Rozdział 43 Rozłąka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do nozdrzy Yoongiego dotarł intensywny zapach spirytusu. Alfa wzdrygnął się, gdy Seokjin przyłożył nasączoną ligninę do rany na jego szyi.

Yoongi wzdrygnął się, gdy poczuł pieczenie na karku w miejscu, gdzie pod wpływem uniesienia Jimin zostawił swój znak. Ugryzienie było nierówne, nieco poszarpane. Wgryzł się głęboko, a w opinii Seokjina, musiał wbić się w skórę więcej niż raz. 

— Kto by pomyślał, że taki mały Omega ma tyle siły w szczęce... — mówił do siebie Jin, zabezpieczając ugryzienie bandażem. — Na razie nie wygląda to źle... chyba nie wdało się zakażenie.

Yoongi wypuścił długo wstrzymany oddech, kiedy ręce Jina wreszcie odsunęły się od jego szyi. Omega zabrał zakrwawione gaziki, które wrzucił do metalowej tacki i umył ręce w kuchennej misy.

Alfa wstał ze stołka i podszedł do lustra, by zobaczyć ugryzienie. Sięgnął do niego palcami, już miał go dotknąć, poczuć to intensywne pulsowanie pod skórą, kiedy nagle Jin pacnął jego dłoń.

— Nie dotykaj! Masz zakaz dotykania! Naprawdę z wami jak z dziećmi.

Jin pokręcił głową i rzucił Yoongiemu koszulę. Gdy ten nieudolnie próbował ją założyć przez głowę, by jak najmniej nadwyrężyć szyję, Omega westchnął i pomógł mu ją założyć. Nie omieszkał rzucić też kilka złośliwych uwag.

Odkąd w wiosce brakowało Hoseoka, coraz więcej było na jego głowie. A po intensywnej rui Yoongiego, Jin zyskał nowych pacjentów. Jimin nie był w stanie wrócić do pracy, przynajmniej nie przez najbliższy tydzień.

— Jak on się czuje? — wychrypiał Alfa, wyraźnie zaniepokojony.

— Jest obolały, ale na dobrej drodze do zdrowia. Nieźle go przemaglowałeś.

Gdy w pokoju zaczął unosić się depresyjny zapach Alfy, Omega dodał zaraz.

— Spokojnie, wyliże się z tego. Ciało Omegi jest wytrzymałe. Jesteśmy do tego stworzeni, trochę poboli i przestanie — próbował go pocieszyć. — Jesteście młodzi  to zrozumiałe, że czasem można przesadzić ...

Yoongi czuł się, jakby ktoś wylał mu kubeł zimnej wody na głowę.

— Czy ... czy może już wrócić do domu?

Widząc niepewność w oczach Omegi, Alfa nie czekał na odpowiedź. Zdawał sobie sprawę, co oznacza jego milczenie. Aktualnie Jimin nie chciał go widzieć.

Namjoon wytłumaczył mu, że to pewnego rodzaju reakcja obronna. Jimin po długiej rui z Alfą wypracował mechanizm, który miał go do niego zniechęcić. Więc gdy szał rui opadł, a ich ciała znów należały do nich, nie mogli razem ze sobą wytrzymać.

Jimin pachniał dalej dla Yoongiego słodko, ale i ostro. Ciało Omegi przesiąkło wonią Alfy po tylu wspólnych razach. Natomiast dla Jimina Yoongi pachniał ... bardzo, bardzo źle.

Jak kluski czosnkowe, jak strącona siarka i zgniłe jajka.

Omega uciekał od niego i chciał być jak najdalej od niego. To było dla Yoongiego coś zupełnie nowego i pierwszy raz spotkał się z taką reakcją Jimina na jego woń. 

"Nie podchodź!" Krzyczało całe jego ciało, a Yoongi grzecznie się go posłuchał, zestresowany, że coś złego stało się z jego Omega.

Wspomnienia z rui wracały do niego stopniowo i choć były to najlepsze chwile jego życia, czuł się źle, że chyba nieświadomie przesadził i zadał ból Jiminowi. Czuł wstyd i rozczarowanie samym sobą...

— O już przestań z tą miną zbitego psiaka! Twój Omegą wróci do ciebie cały i zdrowy. Jest u nas bezpieczny.

W to akurat Yoongi nie wątpił, ale tęsknota za Jiminem dawała mu się we znaki. Nie mówiąc już o ukłuciu zazdrości na myśl, że jego Omega spędzał teraz czas z innym Alfą. Nawet jeśli miał to być Namjoon, jego przywódca.

Wiedział, że ta zazdrość jest głupia i bezpodstawna, ale jednak ...

Seokjin natomiast nie zdawał się przejmować obecnością Omegi w swoim domu. Jimin nie stanowił dla niego zagrożenia, traktował go jak członka rodziny.

Omega spakował swoje rzeczy do torby. Yoongiego z transu wyrwało głośne kliknięcie zatrzasku i szuranie krzesła. Seokjin poklepał Alfę jeszcze raz po plecach, życząc mu powodzenia i wyruszył do domu.

Do Jimina.

***

Jimin leżał na ciele Namjoona, wtulony w przyjemne ciepło. Alfa był pochłonięty lekturą i nie zwracał uwagi na chłopaka. Jedynie raz na jakiś czas przeczesywał palcami jego różowe włosy, a Jimin pomrukiwał cicho, jak kot.

Na początku Jimin czuł się nieswojo. W końcu Namjoon był jego Przywódca, no i Alfą. Czuł się niekomfortowo na samą myśl przebywania zbyt blisko niego. Jakby robił coś zakazanego. Często nocował u Seokjina i Taehyunga, ale spanie z Omegami było traktowanego jako coś normalnego, a z Alfami już niekoniecznie.

Seokjin mówił, że zajmie mu trochę czasu, by znów przekonać się do zapachu Alf. Okazało się, że zbyt długa ekspozycja na ich zapach podczas rui może przynieść też negatywne efekty i Jimin oczywiście musiał ich doświadczyć. Yoongi natomiast nie odczuł ich wcale, więc zdziwił się bardzo jego nagłą reakcją.

Co dziwne, aktualna niechęć była skierowana tylko do jego przeznaczonego, bo woń Namjoona nie wywoływała u niego fali mdłości, tylko przynosiła ukojenie. Czuł się, jakby dryfował na morzu w słoneczny dzień. Jak fale kołyszą delikatnie łódką, a on leży na plecach, przytulony do rozgrzanego od letniego słońca drewna...

Omega poczuł zapach gruszki i podniósł powiekę. Namjoon przyłożył owoc do jego ust, uśmiechając się, a Jimin dał mu się nakarmić. Był to mały sukces, bo od rui jadł bardzo, bardzo mało.

Zaraz obok pojawił się Seokjin, który rozczulił się na ten widok. 

— Jak się czuje Yoongi? — zapytał Namjoon, podnosząc się z kanapy. Robił to powoli, by nie zrobić krzywdy Jiminowi, który nadal był na nim uwieszony jak koala.

— Powoli wraca do zdrowia. Trochę jego męska duma ucierpiała, ale szyja ładnie się goi. Ale Jimin ...

Seokjin popatrzył na Omegę, który dalej był w półprzytomny. Bez namysłu skubał gruszkę, którą Namjoon przyłożył mu do ust. 

— Przynajmniej powoli zaczyna znów jeść — pocieszył go Namjoon.

— Tak, ale widać, że jest wykończony. Dawno nie widziałem czegoś takiego.

— Cóż, najwidoczniej przeznaczeni odczuwają wszystko mocniej niż normalni ludzie. Ale powoli wszystko się normuje, prawda Jiminie?

Jimin wymamrotał coś pod nosem i mocniej wcisnął się w Alfę. Seokjin zaśmiał się i usiadł obok nich, a Omega zaraz też przytulił się do niego. Na policzku miał odciśnięte wgniecenie, gdzie jego policzek wbijał się w łokieć Alfy.

— Jak się czujesz? — dopytał Namjoon Omegę, głaszcząc go po plecach. Każda forma kontaktu z Alfą powodowała najpierw chwilowe spięcie, a potem znów rozluźnienie, gdy organizm rejestrował, że nie jest to zagrożenie.

— ... Śpią...cy...

— Spałeś cały dzień. Nie można tyle spać! Musisz wstać i coś zjeść. Może weźmiesz kąpiel? Gorąca woda zrelaksuje twoje mięśnie...

Jimin bronił się ostatkami sił, ale w końcu Omega postawił na swoim i zjedli posiłek. Dla Jimina przygotowali coś lekkostrawnego, gotowane mięso i zupę jarzynową, którą zaprawili łyżka śmietany. Omega niechętnie dłubał w swojej misce, a Jin i Namjoon jedli powoli, by Jimin mógł wymęczyć swoją porcję.

Każdy ich dzień wyglądał podobnie, zawsze ktoś pilnował Jimina, sprawdzał jak się czuje i czy jego gorączka ustępuje. Co jakiś czas pytali się, czy jest już gotowy wrócić do Yoongiego, ale Omega zazwyczaj wtedy kręcił głową, marszczył nos i stroszył się. Zakopywał się pod warstwą kocy, które upodobał sobie w sypialni Jina i nie chciał ich opuścić. 

Musieli cierpliwie czekać, aż ten okres buntu minie, aż Omega wreszcie opuści swoją norę i wyrwie się z tego transu.

Stan ten miał swoje plusy, ponieważ Jimin stał się bardziej wylewny i choć nie było to zamierzeniem Jina, to miło było usłyszeć od Jimina wyznanie, że on i Yoongi  są zaręczeni. Oczywiście wiedział już o tym wcześniej, ale miłe było usłyszeć to z ust swojego przyjaciela. 

— To słodkie... Ustaliliście już datę? Latem jest pięknie, można by zrobić go latem...

— Nie wiem... — mówił zaspanym głosem Jimin. — Ja... Teraz nie ...

— Nie mówię, że teraz, oczywiście że musisz odpocząć, ale chyba myślałeś już, jak to będzie wyglądać?

Omega pokręcił głową i ziewnął przeciągle. Jin starał się powstrzymać go przed zaśnięciem rozmową, ale Jimin nadal dużo sypiał, bo jego organizm potrzebował regeneracji.

— Nie wiem ... nigdy nie myślałem o tym. Zawsze wystarczał mi tylko Yoongi. Najważniejsze, by był przy mnie ...

Wtedy na moment się rozbudził, otworzył szeroko oczy i rozejrzał się po pokoju. Jin spokojnie złapał go za ramiona i poprowadził znów na łóżko, by spoczął na miękkim materacu.

— Spokojnie, Yoongiemu nic się nie dzieje. Jesteś u mnie, pamiętasz? Odpoczywasz, rozmawiamy...  — uspokoił go, gładząc po włosach. — A więc nigdy nie myślałeś o ślubie, ani o weselu?

— Nigdy nie wierzyłem, że będę miał Alfę... To dalej dla mnie ... Niesamowite, że ktoś chciał mnie ...

Kąciki ust Jina drgnęły, hamował się żeby nie zaśmiać się głupkowato, bo ton Jimina był bardzo poważny.

— Jesteś pięknym Omega, mógłbyś mieć każdego. A teraz masz dobrego Alfę, który czeka na ciebie. 

... I wyje z tęsknoty, ale tego Jin nie chciał mówić Jiminowi, żeby go nie stresować. Potrzebował czasu, by odzyskać siły i musiał go chronić za wszelką cenę. Jimin uśmiechnął się, a Omega kontynuował. 

— Musisz bardziej wierzyć w siebie, Jiminie. Zasługujesz na szczęście tak samo jak wszyscy. Nie zapominaj o tym. 

Jimin kiwnął głową zaspany i wtulił się w Omegę. Był uroczy, naprawdę. Serce Jina rosło z każdą chwilą i pomyślał nawet, że chciałby, żeby Jimin został w jego domu na zawsze. Westchnął cicho, bo nie było to możliwe.

***

Namjoonowi nie spodobało się, gdy zobaczył Yoongiego w stajni. Alfa ubrany był w strój do jazdy. Stojący obok konia Jungkook kończył przygotowywania i napiął się, widząc zdenerwowanego przywódcę, który zbliżał się w ich kierunku.

— Co robisz? Nie pamiętam, żebym wydał rozkazu na wyjazd — krzyknął do niego Namjoon, niby to zagadując przyjaźnie, niby żartem, a jednak czuć było napięcie w jego głosie. 

Yoongi zawsze się go słuchał i był z reguły rozsądny, tym bardziej zdziwiło go, gdy nagle dostał informacje, że jego prawa ręka właśnie przygotowuje się do wyjazdu bez jego wiedzy. Nie oznaczało to niczego dobrego.

— Musze wyjechać na jakiś czas. Przewietrzyć głowę — odpowiedział Yoongi chłodno, a Namjoon prychnął.

— Zabrało ci świeżego powietrza u nas w wiosce? Jesteśmy w środku puszczy — podniósł brew do gór. — Co się dzieje?

Jungkook wycofał się do tyłu, widząc dwójkę zdenerwowanych Alf i jak sytuacja pogarsza się z sekundy na sekundę.

— Odpieprz się. Nie twój interes. Nie mam obowiązku się przed tobą meldować. 

Mówiąc to Yoongi zacisnął pięści. Jego oczy były przekrwione, w tęczówkach zanikł złoty kolor. Pozostała tylko czerń, głęboka i nieprzenikniona.

Brak Jimina doskwierał mu niesamowicie. Powoli zaczynał tracić zmysły, a ucieczka w las wydawała się dla niego najlepszym rozwiązaniem.

Cóż, Namjoon nie podzielał jego zdania.

— Zostawiasz tak swoją Omegę? Teraz, w tym momencie?

— Jeśli nie zauważyłeś, aktualnie on nie chce mojego towarzystwa... — warknął, a na koniec dodał z wyrzutem, który brzmiał jak ryk rozpaczy. — ... Tylko twojego.

— Przecież wiesz, że ja ... Nigdy ...  — Namjoon nabrał powietrza w płuca. — Przecież to idiotyczne.

— Totalnie idiotyczne  — Rzekł Jungkook, wychylając się zza winkla, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi, bo Alfy mierzyły się spojrzeniami, walcząc o dominację. 

Trwali tak przez moment, walcząc na spojrzenia, ale Yoongi uległ pierwszy. Jak zawsze. Nie potrafił kłócić się z Namjoonem, zbyt wiele mu zawdzięczał. Był jego przywódcą, więc górował nad nim w każdym aspekcie. Yoongi pochylił głowę pokornie. Zgarbił się, jego pewność siebie ulotniła się szybko.

— Wiem, przepraszam. To idiotyczne. Wiem, że nigdy nie mógłbyś... Ale to tak strasznie mnie boli. Cały czas czuję jego myśli i nie mogę przeżyć, że czuje się bezpiecznie u kogoś innego niż ja... Powoli tracę zmysły. Czuję, że jak zostanę tu jeszcze dłużej, to zwariuję do reszty.

— I naprawdę uważasz, że wyjazd to dobre rozwiązanie? — Namjoon podniósł brew do góry.

— Gdybyś był na moim miejscu, gdybyś czuł to co ja... pewnie zrobiłbyś to samo — Yoongi spoważniał. — Wrócę najszybciej, jak się da. Gdy tylko uda mi się zapanować nad tym... Czymś.

Namjoon spojrzał na niego jeszcze raz, a potem uścisnął go mocno. Yoongi odwzajemnił uścisk.

— Tylko wróć do domu bezpiecznie — powiedział mu na pożegnanie. — Pamiętaj, że masz dla kogo żyć.

Alfa odprowadził go wzrokiem, kiedy Yoongi wyjechał z wioski. Wiedział, że Yoongi wróci, a jednak w sercu rósł niepokój. Gdyby Jimin był świadomy tego co zaszło, na pewno by spanikował. Ten Omega był taki wrażliwy. Miał nadzieję, że niedługo jego stan się poprawi i znów do siebie wrócą.

Seokjin od razu zauważył zmianę w Namjoonie. Szeptem zapytał, co się stało i wyrwał mu się z ust jęk, gdy usłyszał o wyjeździe Yoongiego. Z niepokojem spojrzał w stronę salonu, gdzie smacznie spał Jimin, nieświadomy tego, co dzieje się właśnie z jego Alfą.

***

Yoongi klęknął przy skale i spojrzał na mogiłę, a właściwe na to co z niej pozostało. To miejsce miało znaczenie tylko symboliczne, bo nie było tam szczątków jego rodziny, a jednak gdy patrzył na prosty nagrobek, czuł żal rozlewający się po jego sercu. Jakby to właśnie tutaj leżały ich ciała, głęboko po ziemią, przykryte warstwą kamieni, spod których teraz wyrastały polne kwiaty, czerwone maki i białe baldachy krwawników. 

Nie odezwał się ani słowem, tylko trwał w ciszy. W swoim umyśle przywołał obraz matki i braci. Dzielił się z nimi wszystkim, co leżało mu na sercu. Opowiedział o Jiminie, o jego miłości, o tym, że nie wierzył nigdy w Przeznaczenie, a teraz poznał własne. O Namjoonie, o starszyźnie, i o zaręczynach... 

Żałował, że nie jest w stanie z nimi porozmawiać. To nie było to samo. Cicha modlitwa to tak naprawdę rozmowa z samym sobą. Chociaż zadajesz pytania, nie dostajesz odpowiedzi, nieważne jak długo na nią czekasz. 

Nie ma już tej drugiej osoby. Zniknęła. 

Nie, może jest gdzieś, w świecie duchów, ale to dla ludzkiego umysłu za daleko. Stamtąd ich słowa nie są w stanie go dosięgnąć. Ale może go słyszą. Może nawet go widzą, ale nie odpowiadają. Może nie mogą odpowiedzieć. Może ich duch jest tak słaby, że nie są w stanie.

Czekał na znak, jakikolwiek. Na podmuch wiatru, na ćwierkot ptaków, na padające promienie słońca ukryte za kłębiastymi chmurami, ale nic specjalnego się nie stało. Słyszał tylko tłukące w jego piersi serce. Niewidzialny ciężar wspomnień rozrywał klatkę piersiową. Może Namjoon miał rację. Może lepiej, by było gdyby tu nie przyjeżdżał. Rozdrapywanie zagojonych ran było paskudnym pomysłem. A jednak ... W tej agonii miał jakieś pocieszenie, bo myślami był wtedy gdzie indziej, z dala od Jimina.

Koń zacharczał niezadowolony. Stali już tak długo, a Yoongi dalej klęczał na chłodnej skale. W końcu zdobył się na odwagę, by wstać. 

Okolica była skalista. Rzadko się tu zapuszczał, bo teren ten znajdował się daleko, na granicy terytoriów. Gdyby ktoś go tu znalazł, mógłby mieć kłopoty. Nie każdy był Namjoonem, który przyjmował wszystkich z otwartymi ramionami. Większość wilków była terytorialna. Nie znosiła obcych.

Wsiadł na konia i wyruszył w drogę powrotną. Nie spieszył się, czuł dalej, że Jimin na niego nie czeka. Ich więź była teraz przerwana, słyszał Omegę jakby był pod wodą, pogrążony we śnie. 

Nagle usłyszał ciche nucenie. Melodia wydawała się znajoma. Zatrzymał konia i odwrócił się w stronę dźwięku. Pomyślał, że mu się coś przesłyszało, ale gdy ruszył dalej, znów ją usłyszał. Wiatr wprowadził w ruch gałęzie, szelest poniósł się przez cały las. Zielone listki wprawione w ruch migotały na tle nieba, tworząc zielono-niebieską mozaikę. 

Zatrzymał konia i nasłuchiwał, a gdy zlokalizował źródło dźwięku, popędził w jego kierunku. Zdziwił się bardzo gdy zorientował się, że dochodzi z jednego ze szczytów. Zmrużył oczy. 

Znał te tereny, ale nagle to miejsce wydało mu się obce. Dostrzegł kamienne, strome schody, naturalne wyżłobienia. Nie przeoczyłby ich nigdy, miał dobry wzrok. To miejsce było charakterystyczne, na pewno by je zapamiętał. Musiało pojawić się znikąd. 

Znów usłyszał ten melodyjny głos, starą ludową przyśpiewkę. Zostawił konia i zaczął się wspinać. Zdziwił się bardzo, bo spodziewał się dłuższej wspinaczki, ale postawił kilka kroków, a już był na miejscu. W oczy poraziła go niespotykana zieleń trawy, tak soczysta i intensywna, że aż piekły go oczy.

Na polanie stała rozwalająca się chatka. Rozpoznał ją. Jimin opowiadał o swoim domu wiele razy. Mówił o górach, o kamiennych schodach, o drewnianej chałupce z kominkiem z czerwonej cegły. Na zewnątrz były rozłożone praski z ziołami. Przez otwarte okna można było dostrzec ciemne wnętrze domu i zwisające z sufitu wiązanki ususzonych ziół i warkocze czosnku. 

Przed domem, na bujanym fotelu siedziała zgarbiona staruszka. Jej tłuste, przerzedzone włosy były związane w rozwalający się warkocz. Na głowie miała czerwoną chustę w biała kratę. Na spiczastym nosie miała małe okulary, dwa małe kanciaste szkiełka. Gdy zobaczyła Alfę, przestała się bujać i odłożyła swoją robótkę na bok. 

— No, nareszcie.  Długo ci to zajęło — odezwała się pierwsza, wstając z fotela. —No co? Czemu stoisz jak słup soli? Tak, do ciebie mówię. 

Yoongi długo się w nią wpatrywał. Bał się poruszyć, bo przed nim dostrzegł Babę. Kobietę, która wychowała Jimina. Babę, której szukał dla niego długo, jednak bezskutecznie, aż do teraz. Nie spodziewał się, że ta pieśń doprowadzi go do niej. 

— A ty co? Głuchy jesteś? A może mam wysłać specjalne zaproszenie? Wchodź do środka, bo zaraz zmienię zdanie. 

Staruszka nie zwracała na niego uwagi tylko pokuśtykała do swojego domu, a Yoongi, chociaż zdezorientowany i niepewny jej zamiarów, ruszył za nią. Drzwi zamknęły się. 

_______________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro