Rozdział 44 Czy to przeznaczenie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Yoongi znieruchomiał, gdy wszedł za staruszką do środka. W izbie było gorąco i duszno, wszystkie okna były zamknięte. Uderzył go w nozdrza znajomy zapach suszonych ziół. Pod sufitem na metalowych tackach wyłożonym papierem leżały rozłożone rośliny. Kilka zżółkniętych pęczków zwisało z góry obok zaróżowionych warkoczy czosnku. 

Miał dziwne wrażenie, że kiedyś już tu był. Omiótł wzrokiem zagracone pomieszczenie. Chaotycznie rozłożone książki na podłodze. Topniejące żółte świece, z których kapał gorący wosk. Zakurzony, podniszczony dywan i spróchniałe od panującej wilgoci deski. Pochłaniał czujnym okiem najdrobniejsze szczegóły. Na ścianie dostrzegł mapę nieba i choć potrafił czytać w stopniu zadowalającym, nie rozpoznał zapisanej na niej znaków. 

To, na co jednak zwróciło jego uwagę, to fotografia przypięta w rogu mapy. Bardzo rzadka i cenna rzecz, szczególnie na terenie rezerwatu. Yoongi przyjrzał jej się z bliska. Zdjęcie było czarnobiałe i niewyraźne, a jednak rozpoznał na niej ten charakterystyczny, nieśmiały uśmiech, którym tak często obdarzał go Jimin. Chłopiec był drobny, a zabandażowane ręce trzymał schowane za plecami. Obok niego stała staruszka również uśmiechnięta, chociaż bliżej było temu do grymasu niezadowolenia niż do pełnego uśmiechu.

Serce Yoongiego zabiło szybciej, bo zrozumiał wtedy, że nie trafił tu przypadkowo. Całymi dniami szukał tego miejsca i w końcu je znalazł. Dom Jimina. Dom Baby. Zacisnął pięści i wziął głęboki wdech, by się uspokoić. Szukał tego miejsca wcześnie specjalnie dla Jimina, jednak jego wyprawy były bezowocne, aż do teraz. Z każdym kolejnym wdechem czuł unoszącą się wokół niego magię, która wręcz wylewała się ze ścian wiekowego budynku. 

Wszedł głębiej, do środka izby, gdzie już czekała na niego Baba. Z bulgoczącego kociołka unosiła się biała para. Na stole kuchennym leżały napoczęte słoje bez ładu i składu. Yoongi zerknął okiem na pożółkłe etykiety i niedbale zapisane nazwy składników. Jimin na pewno wiedziałby, co w nich jest. Yoongi rozpoznał zaledwie kilka z nich — suszone kwiaty lawendy, żółte nasiona kozieradki oraz białe kuleczki, owoce jemioły. Reszta wydała mu się obrzydliwa — zwierzęta w galaretowatej mazi, głównie gryzonie, skrzydła ważki i podejrzany błyszczący perłowy proszek zamknięty w fioleczkach.  

Mimo panującego bałaganu, miejsce to wydawało się mu przytulne. W myślach powracał do rozmów z Jiminem, kiedy ten wieczorami opowiadał mu jak spędzał czas u baby. Jak zbierał i suszył rośliny, jak pomagał przygotowywać lekarstwa i rzeczy pod uroki. Próbował sobie wyobrazić młodego Omegę, który wychowywał się w tym miejscu. Zakuło go w klatce piersiowej.

Poczuł na sobie obcy, świdrujący wzrok, ale baba była zajęta krzątaniem się przy stole, zbierając fiolki do skórzanej torby. Podniósł głowę do góry. Na kominku wylegiwał się czarny kocur, który wpatrywał się w niego badawczo swoimi żółtymi oczami. Yoongi szybko odwrócił od niego wzrok. Czuł jakby zwierzę przejrzało go na wylot swoimi ślepiami. 

— Siadaj, nie stercz jak kołek — zawołała go baba, stawiając na ubrudzonym od wosku stole szklanki z ciepłym naparem. Szkło było cieniutkie, a na dole były przymocowane srebrnymi podstakannikami. 

Widząc jego zmieszanie, pierwsza sięgnęła po swoją szklankę i wypiła łyczek. Yoongi przyjrzał się jej dokładnie. W odróżnieniu od innych czarownic jakie spotkał na swojej drodze, wokół niej nie unosiła się mgła. Jej obraz był stały, nieprzerwany. Widział na jej twarzy ślad czasu — głębokie zmarszczki, zapadnięte oczy, kilka starczych plam na czole. Baba uśmiechnęła się złośliwie. 

— Co? Nie tego się spodziewałeś? Mogłabym użyć zaklęcia zmieniającego wygląd jak reszta — paznokciem zaczęła zdzierać skórkę na kciuki. Mówiła, jakby czytała mu w myślach. Alfa szerzej otworzył oczy. — Ale to tylko marna sztuczka. Nie da się zatrzymać czasu. Magia spowalnia starzenie, ale i tak widać jego efekty. Pięknie utkana iluzja to nadal tylko iluzja.

Na moment okryła się mgłą i wtedy przybrała nową postać. Mięśnie Yoongiego napięły się, gdy przed jego oczami Babuszka zniknęła, a zamiast niej pojawiła się łysa wiedźma, którą kiedyś odwiedził w zamku starszych. Ręce zaczęły mu drżeć, a zanim się zorientował, w dłoni trzymał nóż. Zaraz jednak obraz zadrgał i kobieta zniknęła, a przed nim siedział teraz Starszy. Gdyby nie fakt, że widział jego odciętą głowę, przysiągłby, że jest prawdziwy. Był jak żywy. Jego białe włosy opadały na ramiona, a na twarzy malował się ten nieziemski spokój, chociaż w oczach czaiła się pustka. 

Baba syknęła i rozprostowała palce, gruchnęło jej w kościach. Obraz się zachwiał i znów wróciła do swojej starej postaci.

— Odkąd osłabiliście starszyznę nie umiem już utrzymać iluzji na zbyt długo. Albo to po prostu starość — zaśmiała się sama z siebie. 

Yoongi nadal był cały spięty. Siedział nieruchomo na krześle i bacznie obserwował babę. Spuścił wzrok, gdy poczuł pieczenie w prawej ręce. Wyczuł zapach własnej krwi i zorientował się, że krwawi. Wypuścił nóż. Zamiast trzymać go za rączkę, ściskał go za ostrzę, które mocno rozcięło wnętrze jego dłoni. Kobieta cmoknęła z niezadowoleniem, widząc jaki bałagan zrobił jej gość. 

Wzięła jego dłoń w swoją i przyjrzała się ranie. Yoongi rozluźnił palce i pokazał rozcięcie. Liczył, że samo się wygoi, ale odkąd klątwa Jimina zniknęła, wraz z nim zniknęły zdolności regeneracyjne Yoongiego. 

Namjoon miał na to teorię. Wierzył bowiem, że wreszcie ich stany się wyrównały. Zapanowała harmonia, bo jeden nie mógł żyć bez drugiego. Klątwa Jimina została zdjęta częściowo dzięki właśnie Yoongiemu. Jego nadludzkie zdolności regeneracyjne przeszły na Jimina, likwidując objawy klątwy. Tylko tak mógł logicznie wytłumaczyć, co między nimi się wydarzyło. 

Palce baby przesunęły po ranie, zimno magii przeniknęło przez skórę Yoongiego. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do tego uczucia. Tego chłodu, który towarzyszy płynącej w żyłach magii, lodowatego pocałunku, który zostawiał na nim niewidzialny ślad. Rana zasklepiła się, krew przestała płynąć, ale zimne kłucie pod skórą nadal było wyczuwalne, jakby jego ciało z całej siły próbowało się oprzeć jego działaniu.

— No już. Wiem, że mnie szukałeś, inaczej dom nie odpowiedziałby na wołanie — głową skinęła na ścianę, jakby zwracała się do budynku. — Jest magicznie zaklęty. Dom wpuszcza tylko wybranych, którzy potrzebują pomocy. Intruzi nie są wstanie go znaleźć, nawet Starszy miał z tym problem. Pomysłowe, czyż nie?

— Faktycznie. Na mapach Namjoona nie było wzmianki o tym miejscu. Jimin również nie potrafił określić miejsca, w którym mieszkał... —  powiedział Yoongi, biorąc pierwszego łyka herbaty, wcześniej ostrożnie mieszając łyżką w jej zawartości. Na powierzchni unosiły się zielone listki mięty i melisy. Po spróbowaniu uspokoił się nieco - nie była zatruta, chociaż w smaku niesamowicie cierpka. 

— Dom samoistnie się przenosi. Niestety, nad tym aspektem nie mam dużej kontroli — Uśmiechnęła się pod nosem — To stare zaklęcie, chociaż nie ja na nie wpadłam. Powiedzmy, że ... ktoś mi w nim pomógł dawno temu. 

Kocur miauknął i wyciągnął się. Zeskoczył z kominka i podszedł do nich, chowając się w nogach baby. Ta zignorowała go całkowicie.

— Wiedziałaś, że przyjdę — odezwał się Yoongi, zabierając wygojoną dłoń i przykładając ją do piersi — Czekałaś na mnie. 

— Coś obiło mi się o uszy, ale ... czas tutaj płynie inaczej. Trochę się naczekałam, nie wiedziałam kiedy dokładnie przybędziesz. Ale wiedziałam, że w końcu się pojawisz. Po prostu ...  Przeznaczenie? 

Kot wskoczył jej na kolana i usadowił się wygodnie. Yoongi wyprostował się na krześle.

— Wiem, co sobie myślisz. Darzysz mnie niechęcią tak mocną, że czuć to nawet teraz — powiedziała staruszka, głaszcząc kocura. — Masz mi za złe wszystko, co spotkało Jimina. Ale jesteś w błędzie. Wszystko, co robiłam, było wyłącznie tylko dla jego dobra...

Yoongi zmarszczył brwi. 

— Gdy go spotkałem, umierał. Umierał od trucizny, którą ty mu dałaś. Przez tyle lat męczył się tutaj, całkiem sam. Bez rodziny, bez stada. Zastanawiam się tylko dlaczego?

Baba nie odezwała się. Alfa prychnął.

— On ci ufał — powiedział cicho i przez moment nawet żałował, że to powiedział, bo staruszka siedząca naprzeciwko nagle wydała mu się nie arogancka, lecz biedna. Krucha, starsza kobieta, boleśnie doświadczona przez życie, która całe swoje dnie spędzała sama. Możliwe, że chciała Jimina dla siebie. Że był dla niej jak rodzony syn, w ten dziwny, pokręcony sposób, którego Yoongi nie rozumiał, albo nie chciał zrozumieć. 

— Wszystko, co zrobiłam, zrobiłam dla jego dobra. Zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy i co na tamten czas wydawało się słuszne  — powtórzyła znowu i spojrzała Alfie prosto w oczy. — Nie każda przepowiednia się sprawdza. Nigdy bowiem nie mamy pewności, kto podejmie jaką decyzję. I choć wierzę w Przeznaczenie, nie uważam go za nieomylnego...

Niezadowolony z głaskania kot zeskoczył z jej kolan. Pomknął pod stołem w kierunku wyjścia, a pod nogami Yoongi wyczuł lodowaty przepływ magii. Oczami powędrował za kotem, który nagle zniknął mu z oczu, podczas gdy baba kontynuowała. 

— ... Choć możliwe, że miał to wszystko zaplanowane. Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Nawet dla mnie, po tylu latach, jest zagadką. Nigdy nie wiem, co chodzi mu po głowie. 

Yoongi zerknął na kota, który teraz drapał drewnianą okiennicę, jakby chciał się wydostać. Kobieta wstała i posłusznie otworzyła okno, a czarny kocur wyskoczył na zewnątrz. 

— Nie boisz się, że ucieknie? — zapytał staruszkę, która smutnymi oczami spoglądała w dal. 

— Nie. Widocznie zmęczyła go ta rozmowa — prychnęła i zamknęła okno. Odwróciła się ponownie w stronę Yoongiego — Tak jak mówiłam, nigdy nie wiem do końca, co chodzi mu po głowie. 

Alfa zamrugał. Gwałtownie wstał z krzesła i podbiegł do okna, ale kota już nie było. Na zewnątrz widział tylko białą, mleczną mgłę. Przed chwilą świeciło słońce, więc jak ...  

Na zegarze wybiła dwunasta. Kukułka wyskoczyła z gniazda i zaczęła śpiewać. Baba podniosła oczy ku górze.

— Widać dom też ta rozmowa wymęczyła. Czuję, jak fundamenty się ruszają. Jeśli nie chcesz wylądować po drugiej stronie rezerwatu, lepiej się zbieraj.

— Czekaj, nie rozumiem ... 

— Miło było, ale się skończyło. 

— Ale Jimin ... on chciałby się z tobą zobaczyć. On ...

Baba przerwała mu ruchem dłoni. 

— To pożegnanie. Nasze drogi oficjalnie się rozeszły. To spotkanie miało tylko jedno na celu, Zaspokojenie twojej ciekawości — podeszła do niego i wcisnęła mu coś między dłonie. Mocniej złapała go za rękę — Przekaż Jiminowi, by nie szukał już więcej mnie i mojego domu. Powiedz mu, że już mnie nie ma. 

Yoongi chciał pokręcić głową, nie zgodzić się na to, ale poczuł otaczający go chłód magii. 

— Tak będzie dla was najlepiej. Teraz on jest szczęśliwy, prawda? Szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Ja nie jestem już potrzebna. Odegrałam swoją rolę i czas zejść ze sceny.

— ... nie rozumiem twoich artystycznych porównań. To nie sztuka — Yoongi zmarszczył mocniej brwi. Poczuł jak podłoga pod nim powoli się przesuwa. 

— Faktycznie, nie są najlepsze. On zawsze lubił dramatyczne pożegnania, może dlatego i mi się to udzieliło na starość — Spojrzała w dół, na zapadającą się pod nimi podłogę —  Nie wiem ile czasu mi zostało, ale chciałabym ... już po prostu zniknąć. Zaopiekuj się nim. Oprócz niego, nie mam już nikogo na świecie. Szczególnie teraz będzie potrzebował opieki, kiedy nosi twoje dziecko.

Yoongi zamarł, a baba uśmiechnęła się zadowolona.

Alfa chciał krzyknąć. Złapał ją za rękę, ale dotknął tylko lodowatego powietrza. Staruszka rozpłynęła się niczym obłok. Nim Yoongi się zorientował był z powrotem. Chatka w górach zniknęła, została po niej tylko pustka i kamienne schody. Wokół niego unosił się puch dmuchawca, ale silniejszy podmuch wiatru pchnął nasionka do góry, porywając je wysoko.

Wydawało mu się, że usłyszał miauknięcie, ale nigdzie nie znalazł czarnego kocura. 

W uszach dzwoniło mu, serce biło szybciej. Spojrzał na zagojoną dłoń, w której ściskał małe zawiniątko. Gdy je rozłożył, rozpoznał fotografię, jedyną pamiątkę Jimina po babcie. Ostrożnie złożył ją na pół i schował za pazuchą. 

***

Jimin ocknął się jak z transu.

W pokoju panowała ciemność, chociaż za oknem dopiero zmierzchało. Grube zasłony skutecznie blokowały ostatnie promienie słońca. Fioletowe ściany były znajome, ale dziś wydawały się wyjątkowo chłodne, a materac, choć miękki i gruby, nieprzyjemny. Po całym ciele Jimina przeszło mrowienie, od czubka głowy po koniuszki palców. 

W jego głowie natomiast panowała absolutna, nieprzenikniona cisza. Powoli podniósł się z łóżka. Twarz schował w dłoniach, gdy od zmiany pozycji zakręciło mu się w głowie. Żołądek podszedł mu do gardła.

Usłyszał ruch po swojej prawej stronie, cichy szelest pościeli, ale zrobiło mu się ciemno przed oczami i nie mógł dostrzec drugiej osoby. Dopiero gdy usłyszał znajomy głos, Jimin rozluźnił się, chociaż dalej było mu niedobrze.

— Hej mały, jak tam? Wszystko w porządku? — zapytał troskliwie Seokjin, jego ręka spoczęła na plecach skulonego Omegi. — Źle się czujesz?

Jimin kiwnął głową i od razu tego pożałował, bo fala nudności znowu go zalała. Seokjin chyba wiedział, co się święci, bo pomógł chłopakowi wstać i poprowadził go do łazienki.

Jimin czuł się naprawdę okropnie i dopiero gdy wyrzucił to, co leżało mu na żołądku, ciało się uspokoiło. Seokjin przykrył go kocem, by się nie przeziębił i zaprowadził do salonu, gdzie czekał już na niego kubek miętowej herbaty, najlepszego remedium na podrażniony żołądek.

Ale na woń mięty Jimin zareagował w podobny sposób i gdy tylko wziął łyczka, znów popędził do łazienki. Ostatecznie została mu zaserwowana do picia tylko woda ze szczyptą soli. 

— Gdzie Yoongi? — zapytał zmęczonym głosem, ledwo stojąc na nogach. Namjoon spojrzał na niego zaskoczony i posłał pytające spojrzenie do Seokjina, który również nie potrafił ukryć zdziwienia.

— ...Czyli już mu przeszło —  powiedział cicho przywódca do swojego kochanka, a potem zwrócił się do Jimina. — Yoongiego chwilowo nie ma. Wyjechał. 

Na te słowa grymas niezadowolenia zniknął z twarzy Omegi, a zamiast tego pojawił się głęboki smutek, taki który łapie za serce. Jin już chciał do niego podejść i go przytulić, ale Jimin nie pozwolił na to.

— Jak to wyjechał? —  wydukał. Jego głos się załamał, on sam był w totalnej rozsypce.

Może dlatego, że tak długo był pozbawiony Alfy, teraz domagał się jego obecności. Ciało się zregenerowało, a teraz cierpiało z odstawienia. Od dawna nie był narażony na brak Yoongiego. Spędzał z nim każdy dzień i teraz gdy go nie było, poczuł w sercu ogromną, ziejącą pustkę. 

— Wszystko jest w porządku, kochanie — powiedział Seokjin, gładząc go po głowie — To tylko chwilowa nieobecność... na pewno wróci niedługo... —  posłał Namjoonowi ostrzegawcze spojrzenie.

— Nie ma go ... Nie wiadomo gdzie jest ... — powtarzał cicho Jimin sam do siebie.

Powoli wspomnienia do niego wracały. Był u Seokjina. Jin i Namjoon opiekowali się nim. Pamiętał, jak po rui wszystko go bolało i jak każdy zapach związany z Alfą go irytował, nawet zapach Yoongiego. Pamiętał smutek w jego oczach, gdy uciekał od niego i był zawiedziony samym sobą. Musiało my być naprawdę ciężko. A teraz nie było go przy nim.

W umyśle nie wyczuł obecności Yoongiego. Gdziekolwiek teraz był Alfa, był poza zasięgiem ich więzi. Przed oczami miał najgorsze scenariusze. 

Nie chciał płakać, ale siedziało w nim tyle emocji, stłumionych przez ostatnie kilka dni. A teraz wszystko wyszło i uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Po policzku spłynęła mu łza, którą szybko wytarł rękawem. 

— To tylko chwilowe, na pewno niedługo wróci — przyrzekł Jin, siadając na podłodze, by spojrzeć Jiminowi w oczy. Omega głowę miał schowaną między nogami. Ciepła dłoń Seokjina musnęła jego nogę. Jimin nie poruszył się. 

— Powinieneś odpocząć, wyglądasz na osłabionego — poradził mu Namjoon.

Alfa zawinął Jimina kocem i podniósł do góry. Zaniósł go na rękach z powrotem do sypialni Seokjina. 

Jimin czuł, jak jego żołądek się zaciska, a w gardle czuł gulę. Nie był w stanie się nawet odezwać. Mocniej wtulił się w Namjoona, chowając twarz w jego klatce piersiowej. Alfa ostrożnie położył go na łóżku. 

Jin utulił Jimina kołdrą i całkowicie zasłonił rolety, a potem położył się obok niego. Skinął na Namjoona, a ten ucałował najpierw Seokjina w policzek, a potem Jimina w czubek głowy. Cicho zamknął drzwi za sobą, ale zamiast skierować się do swojego pokoju, udał się do gabinetu, gdzie siedział aż do późnego wieczoru. 

***

Rano Jimina napadła kolejna mdłości. Wymiotował kilka razy i nie mógł przełknąć nic prócz suchej kromki chleba. Siedzenie w stołówce również źle na niego wpływało. Sam zapach jedzenia wywoływał u niego kolejną falę nudności, a żołądek wykręcał fikołki. Głęboko wierzył, że spowodowane jest to zniknięciem Yoongiego i przeraźliwie piszczącą ciszą w jego czaszce, odkąd słodka mentalna obecność Alfy rozpłynęła się w powietrzu. 

— Wyglądasz jak siedem nieszczęść — skomentował Taehyung, gdy Jimin niespokojnie kręcił się na swoim miejscu. Jego talerz był pusty. — Może napijesz się czegoś? 

Na samą myśl o jedzeniu Jiminowi zrobiło się niedobrze. Jin postawił przed nim szklankę ciepłej wody. Przyjrzał się z niepokojem bladej twarzy Jimina. 

— Nie wyglądasz najlepiej. Może powinieneś zostać w łóżku? 

— Nie, ja ...  — Omega przełknął ślinę, jego usta były suche jak wiór. Spróbował się uśmiechnąć. — Już dobrze. Po prostu nie jestem głodny.

Jin mu nie uwierzył i Jimin wiedział o tym. Seokjin posłał porozumiewawcze spojrzenie swojemu partnerowi, który również niepokoił się o stan młodego Omegi. 

— Może zamiast tego przejdziemy się?  — zaproponował starszy — Świeże powietrze dobrze ci zrobi.

Seokjin wstał i wyciągnął dłoń w jego kierunku. Jimin pochwycił ją i lekko się zachwiał. Seokjin wziął go pod pachę i wyprowadził na zewnątrz z dala od ciekawskich spojrzeń, smakowitych zapachów i duchoty. Skierowali się do bramy, która odkąd pokonali starszych była cały czas otwarta i wyszli na zewnątrz, na polną ścieżkę. 

— Masz dalej nudności, prawda? Nasilają się z rana i nie chcą przejść? — zapytał Seokjin cicho, unikając spojrzenia młodszego Omegi.

Jimin potaknął. Na zewnątrz, na świeżym powietrzu czuł się o niebo lepiej. Wiosenny wietrzyk przynosił ulgę, kiedy smagał go po policzkach. 

— Nie czujesz się... jakoś inaczej? Ostatnio tak dużo spałeś i byłeś bez siły... — Seokjin mówił do niego dalej. Zatrzymali się pod jednym z drzew, gdy Jimin zaczął mimowolnie dyszeć.

— Ja... sam nie wiem. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego...

— Być może ... — Jin zamyślił się. Zrobił to charakterystyczne westchnienie, które Jimin już znał. Omega intensywnie o czymś myślał. Seokjin poprowadził go do pieńka i nakazał  Omedze usiąść. Dopiero wtedy wypowiedział dalsze słowa. — ... wielce prawdopodobne, że możesz być w ciąży, Jiminie. 

— Co? Niemożliwe — Jimin gwałtownie podniósł głowę do góry i spojrzał na Jina z przerażeniem w oczach — Dopiero co była ruja Yoongiego, to nie może być tak szybko! 

W głowie zaczął liczyć, ile dni minęło. Ile właściwie spał? Ile dni spędził u Namjoona i Jina, by się zregenerować? W głowie miał mętlik i zaczął na palcach robić obliczenia. 

Kąciki ust Seokjina uniosły się delikatnie ku górze, w krzywym uśmiechu. Próbował zachować powagę, by nie speszyć młodszego Omegi. 

— Nie potrzeba rui, by zajść w ciąże, Jiminie. Uprawialiście seks już wcześniej, czyż nie? 

Jimin czuł, jak na jego policzkach pojawił się żywy ogień. Nigdy nie pomyślałby, że zaszedł tak szybko. Był... niesamowicie szczęśliwy i przerażony jednocześnie. Jeśli słowa Jina były prawdą, to właśnie pod swoim sercem nosił dziecko Yoongiego. Odruchowo położył dłoń na brzuchu.

— Naprawdę, myślisz, że...?  — wydukał Jimin z nadzieją, zerkając na starszego Omegę. Teraz w jego oczach zniknęło przerażenie, a pojawił się znajomy błysk. Błysk nadziei.

— Nie mam stuprocentowej pewności, ale dużo na to wskazuje — uśmiechnął się teraz szerzej, widząc pozytywną reakcję Jimina. — Gratulacje. To wspaniała wiadomość. 

Jimin powoli wstał i przytulił się do Jina. Omega nie spodziewał się tego, ale zaraz odwzajemnił uścisk, uśmiechając się szczerze. Poklepał Jimina po plecach, przypominając mu, że jeszcze nic nie jest pewne i że powinien na siebie szczególnie uważać. 

Kiedy powoli wracali w stronę wioski, uśmiechnięci i ze łzami w oczach, przy bramie już ktoś na nich czekał. Jimin rozpoznał go od razu, ale nadal był zbyt słaby, by rzucić się do biegu. Tak naprawdę zaschło mu w gardle ze stresu, że nie mógł wydusić z siebie ani słowa. To Jin zawołał do Yoongiego i pomachał w jego kierunku.

Jimin spojrzał z nadzieją w kierunku Alfy i poczuł ulgę, gdy na twarzy Yoongiego pojawił się delikatny uśmiech. Alfa nie był na niego zły, a to było najważniejsze. Jimin bał się, że po odrzuceniu Yoongiego po rui, między nimi stanie niewidzialna ściana, ale tak się nie stało.

Yoongi czekał na Jimina z otwartymi rękami, a Omega wtulił się w jego ciało. W tym momencie na nowo poczuł płynącą więź między nimi i przywitał ją z westchnieniem. Rozluźnił się całkowicie, że aż Alfa musiał go złapać. Zaśmiał się pod nosem z jego nagłej reakcji i przytulił mocniej do siebie. Seokjin również się roześmiał. 

— Zostawiam go w twoich rękach — powiedział starszy Omega, wyraźnie rozbawiony. — Zadbaj o niego, bo ostatnio trochę nam podupadł na zdrowiu.

Yoongi posłał Jiminowi pytające spojrzenie, a Omega zaczerwienił się. 

— Wszystko w porządku? — zapytał troskliwie Jimina, a na dźwięk głosu Yoongiego, Omega zadrżał. Tak tęsknił za tym głosem, wydawało mu się, że minęły wieki odkąd, go słyszał.

— Tak, wszystko gra — powiedział cicho, ściskając jego dłoń. — Wracajmy do domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro