•Rozdział 2•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Iwaizumi przemierzał szkolny korytarz, uważnie się rozglądając. W ciągu dalszym szukał dziewczyny i choć minęło już kilka dni, nie miał zamiaru się poddawać. Kiedy stał pod parapetem razem z Oikawą i prowadził z nim zażartą dyskusję, obok nich przeszła różowowłosa dziewczyna, która zatrzymała się, gdy dostrzegła pierścionek w rękach chłopaka. Zmarszczyła brwi, podchodząc do nich.

- Dzień dobry. - Skłoniła się nieco - Czy mogłabym się dowiedzieć, skąd wziąłeś pierścionek mojej przyjaciółki?

- Twojej...Przyjaciółki? - Spytał zaskoczony jak i jednocześnie, dziwnie szczęśliwy.

- Tak, szukała go już chyba wszędzie. - I choć dziewczyna skłamała, to nie czuła się z tym jakoś szczególnie źle.

Wiedziała, że Maki sama nie odzyska zguby, więc chciała ją wręczyć. Wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, by odebrać własność swojej internetowej przyjaciółki.

- Wiesz co... - Mówił powoli, mało przekonany co do jej wiarygodności - Wolałbym, gdyby sama się po niego zgłosiła. - Utrzymywał łagodny ton, zważając na swoje słowa.

- Niestety, ale nie ma takiej możliwości. - Uśmiechnęła się, mając nadzieję, że załatwi to szybciej, niż przypuszcza.

- Dlaczego?

Westchnęła, patrząc na swoje buty. Chwile zastanawiała się, czy może powiedzieć o dolegliwości dziewczyny, a już po niespełna parenastu sekundach, zdecydowała.

- Jej choroba na to nie pozwala, przykro mi. - W jej głosie można było usłyszeć fałszywe współczucie, nie przepadała za gwiazdeczkami z klubu siatkarskiego i starała się być zdala od nich - Proszę, nie przedłużajmy tego niepotrzebnie. Oddaj mi pierścionek, a ja przekaże go Maki.

- Maki... - Mruknął pod nosem, powtarzając imię dziewczyny - Ma na imię Maki?

- Tak, a teraz oddaj. - Ponagliła go ruchem dłoni.

- Jak chcesz jej go oddać, skoro rzekomo jej choroba na to nie pozwala? - Podniósł jedną brew.

Dziewczynie drgnęła powieka, nie sądziła, że siatkarz będzie taki dociekliwy. W związku z tym, że była niecierpliwa, wyrwała mu pierścionek i schowała w swój stanik, wiedząc, że tam będzie bezpieczny.

- Wpisz sobie w internet co to Antropofobia. Siema. - Powiedziała na odchodne, kierując się do klasy.

Iwaizumi patrzył jak odchodziła, a w jego głowie brzmiało cięgle imię czarnowłosej. Maki. Wydawało mu się urocze. Postanowił zaraz po szkole, spróbować odnaleźć dziewczynę. Oczywiście ignorując słowa dziwnej różowowłosej.

Kiedy skończył zajęcia i wszedł do domu, pierwszym co zrobił, było rzucenie plecaka w kąt i skierowanie się do pokoju. Włączył komputer i wpisał w Google "Antropofobia", a już po chwili jego oczom ukazało się, o dziwo, dosyć mało wyników. Kliknął na stronę Wikipedii i zaczął czytać.

Z każdym zdaniem jego zdziwienie robiło się coraz większe, chłopak dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo ją przestraszył. Wiedział już, dlaczego była tak przerażona i uciekła...Było mu wstyd. No, ale skąd miał o tym wiedzieć? Nie była to jego wina, ale skarcił się w myślach za to, że jeszcze chciał za nią pobiec. Nie miałby pewności, czy czarnowłosa nie zemdlałaby ze strachu.

Po chwili zaczął jej również współczuć, kiedy wyobrażał sobie, że ona nie jest w stanie porozmawiać z nikim...Chciał móc to sobie wyobrazić, ale nie potrafił. Ta choroba całkowicie odbiegała od jego stylu życia, przez co kompletnie tego nie rozumiał. Potem odwiedził jeszcze Facebooka i wpisał imię oraz nazwisko różowowłosej, by znaleźć w jej znajomych Maki.

Po żmudnych i długich poszukiwaniach, miał już zamiar sobie odpuścić. Aż tu nagle jego oczom ukazało się zdjęcie dziewczyny, musiał przyznać, że brzydka to ona nie była. Miała, swego rodzaju, hipnotyzujące, szmaragdowe oczy i czarne niczym smoła, długie włosy. Nie była chodzącą pięknością, można było nadać jej miano...Po prostu przeciętnej.

Hajime przez pewien czas wpatrywał się w jej zdjęcie i przez myśl mu nawet przeszło, że skądś ją zna. Odsunął te przemyślenia na bok, gdy stwierdził, że na pewno by ją zapamiętał i wyłączył komputer, odchylając się do tyłu i przecierając twarz dłońmi. Chciał ją jakoś przeprosić za to, że przysporzył jej tyle nerwów i strachu, tylko...Jak miał to zrobić? Nie mógł z nią porozmawiać z wiadomych powodów.

Wyjął telefon i znów logując się na portal społecznościowy, napisał do różowowłosej z zapytaniem o ulubione kwiaty Maki. Dziewczyna z początku nie chciała mu nic powiedzieć i kazała się odczepić od swojej przyjaciółki, ale gdy wiedziała, że on nie odpuścić, wystukała krótką odpowiedź, wiedząc, że i tak informacja na temat kwiatów nic mu nie da. W końcu raczej sam nie znajdzie adresu...A przynajmniej tak myślała.

Na ustach siatkarza pojawił się mały uśmieszek, spróbował jeszcze uprosić ją o adres, lecz w tej kwestii ona została nieugięta. Teraz zaczął się zastanawiać, jak ma jej wysłać te kwiatki na przeprosiny. Podrapał się po brodzie i wpatrywał tępo w ścianę przed sobą. W jego głowie była kompletna pustka.

Wstał i podszedł do okna, mając nadzieję, że chwila obserwacji otoczenia jakoś mu pomoże w odnalezieniu rozwiązania. Akurat w tym samym momencie, ona wyszła z domu, by wyprowadzić psa na spacer. Przeżył wewnętrzny szok i zastanawiał się, jak można mieć takie głupie szczęście, jakie miał on?

Chwile ją obserwował, teraz już miał świadomość jej dolegliwości i skutków fobii. Dalej dawał sobie w twarz za taką postawę, choć była ona wynikiem niewiedzy, to i tak się obwiniał. Nie chciał, żeby czarnowłosa stresowała się bardziej, niż zwykle. Choć i tak ją w pewnym sensie podziwiał, miała lęk przed ludźmi, a i tak wychodziła na zewnątrz.

Maki starała się jak mogła, by zwalczyć fobie bez pomocy psychoterapeutów i różnorodnych leków, którymi nie chciała się faszerować. Patrząc na nią można było powiedzieć, że jest na dobrej drodze, w końcu to i tak plus, że wychodzi na zewnątrz. Jej silna wola znikała jednak, gdy przyszła konfrontacja z innym człowiekiem. Czy to przechodzień, który pytał się o drogę, czy małe dziecko, a nawet starsza pani, która chciała zapytać, która godzina...Nie potrafiła stawić temu czoła. Ale próbowała. Walczyła. I chyba to było najważniejsze.

Ludzki dotyk był dla niej niczym bat dla konia, wywoływał paniczny lęk i prowokował do ucieczki. A ona podobnie jak spłoszone zwierzę, ufała sobie i uciekała. Wiele się naczytała odnośnie swojej choroby, o tym jak wyglądają spotkania. Najlepszym rozwiązaniem były ponoć spotkania się w grupach, dlatego też nie zgadzała się na leczenie, a rodzice nie naciskali. Z Antropofobikami trzeba było obchodzić się ostrożnie, jak z jajkiem.

Iwaizumi z natury był bardzo opiekuńczy, ale jak to chłopak, wstydził się to pokazywać. W końcu w oczach chłopców z drużyny był niepokonanym graczem, szanowanym bardziej od samego kapitana. Jednak tutaj coś go poruszyło, kiedy patrzył na czarnowłosą, przypominało mu się dzieciństwo. Kiedy miał zgraną paczkę najlepszych przyjaciół "Ze wsi" i tylko i wyłącznie z nimi się trzymał. Troszczył się o nich i zawsze był najważniejszym członkiem grupy.

Niestety po kilku latach, paczka się rozpadła. Obie dziewczyny wyjechały, a z nim, na jego nieszczęście i szczęście w jednym, został Oikawa. Czarnowłosy westchnął i patrzył na nią, póki nie zniknęła z jego zasięgu wzroku. Potem zabrał się za zamawianie kwiatów przeprosinowych, a Maki szła w niewiedzy, próbując unikać każdego człowieka, którego zobaczyła.

******************************************

Powodzenia wszystkim piszącym dzisiaj angielski! Łączmy się! 😂😂♥️♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro