Rozdział 48 Stado

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas mijał szybko. Po złotej, ciepłej jesieni przyszły pierwsze przymrozki, aż w końcu ziemię znów pokryła warstwa śniegu. Gałęzie świerków i jodeł uginały się od białych czap. Z dachu zwisały lodowe sople, odbijające promienie słońca. Yoongi ściął jedno mniejsze drzewko rosnące nieopodal ich domostwa i przyniósł je do domu. Teraz ich chata pachniała jak środek lasu. To stara tradycja, którą pamiętał jeszcze za dziecka. Dobrze mu się kojarzyła.

Jimin nie mógł uwierzyć, że minął już rok, odkąd się poznali —- odkąd został znaleziony w lesie przez Yoongiego. Pełny rok w stadzie Namjoona i Seokjina. Czas leciał szalenie, a za kilka miesięcy ich rodzina miała się powiększyć. 

Może to było zbyt szybko? Bał się czy będzie w stanie sobie poradzić, ale wsparcie, jakim darzył go Yoongi, miłość, jaką go darzył, napełniała go odwagą. Wiedział, że będzie ciężko, ale nie będzie sam.

— Wszyscy w stadzie wspólnie wychowują szczenięta — powiedział Yoongi, kiedy leżeli razem blisko siebie pod grubym kocem, czując bijący od Omegi niepokój.

Drewno trzeszczało w kominku, blokując nieprzyjemne dźwięki, hulającego za oknem zimnego wiatru. 

— Wiem, po prostu nie jestem pewny czy będę dobrym ojcem dla niego... Dla niej... Dla nich? — Jimin dotknął brzucha, gładząc go delikatnie, a szczenię poruszyło się, jakby wyczuło, że o nim mowa.

Yoongi mruknął cicho znacząc szyję Jimina, spijając jego słodki brzoskwiniowy zapach zmieszany z kwiatowymi nutami frezji, a Omega oparł się o niego, by zdobyć jeszcze więcej tego rozkosznego ciepła. 

— Będziesz najlepszym ojcem, uwierz mi — Alfa odpowiedział, a jego głos był stanowczy. —Będziemy razem i zrobimy wszystko,  by nasze szczenięta były szczęśliwe.

Yoongi objął Omegę i położył swoje dłonie na jego brzuchu. Był coraz większy. Kąciki ust Alfy podniosły się mimowolnie w uroczym uśmiechu. Małe szczenię poruszyło się znowu, czując obecność Yoongiego, a Jimin skrzywił się. Omega odsunął się i położył na boku, uciekając od Alfy, ale ten tylko przybliżył się jeszcze bardziej i położył głowę na jego brzuchu, wsłuchując się w malucha.

— Moja mała kuleczka — powiedział żartobliwie, przesuwając palcami po powierzchni brzucha.

— Nie denerwuj go — westchnął Jimin, czując kopnięcie w stronę Yoongiego.

— To na pewno Alfa. Tylko Alfa daje takie kopniaki.

— Albo wyjątkowo silna Omega — zaśmiał się kiedy szczenię uspokoiło się pod wpływem jego głosu.

— Myślisz? Nie będę narzekał, jeśli będziemy mieć kolejnego małego Jimina w wiosce — rozłożył się obok Omegi na miękkich poduszkach, chowając ręce za głowę. — Jimin Junior...

— Nie nazwiemy go Jimin. Wymyśl coś bardziej kreatywnego! 

— Yoongi Junior?

Jimin zaśmiał się bezsilnie. Od śmiechu zaczął go boleć cały brzuch, ale śmiał się dalej, jak głupi. Yoongi chciał zrobić obrażoną minę, ale mu nie wyszło. Wpatrywał się zadowolony w uśmiechniętego od ucha do ucha Omegę i pocałował chłopaka w policzek.

— Kocham cię, wiesz? — odezwał się w końcu Jimin, przecierając łzy.

— Ja ciebie bardziej. 

Nosem musnął jego szyję i zamruczał. 

~ several years later~

Jimina zbudził dotyk miękkich rączek na policzku. Podniósł jedną powiekę do góry i zobaczył siedzącego na brzuchu Jooniego, uśmiechającego się nieśmiało.

— Nie mogę zasnąć... Mogę poleżeć z wami?

Widząc słodką, niewinną minę Omegi, Jimin nie mógł mu odmówić. Miał już sześć lat, ale nadal był jego kochanym chłopcem. Odsunął kołdrę, by wpuścić go do środka między nim a Yoongim.

— Dobrze Joonie tylko nie zbudź Jinniego — przypomniał mu Jimin i przykrył kocem, tak że na zewnątrz wystawała tylko jego jasna, biała czupryna.

Kiedy się urodził, jego włosy były całkowicie czarne, ale wraz z wiekiem, barwa ulegała zmianie. Z czerni przeszedł w brąz, później w blond, aż całkowicie wyblakł. Namjoon poszedł zdecydowanie po Yoongim, był jego idealną kopią. Jedynie jego oczy były jaśniejsze, choć nie złote, jak u Jimina.

Pierworodny syn wtulił się w Omegę. Słodka woń Jimina zawsze go uspokajała. Obok niego leżał jeszcze jeden chłopiec — malutki Seokjin. Kompletnie nie trafili z imionami, bo młodszy syn okazał się Alfą, tak przynajmniej utwierdzał ich Hoseok. Jinnie miał niecałe pięć lat, blond włosy, chociaż ciemniejsze od Namjoona i czarne jak noc oczy. Był małym łobuziakiem, bardzo niepokornym. Yoongi śmiał się, że to cecha wspólną dla wszystkich Jinów.

Był jeszcze trzeci wilk. Właściwie wilczyca. Najmłodsza z całego stada, jedyna w swoim rodzaju. Nawet wrażliwy nos Hoseoka nie był w stanie stwierdzić, czy jest Alfą, czy Omegą. Dziewczynkę nazwali Jinwon. Była malutka jak na swój wiek i ważyła niewiele. Leżała spokojnie w kołysce, zbyt mała, by położyć się między braćmi. Była najukochańszą istotką na świecie i ulubienicą Yoongiego.

— Wygląda zupełnie jak ty — mówił Alfa z zachwytem, biorąc małą Jinwon na kolana.

Faktycznie jako jedyna z trójki rodzeństwa poszła urodą po Jiminie. Odziedziczyła jego złote oczy i różowe włosy, usta i drobny nos. Była wesołym, ale grzecznym dzieckiem.

Jimin uśmiechnął się pod nosem, czując wokół siebie zapach jego szczeniąt, słodkiego miodu i mleka. Ich woń była podobna, a każdy miał nabrać konkretnego aromatu wraz z wiekiem. Zapach Jooniego dopiero niedawno zaczął się zmieniać i chłopiec pachniał teraz jak kwitnące frezje i hortensje, chociaż nuty te nadal był ledwo wyczuwalne i daleko było im do dojrzałości,

Joonie zacisnął drobne palce na materiale piżamy Jimina, a Jinni wziął kawałek kołdry do ust i ssał ją, przyklejony do pleców Yoongiego jak mała koala. Wyglądali razem naprawdę uroczo. Omega uśmiechnął się i pocałował Jooniego w czółko, a potem zakrył się kocem, bezpieczny i zadowolony. 

☽-☽

— Jinnie, proszę natychmiast się zatrzymać —  krzyknął Yoongi na syna, gdy ten wybiegł z domu do ogrodu, gubiąc przy tym swoje buty. Na bosaka wpadł do ogródka z piskiem, sucha ziemia chrzęszczała pod jego stopami. Wilk sprawnie uciekał, skacząc między grządkami. W końcu zakręcił przy szklarni, gdzie znalazł Jimina i przyczepił się do jego nogi, by schronić się przed ojcem.

Jimin spojrzał w dół. Zawinięta w chustę Jinwon zbudziła się, gdy usłyszała krzyki i zaczęła płakać. Jimin przerwał pracę w szklarni i ukołysał ją znowu w swoich ramionach, by uspokoić dziewczynkę.

— Jinnie, nie wolno być niegrzecznym — powiedział Namjoon, wyglądając zza chatki. Młodszy Omega trzymał duży kosz wypełniony pomidorami, a olbrzymi kapelusz opadał mu na oczy, zasłaniając twarz. Od rana pomagał Jiminowi zbierać warzywa i zioła z ogródka. 

Jinnie mruknął coś pod nosem niezadowolony z faktu, że jego starszy brat go poucza. Zawsze wtedy marszczył nos i wydymał usta, co wyglądało komicznie. 

— Tu cię mam —  Yoongi chwycił malca za kark, a ten zaczął się rzucać i próbował gryźć go  w nadgarstek, ale Alfa nie puścił chłopca. —  Nie unikniesz kąpieli, to tylko chwila. Śmierdzisz jak bezdomny pies.

— Nie jestem psem! Jestem wilkiem! — krzyczał zdenerwowany Jin, miotając się. 

— Odważne wilki nie boją się wody —  powiedział ojciec i spojrzał na stojącego z boku starszego syna, który ukrywał się za koszem pomidorów. —  Joonie, ty też musisz się wykąpać. Wujek Hoseok nie będzie zachwycony, jeśli będziecie pachnieć jak błoto. No już, do domu.

— Dobrze tato...

Kiedy krzyki ustały Jinwon ziewnęła głośno i wtuliła się w Jimina leniwie podnosząc powieki, to zaraz zamykając. Omega pocałował ją w czoło, odgarniając palcami cienkie, różowe włoski.

Po kilku długich miesiącach do wioski miał znów przyjechać Hoseok. 

To była już jego piąta wyprawa do Bet. Po opuszczeniu wioski Hoseok szukał sposobu, by przebić się przez mur Rezerwatu. Błądził wiele miesięcy, szukając przejścia na drugą stronę. W końcu udał się na południe, gdzie na statku przekroczył granicę i znalazł się znów na terytorium Bet. Tam znalazł schronienie. 

Dzięki pomocy fundacji — jego nowego stada, jak to określał Hoseok — udało mu się odnaleźć mamę. Tak jak przypuszczał, była Omegą. Długo rozmawiali. Ona opowiedziała mu historię swoje życia. O tym jak uciekła z Rezerwatu. O swoim stadzie, które było tak zupełnie inne od stada Namjoona. Uciekła, by go chronić i schroniła się tutaj, u Bet. Zataiła swoją ukrytą płeć i by uchronić Hoseoka, ukryła także prawdę o nim. Bardzo przeżyła jego zabranie, sama również miała być deportowana, gdyby nie działania fundacji. Dzięki nim była bezpieczna.

To zmobilizowało Hoseoka do działania. Włączył się w działania fundacji na rzecz praw Alf  i Omeg w Świecie, ale także w Rezerwacie. Dzięki pomocy wrócił na uczelnię i skończył studia. Następnego lata wyruszył, by odnaleźć stado Namjoona i zaoferować pomoc, głównie dostęp do leków, które pozwalały na opanowanie chorób, w tym zabójczej wilczej gruźlicy. 

Przyjechał wraz ze swoim zespołem badawczym, gdzie zostali ciepło przyjęci przez Namjoona. Wrócił odmieniony. Nie przypominał tego starego, zmęczonego Hoseoka. Był bardziej pogodny. Rude włosy teraz bardziej przechodziły w kasztanowy odcień, ale jego oczy świeciły mocniej od entuzjazmu, jaki w nim był. Nie pachniał już wiórkami kokosowymi, ani mlekiem, ani drzewami. Jego gruczoły były nacięte, chociaż dalej tam były. Po prostu nie działały już jak dawniej. 

Jimin był wtedy w drugiej ciąży. Gdy go zobaczył, wyściskał Alfę i popłakał się. Hoseok odwzajemnił uścisk. I choć Omega nie czuł już tego znajomego, łagodnego zapachu swojego przyjaciela, to dalej był jego Hośkiem. 

Hoseok został na kilka miesięcy i znów wrócił do Bet. Obiecał Namjoonowi, że wróci do Rezerwatu na stałe, gdy tylko zakończy własną kurację. Chciał sprawdzić, czy najnowsze środki pozwolą mu na stałe opanować i zatrzymać ruję. To była trudna decyzja, ale tego właśnie chciał. Nie czuł się dobrze jako Alfa, lecz nie był również Omegą. Próbował im to wytłumaczyć, lecz mimo najszczerszych chęci, nie każdy potrafił to zrozumieć. 

— Bycie z Omegą nigdy nie było dla mnie opcją — powiedział któregoś razu do Jimina. — Najbardziej w byciu Alfą nienawidziłem braku kontroli nad samym sobą. Teraz czuję, że moje życie wreszcie należy do mnie.

— Co jeśli się zakochasz w Omedze? Co jeśli po prostu nie trafiłeś na tego odpowiedniego? — dopytał Seokjin, zaniepokojony decyzją kolegi.

— Wtedy będzie musiał pokochać mnie takiego, jakim jestem  — uśmiechnął się łagodnie, Jimin dostrzegł ten charakterystyczny błysk w jego oku. 

Omega zerknął na członków jego zespołu, którzy rozmawiali w oddali z Namjoonem i Jungkookiem. Dostrzegł zmieszanie jednego chłopaka, który gdy zorientował się, że Jimin na niego patrzy, odwrócił głowę spłoszony. Omega mimowolnie uśmiechnął się, bo najwidoczniej Hoseok znalazł już kogoś, kto całkowicie go akceptował, takim jaki jest, na swój unikalny sposób. 

— Najważniejsze, żebyś czuł się dobrze sam ze sobą — odezwał się Jimin po krótkiej chwili. Spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela i chwycił go za rękę — Kochamy cię takim, jaki jesteś. Należysz do naszego stada. Chcemy, żebyś był szczęśliwy. 

Słowa te były szczere. Jimin nie mógł w żaden sposób wpłynąć na decyzję Hoseoka, którą podjął już dawno temu. Jedyne, co mógł zrobić to wspierać swojego przyjaciela i to miał właśnie uczynić.

☽-☽-☽

— Są i moje ulubione wilki! — powiedział Przywódca, kiedy zobaczył biegnących w jego kierunku Jooniego i Jinniego, a potem pogłaskał po głowie Jinwon —  I moja ulubiona wilczyca.

Dziewczynka uśmiechnęła się i przymknęła oczy, czując ciepłą dłoń Namjoona, a potem przewróciła się na drugi bok, by znów poczuć bezpieczną woń Jimina.

— Jak się czujesz? — spytał Seokjin, siadając obok Jimina podczas gdy Namjoon witał się z Yoongim, a szczeniaki przykleiły się do nóg Głównego Alfy tak, że nie mógł zrobić kroku. — Dajesz sobie radę z tymi urwisami?

— Joonie jest aniołkiem, ale Jinnie... To istny diabeł.

— Jak nasz Seokjin — Namjoon jakimś cudem doczłapał się do swojego partnera i pocałował go w czubek głowy. — Trzeba było uważać, po kim dajecie imiona — mrugnął, uśmiechając się złośliwie.

— Ty się nie odzywaj, bo to ty jesteś od chmur nawracania — krzyknął Jin, śmiejąc się głośno —  Zobaczysz, wspomnisz moje słowa. Teraz Joonie jest grzeczny, ale jeśli potem pójdzie po wujku to niech Fatum ma was w swojej opiece... 

— Poszedł bardzo po Yoongim. Czasem zdaje mi się, że to jego młodsza, słodsza wersja.

— W końcu to jego syn. Jest prześliczny. Tak samo Jin. Ma wyjątkową urodę, ale i tak Jinwon jest najpiękniejsza.

— To prawda — powiedział Yoongi, przysuwając Omegę do siebie. — Bo poszła po Jiminie.

— Córka to rzadkość, a że macie dwóch chłopaków to na pewno miła odmiana  — dodał Seokjin, a potem zapytał. — Planujecie mieć kolejne?

Jimin spojrzał na Yoongiego, a Alfa łagodnie pogłaskał go po szyi. Już dawno o tym rozmawiali między sobą, a pytanie Seokjina wcale ich nie zdziwiło. Większość Alf chciała mieć jak najwięcej potomstwa. To dawało nadzieję na zachowanie ciągłości linii. O ile dwa pierwsze porody były proste, trzeci okazał się być bliski porażce. Jinwon była wcześniakiem i  tylko dzięki szybkiemu działaniu Hoseoka dziewczynka zdołała przeżyć.

— Nie chcę narażać więcej Jimina...  — odpowiedział Yoongi, ściskając rękę Omegi. — Jego zdrowie jest dla mnie najważniejsze.

— Trzy to i tak już dużo — kiwnął głową Głowną Omega, głaszcząc śpiącą dziewczynkę, która uroczo zmarszczyła nos, czując kwiatowy zapach Jina.

Rozległo się głośne pukanie do drzwi, a Jinnie jak strzała ruszył w kierunku wejścia. Otworzył je szeroko, a stojący po drugiej stornie Hoseok wyszczerzył zęby radośnie. Kucnął i wziął chłopaka na barana.

— O matko, ale ty dużo ważysz — udał jękniecie. — Kawał Alfy z ciebie — podszedł do Jooniego i wziął go na ręce. —  O losie, czym oni was karmią, nie utrzymam was... 

Zaśmiali się. Mimo zmęczenia po długiej podróży Hoseok był w świetnym nastroju. Wraz z nim przyjechał jego przyjaciel z fundacji, Bazyli. To miły chłopak, rok młodszy od Hośka, chociaż dużo nadrabiał posturą. Był wyższy od niego, z twarzą poważną, ale gdy się uśmiechał, był naprawdę czarujący. Oficjalnie byli przyjaciółmi, chociaż Hosiek zdradził Jiminowi, że ich relacja jest czymś więcej. Dwójka przywitała się ze wszystkimi, a dzieciaki latały między ich nogami, całe podekscytowane. 

Zaraz po Hoseoku przyszedł Taehyung i Jungkook. Ich skóra ściemniała od Południowego słońca. Tae postanowił odwiedzić swoje rodzinne strony ostatni raz zanim założy rodzinę w osadzie, a Jungkook zabrał się wraz z nim. Nikt jednak się  nie spodziewał, że i Taehyung po tylu latach w końcu miał spodziewać się szczeniaków. Oczywiście najbardziej na tę nowinę ucieszył się Namjoon.

— Duże stado to szczęśliwe stado — powtarzał Przywódca za każdym razem, gdy dowiadywał się o kolejnym dziecku.

Jungkook objął Taehyung dumnie, pokazując okrągły brzuch chłopaka. Alfa wydoroślał, nie był to już ten sam nieśmiały chłopak. Taehyung  natomiast zdawał się być taki jak zawsze. Uśmiechnięty, zadowolony z życia i na zabój zakochany w Jungkooku.

— Chyba będziesz musiał zostać znowu na dłużej — zawiadomił Namjoon Hoseoka, który udał westchnięcie.

— Nie dacie mi nawet na chwilę odpocząć, co nie?

— Taka praca medyka — zaśmiał się Bazyl, posyłając Hośkowi porozumiewawczy uśmiech. 

Tego wieczoru rozmawiali długo, aż dzieci pospały im na kolanach, a Yoongi wiedział, że jest najszczęśliwszym wilkiem na świecie. Kiedy wrócili do domu i położyli chłopców do ich łóżek, a Jinwon do kołyski, Jimin pocałował czule Alfę, a potem położył głowę w zgięciu jego szyi, wsłuchując się w Yoongiego i wdychając jego kojącą, cynamonową woń. 

Ich stado wreszcie było pełne, a Jimin miał ogromną nadzieję, że czekają ich już tylko szczęśliwe chwile.         

☽-☽-☽-☽

W miejscu, gdzie nie docierało światło, gdzie gwiazdy już dawno zgasły stała starsza kobieta odziana w ciemną jak smoła chustę, zlewając się z niebem. Lekki wietrzyk zabierał spod jej stóp ziarna miałkiego piasku. Wpatrywała się ślepymi oczami przed siebie, w dom zza mgłą, w którym przygasły światła, a jego mieszkańcy już dawno zasnęli.

Nie stała sama. Czuła obecność kogoś za plecami i  czekała, aż obcy przemówi pierwszy, ale on uparcie milczał. W końcu westchnęła i odwróciła się w stronę Pana Przeznaczenie. Zdawało jej się, że jego czarne oczy skradł wszystkie gwiazdy z nieba.

— Witaj Babo — przywitał ją, uśmiechając się tajemniczo.

— To znowu ty — prychnęła — Miejmy to już za sobą.

— Jesteś nieczuła jak zawsze. Czyżby nie spodobało ci się moje zakończenie?

Baba poprawiła osuwającą się z jej głowy chustę.

— Po tylu latach intryg w jakie go wpakowywałeś, po całym bólu jaki musiał przejść, po niepewności jaką zasiałeś w jego sercu — podnosiła głos z każdym zdaniem — Jedyne na co zasłużył to właśnie szczęśliwe zakończenie. Kazałeś mi go trzymać przy sobie, nie mówiąc po co, a gdy zniknął kazałeś zapomnieć. Wierzyłam, że już dawno zginął, pogodziłam się z tym, a ty wysłałeś jego stado na Starszyznę zamiast samemu podjąć jakiekolwiek działania.

— Wysłałem Księżyc — obronił się Alfa. — Zrobiłem więcej w sprawie Starszyzny niż ty przez stulecia.

— Służyłam ci wiele lat, pokornie jak mnie nauczono, ale teraz kiedy sprawa Starszyzny została załatwiona... Chciałabym w końcu odejść.

— Taka jest twoja wola? — podniósł brew do góry. — Nie chcesz się nawet pożegnać z Jiminem?

Baba uśmiechnęła się pod nosem, jej pomarszczona twarz złagodniała.

— Umarli nie powinni wchodzić do świata żywych. To tylko rozdrapywanie zagojonych ran. Teraz jest szczęśliwy i chcę, by tak zostało.

— Więc nawet nie powiesz ostatniego pożegnania? Nikt nie będzie o tobie pamiętał, nikt nie odwiedzi twojego kurhanu. Tego właśnie chcesz?

— Oj Przeznaczenie — zaśmiała się staruszka. — Jak bardzo dużo masz z człowieka. Przecież mnie już tu nie będzie, więc nie mam zamiaru się tym przejmować. Po prostu zrób to już i daj mi odpocząć.

— Jesteś absolutnie pewna?

— Jak najbardziej. Czekałam zbyt długo.

Położył ją na ziemię i zamknął jej oczy palcami, a potem nabrał piasku w dłoń. Zacisnął pięść i spojrzał na nią po raz ostatni. Kobieta nadal się uśmiechała.

— Boisz się tak bardzo mnie zabić, jakby chodziło o twoje własne życie — zadrwiła.

Fatum zaśmiał się z jej żartu, a w jego oczach pojawiły się drobne, czarne łzy.

— Byłaś moją najwierniejszą służką, Babo. Dziękuję.

Z chwilą gdy wypuścił piasek kobieta zniknęła, a potężny wiatr rozwiał piach, aż nie pozostało nic oprócz pustki. Na niebie pojawiła się jedna, lśniąca gwiazda, a Księżyc, który wcześniej pozostał w cieniu, wstał i przytulił do siebie Fatum.

— Postąpiłeś dobrze. Jest wolna, twoje dziecko jest znowu wolne —  powiedział Księżyc spokojnie, a potem znów zabłysnął na niebie, by pogrążyć się w swoim śnie. 

Fatum zniknął, a na jego miejscu pojawił się czarny kot. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w śpiący dom, by po chwili uciec w ciemną noc. 

K o n i e c ☽

_____

Od autorki:

Chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom 'Fatuma', a w szczególności komentującym którzy zawsze mnie wspierali. Bez was Fatuma, by nie było. Poznałam wiele wspaniałych osób, pisząc tego fanfika, z całego serca dziękuję i PRZEPRASZAM, że się nie odzywam. Jestem okropna, wiem. 

Minęło 5 lat. Wiele rzeczy się zmieniło. O kilku wiecie, o wielu nie. Walczę z depresją i lękami. Ostatnio jest lepiej. Sam fakt, że skończyłam tego fanfika to coś dla mnie niesamowitego, bo dawno straciłam nadzieję, że go skończę :") - jestem leniuchem, perfekcjonistą, patrzę na niego bardzo krytycznie i czasem mam ochotę go wywalić i napisać od nowa (jeszcze raz i jeszcze i tak w nieskończoność). 

Nie jest idealny, jest koślawy, trochę przesłodzony, ale kocham go. I wy też go kochacie, więc cel został osiągnięty :)

Przepraszam, że nie zrobiłam rozbudowanej historii Hośka. Przepraszam Hosiek. Ale wiem, że jesteś szczęśliwy ze swoim przyjacielem i wiem, co przeżyłeś. Hośkuj do przodu. Jesteś moim ulubionym bohaterem. Obiecuję, że kiedyś napiszę uniwersum, w którym będziesz kochany, masz moje słowo .

Jeśli chcecie mnie wspierać, możecie poczytać moje inne fanficzki, a kto wie, może kiedyś, uda mi się napisać coś własnego, nie fanfikowego... 

POZDRO

Z FARTEM

ZIOMECZKI

*MUAH* 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro