Second Morning

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wukong powoli otworzył oczy, rubiny wciąż były ciężkie od snów, ale wiedział, że była już najwyższa pora, aby się obudzić. Powoli odwinął się więc z kołdry i rąk splątanych wokół niego. W pokoju było ciemno, słońce nie mogło przebić się przez czarne zasłony. Ziewnął i podrapał się po niższej części pleców, wstając leniwie.

Jego kroki były ciężkie, kamienna małpa ciągnęła stopy jedna za drugą po podłodze pokoju, a potem korytarza. Próbował skupić rozmyty wzrok, nie znając jeszcze układu pomieszczeń. Jedna ręka przesuwała się po ścianie, szukając wsparcia, ale ostatecznie okazało się, że to wcale nie pomogło...

W momencie, kiedy jego stopy napotkały leżącą na podłodze przeszkodę, jego ciało, wciąż jeszcze na wpół śpiące, z całym swoim ciężarem poleciało w przód i zrobił on niewielkie salto, lądując boleśnie na twarz. Z poirytowanym warknięciem skierował nienawistny wzrok ku sprawcy tego ataku. Rubiny rozbłysły złotem w ciemnościach, jedynie po to by ujrzeć jego własny, lub raczej aktualnie MK'a, kostur, leżący sobie niewinnie na podłodze.

Poirytowane prychnięcie opuściło jego usta, kiedy przetarł swoją obolałą, acz wciąż niezwykle przystojną(!), twarz i wstał do pionu. Zgarnął kostur i z wciąż aktywną Złotą Wizją, wparował na nowo do sypialni.

— Macaque! — zirytowany uśmiech tkwił na jego ustach, kiedy zwrócił się do wciąż śpiącej hebanowej małpy.


— mhm..? — Macaque wymruczał sennie, nawet nie patrząc na króla, ale jego uszy zwróciły się w stronę drugiej małpy, aby wysłuchać tej wczesnej tyrady.

Rozpoznajesz może to? — Wukong wyciągnął przed siebie kostur, a jego brwi aż drżały z irytacji. Jedno fioletowe, na wpół otwarte oko spojrzało tam, gdzie stał, i Sześciouchy zmarszczył brwi, skupiając swoje myśli, próbując rozszyfrować cóż to za poranne rebusy przygotował Król.

— Oczywiście, że rozpoznaje. To ten twój durny badyl. — westchnął, nie wiedząc, o co chodzi w tym porannym quizie.

— To kostur i tak, jest moja. — powiedział, wciąż z tym pasywno-agresywnym uśmiechem — Więc możesz mi wyjaśnić, jak do cholery znalazłem go w twoim domu?! — warknął, nie ukrywając już dłużej swojej złości. Macaque mrugnął, wciąż na wpół śpiący, a jego sześć kolorowych uszu zatrzepotało, gdy zbierał myśli.

— Wukong, idioto, mieszkasz ze mną od dwóch dni. MK musiał go wczoraj zostawić. — wymamrotał, teraz też zirytowany. Żeby też jego sen zostawał przerwany przez takie pierdoły — Idź napij się kawy czy czegoś i daj mi spać. — wtulił twarz z powrotem w poduszki z nadzieją na chociażby jeszcze godzinkę pod czujnym okiem Menshen*.

Wukong zamrugał oszołomiony, patrząc raz na Macaque'a, to na laskę, którą trzymał w dłoni. Cóż, MK był tam wczoraj i sprawdzał, czy nie pozabijali się po pierwszej wspólnej nocy, po zniszczeniu chaty Wukonga.

— Och... — wymknęło się z jego ust, gdy zrozumiał, że to naprawdę była najbardziej prawdopodobna opcja i Sześciouchy nie położył jej tam wcale celowo, tylko po to, by Wukong natknął się na nią wczesnym rankiem i upadł na swoją niesamowicie przystojną mordkę.

Słysząc, że Kamienna Małpa wciąż stoi w wejściu, Macaque westchnął teatralnie, odwracając się ponownie na bok, aby spojrzeć na drugiego — Czego jeszcze chcesz? — zapytał, czując, że Król zbiera się do powiedzenia czegoś więcej.

Kilka uderzeń serca później Wukong w końcu zapytał: — Gdzie trzymasz kawę? — 

— W szafce obok lodówki. — odpowiedziała Wietrzna Małpa, owijając ogon wokół własnej nogi.

— Dzięki. — zardzewiały skinął głową i odwrócił się na pięcie, aby wyjść.


— Wukong. — Macaque go zatrzymał.

— Tak? — spojrzał na niego już przez ramię z progu.

— Mi też zrób. — Sześciouchy westchnął, powoli siadając — Myślę, że i nie dam rady wrócić do spania. — ziewnął i przeciągnął się lekko, spoglądając na Króla zaspanym wzrokiem.

Wukong uśmiechnął się lekko — Pewnie. — powiedział, wychodząc z pokoju i kierując się do kuchni. Tym razem przez całą drogę prowadziła go Złota Wizja, wyłączając ją dopiero, gdy kuchnia rozświetliła się ciepłym blaskiem sztucznego światła.

Robiąc dwie filiżanki kawy, pogrążył się głęboko w swoich myślach. Życie pod jednym dachem, znów, z Macaque'iem było właściwie całkiem miłe. Na początku Kamienna Małpa była dość sceptyczna nawet na samą myśl o takim scenariuszu, ale Sześciouchy sam to zaproponował i pomimo kilku uszczypliwości, faktycznie starał się łagodzić, lub przynajmniej nie zaogniać, wszelkie większe konflikty, które miały miejsce, zanim przerodziły się one w bójkę, czy coś czego oboje by żałowali.

Wyglądało na to, że hebanowa małpa naprawdę próbowała mu zadośćuczynić i poczuł się trochę głupio, że na początku był temu przeciwny. Może ich przyjaźń naprawdę mogłaby zostać odbudowana, sam naprawdę by tego chciał. Tęsknił za tym, co mieli. Tęsknił za Macaque'iem.

Jego ogon niespokojnie owinął się wokół nogi. Zmienił się. Oboje się zmienili i minęło tyle czasu... Powinni porozmawiać. Porozmawiać o wszystkim, co się między nimi wydarzyło, ale po prostu trudno było zacząć. Wukong myślał, że zwymiotuje i umrze na samą myśl o tej rozmowie.


W momencie zamarł, gdy poczuł, że ktoś obejmuje go od tyłu. Oczywiście był to Macaque. Kto inny mógłby to być. Hebanowa małpa przycisnęła klatkę piersiową do rudych pleców, wciąż wyraźnie na wpół zaspana. Czarny ogon szturchnął zardzewiałego w zaproszeniu, gdy ciepłe dłonie owinęły się wokół talii Wukong'a. Sześciouchy położył brodę na ramieniu kamiennej małpy, wtulając twarz w jego szyję.

— ...Dobry. — mruknął sennie, czując, jak Sun początkowo spina się, ale już momenty potem rozluźnia się w jego ramionach. Jego uszy lekko zatrzepotały, łaskocząc delikatnie drugiego w szyję i policzki.

— Dobry. — Wukong odpowiedział, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, gdy jego ogon odplątał się z jego własnej nogi, a następnie czule skręcił z tym czarnym. To było zaskakująco pocieszające. Poczuł się dziwnie spokojny w ramionach Wojownika i zastanawiał się, czy ten drugi nadal, po tylu wiekach rozłąki, wyczuwał prawie że instynktownie jego niepokój i robił to celowo.

Cóż, bez względu na powód, Wukong zdecydował; dzisiaj jest ten dzień i dziś przegadają ich wspólną przeszłość i zdecydują o wspólnej przyszłości.


///

FH:

Menshen* -  w ludowych wierzeniach chińskich para bóstw, duchy opiekuńcze drzwi, nazywanych "Gods of Peaceful Sleep". Ich zadaniem było strzeżenie drzwi przed złymi duchami podczas snu. [FH: Miałam napisać że z nadzieją na powrót w objęcia Morfeusza, as I love to do, ale uznałem, że jak już jesteśmy w chinach to może trzymajmy się tych chińskich bóstw hah]

Do następnego!

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro