bailando, ale nie do końca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Kiedy mężczyźni wrócili do pokoju, Hubert wyjął z walizki mydło i ręcznik i natychmiast skierował swoje kroki w stronę łazienki.

– Co ty robisz? – oburzył się Filip. – Mało ci jeszcze wody? Dopiero co z niej wyszedłeś.

– Widziałeś ilu było tam ludzi? Mogli tam nasikać – pokręcił głową. – Idę się umyć i tobie radzę to samo.

– Sugerujesz, że śmierdzę?

– Nic z tych rzeczy – powiedział i zamknął drzwi od łazienki.

Nie zamierzał kłócić się z Filipem. To zawsze psuło miłą atmosferę i nie kończyło się dobrze. Poza tym było to niepotrzebne i nie prowadziło do nikąd. Tak czy inaczej pogodzili by się za kilka minut i zapomnieli o sprawie, więc po co psuć chwilę. Hubert wolał po prostu zamknąć drzwi i tym samym zakończyć tę bezcelową wymianę zdań.

Po chwili jednak otworzył je znowu.

– Zapal mi światło.

Zamknął je ponownie, tylko po to żeby otworzyć je znowu i zobaczyć rozwalonego na łóżku Filipa, który ani myślał spełnić tę prośbę.

– Głuchy jesteś? – powiedział lekko zdenerwowany Hubert.

Rzadko się denerwował, ale Filip potrafił wyprowadzić go z równowagi nawet w tak głupi sposób.

– Tylko leniwy – odgryzł się mężczyzna.

Hubert był zmuszony sam podejść do szafki nocnej po klucz na której leżał, włożyć plastikową kartę do szparki i zapalić światło.

– Dzięki – rzucił, tym razem na dobre zamykając drzwi.

  Na miasto wyszli w białych spodenkach kończących się nad kolanem i tego samego koloru bluzce na krótki rękaw. Hubert miał na sobie oczywiście swoje kalosze z którymi prawie nigdy się nie rozstawał. Zdarzało mu się nawet w nich sypiać. Natomiast Filip założył brązowe sandałki, pod które naciągnął jeszcze białe skarpetki, które sięgały do połowy łydki, czy może raczej powinny, ponieważ w tym przypadku weszły jedynie do jednej trzeciej i nie wyglądały jakby miały zamiar iść dalej. Ponadto założył jeszcze kowbojski kapelusz, który zawiązał pod szyją i – nie wiedzieć czemu – zsunął go tak, że teraz znajdował się on na jego karku. Do tego nasunął jeszcze głupio wyglądające, zielone okularki na nos. Jednym słowem wyglądali obciachowo. Był to oczywiście pomysł Filipa. Uparł się. Hubert próbował protestować i usiłował zmienić jego zdanie, jednak bezskutecznie. Kiedy mężczyzna się na coś uparł w żaden sposób nie dało się odciągnąć go od pomysłu. Również i w tym przypadku na nic zdały się sugestie młodszego mężczyzny. Ostatecznie postanowił jednak zaufać mu.

   Było ciemno. Szli brzegiem morza, blisko siebie. Hubert stwierdził, że to romantyczne jednak nie odważył się tego powiedzieć głośno. Miał ochotę złapać Filipa za rękę. Zatrzymać się. Popatrzeć na niego, na morze, a potem znów na niego i powiedzieć mu, że ładnie dziś wygląda, a jeszcze lepiej wyglądałby bez tych obciachowych ubrań. A dalej... dalej potoczyłoby się już samo.

Jego rozmyślania, które jak zwykle zmierzały już w nieodpowiednim kierunku, zostały przerwane przez głos Filipa.

– No choćże tu.

Okazało się, że Filip już dawno zszedł z kawałka plaży na chodnik i wołał go już od jakiegoś czasu, a on szedł dalej zamyślony.

– O czym ty tak myślisz? – zapytał zniecierpliwiony, wcale nie oczekując odpowiedzi.

– O tobie – odpowiedział Hubert, jednak jego odpowiedź była zbyt cicha, by starszy mógł to usłyszeć.

Hubert odetchnął z ulgą kiedy ochroniarze przed klubem nie wpuścili ich do środka. Nie zamierzał przyznawać się Filipowi do tego, że w sumie nie chciał tam iść i to dobrze, że nie dali im wejść. Wiedział jak bardzo lubi takie rzeczy i chciał żeby było mu miło, mimo iż wolałby zostać z nim w pokoju lub kontynuować romantyczny spacer.

Widząc jak Filip nieudolnie usiłuje nakłonić strażników do przepuszczenia ich, młodszemu mężczyźnie zrobiło się go szkoda. Ale nie mógł nic na to poradzić. Mógłby go przytulić i powiedzieć mu, że następnym razem się uda, a teraz mogą wrócić do pokoju i pobawią się inaczej. Jednak bał się reakcji kolegi. Odrzucenie bolałoby go bardziej niż przyjaźń z miłością jego życia, która nie wie nic o jego uczuciach. Nie mógłby wtedy zostać odepchnięty i co najważniejsze mógłby go trzymać przy sobie. Nawet gdyby Filip znalazł sobie dziewczynę on nadal mógłby się z nim spotykać jako kumpel i potem masturbować się wyobrażając sobie seks z ukochanym. Oczywiście jakby już był u siebie, a starszy mężczyzna nie wiedziałby o niczym.

Jego myśli znowu zeszły na zły tor. Bardzo zły tor. Ale to przecież nie była jego wina. Nie mógł przestać o nim myśleć, bo był zakochany. A myślał o takich rzeczach, bo był zwyczajnie napalony na starszego kolegę. Ale to chyba nie było nic złego, prawda?

Kiedy Filip dał już sobie spokój z walką z bramkarzami nagle ich oczom ukazały się dziewczyny z sąsiedztwa. Były w towarzystwie dwóch mężczyzn, więc nasza dwójka przyjaciół chciała się dyskretnie wycofać, jednak nie wyszło.

– Już po imprezie? – zapytał czarnowłosa.

– No byliśmy już tam, ale duszno i dużo ludzi... – zaczął niepewnie Hubert, chcąc jak najszybciej uciec z Filipem do pokoju.

– Wy? W środku? – zapytał jeden z towarzyszy dziewczyn obrzucając ich wzrokiem. – Mamy uwierzyć że was wpuścili? W tych strojach, tak?

Dziewczyny zignorowały nieprzyjemne uwagi mężczyzny.

– Chodźcie, wejdziemy jeszcze raz – zaproponowała Łucja.

Jej towarzysz usiłował wybić jej to z głowy, a Hubert zastanawiał się jak powinien odmówić. W rozmowach z kobietami nie szło mu za dobrze. Ogólnie nie był dobry w rozmowy. Ucieszył się trochę widząc dziewczyny w towarzystwie innych mężczyzn, ale było mu żal Filipa, który aż zamilkł i wyraźnie posmutniał. Hubertowi ciężko było patrzeć na przyjaciela w takim stanie. Postanowił, że spróbuje pocieszyć go jak już będą sami w pokoju.

– Wiecie co, idźcie sami, my może do was dojdziemy. Idziemy zajrzeć do innych klubów – powiedział Hubert i był zaskoczony swoją pewnością w głosie.

– Jak chcecie – krzyknęła Łucja wchodząc do klubu i zostawiając mężczyzn samych.

Hubert zauważył swoją szansę. Złapał zrozpaczonego Filipa za rękę i delikatnie pociągnął, żeby ten się ruszył.

– Wracamy – oznajmił mu.

Starszy mężczyzna nawet nie zamierzał protestować. Dał się pociągnąć kawałek za rękę, a potem, kiedy zorientował się, że to zaczyna robić się trochę niezręczne, wyjął swoją dłoń z dłoni przyjaciela. Może i dotyk trwał tylko chwilę, ale Hubert poczuł motylki w brzuchu. Miał nadzieję, że nie był to ostatni raz w którym miał okazję potrzymać przyjaciela za rękę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro