokrotnie chodził na wyprawy z Jiminem, a jednak teren, przez który prowadził go Seokjin, był dla niego zupełnie obcy. Korony drzew chroniły ich przed całkowitym zmoknięciem, a zapach wilgotnej ziemi oraz igieł sosen unosił się w powietrzu, otaczając Alfę. 

Hoseok ukradkiem spoglądał na idącego z przodu Omegę. Jimin uśmiechał się do Valeriana, nieco onieśmielony konwersacją z wysokourodzonym Omegą. Jego różowe włosy były w lekkim nieładzie, najprawdopodobniej nie spał dobrze poprzedniej nocy, zestresowany wyjazdem Yoongiego. Pod oczami miał lekkie cienie, które próbował zamaskować nieudolnie specyfikiem z bławatka. Hoseok nie potrafił ukryć niezadowolenia, że Jin nakłonił chłopaka na wyprawę, kiedy ten jeszcze nie odzyskał w pełni sił. 

- Wywiercisz mu dziurę w plecach, jeśli będziesz dalej się tak gapił.

Hoseok nie zauważył, kiedy Rhei zwolnił, dostosowując do niego krok. Byli na tyle daleko od grupy, że reszta nie była w stanie ich usłyszeć. Hoseok zmieszał się na moment i odwrócił wzrok od Jimina. Udał, że patrzy w górę, w koronę drzew, tylko by zaraz prawie zabić się o wystający korzeń. Na szczęście drugi Alfa złapał go w ostatniej chwili, chroniąc przed bolesnym upadkiem. 

- Wszystko okej? - zawołał Seokjin z oddali, a Hoseok tylko machnął ręką. Następnie popatrzył złowrogo na dalej trzymającego go w pasie Rheia, który lekko poluźnił uścisk. 

- Wcale się nie gapiłem.

- Gapiłeś się. I to bardzo - wzruszył ramionami, a potem dodał od niechcenia - To twój Omega?

- Mój przyjaciel - odparł Hoseok, nie chcąc kontynuować tematu - Jimin ma już partnera.

- A więc nieodwzajemniona miłość - powiedział do siebie zamyślony, a w oczach Hoseoka widać było gniew, kumulujący się jak burza z piorunami. 

Szedł dalej obok niego, a Hoseok czuł narastające wokół nich skrępowanie. Rhei patrzył przed siebie na Valeriana i Jimina, którzy zwolnili zmęczeni szybkim marszem. W spojrzeniu Alfy nie był w stanie wyczytać żadnych emocji. Na twarzy cały czas był ten sam obojętny grymas, jedynie brwi miał zaciśnięte, jakby był w głębszej zadumie. 

- A ty? - odezwał się w końcu Hoseok - Jest coś między wami? 

- Złożyłem przysięgę jego rodzinie, że będę go chronić własnym ciałem. Mam być jego mieczem i tarczą, dopóki nie zrezygnuje z roli przywódcy - zaraz jednak dodał -  Ale jeśli chodzi ci o sprawy sercowe, to nie. Nie ma nic między nami. 

- Niby czemu miałoby chodzić o sprawy sercowe - warknął Hoseok zdenerwowany, jakby słowa Rheia go uraziły.

- Nie uważasz, że są podobni? - zapytał ironicznie, wskazując głową na Omegi. Tego samego wzrostu, podobna budowa ciała, zapach... 

- Nie są nawet odrobinę do siebie podobni. On ... Jimin pachnie ... - Jak słodkie, dojrzewające w słońcu brzoskwinie, skażone wścibskim zapachem cynamonu - ... Owocami, a Valerian jak miód i orzechy - ukrócił szybko. 

W głębi serca Hoseok wiedział, że istotnie dostrzega w Valerianie delikatne cechy Jimina. Ale czy nie każdy ma tak? Czyż mózg ludzki nie działa w ten sposób, że poznając nową, obcą osobę stara się wytłumaczyć ten brak informacji i zapełnić lukę, tym co już jest mu znane i kochane? 

Jednak Valerian nie był Jiminem, a jego zapach był ... 

Był bardziej pociągający, niż się spodziewał. Dotychczas dla Hoseoka świat dzielił się na dwa zapachy: te, które były mu obojętne i te, których nie mógł ścierpieć. Zapach Tae, Seokjina, a nawet Yoongiego dokuczały mu, dusiły, a na dłuższą metę męczyły. Natomiast woń Jimina zawsze była delikatna i słodka, więc jego wilk musiał uznać, że to dobry kandydat do rui. Hoseok nigdy nie poznał kogoś, kto pachnął lepiej, tak czarująco, jak młody przywódca. 

Wiedział, że się gapi teraz na niego, ale nie mógł oderwać wzroku. Rhei odchrząknął głośno, pewnie zniesmaczony wyrazem twarzy Alfy. 

- Pójdę przodem - powiedział zmieszany i odmaszerował szybko, doganiając Omegi. 

Valerian odwrócił się i uśmiechnął się do Rheia. Przez resztę drogi Hoseok szedł sam, unikając zaciekawionego spojrzenia chłopaka. 

***

- Jesteśmy blisko - odezwał się Seokjin, zdejmując mokry od deszczu kaptur. 

Stanęli przed wysokim kurhanem obłożonym kamieniami na kształt spiralnych schodów. Rosnące na górce drzewa były nienaturalnie wygięte, a ich kora czarniejsza od pozostałych. Ich ciemnozielone liście błyszczały w słabych promieniach słońca, które nieśmiało wyglądało zza deszczowych chmur.

- Odprawimy modły- wyjaśnił Jin, gdy dotarli na sam szczyt. Wyjął księgę i zaczął wertować strony - Nasza wioska nie ma czarowników, dlatego musimy użyć tego co mamy. To jedyna szansa, by z nimi wygrać.

- Kazałeś nam  przejść tyle kilometrów, by odprawić jakieś modły? - zdenerwował się Hoseok, a na jego twarzy widać było prawdziwy gniew - Nie mogliśmy zrobić tego w domu?

- W domu magia nie działa tak dobrze, a nieprawidłowe jej użycie mogłoby doprowadzić do katastrofy - odezwał się Valerian, powoli wdychając leśne powietrze - Miejsce jest bardzo ważne, a nie ma lepszej lokalizacji niż serce lasu. 

Rhei zrzucił na ziemię plecak i rozejrzał się wokół, pociągając nosem. 

- Wyczuwam silną energię wokół nas. Woń śmierci - powiedział poważnie, a Hoseok skrzywił się. 

- Śmierci mówisz... 

- Fatum to życie i śmierć, a skoro teraz jesteśmy bliżej tej drugiej opcji, trzeba było znaleźć grób - wyjaśnił Seokjin.

- Nekromancja jest niebezpieczna - ostrzegł go Rhei i spojrzał krytycznie na Valeriana - Targowanie się ze śmiercią to ujma na honorze. 

- Spokojnie, nie mamy zamiaru niczego przyzywać - zapewnił Główny Omega - Przeceniasz moje zdolności. Co najwyżej mógłbym wskrzesić muchę. Spróbujemy porozmawiać z Przeznaczeniem.

- Cóż za idiotyczny pomysł - skrytykował Hoseok.

- Wybacz Seokjinie ale, to niewykonalne - odezwał się spokojnie Valerian - Nawet najpotężniejsi Starsi nie mogli się z nim skontaktować. Nasze resztki mocy niesą w stanie go przywołać.

- Plus jest to niebezpieczne - dodał Rhei, krzyżując ręce na piersi w obronnym geście - Już byli śmiałkowie, którzy próbowali 'go' okiełznać. Wiadomo jak skończyli. 

Ze słów Rheia biła wrogość, aż sam Hoseok chciał się skulić i uciec pod naciskiem tak władczego głosu. Jednak Główny Omega zdawał się nieporuszony. Seokjin spojrzał na zgromadzonych znad księgi. 

- A czy mamy jakieś inne wyjście? To jedyna szansa na wygraną. Teraz będzie inaczej. Jest nas trójka, a Jimin widział Pana Przeznaczenie. Nie prowadziłbym was tutaj, gdybym nie był pewien naszego sukcesu. Teraz naprawdę mamy szansę, że rytuał przebiegnie pomyślnie. Zaufajcie mi. 

Jin w końcu znalazł interesujący go rozdział i przeczytał go na głos. Pokazał rysunek grupie, kreśląc palcem po papierze. 

- Jimin będzie odbiorcą. On zna go najlepiej, więc będzie mógł go rozpoznać. Ja i Valerian będziemy trzymać Jimina magią, utrzymując połączenie. Gdyby coś złego się działo, Hoseok i Rhei wkroczą do akcji i nas wyciągną z kręgu.

- Brzmi niebezpiecznie.

- Nie zgadzam się na to - wtrącił Hoseok - To skrajnie nieodpowiedzialne. 

Zarówno Hoseok, jak i Rhei prawie rzucili się na Seokjina, a ich głosy niosły się przez las. Przekrzykiwali się, jak bardzo zły był ten pomysł. Jimin, który miał odegrać w tym główną rolę siedział cicho. Jin uprzedził go, że trzeba będzie zrobić coś niebezpiecznego, ale koniecznego. Coś co pozwoli im wygrać, a w konsekwencji uratować wioskę. Wszystkich, których kochał. Zastanawiał się, co by powiedział w tej chwili Yoongi, ale znał odpowiedź. Może nie byłby usatysfakcjonowany, ale pozwoliłby podjąć Jiminowi samemu decyzję. Bez nacisku, bez krzyków, bez kłótni. Kiwnął głową.

- Zrobię to - powiedział spokojnie do Jina. Zaraz dołączył do niego Valerian.

- Jeśli naprawdę widziałeś Przeznaczenie, jestem gotów zaryzykować.

- Paniczu - Rhei warknął ostrzegawczo - Chyba nie mówisz poważnie. 

- Jestem śmiertelnie poważny! Poza tym, będziesz mnie ochraniał, więc wszystko będzie dobrze.

- Twoja łatwowierność mnie przeraża... 

Rozłożone na górze kamienie układały się w mały krąg. Seokjin wskazał Jiminowi na środek. Omega przysiadł i przyłożył dłonie do wilgotnej ziemi. Obok niego usiadł Seokjin i drugi Omega, kładąc ręce na jego kolanach. Rhei i Hoseok stali w oddali gotowi, żeby w razie potrzeby wkroczyć i przerwać krąg. Seokjin wyciągnął księgę i powtarzał powoli sentencję w obcym języku. 

Jimin zamknął oczy i starał się skupić na słowach Seokjina, wyciszyć się i zrobić... coś. Nie wiedział, jak przyzwać Przeznaczenie. Widział go tylko kilka razy, ale stawało się to naturalnie, nie za sprawą jego mocy. Po prostu pojawiał się, wtedy kiedy go potrzebował, to wszystko. Więc czemu, teraz kiedy naprawdę chciał jego pomocy, nie odpowiadał? 

Bijący od ziemi chłód sprawił, że Jimin poczuł dreszcze na ciele, ale mimo to starał się siedzieć w bezruchu i nasłuchiwać. Deszcz znów przybierał na sile, a krople uderzały w jego ciało, utrudniając koncentrację.

- Spokojnie, wdech i wydech - zwrócił mu uwagę Seokjin, gdy Jimin otworzył jedno oko, spoglądając niepewnie w jego stronę - Po prostu bądź sobą. Uspokój swoje serce, staraj się poczuć otaczający nas las i zatrzymać na chwilę myśli... 

- Jedność z naturą, dusza odrywająca się od ciała - powiedział cicho Valerian. Kiedy otworzył oczy, jego tęczówki przybrały mleczny, mętny kolor. Odchylił głowę do tyłu, a na jego twarz spadły krople letniego, ciepłego deszczu. 

Jimin zanurzył palce w ziemi. Znów zamknął oczy i skupił się na swoim oddechu. Poczuł ciepło dłoni dwóch siedzących obok Omeg. Ich magia oplotła go niewidzialnymi więzami i wypchnęła do przodu, jakby miał się wzbić do góry. Jimin poczuł lekkość na sercu. Wspierany przez resztę, powoli zapadał w magiczny sen, aż w końcu uległ. Woda znów go porwała. 

Powtarzane przez Seokjina słowa były jak kołysanka. Kiedy Jimin otworzył oczy, stał w tafli wody zawieszony między snem a rzeczywistością. Po jednej stronie widział las i swoich przyjaciół, po drugiej polanę otuloną nocnym niebem, ze złotymi kłosami uginającymi się na wietrze. 

Nie widział Przeznaczenia. Pusty wzroku Jimina był skierowany dalej, ku górze jednak na rozgwieżdżonym niebie nie było widać białego Księżyca. 

"Ojcze, potrzebuje twojej pomocy" powiedział Jimin, ale jego głos rozszedł się w ciemności bez echa "Bez ciebie nie damy rady pokonać Starszyzny" .

Stał przez chwilę bez odpowiedzi, czekając na cud. Dopiero po chwili pojawiła się przy nim postać. Pan Księżyc stanął przed nim, w swojej cielesnej formie. Jego złote tęczówki przenikały Jimina na wylot. Białe, długie włosy otulały nagie ciało, od którego biło oślepiające światło.

Omega nie mógł oderwać od niego wzroku. Odruchowo wyciągnął rękę w jego stronę. Tak bardzo przypominał mu Yoongiego. Różnili się, a jednak byli tacy podobni...

"On nie lubi przemocy" powiedział Księżyc, przytulając się do Jimina, co wywołało u Omegi falę zimnych dreszczy "ale ja mogę pomóc ci ich zniszczyć".

Niespodziewanie pocałował Omegę w policzek, gdzie rano Yoongi zostawił na nim swój ślad. 

"Czas wreszcie się przebudzić, mały Omego". 

***

Przejście przez góry zajęła im pół dnia. Namjoon wraz z Yoongim poprowadził wojska od wschodu, reszta rozdzieliła się, by przeprowadzić szybką akcję i zdobyć fortyfikację. Atak zaplanowali tuż po zmroku. 

To była wyjątkowo ciemna noc. Księżyc uciekł z nieba, jakby nie chciał być uczestnikiem krwawego pojedynku. To tylko ułatwiało im sprawę. Nieprzenikniona ciemność otoczyła zamek, a jego mieszkańcy nie zdawali sobie sprawy, co na nich czeka. 

Wojska stały pod ścianą lasu, czekając na znak do ataku. Byli zmęczeni, głodni i niecierpliwi. Ale przede wszystkim wściekli. 

Yoongi stał przy boku Namjoona. Jego cel był jasny. Chciał znaleźć staruchę, o którą wcześniej prosił o pomoc i zabić ją na miejscu, za wszystkie kłamstwa. Jego złość była wyczuwalna na kilometr. Krew się w nim gotowała, z gardła wyrywał się złowrogi pomruk. Namjoon nie zganił go. Przywódca zdawał  się opanowany, próbując zachować spokój i logiczne myślenie. W ciszy wypatrywał zwiadowcy. 

Jednak było zbyt cicho. To zaniepokoiło Namjoona. Zwiadowca długo nie wracał, co spowodowało zamieszanie w tłumie. 

- Coś jest nie tak ... - wyszeptał Namjoon do Yoongiego.

- Czyżby ewakuowali twierdze? 

- Nie... to niemożliwe.

W tym momencie z muru obronnego wystrzeliły czerwone kule ognia, które poleciały wprost w ich kierunku. Powietrze natychmiast przesiąkneło magią i spaloną siarką. 

Czekali na nas. 

Zapadł chaos. Atak z powietrza zaskoczył żołnierzy. Ich jednostki rozdzieliły się, szyk został złamany. Namjoon próbował zapanować nad sytuacją, ale w hałasie nikt nie słyszał jego komend. Kolejna fala ataków padła na ich wojska, wypalając dziury w tarczach, czyniąc je kompletnie bezużytecznymi. Innymi słowy, to był ich koniec. 

Yoongi trafiony pociskiem poleciał do tyłu. Złapał się za głowę, próbując otrząsnąć się upadku. Poczuł spływającą z ucha krew po policzku. Bolała go głowa, a dźwięk był zniekształcony. W uszach brzmiał mu jeden głuchy, nieustający pisk. 

Namjoon podbiegł do niego, by pomóc mu wstać. Na jego twarzy widać był przerażenie. Mówił coś do niego, krzyczał, ale do Yoongiego nie dochodziły jego słowa. Ciężko mu było nawet utrzymać na nim wzrok. Dostrzegł tylko kolejny pocisk, który leciał w ich kierunku, celując w plecy Namjoona. 

Był jego prawą ręką. Chciał go ochronić. Nie mówiąc już o tym, że nie mógł skończyć w ten sposób. Obiecał Jiminowi, że wróci do domu, ale najwidoczniej nie mógł spełnić tej obietnicy. Poczuł krew na ustach i ciężar w płucach od unoszącego się dymu. 

Wyciągnął rękę w stronę Namjoona i poczuł, jak świat się zatrzymał. Coś zatrzymało pocisk, wszystko wokół zamilkło. Zamiast Przywódcy Yoongi zobaczył białą postać, która emitowała jasnym światłem. Przypominał mu Jimina... 

Poczuł jego pocałunek na skroni, w miejscu gdzie został postrzelony. Krew przestała płynąć z rany, a ból chwilowo ustąpił. Omega przytulił się do Yoongiego i zniknął w jego ciele, rozpływając się jak mgła. Wtedy też czas wrócił do swego normalnego biegu. 

Namjoon skulił się, próbując uniknąć uderzenia. Yoongi otworzył oczy i zerwał się z ziemi. Poczuł w swoich żyłach zimny powiew magii. Wszystkie kule ognia odbiły się od niewidzialnej tarczy, uderzając we wrogów. 

Namjoon spojrzał na swojego przyjaciela, niedowierzając w to, co zobaczył. Spojrzenie Yoongiego było zimne jak lód. Ciepły, złoty kolor zniknął, ustępując błękitowi. Jego białe włosy były teraz nienaturalnie długie, a skóra blada, jak u trupa. Czyżby to sprawka Seokjina? Yoongi... to nie był on. Coś przejęło nad nim kontrolę. 

- Ruszajmy - krzyknął Yoongi do wojska, otwierając magią bramę. 

Mężczyźni ruszyli. Hedera doskoczyła do Namjoona i pomogła mu wstać. Namjoon chciał powiedzieć coś do Yoongiego, zatrzymać go, ale ta go zatrzymała. 

- Musimy znaleźć Starszego, zanim więcej ludzi zginie. Weź się w garść - powiedziała kuzynka, podając mu miecz. 

Ruszyli razem do głównej kwatery. 

***

Yoongi wkroczył do twierdzy, omijając leżące na podłodze ciała. Odszukał znajomy korytarz, którym kiedyś podążył, by uratować Jimina. Mocno zacisnął palce na rączce ostrego noża. Jego wzrok wyostrzył się w ciemności. Docierające do niego ze wszystkich stron krzyki, potęgowały jego chęć zemsty. 

Jego palce były zimne od buzującej w nim magii. Nie był teraz sam. Czuł obcą siłę w swoim ciele, która przejęła nad nim kontrolę. Palił go ogromny głód krwi, złość zalewała jego serce, że nie mógł myśleć o niczym innym, tylko o zemście. 

Wziął kilka głębokich wdechów, by uspokoić swoje serce. Kiedy dotarł do jej drzwi, był gotowy. 

Znalazł ją w ostatniej komnacie, w koszuli nocnej. Bez chusty zakrywającej jej łysą głowę wyglądała straszniej niż zwykle. Puste oczy miała utkwione w ścianie. Zdawała się głucha na krzyki jej sióstr i braci, których mordowali na placu zamkowym. 

Wiedźma odwróciła i uśmiechnęła się krzywo do niego. W bijącej z korytarza ciemności nie widziała zmiany w jego oczach.

- Mówiłam, że jeszcze się spotkamy, słaby Alfo. Nie wiedziałam jednak, że w takich okolicznościach.

- Twoje karty ci tego nie powiedziały? - zadrwił, rzucając jej spojrzenie pełne pogardy - Taki los czeka zdrajców. Dałem ci moją krew, by uratować Jimina, a ty od początku chciałaś się go pozbyć.

- Jest dzieckiem Przeznaczenia. Jego jedynym celem jest śmierć. Kupiłam wam tylko potrzebny czas, by wydłużyć to, co nieuniknione.

- Dla twojej informacji Jimin żyje i ma się świetnie - oczy Yoongiego zalśniły, a głos zmienił się. Podszedł bliżej do niej, podnosząc nóż  - Wasz plan się nie udał.

- Wszystko, co robiłam było dla mojego Pana - powiedziała szczerze, bez skruchy - Pan Przeznaczenie...

W tym momencie Yoongi uderzył pięścią w ścianę ze złości. Drewniana półka z specyfikami spadła, ich zawartość rozlała się, podpalając podłogę.

Twarz Yoongiego rozbłysła jasnym światłem. Gniew znikł, a zamiast niego Alfa poczuł ogromną senność. Słyszał głos wydobywający się z własnych ust, ale ten nie należał do niego.

- Panie... - rzekła starsza, rzucając się na kolana.

- Nie lubię, gdy ktoś mnie budzi- rzekł nieznajomy spokojnie.

Okno otworzyło się nagle, a wpadający do środka wiatr zdmuchnął zapalone świece. Czerwony wosk prysnął na ścianę, pozostawiając ślad jak po krwi. Kobieta od razu rzuciła się na kolana i przyłożyła czoło do podłogi.

- Panie, to ja. Jestem twoim wyznawcą od setek lat, twoją uniżoną sługą - wydyszała z trudem, zerkając powoli swoimi ślepymi oczami nad stojącą nad nią postać. 

- Naprawdę? Nie kojarzę - powiedział leniwie, przyglądając się jej, a potem mruknął - Zbudził mnie głos. Głos Omegi w potrzebie, wołanie o pomoc. I nagle znajduje się tu, w tym zamku pełnym krwi i odoru śmierci. Odrażające.

Okno same się zamknęło, uderzając głośno o ramę. Yoongi zdawał się teraz być jedynym jasnym punktem, rozświetlającym cały pokój.

- Mówisz, że mnie wyznajesz. Ciekawe. Sądzę, że mylisz mnie z Przeznaczeniem. Ja to on, a on to ja. W końcu idealnie się  dopełniamy. Czarny i biały, ciemność i księżyc - zamyślił się przez chwilę, a jego oczy błysnęły- Jesteś moim sługą, czyż nie? W takim razie mam dla ciebie pewne zadanie.

- Oczywiście Panie, co mogę dla ciebie uczynić?

Chłopak kucnął nad leżącą na ziemi kobietą i uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Chwycił jej twarz i pogłaskał ją po policzku.

- Najlepiej... Jakbyś zniknęła. Jakbyście wszyscy zniknęli- pocałował ją w czoło, a kobieta krzyknęła głośno, kiedy nagle dłonie Yoongiego wbiły nóż między żebra. Umiejętnym ruchem przebił się przez kości do wrażliwej tkanki.

- Panie... - wydyszała, plując krwią. W jej oczach widać było przerażenie.

- Nie lubię jak ktoś mnie budzi, a kłamstwa wręcz nienawidzę  - wyszeptał do jej ucha- Wszyscy powinniście zginąć już dawno temu. A teraz zapamiętaj sobie raz na zawsze. Nigdy, przenigdy nie zadzieraj z moim potomstwem.

Wyjął nóż z jej piersi, a krew chlapnęła mu na rękę. Wytarł ją niedbale o rękaw koszuli.

Wyszedł chwiejnym krokiem na plac zamkowy. Na zewnątrz zobaczył Namjoona i Hedere, a przed nimi dobrze znaną mu postać. Najstarszy.

Starzec, największy przyjaciel rodziny Namjoona, szczególnie jego dziadka. Wyglądał młodziej, niż go pamiętał przez otaczającą go iluzję. Dla Yoongiego było to dziwne zagranie z jego strony. Gdyby miał przed sobą przeciwnika jak Namjoon, udałby niedołężność i spróbował wkupić się w jego łaski. Ale Namjoon dobrze znał Starszego i już dawno przejrzał go na wylot. Forma biednego schorowanego starca nie robiła na nim wrażenia, więc przybrał swoją młodszą postać.

Uśmiechał się. Rozmawiał cicho o czymś z Namjoonem, jakby spotkał starego przyjaciela po latach rozłąki. Yoongi rozpoznał tylko jedno słowo.

Imię Seokjina.

To wywołało natychmiastową reakcję Namjoona, który podbiegł do niego i chwycił go za szyję. Hedera stanęła za Starszym i związała mu ręce. Nie stawiał oporu.

Na koniec spojrzał na Yoongiego, w jego zmienione, błękitne oczy. Chyba rozpoznał w nich Księżyc, bo speszył się i zaczął się szarpać, walcząc o oddech.

To Namjoon zadał ostateczny cios. Przykrył dłonią jego oczy i wbił ostrze w jego brzuch. Później Hedera zadała kilka następnych obrażeń. Starszy szybko się wykrwawił. Na koniec Namjoon odciął Starszemu głowę, ostatecznie uniemożliwiając jego duszy powrót do ciała. Była to najgorsza kara, jaką można było zafundować umierającemu. 

Wraz z jego śmiercią reszta poddanych szybko się poddała. Hyperion zadbał o to, żeby żaden mag nie wydostał się z twierdzy żywy.

Namjoon stał nad wychudzonym ciałem, Hedera delikatnie klepała go po ramieniu.

Yoongi powoli zaczął odzyskiwać panowanie nad własnym ciałem. Tajemnicza siła opuściła jego ciało, pozostawiając w tym miejscu zimną pustkę.

Alfa mrugnął kilka razy i spojrzał na zakrwawione dłonie lepiące się od krwi. Adrenalina powoli z niego schodziła. Obolałe od marszu mięśnie dawały o sobie znać. Jego głowa dalej pulsowała, ale teraz znów należała do niego. Nadal jednak pamiętał dziwny głos i wszystko, co zaszło w komnacie.

Podszedł do Namjoona i przytulił się do niego. Poklepał go po plecach. Wszystko teraz miało być dobrze. 

- Wracajmy - powiedział Namjoon, odrywając się od Yoongiego i zbierając swoich ludzi.

_____

Nie umiem pisać fajnych scen pojedynków xd


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro