Deszcz
Następnego dnia od rana zaczęło padać. Daichi zastanawiał się, czy tego dnia ktokolwiek z drużyny pojawi się w szkole, jednak miał na to nikłe nadzieje. Spodziewał się zastać przynajmniej 4 osoby. Kageyamę, Tsukishimę, Ennoshitę oraz Tanakę. W 5 osób trening nie miał nawet sensu, dlatego powie komukolwiek kogo spotka, że może iść do szkoły. Chociaż siedzenie w niej również nie miało sensu. Wszysyko tu przypominało im o Sugawarze.
Kiedy kapitan przekroczył pokój, w którym się przebierali, jego wzrok od razu powędrował na jedną z półotwartch szafek. Zobaczył tam czyjeś rzeczy, co oznaczało, że ta osoba jest na sali gimnastycznej i najpewniej trenuje. Po ubraniach nie mógł nikogo rozpoznać, więc jedyną opcją było pójście tam i zobaczenie kto to.
Z szatni wybiegł, gdyż nie chciał, żeby jego włosy zmoczyły się przez ciągle padający deszcz. Dopiero gdy wszedł pod daszek na drodze do sali gimnastycznej, odetchnął z ulgą i tak, jak planował, podszedł do metalowych drzwi. Skrzypnęły one dość mocno i dzięki temu od razu udało mu się zwrócić uwagę, ku swojemu zdziwieniu, Hinaty i Yamaguchiego. Rudowłosy był przebrany w swój strój, piegowaty za to stał w mundurku szkolnym i w obu rękach trzymał po jednym bucie.
- Dzień dobry, Daichi-san - powiedzieli w tym samym momencie, co trochę zmartwiło kapitana. Podszedł do nich, zapominając o zmianie butów.
- Nie myślałem, że was tu zastanę... Kiedy przyszliście?
- Hinata jest tu pół godziny, a ja od 10 minut. Chciałem jedynie popatrzeć, więc sie nie przebierałem.
- W porządku. Rozumiem.
Młodsi nagle smutno spojrzeli ku sobie, jakby zaczęli się wzrokowo naradzać. Trzecioklasista podniósł pytająco brew, czekając od któregoś z nich na odpowiedź. Domyślał się, o co chcieli go zapytać, jednak wolałby o tym temacie milczeć. To nie tak, że Daichi nie był smutny po śmierci Sugi, on najbardziej ze wszystkich to przeżywał. Suga był w końcu jego przyjacielem.
- Daichi-san, bo widzisz... - zaczął Hinata, spuszczając wzrok w ziemię. Ręce, w których młodszy trzymał piłkę trzęsły się, co było dobrze oraz wyraźnie widoczne. Rudowłosy zdawał się denerwować. Czym? Sawamura w pewien sposób znał odpowiedź, ale żeby być całkowicie o tym przekonanym, trzeba zapytać. Nie dosadnie, a z delikatnością.
- Tak? Coś się dzieje, Hinata?
- Tak. Znaczy nie... Chyba...
- Możesz mi powiedzieć. Nie powinno się tłumić pytań w sobie. Prędzej, czy później do nas wrócą.
- Um... No dobrze - Hinata oddał piłkę Yamaguchiemu, który trzymał ją przy nadgarstkach, gdyż dalej miał w dłoniach buty. Rudowłosy zaczął zdejmować bluzę, pokazując kapitanowi wielkiego siniaka na ramieniu.
Daichi wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Patrzył nieprzytomnie na zdołowanego Hinatę i widział w nim małe zawahanie, które mogło być spowodowane tą sytuacją. Trzecioklasista przeniósł wzrok na Tadashiego. Miał niemal taką samą minę, jak jego rówieśnik, również patrzył w podłogę, milcząc. On wiedział o wszystkim i to pewnie jego zasługa, że rudowłosy postanowił komuś jeszcze to pokazać. Daichi podziękował mu wzrokiem oraz skinieniem głowy.
- Kto ci to zrobił? - zapytał, przybierając swój poważny ton głosu. Hinata wzdrygnął się z tego powodu i zaczął się natychmiast ubierać.
- K-kageyama... A-ale on tego nie chciał, to był wypadek...
- Uderzenie nazywasz wypadkiem?
- To nie do końca było uderzenie, Daichi-san... Kageyama go po prostu popchnął i to się stało... Potem przeprosił! Słowo!
- Yamaguchi, byłeś przy tym?
- Tak, Tsukki też, ale nie chciał się w to mieszać...
Daichi jeszcze raz spojrzał na ubierającego się Hinatę i westchnął. To zaczynało robić się podejżane. Najpierw ich kłótnia, teraz ten siniak... Czy ich drużyna zaczynała się właśnie rozpadać? Nie chciał tego. Nie było o tym nawet mowy. Musiał coś wymyślić, żeby móc uswiadomić wszystkim, iż takie zachowanie jest zwyczajnie bez sensu i najlepiej zakończyć wszelakie kłótnie. Jeśli oczywiście były jeszcze jakieś, poza tą jedną.
- Mam rozumieć, że to był wypadek?
- Tak... Kageyama nie chciał--
- Rozumiem. Jak do tego doszło? Muszę znać szczegoły, by wam pomóc.
- Wracaliśmy czwórką ze szkoły... Starałem się przeprosić Kageyamę za opuszczenie treningów, ale on ciągle mówił, że z takim podejściem niczego nie osiągnę. Mówiłem mu, że to chwilowe i jest to związane ze śmiercią Sugi-san, a wtedy on...
- Wkurzył się i popchnął Hinatę na ziemię - dopowiedział za rudowłosego Tadashi, za co mniejszy podziękował mu wzrokiem.
- Powiedział, dlaczego to zrobił?
- Nie, potem odszedł... Ale przeprosił.
‐ Tak, słyszałem... - Daichi podrapał się po karku, zastanawiając się, co powinien zrobić. Był to poważny temat, w drużynie nie powinno być żadnych sporów. Wtedy to już nie jest drużyna.
- Daichi-san... Zamierzasz... ukarać Kageyamę? - zapytał Hinata, podchodząc bliżej kapitana. Już nie wyglądał na tak zakłopotanego, jak chwilę temu.
- Hm... Cóż, powinienrm to zrobić.
- Ale on nie--!
- Tak, tak. Wiem. Nie chciał tego i rozumiem to. Nie mogę jednak zostawić tego luzem. Dlatego... dzisiejsza obecność po zajęciach na treningu jest obowiązkowa. Przeprowadzimy poważną rozmowę i jeśli ktoś się nie zjawi, osobiście sprawię, że będzie inaczej.
Pierwszoklasiści wzdrygnęli się na słowa kapitana. Mówił poważnie, oboje to wiedzieli i cieszyli się tym. Oni również chcieli to szybko wyjaśnić. Na zewnątrz nadal padał deszcz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro