Nishinoya

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dlatego pamiętajcie, jeśli będziecie potrzebowały wsparcia, w każdej chwili możecie na mnie polegać. Inni też mogli by wam doradzić - Daichi skończył swój monolog, drapiąc się po karku. Rozmawiał z menadżerkami klubu siatkówki, Kiyoko oraz Yachi. Do tej pory nie zamienił z nimi ani jednego słowa na temat Sugawary. Postanowił to zmienić.

- Dziękujemy, Daichi... Yachi jest zbyt nieśmiała, by to powiedzieć, ale na pewno skorzysta z twojego zaproszenia do wygadania się, prawda?

- Yhm...

- Cieszę się. Drużyna ostatnio niezbyt dobrze się dogaduje, chciałbym to jakoś naprawić. Muszę znów z nimi porozmawiać.

Sawamura pożegnał się z menadżerkami, idąc na wyższe piętra szkolnego. Rozmawiał z nimi przy wewnętrznej sali gimnastycznej, ponieważ tam nikogo nie było. Nie wszyscy uczniowie wiedzą, że ktoś z 3 klasy popełnił samobójstwo. Wolał, by zostało to w odpowiednim gronie. Plotki jednak potrafią szybko się rozprzestrzeniać.

- Daichi-san! - gdy stopa kapitana drużyny siatkarskiej dotknęła pierwszego stopnia od schodów piętra, gdzie znajdowały się klasy drugie, jego wzrok powędrował w stronę usłyszanego głosu. Od razu rozpoznał z daleka biegnącego w jego stronę Tanakę. Nauczyciel mijający go rozkazał przestać mu biegać, co zrobił natychmiastowo.

- Coś się stało, że musiałeś do mnie biec? -  zapytał trzecioklasista, kiedy bezwłosy zatrzymał się koło niego, cicho zipiąc.

- Nie, nie...! Ah...! Kapitanie, chodzi o Noyę!

- Nishinoya? Coś mu dolega?

- Lepiej ci pokażę!

Tanaka (tym razem już nie biegnąc) zaprowadził starszego do klasy libero. Niziołek siedział spokojnie w swojej ławce, skupiając się na tablicy, na której zapisane jeszcze były notatki z poprzedniej lekcji. Jednak kapitana nie zdziwiło to, że ten zawsze porywczy i energiczny chłopak siedzi bez ruchu, a fakt, że jego włosy były całkowicie oklapłe. Nie użył żelu do postawienia ich, co było nietypowe. Nishinoya przecież zawsze stawiał je, by wyglądać fajnie. Teraz wyglądał raczej na bardzo pogrążonego w myślach, ale tych negatywnych.

- Noya, wszystko dobrze? - Daichi usiadł w ławce przed chłopakiem, by móc lepiej zwrócić na siebie jego uwagę. Podziałało i libero patrzył teraz na kapitana.

- Tak... Czemu miałoby nie być?

- Po prostu... Twoje włosy...

- Nie miałem ochoty ich dzisiaj stawiać... To grzech?

- No co ty, nikt ci tego nie broni. Posłuchaj... Nie chcesz o czymś porozmawiać?

Sawamura od początku patrzył niższemu w oczy. Robił tak, ponieważ istniała szansa, że tym przekona go do wygadania się, bo co tego nie wzmacnia, jak ufny wzrok? Miał wielką nadzieję, że jego plan się powiedzie.

- Chcę.

Takiego obrotu spraw kapitan się nie spodziewał. Nie przypuszczał, że taki Noya będzie miał ochotę na rozmowę na wiadomo jaki temat. Czy to znaczyło coś złego? A może wręcz przeciwnie? Daichi powinien się z tego powodu martwić?

Jako, że nadal trwała przerwa, Nishinoya chciał porozmawiać z kapitanem teraz, w tej chwili. Nie rozważał jednak opcji, by ktoś poza nim i Daichim był podczas tej rozmowy. Dlatego Tanaka miał ich nie śledzić i najlepiej zająć się własnymi sprawami. Mogło wydawać się to odrobinę wredne, że przyjaciele wykluczają go z ważnej rozmowy, do której doszło tylko dzięki niemu. Mimo to, nie przeszkadza mu taka opcja, ponieważ wiedział, że Noya potrzebował innego rodzaju rozmowy, niż ta, którą zazwyczaj zaczynali.

- Noya... Na pewno wszystko dobrze? Martwisz mnie odrobinę... - zaczął kapitan, gdy nie przekroczyli jeszcze ostatniego szeregi schodów na dach (który być może jest namknięty). To było dziwne, że Nishinoya wybrał właśnie takie miejsce do rozmawiania.

- Przepraszam, ja tylko... Poruszyła mnie nasza ostatnia drużynowa rozmowa.

- I to zachęciło cię do zaczęcia kolejnej?

- W pewnym sensie - libero jako pierwszy dotarł do drzwi i pierwsze, co zrobił, to spróbował je otworzyć, jednak bez skutku, tak jak myślał kapitan. - Cholera, zamknięte...

- Nie potrzebujemy dachu, by rozmawiać.

- Tak, ale... Tam czułbym się mniej przytłoczony...

- Czym przytłoczony?

- Ja... Od samego początku wiedziałem, że coś jest nie tak...

- Co masz na myśli...? - Daichi dotarł do niższego, którego ręka cały czas znajdowała się na klamce od wejścia na dach. Brunet spróbował ją pochwycić, ale Nishinoya sam z siebie ją zabrał.

- To moja wina... Suga-san umarł przeze mnie...

- Nie, to nie twoja wina. Przecież on...

- Rozmawiałem z nim w nocy przed tym, gdy się zabił! Narzekał na coś, czego teraz nie pamiętam, a ja to zbagatelizowałem! Jestem najgorszy!

W oczach Nishinoyi pojawiły się łzy. Daichi nie wiedział o takim przypadku, ale to, że Noya tak reaguje musi oznaczać dla niego bardzo wiele. Chłopak właśnie cierpi, co w takiej sytuacji powinien zrobić Sawamura? Na tą chwilę po prostu go do siebie przytulić, mając nadzieję, że wypłacze swoje smutki w jego mundurek. Kapitan powinien bardziej się zainteresować tym, co czują jego inni zawodnicy.

- Nic nie było twoją winą... To po prostu... stało się samo... Nikt nie mógł temu zapobiec...

- Ale ja...

- Jest okej... Przejmę połowę twojej winy na siebie, więc nie płacz już...

Daichi nie potrafił pomóc Nishinoyi. Jedynie jakiś specjalista byłby w stanie to uczynić. A może jednak nie i kapitan zwyczajnie kłamał przed samym sobą?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro